Drugi
🎄
Za oknem śnieg zasypywał parkujące przy ulicach samochody, zamarznięte w doniczkach roślinki, latarnie i przechodniów, którzy chowali się pod parasolem przed padającym zimnem. W nocy przyszła śnieżna nawałnica i wyglądało na to, że nie zamierzała odpuścić nawet w Wigilię. Mieszkańcy Londynu z westchnieniem przyglądali się lodowym śnieżynkom, już kombinując, jak dostać się na wieczorną mszę tak, by nie musieć przedzierać się przez zasypane drogi.
W jednej z wielu kamienic; w zielonym salonie, który był oświetlany przez ogień płonący w kominku i misterną lampę stojąca w kącie; na podłodze uwalanej niebieskimi łańcuchami, tęczowymi bombkami i anielskim włosiem siedziała rudowłosa dziewczyna, uważnie tnąc nożyczkami papier na prezenty, które notabene leżały obok niej w plecionym koszyku. Wysunęła lekko język, próbując ciąć idealnie po linii, ale za chwilę zaklęła, gdy nożyczki uskoczyły w bok.
- Cholera - mruknęła, prostując plecy i kątem oka zauważając jakiś ruch. Natychmiast rzuciła papier na koszyk i odwróciła się w stronę kuchni. - Blaisie Zabini, ty skończony idioto, czego nie rozumiesz w zdaniu "Nie podglądaj!"?
- Przecież nie podglądam! - odkrzyknął oburzony chłopak i zajrzał na chwilę do salonu, udając, że wcale nie zerka na koszyk prezentów. - Jednak uważam, że to niemoralne z twojej strony tak rozsiadać się na środku i szczuć człowieka.
- Wcale cię nie szczuję - Ginny przeciągnęła się i chwyciła tęczową bombkę. - Skąd w ogóle pewność, że coś dla ciebie mam?
- Mojego prezentu nie da się zapakować - stwierdził, wsadzając do ust dopiero co upieczonego pierniczka. Cały dom pachniał cynamonem, którego Blaise pieczołowicie dodał do ciasta. Ginny wiedziała, że wieczorem nikt piernika nie tknie. Czarnoskóremu jednak to nie przeszkadzało. On sam pałał namiętnie ognistą miłością do cynamonu i wanilii.
- Ta? - mruknęła, szukając w bałaganie zieloną wstążkę. - I co ci niby dam?
- Swoją cnotę - powiedział przekonany, podchodząc do niej z talerzem. Szybko zasłoniła sobą koszyk.
- Blaise, no!
- No co? - wzruszył ramionami. - Trzeba było pakować, jak byłem w pracy, a nie ty się zabierasz do wszystkiego na ostatnią chwilę. Mamy Wigilię, Nin! Wigilię! Za sześć godzin przyjdzie cały tabun ludzi, którzy się nawzajem szczerze nie znoszą, a my nie zrobiliśmy jeszcze popcornu!
Usiadł obok niej na podłodze i wziął do ręki zapakowany już prezent. Obejrzał go i przeczytał karteczkę.
- Draco? Jak na kogoś, kto szczerze go nie znosi, dajesz mu za wiele prezentów. Mam się martwić?
- Nie. Daję mu śmieci, których znowu zapomniałeś wynieść. Pojedynczo - zabrała od niego paczuszkę i włożyła do drugiego koszyka, w którym prezenty czekały tylko na choinkę. No właśnie. Zerknęła na drzewko stojące w doniczce i czekające na przyozdobienie. Chociaż drzewo to było za mało powiedziane. Świerk miał prawie dwa metry rozpiętości i sięgał aż do sufitu. Objęła spojrzeniem wszystkie dekoracje, po raz kolejny nie mogąc się zdecydować na żaden zestaw. - A może tylko złote bombki?
- Jak chcesz, Nin - Blaise wpakował pierniczka do ust. - To twoja choinka.
- A ty co chcesz?
- Ciebie ubraną w zielony łańcuch.
Pacnęła go w głowę i podała mu jeden z kartonów. Westchnął cicho i odebrał go, wstając.
- Pomożesz mi? - zapytał z nadzieją. Pokręciła głową. - Jesteś najgorszą kobietą na świecie.
- A ty najgłupszym facetem na ziemi.
- Dlaczego niby?
- Bo chcesz wyjść za najgorszą kobietę na świecie - powiedziała, rozkładając papier na podłodze. Zerknęła przez ramię, czy jej chłopak nie podgląda, ale ten zajęty był rozplątywaniem świątecznym lampek. Wyjęła więc z koszyka prezent dla niego i pieczołowicie go zapakowała, przystrajając w czerwoną kokardę.
W tle zabrzmiały cicho kolędy. Uśmiechnęła się pod nosem, myśląc o córce Pensów spod dwójki, która od dwóch tygodni katowała na pianinie "Cichą noc", by w Wigilię móc pochwalić się swojej babci. Babci, której nie widziała od półtora roku. Ginny słyszała, jak mała ekscytuje się i ciągle pyta swoją mamę, kiedy w końcu będzie Boże Narodzenie. Młoda rudowłosa pochyliła się nad prezentem dla Hermiony, myśląc o swoich dziadkach, których już prawie nie pamiętała. Molly nie lubiła opowiadać o rodzicach, a Artur nabierał wody w usta, gdy pytała o dziadka Weasley'a. Westchnęła, wiążąc ładną zieloną kokardkę i na chwilę zamierając, by następnie zedrzeć ją i sięgnąć po czerwoną wstążkę. Nie chciała męczyć już Herm TYM kolorem.
Tak strasznie się cieszyła, że przyjaciółka zgodziła się przyjść wieczorem. Wiedziała, jak ciężko jej będzie siedzieć przy jednym stole z Malfoy'em. Pokręciła głową, rzucając gniewne spojrzenie Blaise'owi, który próbując utrzymać równowagę na krześle, rozwieszał na gałązkach choinki lampki. Nie przyszło mu do głowy użyć magii. A może po prostu chciał po raz pierwszy w życiu sam ubrać drzewko. Gniew ustąpił miejsca rozczuleniu. Spojrzała na swój pierścionek zaręczynowy, nie mogąc uwierzyć w to, jakie szczęście ją spotkało. Jeszcze parę miesięcy temu była nikim. Nie umiała się podnieść, nie umiała uwolnić się od swoich demonów. A dzisiaj... dzisiaj pakowała prezenty we własnym domu, a za jej plecami jej przyszły mąż ubierał choinkę.
Poczuła pod powiekami łzy. Zamrugała szybko, wkładając prezent dla Hermiony do koszyka. Dzisiaj wszystko miało być perfekcyjne. Nie tylko dla niej, ale i dla panny Granger.
🎄 🎄🎄
Wśród roześmianej świątecznej atmosfery, to miejsce było najcichszym miejscem na wyspie. Nie sięgały tu żadne dźwięki, nie było żadnych ozdobnych światełek. Drzewa pokrywała gruba warstwa śniegu, a nogi zapadały się jej aż po kolana. Czuła, jak zamszowe kozaki przemakają, a czarny płaszcz nie chroni dostatecznie przed mrozem. Z białego nieba sypały się duże płaty śniegu osiadające nieśpiesznie na jej włosach. Pociągnęła nosem, wpatrując się w biały marmurowy prostokąt leżący pod łysą wiśnią. Ktoś odśnieżył płytę tak, że mogła zobaczyć dwa wyryte nazwiska.
Harry Potter
Luna Lovegood
Hermiona spuściła głowę, wciskając zmarznięte palce głębiej do kieszeni. Pustka w sercu pulsowała nieznośnie, a wspomnienie lata wbijało się boleśnie w jej duszę. Czuła się umęczona, jak nigdy dotąd. Wypełniała ją tęsknota niemogąca już nigdy zelżeć. Na świecie nie było już dwójki przyjaciół, których po raz pierwszy miało zabraknąć w święta. Po raz pierwszy i już na zawsze.
Nawet nie musiała użyć różdżki, by na płycie zmaterializował się szklany słoiczek z palącą się w środku świeczką. Samotność dała jej czas, w którym w spokoju mogła poćwiczyć magię wyższą. Jej różdżka spoczywała wetknięta w kozaka, ale magię miała w opuszkach palców. Czuła ją tam pulsującą i żywą. W pewien sposób przynosiła jej ulgę w tym smutku.
Nie miała już nadziei na odzyskanie tych, których straciła, ale wierzyła, że nie straci już nikogo więcej. Chciała zamknąć listę na jasnowłosym chłopcu, którego miała zobaczyć za godzinę. Jej usta wygięły się w cierpkim uśmiechu. Dracon Malfoy nie był już dzieckiem, ale dla niej wcale nie zachowywał się, jak człowiek dorosły. Widziała jego zagubione oblicze i wiedziała, że nie miał możliwości dorosnąć. Ból przeciął jej policzki gorącem. Uświadomiła sobie, że płacze. Nieśpiesznie otarła łzy, czując obojętność. Obiecała sobie, że już nigdy nie pozwoli, by jakiś Ślizgon tak zamącił w jej życiu i sercu.
Przeniosła wzrok na płytę grobową, wyobrażając sobie, jak Harry uśmiecha się do niej z dumą. Luna jak zwykle opowiadałaby o tym, że śnieg to tak naprawdę łupież olbrzymia, w którego paznokciu wszyscy żyjemy. Wybraniec pytałby się pani Weasley, jak udało jej się zrobić tak przepyszny pudding, a Ron dąsałby się z kolejnego swetra. Hermiona siedziałaby pomiędzy nimi, wymieniając z Ginny porozumiewawcze spojrzenie. Potem wymknęłyby się na chwilę i wróciły z olbrzymim prezentem dla Molly. Mama rudowłosej a zarazem przyszywana matka Granger pewnie zalałaby się łzami, łkając, że nie trzeba było i że kocha je najmocniej na świecie...
Westchnęła, a obok znicza uformowała się biała róża. Czuła, że to magia płynąca z serca. Tak jakby tym gestem chciała pokazać prostotę, która zapanowała w jej wnętrzu. Jeszcze wczoraj było w nim pełno uczuć, a dziś... wigilijny wieczór uspokoił ją i w dziwny sposób dodał otuchy. Otulił ją swoją ciszą i tajemnicą. Nie chciała się ruszać, choć zdrętwiały jej nogi i cała drżała. Musiała się znaleźć z powrotem w Londynie i zacząć przygotowywać do Wigilii. Z roztargnieniem pomyślała o wiszącej w jej pokoju sukience, którą rano przywiozła jej Ginny. Jej samej nie przyszło do głowy, by ubrać coś więcej niż dżinsy. Wiedziała jednak, jaki przepych zaprezentują Malfoy i Astroia, a młoda Weasleyówna podjęła rękawicę.
Przymknęła oczy, mimowolnie się uśmiechając. To będzie ciężka walka pomiędzy Gryffindorem a Slytherinem. Tylko Hermiona nie wiedziała, czy ma wystarczająco dużo siły na to, by wygrać.
🎄 🎄🎄
- Wesołych świąt, kochanie.
- Wesołych świąt, mężczyzno mojego życia - uśmiechnęła się, a Neville objął ją, całując w czoło. Między nimi znajdował się niewielki brzuszek, pokazując innym, że rodzina powoli się powiększała. Longbottom pochylił się i pocałował stan brzemienny żony. - Wesołych świąt, kruszyno.
Stali na plaży, owiani morską bryzą, wpatrując się w przepiękny i ciepły zachód słońca. Niebo przybrało barwę purpury i przetkane było różowymi chmurami. Za horyzontem słońce, jak pomarańczowa landrynka, powoli chowało się do pudełka. Morze miało odcień jasnego kobaltu, a po plaży spacerowali leniwie ci, którzy nie chcieli marznąć w te święta.
