Rozdział 25
Draco siedział wygodnie rozparty na krześle, bawiąc się między palcami zielonym piórem. Zamiast słuchać nauczyciela i jakże ważnych wykładów, które przecież mogą pojawić się na testach końcowych, zamglonym wzrokiem wypatrywał się w okno. Bardzo podobała mu się wszech ogarniająca biel, która zdominowała krajobraz otaczający Hogwart. Była miłą odmianą, po dziwnych przeżyciach Malfoya w Zakazanym Lesie. Nie można było powiedzieć, że przeszedł przez ostatnią pełnię bez szwanku. Mimo, że chojraczył przed Granger i samemu sobie wmawiał, że przecież nie było tak okropnie, niewiele pamiętał z owej nocy, jednak pozostawały skrawki wspomnień. W zupełności wystarczyły lotnemu umysłowi Ślizgona do złożenia całkiem spójnej całości, która przedstawiała wilkołaczą postać chłopaka w niezbyt korzystnym świetle.
Prymitywne potrzeby, bieganie od drzewa do drzewa, denerwujące swędzenie całej powierzchni skóry, pragnienie krwi i miękkiego mięsa.
Nienawiść do otaczających go stworzeń... Na samo wspomnienie wzdrygał się mimowolnie. Od tamtej pory widok Zakazanego Lasu, gdzie śnieg nie zdążył jeszcze napadać - niezmiennie przypominał chłopakowi pamiętny dzień. Niezbyt dobre skojarzenia - dlatego bardzo spodobały mu się białe kołdry otulające ziemię. Nie chciał jednak bezpotrzebnie denerwować Granger dlatego zachował swoją opinię odnośnie następnej pełni własnemu osądowi, a mianowicie: bezsprzecznie nie miał na nią ochoty. Ale jak można walczyć z nieuleczalną chorobą?
Kiedy Draco obudził się na skraju lasu, widząc Śmierciożerców z zaciekawieniem pochylających się nad jego nagim ciałem, był poważnie przerażony. Nawet nie kłopocząc się odkrywaniem go jakąś szatą (a on marzną) zaciągnęli wyzutego z sił Malfoya do Riddle Manor. W tamtej chwili autentycznie myślał, że zbliża się jego śmierć. Czekając na Voldemorta w zimnym pokoju, gdzie ustawiony był tylko jeden długi stół i dwa krzesła na obu jego końcach, z niewiadomych przyczyn pomyślał o Granger. Wolał jednak teraz tego nie roztrząsać.
Czy był zły, że dziewczyna nie powiedziała mu o swoim prawdziwym pochodzeniu? Absolutnie nie. Nie byli w końcu jakoś nadzwyczajnie blisko siebie i nie wyobrażał sobie, że sam mógłby komuś zdradzić tak wielką tajemnicę! Przecież Gryfonka nie powiedziała nawet swoim przyjaciołom.
Inną sprawą było to, że Czarny Pan bardzo zaskoczył Dracona tą informacją, a nawet samym faktem jej wyjawienia. Granger czystokrwista...
Miała być mugolaczką. A tutaj okazała się córką osoby terroryzującej cały magiczny świat, i której jego rodzice kiedyś podlegali. No i sedno rozmowy...
Voldemort zdradził Draconowi niebezpieczeństwo związane z Zakonem Feniksa. Na razie ukrywali jego rodziców, ale co będzie gdy dowiedzą się, że postanowił sympatyzować z Tym- Którego- Imienia- Nie- Wolno- Wymawiać? Bo sympatyzował, zwłaszcza po usłyszeniu historii Granger. Ale tu nie chodziło o nią... no, może w małym stopniu. Tutaj chodziło o solidarność i bezpieczeństwo. Jako że Malfoy wywodził się z długiej linii rodowej pochodzącej ze Slytherinu, cenił sobie własne życie, jak i życie swojej rodziny.
Czarny Pan obiecał chłopakowi, że odnajdzie jego rodziców i przywróci ich do łask.
