Rozdział 6 ➕
*Hermiona*
Serce wali mi jak oszalałe a ja staram się jakoś nad nim zapanować. Muszę zacząć myśleć, nie mogę tak dawać się ponieść emocjom. Zdesperowana przeciągam dłonią po włosach, a moje myśli gnają w przeróżnych kierunkach, bo chcę znaleźć wyjście z sytuacji. Po chwili jego charczenie ustaje, krztusi się chwilę i zaczyna się śmiać. Jego wcześniejsze drgawki zostały zastąpione trzęsieniem się spowodowanym przez śmiech. Wręcz wije się ze śmiechu, a ja wpatruję się w niego z niedowierzaniem.
- Merlinie... ty... hahah, ty naprawdę... - śmieje się i nie może złapać oddechu, przez co mam lekki problem z zrozumieniem tego bełkotu. Jakby tego było mało, dostaje czkawki. - t..ty naprawdę myślałaś... że mi się coś stało?... Hahahah... Ty płakałaś nade mną... hsahsh
Moje łzy znikają jak z bicza strzelił, bo dociera do mnie, co tu się wydarzyło. Ta wstrętna, tleniona fretka mnie oszukała! Po wcześniejszym smutku nie ma już śladu, ustąpił on miejsca nienawiści i złości. Przez ułamek sekundy pozwoliłam, żeby mną zawładnął i moja dłoń wylądowała na policzku chłopaka. Poziom wściekłości i adrenaliny był tak wysoki, że niemal nie czułam bólu dłoni. Malfoy natychmiast przestał się śmiać i przyłożył rękę do policzka, masując go. Jak zahipnotyzowana wpatrywałam się, jak pojawia się na nim wielka, czerwona plama. Jeśli by się bardziej przyjrzeć, to dało się dotrzec kształt moich palców.
- TY IDIOTO! Ty tępa, tleniona tchórzofretko! Czy ty czasem używasz rozumu?! Zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo głupie było to, co przed chwilą zrobiłeś? - Pod wpływ w emocji biorę leżącą na stoliku książkę i z całej siły ciskam nią w Malfoya. Dostaje w klatkę piersiową , co musi boleć, więc anitrochę się nie zdziwiłam, gdy zwinął się z bólu.
- Jesteś normalna? - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Napewno bardziej od ciebie! To był tak kretyński pomysł, wręcz nie dziwię się, że to ty go wymyśliłeś. Pasuje do ciebie, kretynie! Wiesz jak ja się wystraszyłam! A skoro jesteś już taki zdrowy, to sam wypij ten eliksir. Jakbyś nie zauważył stoi na szafce obok ciebie!
Wybiegam z jego sypialni a na koniec z całej siły trzaskam drzwiami. Co on sobie w ogóle myślał?! Merlinie, ale ja się wystraszyłam! Moje serce nadal uderza tak mocno, że przez chwilę zastanawiam się, czy nie wyskoczy mi z piersi. Przecieram dłońmi twarz i przez chwilę opieram się o ścianę. To, co zrobił było tak niesamowicie głupie i nieodpowiedzialne. Przecież przez chwilę byłam gotowa użyć zaklęcia Oblivate!
Odepchnęłam się od ściany i ruszyłam dalej. Błądzę myślami a moim oczom ukazują się drzwi do pomieszczenie, którego nie zdążyłam zwiedzić wcześniej, bo musiałam odwiedzić najgłupszego czarodzieja na świecie. Nie poświęcając ani grama uwagi temu, co jest wokół mnie ruszyłam do okna, które było naprzeciwko drzwi. Tylko ono się dla mnie liczyło. Ochyliłam je i jakimś cudem wleciało trochę świeżego, chłodnego powietrza. Podciągnęłam się i usiadłam na parapecie, po chwili objęłam ramionami kolana i położyłam na nich.
W ciszy wpatrywałam się w widok za oknem, który, szczerze mówiąc, był niesamowity. Widziałam stare, olbrzymie drzewa i pokryte mchem podłoże. Miejscami korzenie były nad ziemią formując się w przeróżne kształty, które również pokryte były zieloną gąbeczką. Po lewej stronie kwitły fioletowe kwiaty, które kojarzyły mi się z liliami, choć były większe, jaśniejsze i bardziej błyszczące. Nie dało się zobaczyć nieba, lecz kolor, jaki spowijał scenerię kojarzył mi się z zachodem słońca. Przez moment żałowałam, że to tylko iluzja, że nie jest to prawdziwe. Wybiłabym to okno i poszła w las. Nie obchodziło mnie to, czy bym tu trafiła ponownie czy nie. Mam wrażenie, że czas tam płynie inaczej.
Jestem pewna jednego. To będą niezapomniane wakacje. Ja i ten niezrównoważony psychicznie chłopak to mieszanka wybuchowa, Brian nie powinien nas tu zamykać. Tym razem ekperyment się nie powiedzie, nie ma takiej opcji. Nie będziemy potrafili się pogodzić, a zwłaszcza zaprzyjaźnić. Po chwili psioczenia na niego w myślach, zdaję sobie sprawę, że nie powinnam była go tak potraktować. Muszę go przeprosić. Owszem, on zachował się źle, ale ja ani trochę nie lepiej. Nie mogę pozwolić, żeby wpływał tak na mnie.