- Nazwiemy ją Jessica.
- Nigdy w życiu! - oburzyła się Pansy, przykładając dłoń do brzucha. - Co powiesz na Rosaline?
- Rosaline? Nie za malinowo? - Nevile objął ją od tyłu, wpatrując się w spokojne fale. - Może Matylda?
- Kiepski jesteś w wybieraniu imion - mruknęła, przymykając oczy. Było jej tak cudownie ciepło. Na ciele i na duszy. Miała przy sobie wszystko, czego potrzebowała; jej dziecko rosło i nie zapowiadało, by chciało przegrać walkę. Życie nie było dla niej łaskawe, ale wreszcie wychodziła na prostą. Uśmiechnęła się do swoich myśli, czując jak szczęście rozlewa się po całej jej duszy.
- Powinniśmy wrócić na kolację.
Pansy spojrzała przez ramię na męża i pociągnęła go za sobą. Nie chciała wracać do luksusowego hotelu. Chciała spacerować po plaży, czuć piasek między palcami i słony wiatr na twarzy. Chciała chłonąć szum morskich fal i wpatrywać się w gwieździste niebo. Nie było piękniejszego miejsca na ziemi. Na chwilę obecną mogła tutaj zostać na zawsze.
Chłód wdarł się w jej rozgrzane ciało, sprawiając, że aż się zatelepała. Nadchodziła zimna noc, a może nawet sztorm. Na horyzoncie zamajaczyły się ciemne chmury. Westchnęła, ściskając mocniej dłoń Neville'a i skręciła w stronę wyjścia z plaży. Dlaczego wszystko, co piękne trwało tak krótko? Może dlatego, byśmy doceniali te krótkie momenty? A może dlatego, że życie po prostu było niesprawiedliwe...
Jej myśli pobiegły do Malfoy'a. Nie zadzwoniła, by życzyć mu wesołych świąt. Nie odezwała się do niego, odkąd opuścił dom Hermiony. Nie rozumiała, dlaczego to zrobił. Nie rozumiała, dlaczego tak nagle wrócił do Astorii i złamał Gryfonce serce. To wszystko bardzo ją niepokoiło, a dodatkowo nie rozumiała zmiany w zachowaniu Dracona. Gdy się spotkali w Ministerstwie, wyśmiał ją, że zaciążyła z fajtłapowatym Longbottonem.
- A może to nie jego dziecko, co? Nie wierzę, że dał radę wsadzić tego miękkiego ślimaka i jeszcze spłodzić z tego bachora - powiedział drwiąco i wyminął ją.
Była tak zaskoczona, że jeszcze przez chwilę stała na korytarzu. Nie poszła jednak tego wyjaśnić. Nie odezwała się już do blondyna, a on sam po prostu ignorował jej obecność. Nie pojawiał się w Czekoladowej Kulce i nie wpadał do wieży, w której mieszkała z mężem. Tak, jakby ich przyjaźń nagle się skończyła. Nie wiedziała, co się stało. Wiedziała jednak, że to zachowanie nie było normalne. Jednak nie miała w nikim poparcia. Jej mąż uznał, że Draco to debil. Hermiona nie chciała nic o tym słyszeć. Ginny zwyzywała Ślizgona i przeklęła go pięćdziesiąt dwa razy, a Blaise wzruszył ramionami i stwierdził, że nic nie zauważył.
- O czym myślisz? - zapytał Neville, gdy dotarli w ciszy do hotelu. Zasłoniła kaszmirowe zasłony i ściągnęła sandałki.
- O naszych przyjaciołach. Chyba czas do nich zadzwonić. I wysłać im prezenty - wskazała dłonią na wygasły kominek. - Tylko uważaj, by ich nie zakopcić i nas nie spalić przy okazji.
- Ale ty jesteś maruda - mruknął żartobliwie Neville.
Pansy przewróciła oczami i sięgnęła po telefon. Przez chwilę chciała zadzwonić do blondyna, ale powstrzymała się. Zamiast tego wysłała Ast krótkie "Wesołych świąt" i wybrała inny numer.
🎄 🎄 🎄
- Przestań się wiercić.
- Umiem wiązać krawat.
- Nie umiesz nawet utrzymać tego krawatu... poczekaj, no. Ej!
Spojrzał na rozgniewaną twarz swojej narzeczonej i rzucił jej pod nogi krawat. Podniosła go, patrząc na niego, jak na rozkapryszone dziecko.
- Draco...
- Zamknij się - warknął, odwracając się do lustra stojącego w ich nowym starym domu. Spojrzał na swoje odbicie i z niezadowoleniem zobaczył kwitnące na śnieżnobiałej koszuli czerwone plamy. - Świetnie.
Ściągnął ją jednym ruchem, rzucając w kąt i patrząc na przemoknięte bandaże.
- Kurwa - zaklął, wyciągając dłonie do Astorii, która natychmiast sięgnęła po buteleczkę dyptamu. Zasyczał, gdy ostrożnie odwinęła bandaże i ich oczom ukazały się przeżarte rany. Swąd był okropny. Prawie pożałował swojego losu.
- Przepraszam.
Podniósł wzrok, patrząc na pełną skupienia twarz swojej narzeczonej.
- Za to upieranie się przy białej koszuli - wyjaśniła. - Masz rację. Czarna będzie lepsza.
Pokręcił głową, patrząc na elegancką liliową torbę, w której mieściły się wszystkie prezenty. Prezenty, które znalazła, kupiła i zapakowała Ast. Było też tam czerwone pudełko opakowane w srebrny papier. Malfoy poczuł, że zaczyna robić mu się gorąco, a po szyi spłynęła mu strużka krwi.
- Musisz nad sobą panować - zaczęła po raz kolejny Greengrass. Nie odpowiedział, pozwalając jej dokończyć, gdy cierpliwie smarowała rany maścią. - Żadnych spojrzeń na Granger, żadnych słów do Granger, żadnego wypowiadania słowa: Granger i żadnego myślenia o Granger. W takim tempie, twoje dłonie i głowa odpadną od reszty ciała za parę dni. Musisz oczyścić umysł, by choć dać szansę zagojeniu się ran. Rozumiesz?
- Rozumiem - odpowiedział, gdy na nowo zabandażowała dłonie. Po chwili sięgnęła do opaski na szyi. Ta też była cała przesiąknięta krwią. Malfoy czuł gorzki zapach ropy. Zastanawiał się, jak odbierają go inni ludzie. Na przykład w Ministerstwie, który stał się jego osobistym więzieniem.
Całe moje życie to więzienie.
Ulga była tylko chwilowa. Klątwa szybko zneutralizowała łagodzące działanie dyptamu i znów pojawiło się nieznośne pieczenie. Próbował kontrolować swoją mimikę twarzy. Nie chciał zdradzić się na wigilii u Weasley. Nie chciał w ogóle się zdradzić. Wiedział, co za to grozi.
- Wysłałam twojemu ojcu prezent i kawałek piernika - Ast przerwała ciszę, kończąc go opatrywać i zakręcając buteleczkę. Parsknął.
- Jak miło z twojej strony.
- Toczenie wojny z twoim ojcem nie ma sensu - odparła spokojnie, odkażając magią dłonie i sięgając po długą, zieloną suknię. Dochodziła ósma, czyli czas kolacji. Draco ostrożnie zgiął i wyprostował palce, po czym sięgnął po czarną koszulę.
- Wiesz, Ast, zaczynam wątpić w ogólny sens życia - zripostował, zapinając guziki i mimochodem patrząc na swoją narzeczoną, która stała odwrócona do niego tyłem w samej bieliźnie i ostrożnie, by nie pognieść materiału, zakładała suknię. Nie mógł nie zauważyć jej smukłej i zgrabnej sylwetki, jędrnie podniesionych pośladków i prostej linii kręgosłupa. Westchnął, próbując odnaleźć w tym jakiś pozytyw. Przynajmniej żonę będę miał ładną.
Ślizgonka machnęła różdżką i jej włosy zwinęły się w loki i spłynęły po plecach. Uśmiechnął się, chcąc dodać jej otuchy.
- Nie uważasz, że to przesada? - zapytała zmartwiona. Wzruszył ramionami.
- Dla mojego ojca nic nie jest przesadą.
- Chodziło mi o suknię - przygładziła satynę. - W końcu nie idziemy na bal. Lepiej bym się czuła w zwykłej spódnicy.
- Więc załóż zwykłą spódnicę.
Ominął ją i wyszedł do kuchni, mierzwiąc włosy. To był jeden z tych dni, w których mógł wyglądać jak chciał. Zrezygnował więc z ohydnego garnituru i założył czarne dżinsy. Cudownie było móc poczuć na sobie sztywny materiał.
Wszedł do nieskazitelnej kuchni, która wyglądała, jak jakieś laboratorium. Przez chwilę widział oczyma wyobraźni drewnianą kuchnię, w której codziennie przez ostatnie parę tygodni parzył sobie kawę, ale szybko wyrzucił tę myśl z umysłu, gdy poczuł nową falę bólu. W lśniącej lodówce zobaczył swoje zniekształcone odbicie. Nawet teraz mógł zobaczyć oblicze zmęczonego życiem człowieka. Człowieka, który znowu nie mógł spać i znowu miał koszmary. Wszystko zatoczyło się kołem i powróciło do niego jeszcze mocniej. Znów był bezbronny, znów był podporządkowany, znów był nieszczęśliwy. Wydawało mu się, że minęły wieku, odkąd ostatnim razem się roześmiał, odkąd czuł się wolny i bez tego przeraźliwego ciężaru na sercu. Przymknął oczy, mając w sercu tylko ból i przeraźliwą tęsknotę, którą codziennie musiał ignorować. Nie mógł nawet zatopić się w uczuciach, które czuł. Gdy tylko emocje zaczynały górować, klątwa opadała na niego i odbierała mu oddech. A najgorsze w tym wszystkim było to, że nikt nie wiedział i wszyscy mieli go za potwora. A nie był nim. Wiedział to. Nie był potworem.
Był więźniem.
🎄🎄🎄
- Hermiona... wow... wyglądasz świetnie.
Kasztanowłosa dziewczyna podniosła wzrok i zobaczył w jej ciemnych oczach niemałą ulgę, gdy to on, a nie ktoś inny, otworzył jej drzwi. Zerknęła w głąb mieszkania, ale pokręcił głową, wywołując u niej nieśmiały uśmiech. Weszła do środka, ściągając płaszcz i mokre kozaki. Nie chciał pytać, gdzie była, bo odpowiedź natychmiast pojawiła się w jego głowie. Gryfonka szczękała zębami. Zerknęła w duże lustro w przedsionku, sprawdzając czy precyzyjnie nałożony makijaż nie spłynął razem ze śniegiem. Włosy zakręciła w puszyste fale, które miękko opadały na jej plecy. Przy skroniach spięła kosmyki dwoma srebrnymi spinkami. Miała na sobie szarą sukienkę, z rozkloszowaną spódnicą i rękawami do łokci. Na szyi wisiała pojedyncza perła na srebrnym łańcuszku. Perły miała też w kolczykach. Wyglądała tak ślicznie, że Blaise nie mógł się powstrzymać i ucałował z gracją jej dłoń.
- Wyglądasz przepięknie - powiedział, a ona roześmiała się cicho. - Prawie tak pięknie, jak Ginny.
- Cóż za dyplomatyczna odpowiedź - odpowiedziała i wskazała dłonią na koszyk, który zmaterializował się w holu. - Prezenty. Możesz dać je pod choinkę? Ale nie podglądaj, Blaise!