Teraz Draco czekał zniecierpliwiony, musząc słuchać nudnego ględzenia nauczyciela. Profesor Hayes obiecał mu informacje gdy tylko się czegoś dowiedzą. Tym również nie podzielił się z Gryfonką. Wolał żeby nie wtrącała się w tak bardzo osobiste sprawy.
Jego rozmyślania przerwał błogosławiony dźwięk dzwonu. Z ulgą wymalowaną na twarzy zebrał swoje rzeczy i wybiegł z klasy nie zważając na pytające spojrzenia kolegów. Podążył korytarzem aż pod masywne drzwi pokoju nauczycielskiego, gdzie miał w planach złapać nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią.
Jego chumor znacznie się jednak pogorszył, kiedy wyczekiwana osoba nie przyszła nawet po dwudziestu minutach. Zniecierpliwiony tupał nogą, rozglądając się po korytarzu, aż w końcu podeszła do niego profesor McGonagall z surowym wyrazem twarzy.
- Co pan tu robi, panie Malfoy? Nie powinien pan być na obiedzie?
- Przepraszam, ale czekam na profesora Hayes'a - powiedział wyjątkowo uprzejmym tonem, przynajmniej jak na niego.
Nauczycielka zmarszczyła brwi, a w jej wyblakłych już oczach rozbłysła... nieufność?
- Pan Hayes jest dziś nieobecny z powodów osobistych - wyjaśniła, mierząc Ślizgona uważnym spojrzeniem - może ja mogłabym pomóc?
Draco lekko się wzdrygną na myśl, że McSztywna mogłaby wtrącać się do całej sprawy. W sumie nie wiedział do końca, czy jest zła ale stała po stronie Zakonu, więc...
- Skoro już pana złapałam, panie Malfoy, możemy omówić kilka kwestii - rzekła nauczycielka - nadal nie dostałam listy.
Draco podrapał się niemrawo po głowie, tępo patrząc na opiekunkę Gryffindoru.
- Jaka lista? - Spytał w końcu.
McGonagall zrobiła swoją słynną, wściekłą minę, w której doszukać się można „odrobiny" dezaprobaty.
- Jest pan Prefektem Naczelnym, żadna choroba nie zwalnia z obowiązków, przykro mi. Panna Granger już złożyła na moim biurku listę osób zostających w Hogwarcie na święta. O ile dobrze pamiętam, pan opiekuje się Ślizgonami i Krukonami.
- Och, to! - Zawołał Draco, radosny z powodu przypomnienia sobie o poruszonym w rozmowie zadaniu. Zaraz jednak mina mu zrzedła, kiedy uświadomił sobie jak bardzo zaniedbał swoje obowiązki. Był w czarnej dupie.
- Ja... Ja to mam - zapewnił gorliwie - po prostu...nie miałem czasu jeszcze dać pani tej listy.
- Doprawdy? - Spytała sceptycznie kobieta - w takim razie czekam do wieczora.
Malfoy posłusznie pokiwał głową, ze skruchą wymalowaną na twarzy. Zanim jednak pozwolił wejść nauczycielce do pokoju, wydobył z siebie ostatnie pytanie:
- A Granger zostaje w Hogwarcie, czy nie?
McGonagall lekko rozchyliła usta, ale nie pozwoliła wyjść zdziwieniu na światło dzienne.
- Sam pan wie o sytuacji rodzinnej panny Granger, panie Malfoy. Nie ma dokąd wracać, więc chyba logicznym jest, że zostaje w Hogwarcie. I nie sądzę żeby była to pańska sprawa.
Weszła do pokoju nauczycielskiego, pozwalając by masywne drzwi zatrzasnęły się za nią z głośnym hukiem.
- Cudownie - mrukną Draco z niewiadomych jednak przyczyn dość radośnie nastawiony do reszty dnia. W końcu...on także zostawał na święta w szkole.
