1/Everybody's got their demons
Siedziałem u siebie w salonie popijając Ognistą Whiskey. Czasem mam wrażenie, że tylko ona mnie rozumie. O nic nie pyta, o nic nie ma pretensji..po prostu jest i rozumie. Całkiem inaczej niż Blaise Zabini mój cholerny przyjaciel, który swoimi obleśnymi butami brudził aktualnie mój perski dywan. Ugh, tyle razy mu mówiłem, że Franx* jest dla idiotów. nie wiem kto kupuje od niego ubrania, chyba tylko on w sumie pasuje, tez jest idiotą.
Od ponad pół godziny coś do mnie mówił. Nie wiem co, nie słuchałem go. Jestem myślami całkiem gdzie indziej. Gdzie? Sam nie wiem. Chyba myślę nad tym czy nie zatrzasnąć w lochach mojego domowego skrzata w najbliższym tygodniu..te zasłony tak cholernie nie pasują do mojego nastroju! Ognista zaczęła mi się kończyć więc próbowałem sięgnąć do barku po kolejną butelkę.
-Draco to najlepsze rozwiązanie, uwierz mi.-usłyszałem słowa Blaise'a tuż za sobą. Nawet nie zauważyłem kiedy tam się znalazł. Położył dłoń na moim ramieniu.-To jedyne rozwiązanie, Smoku.
Poczułem jak dreszcze przechodzą moje ciało.
-Nie nazywaj mnie tak.-warknąłem.
Blaise'a zabrał rękę i znieruchomiał. Zerwałem się z swojego miejsca i pociągnąłem za końcówki włosów.
-Ile razy do kurwy nędzy mam Ci powtarzać żebyś mnie tak nie nazywał?!-krzyknąłem w jego stronę i łapiąc za oparcie fotela cisnąłem nim o ścianę.
Smok. Blaise dobrze mnie zna..wie, że nie cierpię niczego co wiąże się z okresem szkoły. Niczego.
-Draco, uspokój się proszę.-odparł Blaise próbując mnie uspokoić. Na marne.
Szedłem w jego stronę. Byłem wściekły. W mojej głowie z powrotem pojawiły się te cholerne wspomnienia. Wspomnienia w których jestem zwykłą marionetką. Najpierw w rękach mojego ojca, pózniej w rękach samego Voldemorta. Draco to, Draco tamto..a jeśli nie, to cie zabije. Fajny sposób na wychowanie nastolatka, wart napisania poradnika! Jak wychować dziecko strasząc go śmiercią. Cudownie!
-Ja mam się uspokoić? Ja?-wybuchnąłem głośnym śmiechem nadal idąc w jego stronę.-Ja jestem bardzo spokojny.-Popchnąłem go na ścianę.
W jego oczach widać było strach. Bał się mnie. Mnie, swojego przyjaciela od dziecka. Bał się mnie, cholernie się mnie bał. Jego wzrok wpatrywał się we mnie tak, jakby oceniał swoje szanse. Szanse na? Pewnie myśli, ze go zabije...ze go zabije tak, jak zabiłem swoją matkę, a pózniej ojca. Albo na odwrót... Nie pamietam.
-Słuchaj no Zabini.-wyszeptałem patrząc mu prosto w oczy.-Ostatni raz nazwałeś mnie Smokiem.-warknąłem tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Nie mal od razu zobaczyłem jak kiwa głową na znak zgody.
Puściłem go i wróciłem na miejsce. Dolałem sobie trochę mojej miłości do szklanki i czekałem aż mój przyjaciel wróci do naszej rozmowy. To znaczy do jego rozmowy.
Lubię spędzać z nim czas, jest jedyną osobą, którą toleruje. Dlaczego? Sam nie wiem chyba od zawsze był jedyną osobą dla której byłem ważny. Nie dla przedłużenia rodu czy dla odziedziczenia majątku. Byłem dla niego ważny jako człowiek. Jest dla mnie jak brat.
Po chwili Blaise siedział już na przeciwko mnie. Dziwnie mnie obserwował. Czasami nie wiem o co mu chodzi. Jest taki...wystraszony? Mu chyba tez nie odpowiadają te zasłony. Lochy szykujcie się!
Zaśmiałem się sam do siebie na co Blaise się wzdrygnął. Dziwak.
-To na czym skończyliśmy?-rzuciłem odpalając papierosa.
tytoń. Jedyna rzecz za którą dziękuję Mugolom. Szkoda, że czarodzieje tego nie wymyślili.
-Myślę, że Ministerstwo ma rację Draco.-westchnął.-To, że jeszcze nie gnijesz w Azkabanie to istny cud, przecież wiesz.