Wyszczerzył się i ruszył do salonu, a za nim niepewnie wkroczyła Hermiona. Poczuł przypływ dumy, gdy stanęła w wejściu, wpatrując się z zachwytem w pokój. Urządzając go, przeszedł samego siebie. Choinka mieniła się wszystkimi kolorami tęczy, obleczona w złote tasiemki i dzwoneczki. Przy suficie wisiały czerwone łańcuchy i papierowe choinki oraz renifery. Na kominku zamieścił świąteczne skarpety, z których wystawały cukierkowe laski, a w powietrzu unosiły się drobinki gwiazdek. To zaklęcie było pomysłem rudowłosej i sprawiło, że salon zamienił się w komnatę z bajki.
- Przepiękny - szepnęła Hermiona i dopiero teraz zerknęła na okrągły stół przykryty białym obrusem z naszytymi kokardami na brzegach, suto zastawiony wszystkim, co Ginny pichciła od miesiąca. Na środku stał świecznik i miniaturowa, żywa choinka przyozdobiona tylko sztucznym śniegiem. Talerze były złote (Ginny miała fioła na pokazaniu Malfoy'om, że też ma w domu przepych) z wymalowanymi gałązkami cisu.
Przy stole siedziała już dwójka gości, która ożywiła się, gdy Hermiona weszła do salonu. Jeden z nich podskoczył i spuścił wzrok na rękawy swojej zielonej koszuli (co za przegryw, pomyślał Blaise), a drugi zerwał się, podbiegł do dziewczyny, uniósł ją w powietrze i zakręcił.
- Mała panna Granger - zawołał wesoło George, a Hermiona roześmiała się. Postawił ją na ziemi i nadstawił policzek. - Ale wyrosłaś. Wypiękniałaś. Aż mi wstyd przyznać, że jestem spokrewniony z Ronaldem Weasley'em. Co za idiota!
Zabini wyszczerzył się, czując, że lubi tego gościa i podszedł do Hermiony, mówiąc jej na ucho.
- Siedzisz pomiędzy Georgem a Ginny.
Kiwnęła głową i uśmiechnęła się do niego z ulgą. Kręcąc głową, wszedł do kuchni, by sprawdzić, czy Ginny daje sobie ze wszystkim radę. Zanim jednak wbił się znowu w świąteczną atmosferę, zatrzymał się, myśląc o kasztanowłosej dziewczynie i zastanawiając się, czy na pewno dobrze zrobili, pakując ją na święta z Malfoy'ami. Uniósł wzrok do sufitu, modląc się bezgłośnie, by jego przyjaciel nie robił nic głupiego i chociaż teraz nie sprawiał jej przykrości. Wiedział, że nie widzieli się, odkąd się rozstali, ale to nie przeszkadzało arystokracie publicznie mówić, co sądzi o Granger. Miał nadzieję jednak, że do Hermiony żadne z tych obelg nie dotarło.
- Dobrze robimy?
Otrząsnął się, patrząc na swoją narzeczoną, która w długiej do kolan, dopasowanej sukience wyglądała zjawiskowo. Włosy splotła w warkocz, który przewiesiła przez ramię i przygładziła fartuszek chroniący suknię przez plamami.
- Dobrze zrobiliśmy, zapraszając ich? - powtórzyła pytanie niepewna swojej decyzji i przygryzła wargę pociągniętą czerwoną szminką. Zabini podszedł do niej, podkasując rękawy białej koszuli i objął ją od tyłu, całując w nagie ramię.
- Myślę, że dobrze zrobiliśmy - odpowiedział spokojnie, wąchając jej włosy. - Wigilia to czas przebaczania, radości, pokoju i innych pozytywnych dupereli. Myślę, że nawet Draco zaakceptuje to, że ten dzień powinien być miły i nie będzie naskakiwał Hermionie. Poza tym... Astoria będzie go pilnowała. Bardzo jej zależy na dobrych relacjach z nami.
- Wiem - westchnęła Ginny. Już o tym rozmawiali. Nie miała pretensji do Ast o to, co się stało. Całą winę zwalała na Dracona.
Rudowłosa odwróciła się do chłopaka, zarzucając mu ręce na szyję i uśmiechając się do niego. Pocałował ją lekko, obejmując wzrokiem całe jej ciało.
- Matko, kobieto, jak ty wyglądasz - zawołał, a ona roześmiała się.
- Nin?
Odwrócili się do Hermiony stojącej w przejściu. Zabini odsunął się, widząc cień przelatujący Gryfonce po twarzy i chwycił kompot w celu doprawienia go.
- Jeny, Hermi, wyglądasz przepięknie - rudowłosa objęła przyjaciółkę.
- Ty też - odpowiedziała ciepło kasztanowłosa i rozejrzała się po kuchni. - Pomóc wam w czymś?
- Nie, wszystko już gotowe. Widziałaś, jak Blaise udekorował salon? Pięknie, prawda? Nie martw się, Herm, pracowałam nad tym cały dzisiejszy ranek. Ty siedzisz między mną a Georgem. Koło mnie siedzi Blaise, a koło niego Malfoy, potem Astoria i Ron, i znowu George. Nikt nie będzie trącał się łokciami.
- Gin... zdajesz sobie sprawę, że przy tym ustawieniu będę siedzieć na przeciw Malfoy'a? - zapytała cicho Hermiona. Rudowłosa zamarła, by za chwilę przekląć. Blaise poczuł, że musi wkroczyć do akcji.
- Herm może siedzieć między mną a tobą, Ninuś - zaproponował. - Wtedy będzie podziwiać subtelne lico Astorii.
Obie dziewczyny nie wyglądały na zadowolone. Ginny chciała mieć Blaise'a po swojej lewej. To z nim chciała spędzić święta. A Hermiona nie chciała patrzeć ani na Dracona, ani na Astorię.
- Dobra - powiedziała w końcu Gryfonka, machając ręką. - Niech zostanie tak, jak jest. Trudno. Najwyżej na niego zwymiotuję.
Uśmiechnęła się, chcąc pokazać im, że da radę, ale uśmiech natychmiast zniknął, gdy w mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi.
🎄🎄🎄
Czuł, że jeszcze chwila i zwymiotuje. Wpatrywał się w drzwi z taką intensywnością, jakby zamierzał je spalić. Po jego lewej Greengrass zaciskała kurczowo palce na torebce.
- Nie możemy po prostu zostawić tu tę torbę - podniósł bagaż wypełniony prezentami - i sobie iść?
- Nie, Draco - powiedziała i jeszcze raz rozchyliła jego płaszcz, wpatrując się w bandaże. Nie przeciekały. - Dobrze. Pamiętaj o kontroli.
Wcale nie czuł się dobrze i wiedział, że nie uda mu się kontrolować. Szybko przeliczył w głowie dni. Dwadzieścia. Dwadzieścia dni już jej nie widział, a miał wrażenie, że upłynęło sto lat. Od dwudziestu dni nie był w okolicach jej domu i kawiarni Weasley. Nawet tutaj nie przychodził i spotykał się z Zabinim na neutralnym gruncie. Wszystko, żeby przypadkiem na nią nie wpaść. Bał się, że gdyby ją zobaczył, złamałby się i oboje by zginęli.
Drzwi otworzyły się tak gwałtownie, że aż podskoczyli. Blaise w białej, nieskazitelnej koszuli otworzył szeroko ramiona, szczerząc się do nich.
- Wesołych świąt - zarechotał. Astoria uśmiechnęła się i objęła go, całując go w policzek i również składając mu życzenia. Dracon wepchał się do przedsionka, nie patrząc na wejście do salonu. Serce podeszło mu do gardła, gdy postawił torbę i sięgnął po guziki płaszcza.
Do przedsionka wcisnęła się Ginny, wymieniając się uprzejmościami z jego narzeczoną. Ast postanowiła zmienić suknię na sukienkę, co teraz przywitała z ulgą, gdyż Ginny też nie prezentowała się aż tak elegancko. Malfoy odwrócił się do wieszaka i zobaczył znany płaszcz i kozaki. Oddech uwiązł mu w gardle, a ręce zadrżały.
- Smoku - Blaise pochylił się nad nim. Otrząsnął się i zdjął buty, poprawiając mankiety koszuli tak, by nie było widać bandaży, które roztropna Astoria zmieniła na czarne. - Mam do ciebie prośbę...
- Wiem - odpowiedział ze ściśniętym gardłem i spojrzał na przyjaciela. Chyba miał łzy w oczach, nie był pewien. W każdym razie Diabeł zrobił zdziwioną minę, a potem ze współczuciem poklepał go po plecach.
- Będzie dobrze - pocieszył go cicho. Draco zdobył się na uśmiech. Nie chciał tam wchodzić. - Jeśli dzięki temu ci się polepszy, od razu rzuć czymś niemiłym w Ronalda.
Pokręcił głową i odsunął się od Zabiniego, który posyłając mu ostatni uśmiech, wszedł do salonu. Blondyn zacisnął powieki, czując, że serce zaraz mu zejdzie, po czym wcale nie taki pewien przekroczył próg salonu.
Jego oczy od razu zawędrowały na olbrzymią choinkę i utopiły się w różnorodności bombek. Uśmiechnął się do siebie, widząc zielone malutkie wężyki na gałązkach i podniósł wzrok, wpatrując się w sploty łańcuchów na suficie. W życiu nie widział tak przytulnie udekorowanego domu na święta. W Malfoy Manor zawsze było zimno. Zimno i zielono.
- Kurcze - odezwał się gładko i przyjaźnie tonem, jakiego nikt nie słyszał od miesiąca. - Kurcze, Weasley tu jest naprawdę ekstra.
Opuścił wzrok i jego spojrzenie od razu trafiło na nią. Uśmiech spełzł mu z ust, gdy szybko odwróciła oczy. Miała wypieki na twarzy, mokre rzęsy i oddychała za szybko. Ból przeciął nie tylko jego szyję i nadgarstki, ale i serce. Wstrzymał powietrze, używając maksimum swoich sił, by spojrzeć na panią domu. Rzucała mu ostrzegawcze spojrzenie.
- Jest pięknie - odezwał się, a jego głos zaburzył ból. Odchrząknął i podszedł do Astorii, która położyła mu dłoń na krzyżu i pocieszająco zacisnęła palce. - Jest naprawdę super.
Powiedział to siedem razy. Wszyscy wpatrywali się w niego, jakby był intruzem, kimś niechcianym i obcym. Wszyscy z wyjątkiem jej. Ona stała przy choince, muskając palcem czerwone kokardki. Była blada. Nie wiedział, czy to dlatego, że była chora, czy dlatego, że miała taką jasną sukienkę. Zrobiło mu się gorąco. Nie patrz na nią, upomniał się, czując ciepło w rękawach. Wiedział już, że przemokły bandaże. Ale nie mógł na nią nie zerkać. To, co czuł w środku zagłuszało jego ból.
- Pomyślałam - Ginny zaczęła, biorąc do rąk talerz z dziwnymi ciasteczkami. - Że każdy z nas powinien wziąć jedno ciasteczko i przełamać się z każdym, życząc mu wesołych świąt.
Zauważył spanikowane spojrzenie, które Granger rzuciła przyjaciółce. Sam miał mieszane uczucia. Wiedział, że nie ma mowy, by ojciec wiedział, gdzie jest i co robi. Miał wgląd tylko na jego emocje. Jednak wiedział, że gdy stanie twarzą w twarz z Granger, ojciec się domyśli. Przełknął ślinę i spojrzał na Astorię. Bezbłędnie wyczytała jego myśli.
- On wie - powiedziała cicho, nachylając się do niego. - Powiedziałam, że idziemy do Blaise'a i że będzie tu Hermiona. Wie. Nie ma nic przeciwko. Będzie w porządku, dopóki nie zaczniesz mówić.