Wstaję i żwawym krokiem wychodzę na korytarz, bo wpadłam na pewien pomysł. Przez chwilę patrzę na rozkład drzwi i wystrój korytarza, żeby wiedzieć jak tu wrócić. Ten namiot składa się z naprawdę pięknych miejsc.
- Chmurko! - krzyczę, chcąc zawołać skrzatkę. Za moimi plecami rozlega się "puff" a ja szybko odwracam się w tamtą stronę
- Pani wolała Chmurkę?
Moim oczom ukazuje się biały jak śnieg skrzat. Przez chwilę jestem w szoku, bo dotychczas każde stworzenie tego gatunku jakie widziałam było brudne ubrane w stare łachmany. Chmurka jest inna. Owszem, jej ubranie również przypomina kawałek prześcieradła, ale jest całkowicie białe. Od jej skóry różni się jedynie fakturą.
- Tak, wołałam. Chciałam, żebyś zaprowadziła mnie do kuchni i pomogła przyrządzić posiłek. Możesz to zrobić?
- Ja mam gotować z... Panią? - pyta mnie cienkim głosikiem, a ja odpowiadam skinieniem głowy.Nie mam za dużego doświadczenia z "korzystania" z skrzatów, więc nie mało się wystraszyłam, gdy jej oczy zaszły łzami. Boję się, że powiedziałam coś nie tak. Klękam obok niej i łapię ją za ręce.
- Chmurko? W porządku? Powiedziałam coś nie tak?
Zaczęła gwałtownie zaprzeczać ruchem głowy a z oczu ciekłu jej ogromne łzy. Nie rozumiałam co się dzieje, spytałam ją przecież całkowicie normalnie i ona sama mówi, że nie zrobiłam niczego nie tak. Więc dlaczego płacze?
- Nikt jeszcze nigdy nie chciał gotować z Chmurką. Pani za dobrze traktuje Chmurkę. Chmurka nie zasługuje na takie traktowanie.
- Chmurko, musisz natychmiast przestać. Nie możesz tak myśleć, rozumiesz? - szukam potwierdzenia w jej oczach, które wierzchem dłoni przeciera. - Zasługujesz na dobre traktowanie tak jak każde inne stworzenie. I obiecuję ci, że przez te dwa miesiące, gdy tu będę, będę spędzać z tobą jak najwięcej czasu, w porządku? Zgadzasz się?
- Czy Chmurka się zgadza? - powtarza moje pytanie, pociągając nosem - Oczywiście, że się zgadza!
Łzy z jej oczu wreszcie przestały lecieć a do mnie dotarło, jak piękne ma tęczówki. Są one jasnozielone, upstrzone delikatnymi żółtymi plamkami i niebieskimi paskami. Źrenice ma dość duże i nadal lekko przeszkliwiony wzrok.
- No to zaprowadź mnie do kuchni, proszę.
Będąc w kuchni uświadomiłam sobie, że naprawdę dobry z nas zespół. co prawda Chmurka robiło wszystko trzy razy szybciej niż ja, ale naprawdę dobrze nam się pracowało. Z zadowoleniem wpatrywałam się na talerze, na których leżał wykonany już posiłek. Po jednej stronie talerzy leżała jajecznica z szczypiorkiem a po drugiej kilka kawałków niesamowicie pachnącego bekonu. W czasie gdy ja kładłam jedzenie na naczynia, Chmurka zdążyła wycisnąć sok z pomarańczy, więc stały jeszcze szklanki i dzbanek.
Wzięłam porcję zarezerwowana dla blondyna i ruszyłam w kierunku jego pokoju. Jak można sie domyślić - spał. Postawiłam jedzenie na szafce leżącej obok łóżka i podeszłam bliżej niego. Przez chwilę tylko stałam i się w niego wpatrywałam. To przecież ostatnie chwile, gdy jest on tak spokojny. Draco jęknął przez sen i coś wymamrotał a mi bardzo skojarzyło się to z moim nazwiskiem. Oznacza to koniec podglądywania.
- Malfoy.Hej, obudź się. - mówiąc to potrząsnęłam go za ramię. Mruknął coś niezrozumiale i odwrócił się na drugi bok.
Próbuję jeszcze raz, lecz wynik był ten sam. O nie, nie będzie mnie tak ignorował. Wyciągam z kieszeni różdżkę i zaklęciem przywołuję piórko Najpierw delikatnie zaczęłam nim dotykać go za uchem. Jego ręka wystrzeliła jak z procy i natychmiast podrapał się w tamtym miejscu. Tym ruchem niemal wytrącił mi moje narzędzie zbrodni z ręki. Zacisnęłam wargi, żeby się nie roześmiać. Chwilkę później bezlitośnie jeżdżę piórkiem po całej jego twarzy, a gdy więcej uwagi poświęcam nosowi to mocno kicha.
