Rozdział 15
//Hermiona
Siedząc w pokoju wspólnym zastanawiałam się nad związkiem Malfoya i Parkinson. Kiedy oni do siebie wrócili?
Czy ponownie stanę się ich celem kpin?
Najbardziej boje się tego ostatniego.
-Czym się tak martwisz? - zapytał Harry, który robił zadanie domowe.
-Wiesz że Parkinson i Malfoy znowu są razem? - prychnęłam. - Jedno warte drugiego.
-Nie gadaj! Skąd to wiesz? - wyprostował się, zrzucając książki z kolan.
-Widziałam jak ten mops wpychał fretce język do gardła. - stwierdziłam, a on się zaśmiał.
-Nie chce znać szczegółów. - skrzywił się.
-Z czego robisz zadanie? - zapytałam.
-Z wróżbiarstwa, mamy napisać coś o Jowiszu. - mruknął niezadowolony.
-O jakim Judasz mówisz? Kto tu jest Judaszem? - spytał Ron, który wszedł akurat do pokoju.
-Nie Judaszem, mówimy o Jowiszu. - powiedziałam. - Masz tu książkę, tam na pewno coś znajdziesz. - rzuciłam w stronę Harrego wielką książkę.
//Adrian
-Chciałbym coś sprawdzić. - powiedział do mnie Danny.
-Co? - zapytałem odrywając się od książki. Ten tylko wziął moje ręce i położył na swojej klatce piersiowej. - Co ty robisz?
-Cicho. Co czujesz? - zapytał.
-No eee.. męską klatę.. płaską i twardą. - powiedziałem zmieszany.
-Wybacz, że nie wyhodowałem sobie cycków. - mruknął. - Jednak Boyd miał racje. - dodał pod nosem, a ja się zaśmiałem.
-Mam wrażenie, że Boyd cię nie lubi. - powiedziałam,a ten prychnął.
-On mnie uwielbia. - odparł pewny siebie. - Jak tam idzie ci z Hermioną?
-Z Hermioną? Bardzo dobrze.
-Jednak wasza randka była niewypałem.
-To przez Stiles'a... Tak bardzo go nienawidzę.
-Myśle, że on coś do niej ma. - mruknął, a ja zacisnąłem pięści.
-Stiles jest za głupi na Hermionę. - powiedziałem pewnie.
-Ty też jesteś na nią zbyt głupi. - zaśmiał się Stiles, który pojawił się za nami z tym swoim aroganckim uśmieszkiem.
-Odwołaj to. - warknąłem.
-Nie będę nic odwoływał. To ty mnie pierwszy wyzwałeś. - parsknął. - Myślisz, że Hermiona będzie twoja? Zabiorę ci ją przy pierwszej lepszej okazji, a ty dalej będziesz siedział z tym swoim gejowatym przyjacielem. - dodał wskazując na Danny'ego.
-Dosyć tego. - powiedziałem naskakując na niego pięściami.
W tamtym momencie nawet nie miałem ochoty z nim walczyć na zaklęcia. Jedyne co chciałem zrobić to mu pokazać, że mnie może obrażać, ale mojego przyjaciela niech zostawi w spokoju.
-EJ! Stójcie! Stop! - krzyczał Danny, rozglądając się po korytarzu.
-Uraziłem cię? - zaśmiał się Stiles. - Aż tak kochasz Granger? Żeby się ze mną bić? - dodał, a po chwili dostał ode mnie w nos, z którego pociekła krew.
Tak. Aż tak bardzo ją kocham.
-Co tu się dzieje?! - krzyknęła profesor McGonagall a my oderwaliśmy się od siebie. - Bijatyka na korytarzu? Zapraszam za mną. - posłusznie, ruszyliśmy za profesorką przez korytarz pełnych uczniów.
-To przez ciebie. - warknąłem do Stiles'a.
-Corn, nie oszukuj się. Granger jest moja. - uśmiechnął się.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top