- Nic jej nie zrobi? - zapytał i uśmiechnął się do rudowłosej, która podeszła do niego i dała mu ciastko. Było w kształcie bałwana. Chwycił je i przeniósł spojrzenie na narzeczoną. - Wszystko w porządku?
- Tak. Nie zabronił ci się z nią spotykać, pamiętaj o tym. Zabronił wchodzić z nią w głębsze relacje. A klątwa ma cię od tego powstrzymywać. Nie cię karać.
Prychnął, ale gdzieś poczuł ulgę. Wiedział, że gdyby coś się stało, Astoria stanęłaby za nim murem. Uścisnął jej ramię i podał jej ciastko. Ułamała kawałek garnka.
- Żebyś trafiła na kogoś, kto będzie cię kochał całym sercem, doceniał wszystko, co robisz i sprawiał, że będziesz czuła się najważniejsza - powiedział. Zadrżały jej wargi i spuściła wzrok na swój ciastowy dzwonek. Ułamał trochę.
- Żebyś mógł żyć tak, jak chcesz - powiedziała tylko i przytuliła go. Zanurzył twarz w jej włosach, czując nowe łzy. Szybko się opamiętał i odszedł, ku swoim niezadowoleniu, do Ronalda. Ten spojrzał na niego krzywo, ale wyciągnął swoją bombkę.
- Najlepszego - powiedział tylko, gdy Malfoy podzielił się z nim ciastkiem. Kiwnął mu głową.
- Żeby ci pociecha zdrowa rosła, Weasley - odparł Dracon i odszedł dalej, ku drugiemu z Weasley'ów. Ten spojrzał na niego z uśmiechem i sięgnął po słodycz.
- Żeby ci się w dupie nie poprzewracało znowu, Malfoy - stwierdził George. Draco roześmiał się, co zwróciło uwagę wszystkich w pokoju i poklepał rudego po ramieniu.
- Dzięki, stary. Żebyś odnalazł spokój.
George wykrzesał z siebie uśmiech, na dnie którego wciąż ciążyła żałoba po bracie i się objęli. Pachniał o wiele lepiej niż Ronald. Kątem oka zauważył, że Granger podchodzi do rudej wszy. Poczuł ukłucie zazdrości.
- Smoku...
- Diable.
- Stary, ty dobrze wiesz co - powiedział czarnoskóry.
- Dzięki. A ty żebyś się nie rozczarował tą błoną dziewiczą.
- Ty kurwiu - zawołał ze śmiechem Blaise i Dracon mu zawtórował. Poczuł, jak coś przyjemnego i ciepłego spływa mu na serce i przez chwilę wydawało mu się, że jest, jak dawniej. Błysnęły mu oczy, gdy rzucił kpiący uśmiech do przyjaciela, a ten wyzywał go od pawich bobków.
A potem stanął przed Granger.
Nie wiedział, jak to się stało. Szedł właśnie do Ginewry i widocznie ona też, bo nagle rudowłosa prysnęła, a on stanął przed nią. Opuściła wzrok, patrząc na jego buty i ściskając w dwóch dłoniach lukrowanego reniferka. Coś spadło mu z łoskotem na dno żołądka, a ból pulsujący w nadgarstkach był nie do wytrzymania. Tęsknota jednak była o wiele większa i przepchała się do jego serca, sprawiając, że dopóki umierał z miłości, nie czuł niczego innego.
Wydawało mu się, że wszyscy zamilkli, ale tak naprawdę widział, jak Ginny Weasley robi wszystko, by nikt nie zwracał na nich uwagi. Mógł więc stać przed nią i patrzeć na nią, choć wiedział, że im dłużej patrzy, tym mocniej chce jej wszystko powiedzieć. A nie mógł. Nie miał też siły odepchnąć ją i sponiewierać. Nie teraz, nie dzisiaj, nie w Wigilię. Obrócił w palcach swojego bałwanka i wysunął go niepewnie w stronę Gryfonki.
Drgnęła, przenosząc spojrzenie na ciastko. Wpatrywała się w nie, jakby nie wierzyła, że jest, że jedyne, czego chce to to, by wzięła kawałek. Szukała spisku, ale nie mogła go znaleźć. Prawie widział trybiki pracujące w jej głowie, gdy zastanawiała się, gdzie podziała się nienawiść i opryskliwość.
No dalej, pomyślał, czując, że zaraz zemdleje. Krew płynęła po jego klatce piersiowej i w dół, w łokcie. Wiedział, że zaraz będzie musiał uciec do łazienki, ale nie chciał, by ta chwila się skończyła. Dziewczyna przełknęła ślinę i w końcu ostrożnie sięgnęła po ciastko. Złapała je i chciała ułamać, gdy nagle się rozmyślił.
Jego dłoń bezwiednie złapała dłoń Gryfonki. Natychmiast jednak ją puścił, a z jego gardła wydobyło się coś na kształt krzyku. Cofnęła się przerażona, a on przycisnął dłoń do klatki piersiowej, zaciskając oczy. Tysiące noży przecinało mu skórę, szarpało jego żyły i nerwy, i parzyło rozgrzanymi ostrzami. W kącikach oczy pojawiły się łzy. Nie mógł oddychać, gdzieś w głębi słyszał piskliwy alarm ostrzegający go i karzący go.
Wziął głęboki oddech i otworzył oczy.
Granger odeszła.
🎄🎄🎄
Wpadła do kuchni, chowając się za blatem, kucając i ukrywając twarz w dłoniach. Cała drżała, targana wstrzymywanym szlochem. Chciała zacząć płakać, ale nie mogła. Nie, gdy w pokoju obok było tyle osób.
On mnie dotknął.
Draco Malfoy ją dotknął. Sam. Niewymuszenie. A potem cofnął dłoń, gdy uświadomił sobie, że dotyka szlamy. Widziała nienawiść na jego twarzy, widziała gniew i obrzydzenie. Nie mogła na to patrzeć, igły wbijały się w jej serce, niszcząc barierę, którą utworzyła. Ból przedarł się przez mur, nokautując ją. Uciekła, nie mogąc znieść tego, czym dla niego była.
A była nikim.
Kuliła się za blatem, słysząc jego głos, jak zwraca się do Astorii. Widziała, jak na siebie patrzyli, jak się przytulili, z jakąś czułością chował twarz w jej włosach. Czuła uczucia, które do niej darzył. Wszystkie, których nie czuł do niej. Miała ochotę rozdrapać sobie gardło, wyć tak długo, aż straci głos. Nie chciała tam wracać, a wiedziała, że czekają ją jeszcze co najmniej trzy godziny cierpienia.
W takim stanie znalazła ją Ginny. Powiedziała coś cicho i kucnęła przy niej, łapiąc ją za dłonie.
- Hermiono, kochanie... - zgarnęła z jej mokrych policzków kosmyki włosów. - Co się stało? Sprawił ci przykrość?
Pokręciła głową. Co miała powiedzieć? Że podszedł do niej, jak gdyby nic, a potem chciał podzielić się z nią ciastkiem i nawet ją dotknął? Tak, jakby zapomniał, że przecież nic do niej nie czuje i że przecież ma narzeczoną. A może po prostu chciał być miły? Tylko dlaczego chciał? Dracon Malfoy nie był miły od tak. Musiał mieć powód.
- Chcę wrócić do domu - wyszeptała, wiedząc, że makijaż spłynął jej już dawno. - Chcę do domu, Gin... to był błąd... proszę, pozwól mi wrócić do domu.
- Co się dzieje?
Na rogu pojawiła się twarz Rona. Otworzył szeroko oczy, widząc zapłakaną Hermionę i natychmiast przykląkł.
- Hermiono, co się stało?
Pokręciła głową, a z jej gardła wydarł się kolejny szloch. Osłabiali ją. Robili szum. Zaraz wejdzie tu Malfoy i zobaczy ją, wyśmieje, a wtedy wszyscy się dowiedzą. Wszyscy się dowiedzą, że jest głupia, że zakochała się w Ślizgonie, który ją wykpił. Będą się śmiali i szydzili z jej słabości. Pochyliła głowę. Ciepła dłoń zgarnęła ją w ciepłe ramiona.
- Nie płacz - szepnął Ron, przytulając ją, tak jakby znowu mieli szesnaście lat. Poczuła jego perfumy, zdając sobie sprawę, że są te same, które kupowała mu, gdy byli parą. Pachniał zupełnie inaczej niż Malfoy i miał ciepłą skórę. - Nie płacz, Hermiono. On nie jest tego wart... nikt nie jest. Wszyscy przy tobie jesteśmy nikim. Zasługujesz na wszystko, co najlepsze i żaden z nas nie jest ciebie godzien.
Podniosła głowę, wpatrując się w jego jasne oczy. Jasne i ciepłe, nieskryte za tajemnicą z lodu. Uśmiechnął się, ocierając palcem jej łzy. Zamknęła oczy, a potem bez żadnego zastanowienia uniosła głowę, dotykając ustami jego ciepłych warg.
🎄🎄🎄
Blaise odsunął krzesło Ginny i spojrzał w kierunku kuchni. Zresztą, nie tylko on. Draco nie spuszczał z wejścia spojrzenia. Przy stole nie było tylko Hermiony i Rona.
- Hermiona się przeziębiła - skłamała gładko rudowłosa, poprawiając swój talerz. - Co chwila musi łykać tabletki. Rozsypały się jej, Ron poszedł jej pomóc.
Widział zaciśnięte szczęki swojego kumpla i wiedział, że ten wcale nie uwierzył Ginny. Blaise zastanowiło, dlaczego blondyn tak się przejmuje tym, że Ronald został sam na sam z Hermioną. Przecież miał Astorię, która w ogóle nie wyglądała, jakby martwiła się tym, że jej przyszły maż ogląda się za inną. W najlepsze dyskutowała z Georgem.
Zabini pochylił się i zapalił świece, akurat gdy do salonu weszła Hermiona. Przyjrzał się i nie zobaczył żadnych zmian. Miała tylko trochę opuchnięte oczy, jednak nie wyglądało, jakby ostatnie piętnaście minut spędziła, płacząc. Za nią szedł Ron z szokiem wymalowanym na twarz. Idąc koło stołu, przez przypadek potrącił Malfoy'a. Blaise jak w zwolnionym tempie widział, jak blondyn napina mięśnie i wiedział już, że się zaczęło.
- Uważaj, jak łazisz, śmierdzielu - warknął.
- Zamknij mordę, Malfoy.
Wszyscy zamarli, wpatrując się w drobną, kasztanowłosą dziewczynę, która zaciskała palce na oparciu krzesła, patrząc wyzywająco na zszokowanego arystokratę. Blaise zobaczył, jak cień przebiega Draconowi przez twarz, ale zaraz jego usta wygięły się w kpiarskim uśmiechu.
- No, no - zagwizdał. - Nasza zraniona jednak umie mówić.
Ginny głośno wciągnęła powietrze, rzucając Zabiniemu spojrzenie. Ten tylko wzruszył ramionami i odchrząknął.
- Polecam pieczeń, Ginny naprawdę...
- Nie odzywaj się do niej takim tonem, Malfoy - zaczął Ron. Blaise przymknął oczy. Na kolanie czuł wbijające się paznokcie swojej narzeczonej. Hermiona usiadła trochę zbyt gwałtownie i rzuciła Weasley'owi rozzłoszczone spojrzenie.
- Nie potrzebuję niańki, Ron - odezwała się. Dracon parsknął. Natychmiast zwróciła swoje spojrzenie na niego. - A ty co rżysz, jak głupi koń, co?
- Zrób coś - syknęła mu Ginny na ucho, ale Blaise był za bardzo skołowany. Jego spojrzenie spotkało się z spojrzeniem Astorii, która wyglądała, jakby świetnie się bawiła. George również nie miał nic przeciwko tej wymianie zdań.