Niestety robiąc to mnie opluł. Z głośnym jękiem zaczęłam wycierać rękawem twarz. Blondyn usiadł i przetarł zaspane oczy. Włosy sterczały mu we wszystkich kierunkach, jakgdyby uderzył go piorun
- Ej, ale ty wiesz, że w ten sposób nie zetrzesz szlamu? - pyta i ziewa przeciągle.
Zrobiło mi się strasznie ciepło na twarzy i wcale mi się to nie podobało, nienawidzę się rumienić.
- Jeśli mówiąc o "szlamie" chodzi ci o twoją ślinę, to wiedz, że ją zetrę - wysyczałam, a chłopak zmarszczył brwi, więc wspaniałomyślnie postanawiam wyjaśnić mu co zrobił. - Oplułeś mnie przy kichaniu, Malfoy. Załatwić ci chlapacze? Może wtedy zapanujesz nad swoim ślinotokiem.
Wydaje mi się, że przez chwilę było mu głupio, bo końcówki uszu zrobily mu się wściekle czerwone, ale trwało to dosłownie dwie sekundy. Bardzo szybko na jego twarz powrócił cyniczny uśmieszek, który nie zwiastował niczego dobrego.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, ile dziewczyn chciałoby, żebym je opluł.
- Taak, pompuj ego, choć nie wiem czy jest czym - muszę przyznać, że to co powiedział było tak głupie, że przez chwilę nie wiem, co mam teraz zrobić. - Wiesz, nie mam ochoty przebywać w twoim towarzystwie, przyniosłam ci tylko jedzenie, żegnam i smacznego.
Dla upewnienia się, czy napewno mnie zrozumiał, wskazałam mu jeszcze naczynie z jedzeniem dłonią. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do drzwi. Nie zdążyłam nawet do nich dojść, gdy usłyszałam jego głos, więc zerknęłam przez ramię.
- Ej, ej. A ty dokąd?
- Idę do Chmurki - na jego twarzy pojawia się konsternacja i przez chwilę zastanawiam się dlaczego nie wie o co mi chodzi, aż do mnie dociera, że przecież nie wie o niej, więc krótko mu wyjaśniam - To skrzat, który tu mieszka, będzie się nas słuchała. Zjem z nią obiad.
- No chyba się źle czujesz. Serio myślisz, że pozwolę ci jeść z SKRZATEM? Zjemy dziś razem - zakomendował.
Sięgnął po różdżkę, która leżała na szafce przy jego łózku, wykonał kilka ruchów dłonią, wyszeptał kilka słów i moim oczom ukazał się stół i dwa krzesła. Ogarnęła mnie niepewność.
- Ty chcesz jeść ze szlamą? Nie boisz się, że nie wiem... ubrudzisz się SZLAMEM? - mówiąc to specjalnie zaakcentowałam ostatnie słowo. On tylko przewrócił oczami i zdjął z siebie kołdrę.
- Eh, Granger, Granger - powiedział z głośnym westchnieniem i pokręcił głową.
Pierwsza rzecz, która rzuciła mi się w oczy, gdy postawił nogi na ziemi? Otóż był w samych bokserkach. Zastanawiam się czemu, bo przecież gdy go zostawiałam to miał ubranie. Może sam się rozebrał? To chyba jedyna możliwa wersja. Kolejną rzeczą, na którą dośc łatwo zwrócić uwagę to to, że Malfoy wcale nie jest mocno umięśniony, choć wydawałoby się, że jest inaczej. Ubrał się zaklęciem, bo czemu by nie i chwiejnie wstał z łóżka.
- Co? Niezłe widoki?? - jego głos wyrwał mnie z transu, i chcąc nie chcąc, lekko się zarumieniłam.
Po chwili podszedł do mnie, choć ustał w pewnej odległości, jakby się mnie bał. Założyłam ręce na piersiach i uniosłam delikatnie podbródek.
- Doobra, więc mam pomysł. Czuję, że mam wobec ciebie dług, więc pozwolę ci zjeść ze sobą obiad- wpatrywałam się w niego bez słowa mając nadzieję, że doda coś, co będzie świadczyło, że chodzi mu o coś całkiem innego albo że żartuje. Jednak on już skończył mówić.
- Wow - powiedziałam sucho z szczerym podziwem w głosie. - Ty tak na poważnie?
Zmarszczył brwi, jakby nie wiedział o co mi chodzi. Zaczynam tracić wiarę w to, że uda nam się dogadać.
- Nooo, a czemu nie?
Pokiwałam twierdzącą głową. Przecież powinnam się tego spodziewać.
- Wiesz, Malfoy, to było dosyć żałosne.
Odwróciłam się na pięcie i poszłam w kierunku drzwi.
- A obiad? - zawołał za mną.
- Ty zjesz. W końcu czymś trzeba nakarmić twoje przerośnięte ego. - dla podkreślenia swoim słów, zamiast zamknąć normalnie drzwi to lekko nimi trzasnęłam.
Malfoy jest dupkiem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top