~***~
Wielka Sala powoli zapełniała się głodnymi uczniami, kiedy Hermiona z niej akurat wychodziła. Czasami potrzebowała wcześniej przyjść na kolację, aby w spokoju pokontemplować nad swoim mizernym życiem, które coraz bardziej jej nie odpowiadało. Kiedy była jeszcze córką zwyczajnych mugoli, miała tyle możliwości! Szerokie horyzonty, otwarte ścieżki...
Teraz okazała się dziedziczką Voldemorta. Co mogła w przyszłości robić, z tą świadomością obijającą się o ściany umysłu? Przystąpić do Śmierciożerców?
Mimo, że przecież nikt nie musiał znać tego drobnego szczegółu z życia brązowowłosej, Hermiona z natury była osobą uczciwą i sama tak niegodziwym kłamstwem parać się brzydziła. Czy pozostawało jednak inne wyjście?
- Granger! - usłyszała dziewczyna wchodząc po schodach. Odwróciwszy się za siebie ujrzała Dracona, pędzącego w jej kierunku.
- Pożar, czy ktoś umiera? - Próbowała zażartować, korzystając ze słów użytych w jej ulubionej bajce, Shrek. Chyba jej się jednak nie udało, ponieważ chłopak przechylił głowę lekko w bok z niezrozumieniem przyglądając się chichoczącej Gryfonce.
- Zapomniałam, że nie wiesz co to telewizor - westchnęła.
- Ha! Wiem! To takie urządzenie do kontaktowania się z innymi ludźmi. Można rozmawiać, a zasięg potrafi łączyć dwie osoby z różnych kontynentów w parę chwil! - Wyjaśnił dumnie wypinając pierś. Jeśli jednak chciał pochwały, mocno się przeliczył, bo Hermiona wybuchła radosnym śmiechem. Zdezorientowany przyglądał się twarzy Gryfonki, którą akurat pokrywała gruba warstwa czerwieni. Powieki zakrywały ciepłe tęczówki o barwie Ognistej, a szeroki uśmiech rozciągał się od policzka do policzka. Draco znał doskonale te twarz, w końcu długo ją studiował, by później oddać jej piękno na papierze. Tak, Granger w swój specyficzny, denerwujący sposób jednak kryła w sobie coś ładnego. Ten fakt odkrył już dawno, lecz nie uważał go za zawstydzający, czy dowodzący czegokolwiek. Przecież nie miał nic do dziewczyny, tylko... lubił patrzeć jak się śmiała.
Gdy Hermiona w końcu się uspokoiła, cierpliwie wyjaśniła powód swojego zachowania.
- Zdefiniowałeś telefon, ja mówiłam o telewizorze. Czarne pudło pokazujące ruchome obrazki.
- Tom mnie wkręcał?! Już nigdy nie zamówię żadnego parszywego napoju w jego parszywym barze.
Dziewczyna chichotała pod nosem idąc z Malfoyem przez korytarz. Nie wtajemniczeni mogliby pomylić ich z dobrymi przyjaciółmi, w rzeczywistości zaś, oboje się nie znosili. Czyż nie?
Otóż właśnie TO się zmieniło. Gryfonka i Ślizgon zdołali utworzyć między sobą coś na kształt więzi, sami jednak jeszcze nie wiedzieli jakiego stopnia.
- No dobrze, masz do mnie jakąś sprawę? - Spytała w końcu dziewczyna.
- Ach...tak, właściwie to szukałem cię od obiadu - podrapał się niezręcznie po karku, niepewnie spoglądając w oczy towarzyszce - chodzi o to, że zapomniałem zrobić listy osób zostających w Hogwarcie na święta, a mam czas do wieczora - wyznał zrezygnowany.
- Och, o to chodzi? - Hermiona uśmiechnęła się ciepło - pomyślałam, że możesz sobie nie radzić po... Ekhem, No wiesz... dlatego poprosiłam Prefektów domów, aby sporządzili te listę. Musisz tylko do nich pójść.
