02. I just realized how beautiful your smile is
Po pokoju rozszedł się dźwięk budzika, co świadczyło o tym, że była godzina ósma. Sięgnęłam po telefon, który grał jedną z moich ulubionych piosenek, jaką była Dramarama- Anything, Anything, którą ustawiłam sobie na dźwięk alarmu. Mimowolnie zaczęłam nucić jej słowa. Byłam chyba jedną z nielicznych osób, której wczesne wstawanie nie sprawiało większego problemu.
Przewróciłam się na plecy spoglądając na ekran i przesunęłam po nim palcem wyłączając przy okazji budzik, po czym dostrzegłam pięć wiadomości, więc je otworzyłam. Wszystkie były od Michaela. Nie wiem dlaczego, ale odkąd napisał do mnie popołudniu, wymienialiśmy je ze sobą aż do jedenastej w nocy. Nie pisaliśmy o niczym szczególnym, ani nie mieliśmy jakiegoś tematu. To były najzwyklejsze pierdoły na przemian z przypomnieniem o tym, że czeka na odpowiedź na pytanie, które zadał mi jeszcze kiedy rozmawialiśmy twarzą w twarz. Spojrzałam na pierwszą. Kobiety korzystają z łazienki tak długo aby zrobić innym na złość, czy po prostu macie tak od urodzenia? Zaśmiałam się cicho. Zapewne Megan znów wepchnęła się mu do łazienki, jak to miała w zwyczaju. Często byłam świadkiem ich kłótni na ten temat, kiedy u niej nocowałam albo zostawałam do późna. Przesunęłam palcem po ekranie aby móc odczytać kolejną. Odpowiesz mi w kończu Rox? Nie, nie na pytanie o łazienkę. Dlaczego tak mu zależy? Ignorujesz mnie? Nie ładnie. Tylko dwadzieścia minut różnicy między drugą a trzecią wiadomością. Czy może zasnęłaś? Jeśli to drugie to Ci wybaczam. Prychnęłam pod nosem. Dobranoc mała. Śnij o mnie. X Naprawdę to napisał? Zabrałam się za odpisywanie. Chyba tak już mamy. To moja mała tajemnica Michael, nie odpowiem Ci. Zasnęłam, ale niestety koszmarów nie miałam, to Ci nie wyszło wysłałam. Oh, a tak poza tym dzień dobry. Odłożyłam telefon i w końcu wstałam z łóżka kierując się od razu do łazienki.
Opuściłam dom kilka minut po dziewiątej niosąc zawieszoną na ramieniu torbę sportową w białym kolorze. Szłam w kierunku metra. Musiałam się dostać praktycznie na drugą stronę miasta, w jak najkrótszym czasie. Po półgodzinnej męczarni w towarzystwie muzyki lecącej ze słuchawek w końcu dotarłam na miejsce. Weszłam do środka witając się z Joshem.
- Grega nie będzie?
- Przyjdzie później.- odpowiedział.
- Jasne. Idę się przebrać.- przytaknął sprawdzając coś w komputerze na recepcji. Blondyn był dwa lata starszy ode mnie i naprawdę dobrze się dogadywaliśmy. Studiujemy nawet na tej samej uczelni, więc często się widujemy. Kilka minut później wróciłam do niego odkładając telefon na bok i usiadłam na wysokim krześle, po czym zaczęłam związywać włosy.
- Dzisiaj nie miała pracować Tess?- zapytał odwracając się w moją stronę.
- Miała, ale jej córka się rozchorowała i Greg zadzwonił do mnie. Więc jestem.- zaśmiał się.- Wolisz ją ode mnie?
- Nie odpowiem na to pytanie.
- Ej.- oburzyłam się, po czym oboje się roześmialiśmy.- Nie lubię Cię.- dodałam wstając powoli i odchodząc od niego.
- Ale... Roxy?- w jego głosie słychać było zdezorientowanie. Odwróciłam głowę spoglądając na niego i wystawiłam mu język.- Bardzo zabawne.- mruknął.
- Dzień dobry.- przywitałam się z dwójką mężczyzn przekraczających właśnie próg siłowni. Byli naszymi stałymi klientami. Odpowiedzieli mi podchodząc do recepcji, gdzie stał blondyn, który po chwili dał im kluczyki do szatni.
- Masz wiadomość.- powiedział, a ja podeszłam do niego od razu biorąc urządzenie do rąk. Była od Ashtona.