- Wiesz, Granger... - wszyscy zadrżeli, słysząc ton, z jakim wypowiedział jej nazwisko. Jakby było obelgą. - Koń to cię może jebać.
- Dosyć! - Ginewra się podniosła.
- Jak śmiesz? - zawołał Ron, też wstając.
W ciszy, która zapadła, nagle zabrzmiały ciche oklaski. Hermiona siedziała, śmiejąc się i klaszcząc.
- Brawo, Draco - wymówiła jego imię z nieznośną dokładnością. - Właśnie wygrałeś zawody na największego skurwiela na świecie. Tatuś musi być z ciebie dumny.
Blaise spojrzał na przyjaciela, który otworzył szeroko oczy, jakby dostał czymś w twarz. Zniknął kpiarski uśmiech, nie padła żadna obelga ani riposta. Granger przestała klaskać, wpatrując się zaskoczona w Malfoy'a. Czekała na atak.
Zamiast tego Dracon odsunął gwałtownie krzesło i wstał. Po chwili rozległ się trzask drzwi od łazienki.
🎄🎄🎄
Oparł się o drzwi, dysząc ciężko. Następnie jednym ruchem zdjął koszulę i zerwał bandaże z szyi i nadgarstków. Razem z nimi zerwała się też świeża skóra i strupy. Zdusił w ustach krzyk, patrząc na ramiona. Dłonie miał całe czarne, zakrwawione i pod tym wszystkim blade, jakby dawno umarł. Zacisnął palce na krawędziach porcelany, pochylając się nad umywalką. A potem zwymiotował.
Ktoś wszedł do środka, ale nie miał siły się ukryć. Na szczęście była to Astoria. Stanęła zszokowana w drzwiach, po czym szybko je zamknęła, grzebiąc w torebce.
- Powiedziałam, że masz zatrucie pokarmowe - szepnęła, szukając dyptamu. Czuł ścięgna pękające pod naporem bólu. Łzy spłynęły po jego policzkach. Odkręcił lodowatą wodę i wsadził nadgarstki pod strumień, jęcząc cicho. - Daj.
Wyciągnął dłonie, a ona zaczęła je przeczyszczać i dezynfekować. Odwrócił się obojętnie, wpatrując się w swoje oblicze.
Wyglądał, jak śmierć.
Dobrze ci tak, pomyślał, zagryzając wargi aż do krwi. Nie potrafiłeś walczyć o to, co kochasz, więc dobrze ci tak.
Poczuł niemałą ulgę, gdy Astoria nałożyła dyptam na rany. Zdawało się, że naprawdę miała do tego dryg. Precyzyjnie oplotła jego nadgarstki bandażem, uprzednio obmywając z krwi ramiona. Następnie zabrała się za szyję, w między czasie rzucając zaklęcie czyszczące na koszulę.
- Powinnaś być dyrektorką jakiejś korporacji - pochwalił ją, gdy przecierała wacikiem jego pręgi. Czuł, że tam, gdzie dotykała, miał dziury wżerające się w gardło. Wiedział, że ojciec najpierw zabezpieczył jego ciało, by klątwa nie uszkodziła go trwale lub nie spowodowała, że umrze. Ale i tak robiło mu się niedobrze, gdy patrzył na pręgi i prawie widział swoją tchawicę.
- Kontrola, Draco - upomniała go. - Po co w ogóle się odzywałeś?
- Myślałem, że ból trochę zelżeje, jak pokaże jej, że...
- Że możesz ją obrazić? Na czym ci bardziej zależy? Na tym, byś czuł się dobrze, czy by ona się czuła dobrze?
Zesztywniał. Właśnie dlatego tutaj był. Dlatego prawie umierał. Bo postawił ją nad sobą, jej życie nad jego. Przymknął oczy.
- Postaram się - powiedział. - Ale lepiej mi, gdy myśli, że jej nienawidzę. Gdy się mną brzydzi, gdy nie widzę jej tęsknoty, nie widzę tego czegoś w jej oczach... nie mogę... nie mogę postawić jej życia za jej zrozumienie i wybaczenie.
🎄🎄🎄
Rudowłosa wściekle rzuciła ścierką w swojego narzeczonego.
- Miałeś go pilnować! - zawołała cicho, bo jednak nie chciała, by goście ją usłyszeli. Oparła się o blat w kuchni i wściekła zazgrzytała zębami. Blaise próbował do niej podejść, ale odsunęła się, fukając. Uniósł dłonie bezradnie.
- To było potrzebne, Nin. To rozładowanie. Teraz będzie już normalnie.
- Mówiłeś, że Astoria będzie trzymała go na wodzy - warknęła.
- Tak, ale nie może ciągle zatykać mu ust. Nin. Potrzebowali wyładowania. Teraz będzie dobrze.
Nin burknęła coś pod nosem, otwierając piekarnik. Zapach szarlotki rozniósł się po całej kuchni, gdy wyjęła blachę i postawiła ciasto na blat. Miała nadzieję, że zdąży ostygnąć do deseru. Obróciła się na pięcie i otworzyła zamrażalnik, sprawdzając, czy ma pod ręką lody waniliowe. Wszystko było na swoim miejscu. Poprawiła sukienkę i pociągnęła Blaise'a do salonu.
Draco już wrócił i teraz mówił coś cicho George'owi. Ten wydawał się zdziwiony, ale kiwnął głową i poklepał go po ramieniu. Malfoy'owi jakby ulżyło, bo usiadł przy stole i nawet uśmiechnął się do rudowłosej przepraszająco. Westchnęła i pogroziła mu palcem, siadając obok Hermiony.
- Wszystko okej? - zapytała cicho przyjaciółkę, która właśnie kroiła kaczkę. Podniosła głowę i kiwnęła głową. - Na pewno?
- Tak - Hermiona wysiliła się na uśmiech. - Wszystko w porządku. Wyborna kaczka, Ginny.
- To prawda - Malfoy odezwał się, wkładając kawałek do ust. Wszyscy spojrzeli na niego, a on upił łyk wina. - Nie taka gumowa, jak ta, którą robiła matka Blaise'a.
- A weź się zamknij, Smoku - zarechotał Zabini, odkładając widelec. - Moja matka przynajmniej umiała robić kaczkę.
Malfoy uśmiechnął się pod nosem, sięgając po faszerowane ziemniaczki. Atmosfera trochę się rozluźniła. Astoria pochwaliła kompot, a jej narzeczony burknął, ile to czasu musieli spędzić, szukając śliwek.
- A potem - Blaise przełknął. - Pojechaliśmy do jubilera, kupić coś naszym paniom, co nie, Smoku?
Hermiona zesztywniała, ale nadal kroiła niedokończoną kaczkę. Astoria rzuciła szybkie spojrzenie Gryfonce, a Malfoy odłożył sztućce i sięgnął po serwetkę.
- Racja - otarł usta, patrząc na narzeczoną z uśmiechem. - Ale było tyle gówna, że przypomniałem sobie jacy wstrętni w swoich obyczajach są mugolacy.
Widelec Hermiony spadł z łoskotem na parkiet. Zaczerwieniła się i coś bąknęła, schylając się. Schylił się też blondyn i po chwili już siedział, wyprostowany z widelcem dziewczyny w ręku. Hermiona wychyliła się spod stołu, patrząc na wyciągniętą w jej stronę rękę. Chwyciła sztuciec tak szybko, jak tylko mogła.
- Dzięki - wymamrotała, zabierając się do wytarcia widelca.
- Do usług, Granger - powiedział tylko Dracon i powrócił do jedzenia. Ginny ponownie pochyliła się nad przyjaciółką.
- Wszystko okej?
- A nie widać? - wysyczała rozdrażniona Gryfonka, za mocno ściskając kaczkę. Tłuszcz prysnął jej na twarz. Przeklęła sięgając po serwetkę. W oczach miała łzy. Ginewra poczuła się, jak najgorsza przyjaciółka, gdy uświadomiła sobie, jak bardzo Hermiona się stresowała i jak bardzo bolało ja bycie tu. Mimo, że to ona mogła jako jedyna z zebranych stwierdzić, że to jej drugi dom, czuła się dzisiaj jak intruz. Co chwila rzucała spojrzenie na zegarek, jakby chciała już stąd uciec. Gin kopnęła Blaise'a w kostkę i posłała mu zrozpaczone spojrzenie. Ten natychmiast się zreflektował.
- Hermiono - kasztanowłosa drgnęła. - Słyszałem, że otwierasz prywatny gabinet psychologiczny...
- Naprawdę? - Astoria wtrąciła się z uśmiechem. Ginny poczuła, że mogłaby ją ucałować. - To wspaniale. Choć chyba zasługujesz na coś lepszego niż użerać się z idiotycznymi czubkami.
Weasley otworzyła szeroko oczy, gdy Malfoy drgnął i rzucił narzeczonej wściekłe spojrzenie. Ta wzruszyła ramionami i posłała mu buziaka.
- No nie wiem - George odezwał się, a Astoria od razu na niego spojrzała. - Ja może idiotą nie jestem, ale czubkiem na pewno. I chciałbym, by Herm mnie leczyła.
Kasztanowłosa podniosła głowę i posłała rudzielcowi ciepły uśmiech.
- Jesteś mile widziany w moim gabinecie - powiedziała wesoło, machając widelcem. - Zawsze chętnie przyjmę cię bez kolejki.
- Gdzie ten gabinet ma powstać, Hermiono? - panna Greengrass upiła łyk wody. Gryfonka zarumieniła się, ale odwzajemniła spojrzenie.
- Myślę, że przerobię mój gościnny pokój na gabinet i tak do niczego już mi się nie przyda - Dracon drgnął. Ginny oderwała wzrok od blondyna i spojrzała na Hermionę.
- A gdzie ja będę spała?
- Uwierz mi, nie chciałabyś tam spać - przewróciła oczami Hermiona. - Myślę o zagospodarowaniu strychu.
- O - Blaise sięgnął po mandarynkę. - To dobry pomysł. Zadzwonię do Melanie, może pomoże ci po starej znajomości, co?
- Byłoby wspaniale - uśmiechnęła się Hermiona, po czym nagle zwróciła się do arystokraty. - A tobie, Malfoy, jak idzie w Ministerstwie?
Chłopak zakrztusił się, co Gryfonka skwitowała paskudnym uśmiechem. Blondyn potarł palcem szyję i spojrzał na dziewczynę.
- Bardzo dobrze, Granger, dziękuję, że pytasz. Obecnie pracujemy nad dekretem zaostrzającym kary dla skrzatów, którzy nie wypełniają poleceń swoich panów.
Dziewczyna zamarła, zaciskając palce na sztućcu. Blondyn posłał jej wyzywające spojrzenie.
- Co? - pisnęła. - Jakim prawem?
- Prawo wyższości i prawo stanowe dwadzieścia dwa - wyrecytował, dźgając nożem udko kurczaka. Ginny rozpromieniła się. Wszyscy jedli, naprawdę dużo. Smakowało im. Była dumna z tego, że sama dała radę oporządzić to wszystko. Zerknęła na Blaise'a, który posłał jej szeroki uśmiech.
- Nie macie prawa gnębić te istoty - powiedziała głośno Hermiona, a Dracon wybuchnął śmiechem. Znowu się zaczerwieniła i uderzyła sztućcem w talerz. - Z czego się śmiejesz?
- Żartuję, Granger - wysapał, patrząc na nią. - Ja żartuję. pracujemy nad sprawą skrzatów, tak, ale staramy się polepszyć im byt. Mam oparcie w twojej Wszy.
- W.E.S.Z-y - poprawiła go i odchrząknęła. - Aha, to bardzo dobrze. Cieszę się.