Draco z szeroko otwartymi oczami wypatrywał się w towarzyszkę, nie mogąc uwierzyć jakie szczęście go spotkało, fart, fuks. Nigdy w swoim wcześniejszym życiu nie myślał jak to jest przyja...kolegować się z Granger. Wiedział, że Weasley i Potter tylko dzięki niej radzą sobie na lekcjach, nie podejrzewał jednak, iż z tym wszystkim łączy się wygoda. Mając przy boku taką Granger bardzo łatwo się rozleniwić. Mimo wszystko potrafił docenić pomoc dziewczyny, a radość rozpierająca jego niedawno odkryte serce, spowodowała niekontrolowane odruchy. Nie zastanawiając się długo, pochwycił Hermionę w ramiona, unosząc nad podłogę. Okręcił ją dookoła własnej osi i mocno przytulił.
- Życie mi ratujesz, kobieto! Już myślałem, że McSztywna głowę mi oberwie - śmiał się histerycznie, nawet nie zauważając zmieszania malującego się na obliczu brązowowłosej.
Draco uświadomił sobie co zrobił, dopiero gdy opuścił dziewczynę na ziemię. Lecz aby zapobiec niezręcznej sytuacji, która zresztą zdawała się być nieunikniona, zachował własne zdziwienie swoim zachowaniem głęboko w środku i swobodnie się uśmiechnął, jakby łapanie Granger w ramiona było najzwyklejszą rzeczą na świecie.
- Ekhem...nooo, dobrze - Hermiona potrzebowała chwili, by dojść do siebie. W końcu, widząc szczęście chłopaka, rozluźniła się nieco, również odwzajemniając uśmiech - to, cóż, mogę z tobą pójść do Krukonów.
- Nie trzeba i tak już jestem ci ogromnie wdzięczny. Powinienem zrobić coś sam. Dzię...kuję.
- Hermiona!
Oboje spojrzeli na koniec korytarza, skąd pędził Harry.
- Coś się stało?
- Chodź szybko ze mną - polecił, chwytając za materiał jej szaty i ciągnąc w stronę schodów. Dziewczyna wymieniła zdziwione spojrzenia ze Ślizgonem i pobiegła za przyjacielem. Za sobą słyszała kroki Malfoya co w dziwny sposób nieco ją uspokoiło.
We trójkę wybiegli na dziedziniec, gdzie zebrała się spora grupka osób. Pobudzeni uczniowie skandowali coś niezrozumiale, wymachując rękami i plując we wszystkie strony niczym rozszalałe zwierzęta.
- Co...?
- To Ron! Bije się z Zabinim - wyjaśnił Harry, który potwornie martwił się o przyjaciela.
Dziewczyna nie potrzebowała więcej. Z zaciętym wyrazem twarzy wyciągnęła różdżkę i machnęła nią lekko. W jednym momencie na placu rozległ się ogłuszający, piskliwy dźwięk syreny alarmowej.
Wszyscy uczniowie stłoczeni dookoła bijących się chłopców zgięli się w pół gorączkowo zasłaniając uszy. Wydawało się, że tylko sama Hermina i jej dwaj towarzysze byli odporni na potworny hałas. Nawet Ron z Zabinim nie zostali oszczędzeni.
Kiedy w końcu syrena ucichła, wszyscy zebrani spojrzeli na Gryfonkę z urazą wcale nie schowaną, a wyeksponowaną na twarzach.
- Wszyscy mają wracać do swoich zajęć, inaczej każdemu odejmę po dziesięć punktów - rzekła twardym, nie znoszącym sprzeciwu głosem, powodując rozpierzchnięcie się wszystkich ciekawskich uczniów. Zostali tylko sprawcy zamieszania i towarzysze dziewczyny, z którymi przyszła.
- Kto mi wyjaśni co tu się działo? - cisza, brak reakcji - spokojnie, bo nie nadąrzam - rzuciła kąśliwie.
W końcu Ron wzruszył ramionami, unosząc spuszczoną do tej pory, głowę.
- Ten idiota - wskazał mulata - dobiera się do Ginny.
- Słucham?! - Wykrzyknęła dziewczyna równo ze swoim czarnowłosym przyjacielem.