Opuściłam budynek zatrzymując się za drzwiami. Było kilka minut po czwartej, a siłownia została zamknięta dosłownie chwilę temu. Rozejrzałam się zastanawiając się przez chwilę czym szybciej wrócę do domu. Stąd miałam dwa autobusy, a kawałek dalej metro. Sięgnęłam po telefon, aby sprawdzić, o której mam najbliższy transport.
- Roxanne, już myślałem, że Cię nie złapię.- usłyszałam Josha, który zamknął za sobą drzwi.
- Coś się stało?- zapytałam podnosząc wzrok od urządzenia.
- Po prostu ciągle mi uciekasz, jak kopciuszek.- zaśmiałam się.
- W końcu mnie dogoniłeś.- odpowiedziałam rozbawiona.- O co chodzi?
- Chciałem zapytać czy masz może ochotę na kawę?- uśmiechnął się.
- Um... Josh ja...- zaskoczył mnie tym, naprawdę.
- Rox?- usłyszałam znajomy głos i ten charakterystyczny dla tej osoby skrót mojego imienia. Spojrzałam od razu w lewo.
- Michael? Co ty tu robisz?- od razu dostrzegłam chłopaka, który podchodził do nas, po czym zatrzymał się obok mnie. Miał na sobie przetarte, czarne spodnie i szarą koszulkę z krótkim rękawem, a na jego prawym nadgarstku zawieszona była reklamówka.
- Niespodzianka.- zaśmiał się, po czym puścił mi oczko i spojrzał na blondyna.
- To ja nie będę wam przeszkadzać. Do zobaczenia Roxy.- powiedział, po czym od razu odszedł. Patrzyłam na niego z lekkim zaskoczeniem.
- Chyba wziął Cię za mojego chłopaka...- mruknęłam.
- Skoro od razu stchórzył, chyba nie zależało mu tak bardzo.
- Nie chciałam żeby mu zależało, ale twoja głupia zagrywka sprawiła, że pomyślał sobie to co pomyślał.
- Zagrywka?- powtórzył przyglądając mi się z rozbawieniem.
- „Niespodzianka"? Serio?- prychnęłam.- Co tu robisz?
- Wracam ze sklepu.- odpowiedział wzruszając ramionami.- Nie wiedziałem, że akurat tu pracujesz. W ogóle... dzięki za pobudkę rano.- mruknął.
- Proszę bardzo.
- Kto normalny wstaje w niedziele o ósmej rano?
- Ludzie pracujący.
- W tej chwili mnie obrażasz, ale będąc tak wspaniałomyślnym to zignoruję i zaproponuje Ci podwózkę do domu. Co ty na to?
- Nie dzięki.- poprawiłam torbę na ramieniu.
- Jesteś pewna? Twój autobus właśnie odjeżdża.- wksazł na niego kiwnięciem głowy.- A ten drugi był chwilę temu.- spojrzałam na przejeżdżający obok nas bus.- Wolisz tłuc się metrem czy jechać ze mną?- zapytał odchodząc w kierunku parkingu. Westchnęłam cicho, po czym szybko zrównałam z nim kroku. Czułam na sobie jego spojrzenie.
- Zgadzam się tylko dlatego, że jestem głodna, a dzięki temu szybciej wrócę.
- Jasne.- przytaknął od niechcenia.
- W co ty pogrywasz Michael?
- Nie rozumiem.- wyciągnął kluczyki z kieszeni zatrzymując się przy czarnym range roverze, którego dostał od rodziców na dwudzieste pierwsze urodziny. Pamiętam jak dziś narzekanie Megan i obietnicę, że też zażyczy sobie czegoś cholernie drogiego. Nie od dziś mi wiadomo, że firma ich rodziców bardzo dobrze prosperuje, więc taki wydatek, raz na jakiś czas, to nic dużego. Wbrew pozorom jego rodzice nie byli jakoś specjalnie rozrzutni. Wsiadł do auta, patrząc na mnie znacząco, a ja westchnęłam, po czym wsiadłam na przednie miejsce pasażera, wcześniej rzucając torbę na tylne siedzenia. Odpalił i wyjechał na ulice.
- Po co do mnie piszesz? Nie odzywaliśmy się do siebie od lat. Ignorowałeś mnie nawet kiedy byłam u Ciebie w domu. Co się zmieniło?
- Było mnie zignorować.- mruknął.- Nikt Ci nie kazał odpisywać...
- Co się zmieniło?- powtórzyłam.
- Widocznie nie mam Cie już za tak denerwującą, jak siostrę.- prychnęłam.- Co?
- A mi się wydaje, że sobie ze mną pogrywasz. Nie znam powodu, ale tak uważam.
