Rozdział 19



Pierwszy śnieg! Najcudowniejszy moment dla młodych ludzi, ale również dla tych starszych. Gdy ziemię, zmęczoną już ciągłą jesienią, przykrywa cienka warstwa białego prześcieradła, rozpoczynająca okres zimy. Nie było wątpliwości, że owa pora roku jeszcze da w kość, lecz ludzie mieli to do siebie, że chwile szczęścia, zwłaszcza te wyjątkowe, wyjęte z schematu, przekładało nad rozsądek. Liczył się śnieg i nastrój, który wprowadzał. Niemal świąteczny, a przecież dopiero minął 28 października.

- Szybko w tym roku przyszedł śnieg - zauważył Harry, gdy razem z Hermioną i Ronem zmierzali do chatki Hagrida.

- Jesień także nadeszła nieco wcześniej - przypomniała rzeczowo dziewczyna, ciaśniej opatulając się płaszczem.

- Ja tam się po prostu cieszę ze śniegu - mrukną Ron.

Przyjaciele stanęli przed potężnymi, drewnianymi drzwiami i śmiało zapukali. Gajowy otworzył dopiero po chwili, wołając uspokajająco. Jak zwykle w jego chatce panowało przyjemne ciepło, pochodzące z buzującego ogniem kominka i zapach słynnych herbatników.

- Nareszcie żeście przyszli, ostatnio nie za długo tu zagrzaliście - zagrzmiał Hagrid, siadając w ogromnym fotelu.

- Przepraszamy, Hagridzie, ale rozumiesz, mamy OWT-emy - zaczął Ron obronnym tonem. Prawdą było, że gajowego odwiedzali najwyżej raz na dwa tygodnie.

- Ja to rozumie, co mam nie rozumić, ale trochu mi smutno tak samemu...kiedyś to przynajmniej miałem Norberta.

- Hagridzie, Norberta odesłałeś już kilka lat temu, powinieneś o nim zapomnieć, zwłaszcza że okazał się dziewczynką - przypomniała Hermiona.

Woda w czajniku zagotowała się i po chatce rozniósł się ostry gwizd. Olbrzym wstał gwałtownie z miejsca i ponalewał gościom herbaty.

- No to opowiadać dzieciarnia, co tam się u was dzieje? - Spytał - widzę Hermiono, że coraz lepiej wyglądasz, ale nadal chuda jak jaki testral! Będziesz musiała zabrać kilka herbatników.

Dziewczynie udało ukryć się przerażenie i z grzeczności nie zaprzeczyła.

- U nas wszystko w porządku, jeśli można tak nazwać godziny nauki i treningów - powiedział Harry - nas bardziej ciekawą sprawy Zakonu! Jakieś nowe wieści?

- Ty ciekawski chłopaku - zawołał rozbawiony gajowy - nie mogę wam opowiadać o wszystkim, cholibka. McGonagall za jęzor uwiesiłaby mnie na bijącej wierzbie.

- Nikt nic nam nie chce mówić - poskarżył się okularnik.

- Na waszym miejscu cieszyłbym się, cholibka...ostatnio żeśmy znaleźli dwa ciała Śmierciożerców na Nokturnie. Nikt nie wie jaki czort je zabił, ale dla nas to lepiej. A i Malfoyów jakoś tak łatwiej ukrywać. Sami-Wiecie-Kto trochę poluzował napięcie.

W tym momencie Hermiona lekko się uśmiechnęła, lecz ta chwila radości minęła gdy głos zabrał Ron.

- Jak dla mnie to on mógłby zabić rodziców tej tlenionej fretki.

- Ron! - Wykrzyknęła wstrząśnięta - jak możesz chcieć czyjejkolwiek śmierci? My nie jesteśmy jak Oni.

- Hermiona ma racje, cholibka. Dumbledore nie chciałby przemocy.

To była kwestia sporna, lecz dziewczyna nie chciał jej rozpoczynać. W sumie to Voldemort niewiele jej opowiedział o tym człowieku i Gryfonka miała mieszane uczucia względem byłego dyrektora. Przecież on nie mógł być zły. Nie ten poczciwy, mądry i szanowany czarownik.

Właściwie, jakie to ma znaczenie? Przecież on nie żyje - szepnął jakiś głosik w jej głowie, który zaraz przepędziła.