Zabini posłał wrogie spojrzenie Weasleyowi, po czym odwrócił wzrok w stronę Malfoya jakby szukając pomocy. Draco bezradnie wzruszył ramionami, Hermiona ewidentnie wyglądała na wściekłą, a w takich momentach wolał nie wchodzić jej w drogę.
- Jakie dobiera, pacanie niewyżyty - warknął w końcu, otrzepując swoją szatę - chodzę z Ginny, to raczej wielka różnica.
- Co?! - Wykrzyknęli jednocześnie wszyscy zgromadzeni.
- Gówno. To co słyszeliście. Potter bardzo skrzywdził Ginny, myśleliście, że tego nie przeżywa?
- Blaise, dość - rzekł dziewczęcy głos zza pleców dopiero przybyłych. Do grupki podeszła rudowłosa dziewczyna ze smętną miną.
- Ja im wszystko wytłumaczę, ale... nie tutaj. Może nie wiecie, ale wszyscy stoją przy oknach i was obserwują. Chyba nawet widziałam profesora Slughorna. Chodźcie... do Pokoju Życzeń?
~***~
Szczerze powiedziawszy, Hermiona poczuła się zazdrosna, a nawet zdradzona. Skoro Ginny coś przeżywała, dlaczego nie przyszła z tym do niej? Teraz - idąc za dwójką „zakochanych" - nie mogła zebrać myśli. Szok, zdziwienie i lekka złość mieszały się ze sobą, zaciskając w gardle Gryfonki.
Zazdrościła... ale czy chodziło tylko o Ginny? Zazrdościła Zabiniemu, że ruda mu się zwierza, czy zazdrościła obojgu, tych porozumiewawczych spojrzeń przeznaczonych tylko dla siebie nawzajem, przepełnionych dziwną energią, którą dzielą się ze sobą... jak każda dziewczyna, pragnęła posiadać osobę (najlepiej płci przeciwnej) która byłaby dla Hermiony oparciem, której mogłaby się ze wszystkiego zwierzać, przed którą niczego nie musiałaby się wstydzić. Kiedyś myślała, że Ron przedstawiał taką osobę, jak widać - chyba się pomyliła. Została sama w najgorszym momencie życia, podobnie jak Ginny, dlaczego więc ruda znalazła swoją połówkę, a Hermiona nie?
Weszli do Pokoju Życzeń, który przybrał wygląd salonu w Norze - najwyraźniej otoczenie to pozwalało Ginny się uspokoić. Malfoyowi i Zabiniemu chyba jednak nie spodobał się wystruj, bo ze zmarszczonymi nosami rozglądali się po pokoju. Cóż gust się najwyraźniej nie zmienił w porównaniu do przekonań.
- Usiądźmy - rzekła ruda, ale tylko Harry i Hermiona posłuchali się Weasleyówny. Pozostali trzej chłopcy mierzyli się nieprzyjemnymi spojrzeniami.
- Malfoy.
- Blaise.
Dziewczęta spojrzała na siebie z lekkim rozbawieniem, ponieważ jednocześnie zawołały Ślizgonów. Co dziwne, oboje ze skruszonymi minami przycupnęli na przetartej kanapie, którą okrywała ręcznie dziergana narzuta. Ron prychnąć pod nosem i rozsiadł się wygodnie na fotelu.
- Czekamy na wyjaśnienia - mrukną.