- Mam dla ciebie pracę, Granger - powiedział, jak gdyby nic.
🎄🎄🎄
- Pr... pracę? - wyszeptała, patrząc na jego srebrne oczy, w których nie było niczego, co widziała przez ostatnie pół roku. Spojrzała pytająco na Astorię, która wyglądała na równie zszokowaną, co Hermiona.
- Tak, pracę. Chcę, byś była przewodniczącą komisji do spraw gwarantowania bezpieczeństwa skrzatom i do rozpatrywania przysługujących im praw. Nie mam jeszcze nazwy dla tego oddziału, ale coś wymyślę. Tylko ty się nadajesz, bo tylko ty robiłabyś to z serca.
Cisza, jaka po tym zapadła, trwała nieprzerwanie przez prawie minutę. Nawet George był pod wrażeniem, a Ron zrobił taką minę, jakby miał ochotę zwymiotować. Ginny zawzięcie kopała Hermionę w kostkę, a ta była w stanie tylko wpatrywać się w Malfoy'a, który równie zachłannie wpatrywał się w nią. Gdyby wyciągnęła nogę, mogłaby go szturchnąć. Sprawdzić jego reakcję. Tęsknota zalała jej serce tak gwałtownie, że miała ochotę rzucić się na niego z płaczem. Zerwała kontakt wzrokowy, wpatrując się w pierożka, który jej został. Dźgnęła go widelcem.
- Chciałabym dostać odpowiednie pismo - powiedziała w końcu.
- Oczywiście. Ta informacja jest nieoficjalna. Myślę, że po nowym roku Ministerstwo skontaktuje się z tobą. Osobiście zgłosiłem twoją kandydaturę. Co jak co, ale dryg do obrony zwierząt to ty masz, Granger.
Zerknęła na niego, gdy posłał jej coś wyglądającego na uśmiech. Miała ochotę krzyczeć. Krzyczeć, by zdjął swoją maskę, by pokazał jej prawdziwego siebie, niezależnie od tego, kim był.
Bo teraz, tu przy stole - kłamał.
🎄🎄🎄
- Czy to nie dziwne? - powiedziała po godzinie Ginny na ucho Blaise'owi. Wszyscy już skończyli jeść i teraz rozsiedli się przy kominku. Ginewra z Hermioną i Zabinim kończyli właśnie zmywać. Nin ze swojego miejsca widziała Astorię i Dracona pogrążonych w dyskusji i Rona stojącego przy oknie. George wyszedł na taras, zapalić. Rudowłosa skrzywiła się. Wolałaby, by jej brat nie palił, ale lepsze palenie niż depresja i myśli samobójcze.
Westchnęła, spoglądając na przyjaciółkę, która ze zmarszczonym czołem polerowała naczynia. Kolacja przebiegła bez większych problemów, wszyscy rozmawiali ze sobą normalnie, ale ruda i tak czuła rozczarowanie. Myślała, że może Dracon widząc Hermionę, zrozumie, że popełnił błąd i ocali Gryfonkę przed powolnym samozniszczeniem. Granger była silniejsza niż kiedyś, tak przynajmniej ruda myślała, ale i tak miała swoje granice.
Zobaczyła, że Blaise jej się przygląda i uśmiechnęła się do niego. Nie odwzajemnił uśmiechu, tylko uniósł lekko brew, powodując, że zrobiło się jej gorąco. Czarnoskóry nie odstępował jej dzisiaj na krok, zawsze trzymając ręce gdzieś w pobliżu jej ciała. Gdy poszła do łazienki, wparował, porwał ją w objęcia i wycałował. Poczuła mocniejsze uderzenie serca. Przygryzła wargę i pokręciła głową. Zabini zrobił smutną minę i wrócił do wycierania talerzy.
- A jeśli to jakiś podstęp? - zapytała nagle Hermiona, odkładając talerz. - Czego on ode mnie chce? Nie ubiegałam się o tę pracę.
- Hermiono, spokojnie. Poczekaj na pismo od Ministerstwa. A teraz to ignoruj - zaproponował Blaise.
- To chyba najlepsze, co możesz teraz zrobić - poparła go Ginny. - A na razie, chodź. Zrobimy herbatę, pokroimy ciasto i pójdziemy otworzyć prezenty.
- No w końcu - wydarło się Blaise'owi, a Hermiona roześmiała się. Sięgnęła po filiżanki i zamarła. Po chwili nachyliła się do Ginny i wyszeptała.
- A mogę napluć mu do herbaty?
🎄🎄🎄
Zabini podskakiwał, jakby miał owsiki i ktoś go w te owsiki wyruchał. Dracon pokręcił głową, ale nie mógł przyznać, że sam odczuwał głupie podekscytowanie na myśl o prezentach. O dziwo, kolacja przebiegła zadowalająco. Oczywiście wolałby siedzieć obok Granger i snuć razem z nią anegdotki o Psie (na myśl o nim zrobiło mu się smutno i sposępniał, odwracając się w stronę kominka i przestając słuchać Astorii) i śmiać się z ich głupich sprzeczek. Zamiast tego musiał udawać, że jej nie znosi i że przyjemność sprawia mu dręczenie jej. Nie wiedział, ile razy dostrzegł dzisiaj jej łzy, ale tylko groźba jej śmierci powstrzymała go od rzuceniem się na nią i porwania jej w ramiona.
Zaproponowałem jej pracę, uświadomił sobie. Ten pomysł był całkowicie spontaniczny i wymyślił go na miejscu. Im bardziej jednak o nim myślał, tym lepszy mu się wydawał. Dzięki temu miałby Granger cały czas pod ręką i mógł mieć na nią oko. Musiał tylko podsunąć komuś ten pomysł, by to nie z jego inicjatywy wyszedł plan. Inaczej ojciec by go zabił. Ją, poprawił się, czując, że robi mu się zimno. Ją, nie mnie.
Tak bardzo chciałby móc z nią porozmawiać. Zauważył, że gdy wymienia z nią niezobowiązujące uwagi to nadgarstki aż tak nie bolą. No i dzielił ich stół. Gdy tylko próbował podejść bliżej (nawet gdy wymijał ją do toalety), od razu czuł jej perfumy, serce zaczynało mu bić i klątwa atakowała. Musiał brać to z dystansu, a może wtedy nie straci kończyn.
- Słuchasz mnie?
- Nie - odpowiedział zgodnie z prawdą, wpatrując się w Zabiniego, rudą i Granger, którzy ustawiali kawę na stoliczku. George już wrócił i nawijał Ronaldzie o nowym biznesie. Malfoy chętnie by posłuchał, bał się jednak, że nawiąże zbyt bliską relację z Weasley'em i ten też będzie zagrożony.
- Ślicznie dzisiaj wygląda - szepnęła Astoria. Aż nim zatelepało. Zsunął wzrok po nogach Gryfonki, a potem spojrzał na jej talię, sukienkę aż w końcu na twarz. Ścisnęło go w gardle tak mocno, że zaczął kaszleć. Patrzenie na nią było udręką, ale oderwanie wzroku jeszcze gorszą torturą. Stała tam, rozmawiając z jego najlepszym przyjacielem, a on nawet nie mógł podejść, objąć jej i pocałować w czoło. Zamknął oczy, gdy gorąc przeciął jego szyję. Nie mógł nawet wspominać. Gdy tylko próbował pomyśleć o Granger, o tym, co razem przeżyli, mgła bólu zasnuwała mu umysł. Astoria stwierdziła, że to nie Lucjusz, że to on sam, że jego umysł broni się przed bólem.
- Nauczył się, co wywołuje reakcje i próbuje temu zapobiec.
- Ludziska, chodźcie, czas na prezenty - Zabini roześmiał się i obrócił rozchichotaną kasztanowłosą wokół własnej osi. - A potem może potańczymy, co?
Wszyscy usiedli w fotelach, które Ginny rozmnożyła zaklęciem i skupili się wokół choinki. Dracon rzucił okiem na Gryfonkę, która w świetle choinkowych lampek wyglądała na szczęśliwą. Chciał, by taka była.
Ich spojrzenia spotkały się, a jej uśmiech zgasł. Szybko odwróciła wzrok i powiedziała coś do George'a, który parsknął śmiechem.
- No, dobra to może ustalmy, kto jest strażnikiem prezentów - zaczął Zabini, a Dracon szczerze się uśmiechnął. Blaise spojrzał na niego i wyciągnął dłoń. - Ty, Smoku, wiesz o czym mówię, co nie?
- Nie rozumiem - wtrąciła Ginny.
- To taka nasza tradycja - powiedział Dracon, patrząc na zebranych. - Często spędzałem święta u Blaise'a. Jego mama uważała, że prezenty powinien rozdawać Strażnik Prezentów. Osoba, która... - speszył się. - Osoba najbardziej uhonorowana.
Nigdy nim nie był. Zawsze wybierano Blaise'a albo jego młodszą siostrę. Matka Zabiniego prowadziła zeszyt, w którym zapisywała "dobre uczynki" swoich dzieci i kto miał więcej, mógł rozdawać prezenty. Ponieważ nie wiedziała nic o Draconie, Dracon nigdy nie był strażnikiem.
- Jakieś propozycje? - zapytał Blaise, biorąc jedną z paczuszek i potrząsając. - One czekają na swoich właścicieli. Wszystkie te paczuchy czekają właśnie na was!
Uśmiechnęli się, a wtedy George podniósł rękę.
- Proponuję Astorię. Jeździła na misję i ratowała małych czarodziei trzeciego świata. A wszyscy dobrze wiemy, co się stanie, gdy dziecko nie opanuje swojej magicznej mocy.
Ast spuściła wzrok i zarumieniła się. Draco spojrzał na nią zdziwiony, a potem przeniósł wzrok na Weasley'a.
No nie, pomyślał rozbawiony.
- Hermiona - stwierdziła Ginny. No jakżeby inaczej. Nie chciał przyznać, że sam by tak powiedział. - Leczyła pacjentów i zawsze była dobrą osobą. Wybaczała innym, nawet, gdy ją niszczyli.
Wiedział, że to przytyk do niego, jednak zanim zdążył coś powiedzieć odezwali się Astoria i Blaise.
- Draco.
- Dlaczego ja? - zapytał prawie natychmiast.
Blaise spojrzał na Astorię, ale ta machnęła ręką, dając mu znak, że może mówić pierwszy. Zabini wyprostował się.
- Po wojnie, Draco wziął mnie pod swój dach, mimo że nie miał za wiele. Pomagał swojej matce, nawet gdy ta zachorowała. Dzięki niemu stoję dzisiaj tutaj i mam tak wspaniałe życie. Był moim kompanem i najlepszym przyjacielem, i nigdy mnie nie zawiódł. Przeszedł ciężką drogę i zmienił się. Zasługuje na to, by być Strażnikiem Prezentów.
Mimowolnie parsknął na to stwierdzenie, choć w oczach miał łzy. Bez wahania podszedł i uściskał przyjaciela.
- Dzięki, stary - wymamrotał. Blaise poklepał go po ramieniu.
- Ale i tak wisisz mi tę ognistą - stwierdził, próbując ukryć wzruszenie. Malfoy roześmiał się i usiadł na miejsce. Wtedy Blaise zachęcił Astorię. Blondyn był ciekaw, co jego narzeczona ma do powiedzenia. Nie znała go. Nie było jej, gdy się zmieniał i gdy robił chlubne rzeczy.
- Draco... - odchrząknęła i podniosła na niego spojrzenie. - Draco jest najodważniejszym i najdzielniejszym człowiekiem, jakie znam. Poświęcił swoje szczęście i swoje życie na rzecz innego życia.