Gdy wychodzili z chatki Hagrida, zapadał zmierzch. Śnieg zasypał już ziemię do 5cm. Chłopcy szybko pobiegli w stronę dziedzińca, gdzie grupka uczniów urządziła bitwę na śnieżki, lecz Hermionę zatrzymał gajowy, wręczając torbę herbatników. Nijak nie mogła się wymigać. Przyjęła więc prezent i pożegnała grzecznie, po czym ruszyła do zamku. Nie doszła jednak daleko, gdy usłyszała jakiś szelest. Jakby coś ruszało się na skraju Zakazanego Lasu.

Po wyjęciu różdżki, powoli zaczęła skradać się w owym kierunku. Światła z chatki Hagrida już jej nie obejmowały troskliwymi ramionami i musiała radzić sobie sama. Przynajmniej była niewidoczna w cieniu. A przynajmniej tak myślała.

Gdy zbliżyła się do pierwszych zarośli, powietrze poruszyło się , po czym chwyciło Gryfonkę w silne ramiona. Nie zdążyła nawet krzyknąć, gdy wielka dłoń zakryła jej usta. Jej analityczny umysł od razu rozpoznał zaklęcie kameleona, jakim musiał się przykryć napastnik.

- No, księżniczko - sykną jej do ucha męski głos, który z kądś kojarzyła - Nareszcie wyszłaś z gniazdka...

Hermiona próbowała się wyrwać, lecz udało jej się jedynie rozjuszyć napastnika.

- Uspokój się, suko! Tym razem nie uciekniesz Feniksowi.

Mężczyzna pociągnął Gryfonkę w stronę lasu. Nic nie mogła poradzić na to, że coraz bardziej zagłębiali się między drzewami. Przeciwnik był o wiele silniejszy i miał nad dziewczyną przewagę.
Zupełnie nagle coś huknęło i dziewczyna Zatoczyła się do tyłu. Wolna. Na ziemi leżał potężny mężczyzna, zapewne jej niedoszły porywacz. A nad nim postać o jasnych włosach.

- Malfoy? - wychrypiała Hermiona, podnosząc się z ziemi. W lesie było ciemno, więc nie mogła dokładnie stwierdzić jaki wyraz twarzy przybrał chłopak, ale mogłaby się założyć, że kpiący.

- I po raz kolejny ratuję ci tyłek, na dodatek przed tym samym gościem - zaśmiał się, chociaż w jego głosie ukryte było zdenerwowanie.

Hermiona miała ochotę wtulić się w niego i płakać, ale przypomniała sobie, że to jest ta sama osoba, która obrażała ją i poniżała przez osiem lat.

- Jak...jak się tu dostałeś?

- Och, rzucaliśmy się śnieżkami, kiedy przybiegli Potter z Weasleyem. Eee...po prostu akurat patrzyłem jak idziesz w stronę lasu. Wszystko widziałem.

Inną sprawą było, że instynktownie szukał jej wzrokiem, kiedy w polu widzenia pojawiali się ciotowaci przyjaciele Gryfonki.

- Ja...dzięki. Kto to był?

- O to samo chciałem cię spytać. Znowu ten gość! Zrobiłaś coś komuś?

- Nie! Ja...on mówił coś o jakimś Feniksie. Nie znam go.

Malfoy skinął głową, by po chwili wyciągnąć rękę w stronę Hermiony. Nie wiedziała o co mu chodzi, puki nie zobaczyła jego zatroskanej miny. Chyba...chciał ją pocieszyć.

- Wszystko w pożądku?

- A...chyba tak.

Hermiona sama nie wiedziała dlaczego wzięła chłopaka za rękę. Chyba na prawdę potrzebowała pocieszenia. W każdym razie, zorientowała się co robi, gdy Malfoy nie poradnie objął ją ramieniem. Szybko odsunęła się od niego, zawstydzona.

- Lepiej znajdźmy drogę powrotną - mruknęła.

Rozejrzała się po otoczeniu z lękiem. Zapadła już noc, ale korony wysokich drzew zasłaniały nawet księżyc. Nie mówiąc już o gwiazdach.

- Którędy przyszedłeś? - Zwróciła się do chłopaka. Niestety miał nietęgą minę, z czego bardzo łatwo wywnioskowała, że sam nie pamięta.

- Eee...chyba stamtąd.

Hermiona jednak już go nie słuchała. Draco zdziwiony patrzył jak wygina się w łuk i upada na ziemie. Miała otwarte oczy, jednak zasnuła je mlecznobiała mgła. Doskonale zdawał sobie sprawę, że straciła kontakt z rzeczywistością. Już kiedyś coś takiego oglądał.