- No dobrze - uwadze Hermiony nie uszedł nerwowy ruch ręki dziewczyny, która złapała dłoń mulata. Ten objął jej szczupłe palce swoimi i uspokajająco je głaskał - Jak dowiedziałam się o Harrym i Lunie... to bardzo zabolało - przyznała unikając wzroku czarnowłosego - a wszyscy jak na złość nie mieliście dla mnie czasu, w ogóle źle się działo, wasza paczka, którą uwielbiałam, zaczęła się rozsypywać. Nawet nie wiecie jakie to smutne. Zawsze zazdrościłam wam tej niezwykłej więzi, mimo że niby dopuszczaliście mnie do siebie, zawsze tworzyliście odrębną wspólnotę. Dlatego nawet nie chciałam zawracać wam głowy. Blaise...tak się złożyło, że sam martwił się o Malfoya. Z jakiegoś powodu Fredka kręcił się wokół naszej Hermiony - Ginny posłała rozbawione spojrzenie owej dwójce, która teraz czerwieniła się bardzo zdezorientowana - i przy okazji przyuważył mnie... w chwili słabości. Pomagał mi i jakoś samo wyszło, że...jesteśmy razem - wyszeptała patrząc tylko i wyłącznie na swojego chłopaka. Posyłał jej łagodny uśmiech pełen pięknych uczuć i emocji. Hermiona nie mogła na to patrzeć, zwłaszcza że w pomieszczeniu znajdował się również Ron, który bardzo zranił...głównie jej policzek. To rzeczywiście było smutne - przecież wraz z Weasleyem i Harrym zawsze tworzyli zgrany team. Przecież pokonali tyle przeszkód, tyle przygód wspólnie przeżyli! Dlaczego ich przyjaźń musi się rozpadać?
- Czemu nam nie powiedziałaś wcześniej? - Spytała uprzednio odchrząknąwszy, aby nie ukazać łamiącego się głosu.
- Nie wszystkim powinniśmy się dzielić z innymi, nawet najbliższymi - powiedziała Ginny znacząco spoglądając na Hermionę.
Dlaczego Draco miał wrażenie, że Weasley wie o tajemnicy Granger? Powiedziała jej?! Przecież ruda mogła to komuś wypaplać, w końcu cała jej rodzina należała do Zakonu! Czemu Granger tak się naraża? Przecież coś może jej się stać, już kilka razy prawie została porwana, a nie zawsze będzie mógł ją uratować.
Merlinie jak to brzmi! Ciekawe co powiedziałby ojciec, gdyby usłyszał moje myśli - kontemplował w głowie Draco - a no tak, przecież Granger nie była jednak szla...mugolaczką.
Zapanowała cisza, przerywana tylko odgłosami przełykanej śliny. Wszyscy albo wbijali wzrok w podłogę, albo mierzyli się oceniającymi spojrzeniami. Draco postanowił odezwać się pierwszy, kiedy zobaczył jak jego przyjaciel bardzo przeżywa nie akceptację zgromadzonych i smutnął minę swojej dziewczyny. To chyba jednak nie były żarty, jak myślał z początku. Odchrząknął, aby zwrócić na siebie uwagę.
- No cóż, teraz rozumiem dlaczego rzuciłeś się na mnie z pięściami kiedy skomplementowałem tylne partie ciała młodej Weasley. Od razu zaznaczam, że nie miałem romantycznych zamiarów, tym bardziej sprośnych, jedynie podziwiałem urodę - Blaise zaśmiał się na jego słowa z pewną ulgą, że ktoś się odezwał, rozluźniają atmosferę. Draco zaś wspomniał o sytuacji sprzed kilku tygodni, kiedy to wtrącił się Łasica. Teraz bardzo bawiła Blaise'a owa sytuacja, zwłaszcza kiedy przypomniał sobie jak Malfoy i Rudy pindrzyli się przed Granger.
- Cóż, póki nie zamienisz się w podlizującego się pantoflarza, jestem w stanie zaakceptować Twój związek z...brrr! Gryfonką - odkaszlną teatralnie, ale zaśmiał się jedynie Zabini i (o dziwo) Hermiona. Kiedy zorientowała się, że tylko ją spośród Gryfonów rozbawił żart Malfoya, ucichła zmieszana. Dała jednak odrobinę satysfakcji Draconowi, mile połechtała jego ego, a to że sztywniacy się nie poznali na dobrym żarcie, nie było jego problemem.
- No dobra, Ginny! Nie jestem zła, ale... następnym razem mów mi o takich rzeczach, pomogę ci bez względu na problem - powiedziała ciepło, obejmując przyjaciółkę - a jeśli chodzi o twojego chłopaka...póki cię uszczęśliwia, nie zrobię mu krzywdy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top