Tak wiem. Wiem co dzieje się z czarodziejami, którzy zabiją innych czarodziei. Dobrze, ze wiem tez co się dzieje z takimi czarodziejami, którzy mają bogate skrytki w Banku i wolę aby jedną z nich podarować sędziemu. Co jak co, ale jedną rzecz w byciu Malfoyem lubię-zasoby. Choć w sumie może ten Azkaban nie taki zły jak go malują? Może chociaż zasłony byłyby lepsze? Muszę się nad tym zastanowić.
-A może ta terapia też ci w jakiś sposób pomoże. No wiesz te...
-Czekaj, czekaj.-czegoś tu nie zrozumiałem.-Jaka terapia?
Zaciągnąłem się dymem i pytająco wpatrywałem się w Zabiniego.
-No ta o której ci mówiłem.-tępo patrzył się na swoje dłonie.-Ministerstwo dało Ci warunek... Jeśli nie podejmiesz się terapii wylądujesz w Azkabanie.
Nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem.
-Ministerstwo daje mi warunek? Jaki kurwa warunek? Nie wystarczy im moja skrytka z której nie jeden ich pracownik byłby ustawiony do końca życia?!
Wkurwiłem się. Nawet smak odpalanego papierosa nie był taki dobry jak chwile temu.
-No właśnie!-odparł Zabini klaszcząc w dłonie.-O tym samym myślałem.
Wstałem i podszedłem do okna. Nie mogłem pojąć o co w ogóle chodziło w tej terapii. Ja i terapia?
-Ja i terapia?-to samo pytanie zadałem Bleisowi.-Na terapię to powinni iść moi przodkowie, nie ja.-wycedziłem.-Jak oni śmią robić ze mnie wariata!
Uderzyłem pięścią w ścianę. Poczułem pulsujący ból w nadgarstku.
-Nie jesteś wariatem Draco.-odparł i wstał.-Też nie jestem za tą terapią eeee, aczkolwiek słuchaj.-podszedł do mnie.-Ta terapia to dobry sposób, aby to całe pieprzone ministerstwo się od ciebie odczepiło.
-Mów dalej stary, chyba pierwszy raz mówisz coś sensownego.-odparłem.
Nie myślałem ze ten moj przyjaciel idiota może dojść do takich wniosków.
Blaise uśmiechnął się z dumą. Lekko, ale wyczułem to.
-Więc tak... Ty pójdziesz na terapię, nie wiem, pochodzisz tam przez pewien krótki czas... Oni dojdą do wniosku, że coś wskurali, ze pomogli Ci się zmienić na lepszego człowieka i te sprawy, a tak naprawdę wszystko będzie takie same. Dojdą do wniosku, że już ich nie potrzebujesz, więc Cię w końcu zostawią i podejmią się innymi sprawami, a ty będziesz miał święty spokój.-poklepał mnie po ramieniu.-A jeśli będziesz ładnie współpracował, to twój najlepszy przyjaciel sam zadba o to, kto zajmie się tobą przez ten, powtarzam, krotki czas.
To co mówi Blaise nie wydaje się głupie... Wydaje się bardzo mądre. On ma rację.
-To jak stary? Wchodzisz w to?-oparł się nonszalancko o sciane i z pewnym uśmieszkiem spojrzał w moją stronę.
Jeśli nie mam wyjścia, a to tylko mi tak naprawdę pomoże.. Dlaczego nie? Tylko ta kusząca propozycja lepszych zasłon w Azkabanie...
-Tylko nie wiem czy Teodorowi uda się wybrać fajną terapeutkę.-odparłem starając się brzmieć poważnie i dźgnąłem go w bok. Nigdy nie lubili się z Nottem, lubię tym wkurzać Blaisea. Podeszlem w stronę barku. Słyszałem za sobą jego śmiech.
-Czyli tak?-Blaise usiadł z powrotem na sofie gdy ja nalewałem sobie mojego pysznego trunku.
Stanąłem na przeciwko niego i z szklanką w ręku rzekłem:
-Za spokojne życie bez ministerstwa na ogonie!
Blaise uśmiechnął się.
-Tylko Zabini, do cholery, zmień te paskudne buty!-dodałem po chwili siadając na fotelu. Miałem wrażenie, że już jestem w dalekim zasięgu ministerstwa. Pięknie!
***
*Franx-wymyślony na potrzeby opowiadania projektant mody.
***
pierwszy rozdział mamy za sobą, fajnie jak ktoś przetrwał:) ten akurat pisany z perspektywy Draco, ale zastanawiam sie czy nie pisać tez rozdziałów z perspektywy Hermiony.
Napiszcie mi w komentarzu z czyjej perspektywy bedzie wam sie milej czytać :D i oczywiście co sądzicie o pierwszym rozdziale
Do następnego,
eriwle
P.S. Czy tylko ja uwielbiam tu Draco XDDD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top