- Granger? Co ci?

- Niedługo - szepnęła nie swoim głosem - musimy się schować, schować! Idzie tu, zaraz będzie...za drzewem!

Zaczerpnęła gwałtownie powietrza i zakaszlała. Mgła rozwiała się niby przepędzona przez wiatr rzeczywistości i dziewczyna przytomnie spojrzała na Draco.

- Musimy uciekać! - Powiedziała.

- Najpierw wytłumaczysz mi co tu się stało - zarządał Ślizgon.

- Szybko, musimy iść.

- Nawet nie wiemy w jakim kierunku! - Zaprotestował Malfoy, ale Hermiona już zbierała się z ziemi.

- Może coś ci się stać - rzekła błagalne.

- Skąd to wiesz? Co ty takiego ukrywasz, Granger?

I chociaż schlebiało mu, że dziewczyna się o niego martwi, zaczął łączyć pewne fakty. Zaparł się i nie chciał nawet ruszyć z miejsca mimo próśb Hermiony.

Ta w końcu wskazała na ciemno granatowe niebo.

- Dzisiaj jest pełnia. Nie dość, że sam las jest niebezpieczny, to. Jest. Dzisiaj. PEŁNIA.

Dopiero wtedy Malfoy zrozumiał powagę sytuacji. Zrozumiał także, że do tej pory dziewczyna szeptała, a on mówił coraz głośniej. Dla samej przekory. I to był błąd

Hermiona nie mogła nic zrobić, Malfoy jej nie słuchał! Pewnie by poszedł, gdyby mu wyjawiła prawdę, ale ona zbyt bardzo się bała. Mimo, że była Gryfonką.

Nie krzyknęła, gdy to się wydarzyło. Po prostu patrzyła jak zza drzew wyskakuje owłosiona bestia i ląduje na nieświadomym chłopaku. Pierwszy raz czuła aż takie przerażenie.

Wilkołak zatopił zęby w ramieniu Draco, machając pazurami we wszystkie strony. Chłopak Krzyczał, nie radził sobie.

W końcu Hermiona wybudziła się z otępienia i wyjęła swoją różdżkę. Ręka trzęsła się niemiłosiernie, ale jakoś zdołała wycelować. Wiedziała co się stanie jeśli tego nie zrobi.

- Avada Kedavra.

Zielony strumień światła.

Mieszanka krzyku trzech osób.

Jedna przytomna osoba i dwa nieruchome ciała.

Hermiona rzuciła różdżkę i podbiegła do Malfoya. Leżał tuż obok ciała jakiegoś mężczyzny, nieruchomy.

Nie mogła go trafić, nie, tylko nie to...

- Błagam cię, żyj - szepnęła przykładając ucho do jego klatki piersiowej. Chwila potwornej niepewności, zanim dziewczyna dosłyszała powolne trzepotanie serca. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, że wstrzymywała powietrze. Wypuściła je z ulgą i przetarła mokre od łez policzki.
Co ona zrobiła?

~***~


Harry siedział na parapecie w jednym z bocznych korytarzy, razem z Luną przyglądając się iskrzącemu śniegu za oknem. Pełny krąg księżyca rozświetlał błonia srebrnym blaskiem. Jezioro również wyglądało jak zaczarowane. Cudowne warunki na nocne schadzki.

- Zgadnij co ją widzę - powiedziała nagle dziewczyna.

Harry z uśmiechem pocałował jej jasne włosy i rozejrzała się.

- Nie wiem - przyznał w końcu.

- Wydrę. Jest piękna. Idealna i srebrna jak światło księżyca. Biegnie z Zakazanego lasu do szkoły. Ale zwierzęta tak szybko nie biegają. Czy przypadkiem, Hermiona nie miała wydry jako patronusa?

Wtedy i Harry dostrzegł smugę światła mknącą przez błonia, ale jak Luną zdołała rozpoznać w tym wydrę? Ale skoro tak, to...

Gryfon zerwał się z miejsca, ciągnąć za sobą Lunę. Trzymając się za rękę, pobiegli do gabinetu dyrektorki.

Mogą być błędy, ale nie czuję wyrzutów sumienia. Wstawiam rozdział mimo egzaminów, które będą trwać jeszcze dwa dni!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top