Zapadła cisza. Malfoy czuł, że staje mu serce. Nie kontrolował tego, jego wzrok padł na Gryfonkę, która patrzyła na niego zdziwiona. Nawet się nie domyśla, uświadomił sobie. Zastanawia się, co ja takiego zrobiłem. Poczuł ból, gdy zrozumiał, że nigdy nie dojdzie do wniosku, że to jest farsa. Nigdy nie uwierzy w uczucia, które do niej czuł. Zawsze będzie uważała, że ją nienawidzi, że nią gardzi i wcale się nie zmienił. Odwrócił się i posłał Ast wdzięczny uśmiech.
- Ronaldzie? - zapytał Blaise, a ten podskoczył. - Chcesz kogoś wytypować?
- Hermione - odpowiedział, jedząc szarlotkę.
- Dlaczego?
- Bo jest najmądrzejszą czarownicą w dziejach.
Miał ochotę ryknąć śmiechem i go zbluzgać, ale wiedział, że nie wypada, dlatego pokiwał głową. Zabini też wyglądał, jakby chciał się posikać, ale zachował twarz, patrząc na Hermionę.
- A ty, Hermiono?
Dziewczyna zacisnęła dłonie i nachyliła się nad kubkiem herbaty. Wiedział, że nie ma co liczyć na jej głos, ale miał cichą nadzieję, że nie powie: Ron. Za co? Za to, że płakała przez niego po nocach?
Przez ciebie też płakała. Dalej płacze.
Nienawidził siebie w tym momencie. Astoria codziennie go usprawiedliwiała, ale on wiedział, że jest skończonym kretynem. Gdyby pomyślał, gdy się zastanowił, zamiast od razu iść do ojca. A on zrobił to, czego ojciec się spodziewał. Pokierował się emocjami.
- Malfoy - powiedziała cicho Granger. Myślał, że się przesłyszał, ale wtedy na niego spojrzała. Próbowała się uśmiechnąć, ale nie dała rady. - Ze względu na Daisy. I na Bunny.
🎄🎄🎄
Nie spodziewał się tego. Cudownie było widzieć, jak odsłania maskę. Czy się wzruszył? Hermiona nie wiedziała, bo szybko wstał i odwrócił się do choinki. Zobaczyła, że Ronald się krzywi.
Co jej przyszło do głowy go całować? Był zaskoczony, ale nie na tyle, by nie rozchylił warg. Ale wtedy już się wycofywała.
- Przepraszam, przepraszam - szepnęła gorączkowo, próbując się odsunąć.
- W porządku - powiedział i pogłaskał ją po głowie. - Poczekam, Hermiono, wiem, że jest jeszcze za wcześnie.
Nie było na nic za wcześnie. Na wszystko było za późno. Ale nie chciała o tym myśleć. Zawsze uwielbiała rozdawanie prezentów i na chwilę pragnęła zapomnieć o tym, że została sama i czuła się, jak nikt. Patrzyła, jak Malfoy bierze pierwszą paczkę z brzegu i chwilę później rzuca ją w stronę zaskoczonego Blaise'a. Tylko dzięki cudownemu refleksowi nie oberwał w nos. Roześmiała się tak, jak Ginny i Astoria.
- Co robisz, chmaro przeklęta? - zawołał Blaise. Malfoy wzruszył ramionami i posłał mu niewinny uśmiech. Poczuła, że staje jej serce. Znała ten uśmiech. Zawsze się tak uśmiechał, gdy chciał ją łaskotać. Przymknęła oczy.
- Ast.
- Dziękuję, Draco. O matko, jaki ciężki - uśmiechnęła się. Prezent wyglądał jak pudełko od małej pizzy.
- O cholera - wykrzyknął Blaise, wyciągając model czerwonego, jak piekło Ferrari. Było wielkości pudełka na buty. Uniósł go wysoko, szczerząc się jak głupi. - Dracuś!
- Nie! - zawołał blondyn, ale Zabini rzucił mu się w ramiona.
- Nie sądziłem, że mi go kupisz... wiesz... bardziej chodziło mi o to, że chcę jeździć Ferrari, ale ten też jest piękny! Postawię go sobie na biurku. Widzisz, Ginny. A może... Hermiono, da się zrobić z niego prawdziwy samochód?
Granger roześmiała się, biorąc statuetkę w dłonie.
- Nie sądzę - uśmiechnęła się przepraszająco, a Blaise jęknął. - Ale jak zaczniesz już zbierać to przed emeryturą będziesz miał tyle, by kupić sobie breloczek do kluczyków.
Śmiech. Ten, który znała. Cudowny i szczery. Spojrzała na blondyna, a on spojrzał na nią i wyszczerzył się. Rozpromieniała od razu, bo wydawało jej się, że jest jej, jak zawsze, jak kiedyś. Że niczego złego nie było. Malfoy odchrząknął zażenowany i sięgnął po kolejny prezent.
- O, to dla mnie - zbadał paczuszkę rękoma. - Książka? To nie powinno pójść do Granger? Nie? Cóż, dzięki Wiewióra.
- Nie ma za co - odpowiedziała słodko. Malfoy podał jej podłużne pudełko.
- To bielizna. Srebrna, satynowa, z zielonymi kokardkami. Wiem, bo sam wybierałem. Zabini kompletnie nie ma gustu. Mam nadzieję, że trafiłem w rozmiar.
- Malfoy! - ryknął Zabini, a arystokrata roześmiał się. - Ty sprzedawczyku!
- Mówi prawdę? - Ginny spojrzała na chłopaka z rozbawieniem. Parsknęła śmiechem. - O matko, w takim razie dziękuję Malfoy, dziękuję kochanie. Będę się czuła, jakbym miała w łóżku trójkąt.
Ron zakrztusił się swoją herbatą, a George ryknął śmiechem, przybijając siostrze piątkę. Malfoy wyglądał, jakby było mu niedobrze, więc szybko podał prezent najstarszemu rudemu. Ten odpakował go zaciekawiony i podniósł wzrok na Hermionę. Poczuła przez chwilę cień strachu, że może przegięła.
- Szukałem go - wyszeptał George z łzami w oczach, pokazując zdjęcie jego i Freda na tle morza, uśmiechających się i trącających się łokciami. Fred ze zdjęcia pomachał zebranym. - Szukałem go, bo to było jedyne zdjęcie, na którym byliśmy razem, tylko my.
- Znalazłam je w Hogwarcie, miała je profesor McGonagall - powiedziała Hermiona i sapnęła, gdy George pochwycił ją w ramiona i zostawił na jej ustach głośny pocałunek.
- Dziękuję, Herm, dziękuję.
🎄🎄🎄
Nie chciał nienawidzić rudego, ale poczuł, że zaczyna miażdżyć kolejną paczkę. Szybko rzucił ją w kierunku Ronalda i sięgnął po następną. Dłonie miał mokre, a w gardle mu zaschło. Odchrząknął.
- Granger - dziewczyna odsunęła się od George'a, który wzruszony usiadł na swoim miejscu i spojrzała zdziwiona na prezent zapakowany w srebrny papier. - To twój.
Chwyciła go ostrożnie i usiadła. Nie wiedział, co robić. Poczekać, aż go rozpakuje, czy iść dalej.
- Skarpetki? W buraki? - Ronald podniósł jedną, a Zabini nie wytrzymał i ryknął śmiechem. Malfoy też się uśmiechnął i mrugnął do Astorii. Wiedział, że narzeczona rozpakuje swoje prezenty dopiero w domu, więc szybko podał jej kolejny i jeszcze dwa i ruszył dalej.
- Ginewra Weasley - przeczytał. Rudowłosa pisnęła i zaczęła zrywać papier. Na oparciu leżała bielizna od Malfoy'a i Zabiniego. Pokręcił głową i chwycił małą paczkę.
Dracon Malfoy
Natychmiast poznał te pismo i poczuł, że robi mu się gorąco. Nie patrzył na nią. Po prostu beztrosko odłożył paczkę obok tej poprzedniej i chwycił nowy prezent.
- Merlinie święty, Hermiona...
Oddech uwiązł mu w gardle, gdy powoli obrócił się w stronę zebranych. Granger właśnie otworzyła czerwone pudełko, ukazując wszystkim zebranym naszyjnik. Ginny oniemiała, a Astoria i Blaise spojrzeli na niego.
- To ode mnie - powiedział nagle George. Hermiona podskoczyła i zerknęła na rudego. - Chciałem ci podziękować Hermiono za te wszystkie lata. Za pomoc dla mojej mamy i dla mnie. Nie patrz tak na mnie, nie był drogi. Ale przypomina mi ciebie. Kamienie mają kolor twoich oczów.
Dobry jest, pomyślał, patrząc jak Gryfonka rzuca się mu na szyję i dziękuję. George uśmiechnął się blado i pomógł Granger założyć naszyjnik. Ich spojrzenia się spotkały. Malfoy nieznacznie kiwnął głową.
Wiedział, że dobrze wybrał. Naszyjnik podkreślił urodę Gryfonki i sprawił, że mocniej zabiło mu serce. Dotykała kamieni długimi palcami i co chwila patrzyła na pudełko, jakby nie dowierzała, że jest dla niej. A dla kogo innego? Tylko jej pasowały, jakby był częścią jej duszy.
- Malfoy - Ginewra trąciła go stopą. - Co z resztą prezentów?
Ronald od Granger dostał nowy zegarek, a od George'a książkę "Samotny ojciec w akcji". Ginny zaczęła piszczeć, gdy kasztanowłosa podarowała jej komplet kosmetyków, które parę tygodni temu zostały wycofane ze sprzedaży, a które ruda używała od małego. Dodatkowo Gryfonka powiedziała przyjaciółce, że rzuciła na zestaw zaklęcie, które sprawi, że kosmetyki nigdy się nie skończą.
Blaise podarował Malfoy'owi jego ulubioną wodę kolońską i nowe, wieczne pióro z wygrawerowanymi inicjałami. Dracon się ucieszył, bo poprzednie, które dostał od matki, zostało zniszczone w pożarze. Natomiast Astoria podarowała mu zestaw krawatów z "niespodzianką".
- Niektóre wybuchają - ostrzegła go, gdy chciał wyjąć niebieski. Wytrzeszczył oczy i przy śmiechach reszty odłożył pudełko.
Ginny wraz z Zabinim dała Hermionie nowe zabawki dla Psa oraz cztery grube tomy magicznych ksiąg. Granger uśmiechnęła się, co chwila dotykając naszyjnika. Ronald dał kasztanowłosej bursztynowe kolczyki. Dracon poczuł, że zgrzyta zębami, gdy dziewczyna stwierdziła, że pasują do naszyjnika i bracia chyba się zmówili.
Astoria w końcu dała się namówić Ginny i otworzyła swoje prezenty. Hermiona dała jej kolczyki. Były bardzo ładne. Paradoksalnie pasowały do sukni, którą narzeczonej kupił Draco. Ginny i Blaise natomiast dali Greengrass poradnik, jak wytrzymać z hipokrytą.
- Bardzo zabawne - stwierdził blondyn. Sięgnął po swoje prezenty. Najpierw od Ginewry. Już miał zerwać papier, gdy zobaczył, że jest coś na nim napisane.
Otwórz mnie, gdy będziesz sam.
- No, no, Weasley. Czyżby to Kamasutra? - skomentował, za co oberwał poduszką. Zerknął na Granger i sięgnął po mniejsze pudełko. Zbladła, ale wstrzymała wzrok. Zerwał papier. Jego oczom ukazało się zielone pudełeczko. Ostrożnie je otworzył i zamarł.
Zatrzymał się, patrząc na nią zdziwiony, a ona wyjęła z torby coś, co wyglądało jak srebrny medal na długim łańcuszku. Medal miał misternie wykonany wzór i dwa przyciski.
- Mój zegarek - szepnął zdumiony, gdy dziewczyna wyciągnęła do niego rękę ze znaleziskiem. Wziął go, ignorując fakt, że musnął dłonią jej palce. - Ale skąd...?
- Znalazłam przy klasie od transmutacji tego dnia, gdy...
Spuściła wzrok, a on obrócił zegarek, wpatrując się w swoje inicjały. Pamiętał, że coś mu wypadło, ale nie wiedział, co to. Przez to całe zamieszanie nawet nie zwrócił uwagi, że zgubił prezent urodzinowy od Blaise'a. Zegarek był magiczny, choć dla Dracona trochę kiczowaty. Nie robił nic innego, tylko wierszem ukazywał stan, w którym obecnie znajdował się właściciel. Malfoy naczytał się różnych, słabych sentencji wychodzących z zegarka, ale choć były one nad wyraz irytujące, musiał przyznać, że idealnie trafiały w jego nastrój.
- To nie jest zwykły zegarek - powiedziała, a on machinalnie nacisnął na przycisk. Pokrywka odskoczyła na malutkich zawiasach, ukazując piękną szmaragdową tarczę, na której srebrnymi literami wypisane było jedno zdanie. - To czytacz dusz, widziałam kiedyś rozdział o tym urządzeniu w Wielkich Wynalazkach. Pokazuje stan emocjonalny właściciela i to, co kryje się w jego wnętrzu.
- O rany - Blaise nachylił się, patrząc na srebrny przedmiot. - To nie jest zegarek, który dałem ci w piątej klasie?
- Tak - odpowiedział sucho i spojrzał na dziewczynę. - Skąd go masz?
- Wyrzuciłeś go wtedy. Nie pamiętasz? Wzięłam go ze sobą.
Przez tyle lat miała wgląd do jego duszy. Zatelepał się i nacisnął przycisk. Klapka odskoczyła.
Choć łamiesz przysięgi, by chronić nieochronione, przyznasz, że przez to dwa serca są zranione.
- Zaglądałaś do niego?
- Nie - odpowiedziała. Od razu wyczuł, że mówiła prawdę. - Znalazłam go jakiś tydzień temu, gdy przeglądałam stare rzeczy. Zegarek i zdjęcie między innymi też. Uznałam, że to dobry moment.
Kiwnął głową.
- Dziękuję - powiedział, a potem schował zegarek do kieszeni i poszedł do toalety. Ściągnął koszulę jednym ruchem i spojrzał na dłonie.
Znów przemokły mu bandaże.
🎄🎄🎄
- Chyba się udało, co? - powiedziała Ginny do Hermiony, patrząc jak Astoria kręci się na parkiecie w salonie z Georgem. - Oni czują do siebie miętę.
- Astoria jest zaręczona. Z moim ex - powiedziała Granger, dotykając palcami naszyjnika. Był przepiękny. Gdy patrzyła na niego, coś w jej sercu odżywało. Czuła się kochana, ważna i coś warta. Miała wrażenie, że kamienie emanowały dziwną magią. - Ale masz rację. Podobają się sobie.
- Skąd George miał pieniądze na ten naszyjnik? - spytała Ginny po raz piętnasty. Siedziały na parapecie wyłożonym poduszkami, w głębi salonu, schowane za choinką. Blaise zmywał resztę naczyń, a Draco siedział razem z nim w kuchni. Ron się zmył. Chciał spędzić też trochę czasu z córką.
- Powiedział, że nie był drogi.
- Kłamie. Znam brata. Naszyjnik kosztuje fortunę. Zresztą... możesz iść do jubilera i sprawdzić.
- Nie. Ja ufam George'owi - powiedziała Hermiona.
- Szkoda, że Malfoy nic ci nie kupił - zaryzykowała Ginny. Granger wzruszyła ramionami.
- Ja też mu nic nie kupiłam. Dałam mu tylko to, co dawno należało do niego.
- I naprawdę nie patrzyłaś?
- Naprawdę - westchnęła. - Po co? Zobaczyłabym coś w rodzaju: Hu, hu, ha, hu, hu, ha, będziesz ruchał Astorię.
Ginny parsknęła, opluwając się herbatą. Spojrzały na Ślizgonkę, która już trzeci taniec tańczyła z rudym. Niewiarygodne. Uśmiechnęła się do siebie i cyknęła im fotkę, którą zaraz wysłała do Pansy. Były w kontakcie cały dzień. Po rozdaniu prezentów pani Longbottom nawet zadzwoniła na skype. Według pogmatwanych obliczeń, czarnowłosa była już w czwartym czy piątym miesiącu. Pogubiła się wobec tych wszystkich wydarzeń, ale wiedziała, że Pansy ma rodzić po marcu. To było pewne. Na wiosnę.
- Mogę? - Blaise zjawił się znikąd, wyciągając dłoń do Ginny. Ta zachichotała i spojrzała na Hermionę.
- Idźże tańczyć, no. Nie jestem waszą matką - zaśmiała się.
Została sama. Spojrzała przez okno na zaśnieżoną ulicę, którą oświetlało ciepłe pomarańczowe światło lamp. Nie było ani żywego ducha. Wszyscy siedzieli w domu i ucztowali. Wymieniali się prezentami. Westchnęła. Mogła chociaż wziąć Psa. A tak, zostawiła go sama w domu. Ale zwierzak ostatnimi czasy nie czuł się najlepiej. Musiała wynosić go na dwór, nie chciał chodzić na spacery i ciągle tylko leżał. Weterynarz powiedział, że to drobne zachwianie odporności, ale Hermiona bała się. Miała tylko jego. I mimo, że rzuciła zaklęcia, które miały zaalarmować ją, gdy tylko coś się stanie z Psem, chciała już do niego biec. Z drugiej strony, nie chciała stąd wychodzić. Tam będzie sama. Będzie jej zimno, bo nie rozpaliła w kominku. A tutaj jest Ginny i Blaise, który naprawdę się stara, by nie popadła w marazm. Uśmiechnęła się. Dał jej rozświetlankę. Magiczką kulę, która, gdy trzymało się ją w dłoni, pulsowała kolorami. Każdy kolor oznaczał jakiś nastrój. I gdy kolory były zimne (np. niebieski, który oznaczał smutek) rozświetlanka emitowała magię mającą poprawić osobie trzymającej ją humor. To było bardzo miłe, choć Hermiona nie wierzyła, że jakaś zabawka byłaby w stanie wypędzić z jej serca ból, rozczarowanie i samotność.
Oddech parował na szybie, więc dotknęła opuszką palca zimnego szkła i narysowała duże D. Nie wiedziała dlaczego. A może wiedziała, ale bała się przyznać. Bo co by dało przyznanie, że kochała Dracona Malfoy'a i nie umiała bez niego żyć? Czy gdyby to wykrzyczała, on odwróciłby się do niej, zdjął z palca Astorii pierścionek i założył na palec Hermiony? Potrząsnęła głową. Nie. Przyznanie się do tego nic nie zmieniało. Dlatego postanowiła udawać, że wszystko jest okej. Szybko je zmazała i zobaczyła w szybie czyjeś odbicie. Odwróciła się, czując, że brak jej tchu.
- Mogę?
Nie wiedziała czy kiwnąć głową, czy zaprzeczyć, ale Draco widocznie nie czekał na zaproszenie, bo usiadł na przeciw niej na parapecie. Oparł się o ścianę, bokiem do szyby i też na chwilę zapatrzył się na ulicę. Spojrzała na niego ukradkiem, chcąc zapamiętać jego prosty profil, ostre policzki i smukły nos. Gdyby mogła, sięgnęłaby po nie palcami, ale on już nie był jej. Możliwe, że nigdy nie był. Zamrugała, spuszczając wzrok na swoje kolana otulone grubym swetrem od Ginny.
- Jak się masz?
Podniosła głowę, gdy zwrócił swój wzrok na nią. Uważnie przypatrywał się jej twarzy, nie zdradzając żadnych uczuć. Poczuła się śmiesznie.
- Jak się mam? - kiwnął głową. Wzruszyła ramionami i dotknęła palcami szyby. - Jakoś leci.
- Nie brak ci niczego?
Ciebie, chciała powiedzieć, ale tylko zaprzeczyła, uśmiechając się uprzejmie. Zacisnął wargi i znów zapatrzył się w widok za oknem. Chodnikiem szła jakaś para, śmiejąc się i żartując. Dziewczyna o mało co się nie potknęła, więc chłopak wziął ją na ręce. Przeszli tylko kawałek i zwalili się w śnieg. Blondyn parsknął, ale gdy zobaczył jej spojrzenie, zamarł.
- Nie zjadłaś dzisiaj za wiele - powiedział.
- Czyżbyś się o mnie martwił?
- Nie. Ale nie chcę, byś się zagłodziła, bo muszę mieć kogoś do dręczenia.
No tak. Czego mogła się spodziewać? Łzy napłynęły jej do oczu, gdy wykrzywiła twarz w grymasie uśmiechu i zeskoczyła z parapetu, chcąc iść tam, gdzie go nie ma. Złapał ją delikatnie za ramię.
- Poczekaj - stanął obok niej za choinką i rozejrzał się bezradnie. Jego wzrok padł na sufit. - Jemioła.
- Co? - zadarła głowę i zobaczyła małą gałązkę jemioły wiszącą nad ich głowami. Parsknęła. - Tylko Blaise mógł być takim kretynem, by to tu zawiesić.
Spojrzała na niego, myśląc, że też się roześmieje, że coś rzuci i rozejdą się, ale on stał, wpatrując się w nią z napięciem. Wciąż trzymał jej dłoń, ale tak delikatnie, że nie mogła uwierzyć, że ten człowiek mówił do niej tak okropne rzeczy.
- Puść mnie - poprosiła, choć wcale nie chciała, by ją puszczał. Chciała się w niego wtulić, jak dawniej, gdy wydawało jej się, że łączy ich coś wyjątkowego.
- Tradycja to tradycja, Granger - powiedział cicho.
- Chcesz całować się z szlamą?
- Nie - zamknął oczy, a gdy je otworzył, widziała wszystko to, za czym tak tęskniła. - Chcę całować się z tobą.
Oparł czoło o jej czoło, zaciskając zęby. Miała wrażenie, że z czymś się męczy, że coś w sobie dusi. Niepewnie chwyciła go za nadgarstek, ale wyrwał się z cichym jękiem.
- Przepraszam - wydusił. - Skaleczyłem się wczoraj.
Kiwnęła głową, nie wiedząc, co zrobić. Malfoy zachowywał się, jakby wcale jej nie zostawił, jakby wcale nie miał narzeczonej, jakby coś do niej czuł. Zamrugał i pokręcił głową.
- Ładny naszyjnik - powiedział, wskazując na niego palcem. - Podobną kolię kupiłem Astorii. Jako prezent ślubny.
Cofnęła się.
- Może cię zaprosimy, co Granger - uśmiechnął się. - Tylko, że chyba bez zaproszenia dla osoby towarzyszącej. I tak z nikim nie przyjdziesz, a my zaoszczędzimy na jedzeniu.
Jej dłoń sama poleciała w stronę policzka chłopaka, zostawiając na niej czerwony ślad. Hermiona wyplątała się z choinki i przeszła szybko przez salon, próbując ukryć łzy. Chwyciła swój płaszcz i zaczęła mocować się z kozakami.
- Hermiona, Hermiona, co się dzieje?
Ginny wpadła do przedsionka, a za nią wszedł Blaise. Nie mogła dłużej wytrzymać. Opadła na kolana, ale Zabini od razu skoczył w jej stronę.
- Odwieź mnie do domu - wyłkała w jego ramię, gdy mówił coś cicho do Ginny. - Odwieź mnie do domu.
🎄
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top