- Naprawdę uważasz, że ryzykowałbym swoimi jajami, żeby tylko zabawić się kosztem twoich uczuć? Wiem, że Megan nie jest moją wielką fanką i w sumie vice versa, ale pomijając moją irytującą siostrę, która pewnie nagadała Ci tego i owego na mój temat, jest jeszcze twój brat, który jakby się tylko dowiedział, że coś Ci zrobiłem, jak już wcześniej ustaliliśmy, wykastrowałby mnie. Zakładam nawet, że jakby teraz się dowiedział, że do Ciebie napisałam jebnął by mi gadkę na temat tego, że jesteś jego siostrzyczką i mam się trzymać od Ciebie z daleka, bo jesteś dla mnie za dobra. W sumie na jego miejscu miałbym podobne podejście...
- Najpierw musiałbyś zacząć martwić się o Megan.- odpowiedziałam tylko na ostatnią część jego wypowiedzi. Nie miałam pojęcia co myśleć, i jak odebrać pozostałą jego część. Między nami zapanowała cisza, a swój wzrok wlepiłam za szybę obserwując inne samochody i ludzi. Zatrzymał się na światłach, a ja wypuściłam głośniej powietrze z ust.
- Rozmowy przez SMSy są z tobą o wiele łatwiejsze. Chociaż aż raz tak rozmawialiśmy.- powiedziałam w końcu.
- Dlaczego?
- Tam zwykle rzucasz jakimś głupi tekstem, albo stwierdzasz coś oczywistego w dość zabawny sposób, ewentualnie naciskasz na odpowiedź na twoje pytanie. W rzeczywistości mówisz rzeczy, które mogę odebrać na dwa różne sposoby i nie mam pojęcia, który jest prawdziwy.- ruszył chwile po tym jak światła zmieniły kolor na zielony.
- A który byś wolała?
- I unikasz konkretnej odpowiedzi, dokładnie tak jakbyś mnie zbywał czy zwodził.- mruknęłam.
- Nie na wszystko jest gotowa odpowiedź.
- Co masz na myśli?- wzruszył ramionami, po czym burknął coś pod nosem, kiedy znów musieliśmy się zatrzymać. Spojrzał na mnie.- Twoja zdezorientowana mina jest całkiem urocza.- zaczęłam się śmiać. Okay, kompletnie mu odbiło. Czułam na sobie jego wzrok, więc kiedy się uspokoiłam spojrzałam na niego. Wzrok miał utkwiony w mojej twarzy, a na jego ustach błąkał się półuśmiech. – Co?- zapytałam.
- Właśnie uświadomiłem sobie, jak piękny jest twój uśmiech.- na mojej twarzy zapewne pojawił się szok i niedowierzanie, chociaż serce przyśpieszyło bicia. Zamrugałam kilkukrotnie. Usłyszeliśmy klakson samochodu znajdującego się za nami, a mój wzrok powędrował na sygnalizację. Ups, chyba blokowaliśmy pas. Chłopak od razu ruszył. Rozejrzałam się, jeszcze chwila i będę w domu. Jednocześnie poczułam dziwną ulgę, ale też i zawód, bo zapewne nie uzyskam odpowiedzi.
- Przestań ze mną pogrywać Michael.- mruknęłam, kiedy w końcu zatrzymał się pod moim domem.
- Nie wiem o czym mówisz.
- A to przed chwilą to niby co było?
- Wydaje mi się, że komplement, ale jak widać to ty jesteś tą mądrzejszą, w końcu wszystko wiesz, więc może ty mnie uświadom.- prychnął.
- Czego ty tak właściwie ode mnie chcesz? Robisz to wszystko tylko po to aby uzyskać odpowiedź na to swoje głupie pytanie? Chociaż to nawet nie było pytanie... Chcesz wiedzieć, czy przeszkadza mi myśl o tym, że moglibyśmy się ze sobą przespać? Nie, nie przeszkadza mi. Jeśli to wszystko co chciałeś wiedzieć, to daj mi spokój.- otworzyłam drzwi, a kiedy chciałam wysiąść, złapał mnie za łokieć powstrzymując przed tym. Spojrzałam na niego wkurzonym wzrokiem. Chwilę później mnie puścił. Myślałam, że chociaż coś powie, ale tak się nie stało, więc wysiadłam. Zabrałam swoją torbę z tylnych siedzeń.
- Roxy?- usłyszałam. Odwróciłam się szybko za nim jeszcze zdążyłam zatrzasnąć drzwi. Ashton przyglądał mi się z zaskoczeniem. Od razu do mnie podszedł.
- Gdzieś ty była?
- W pracy. Co ty tu robisz?
- Przyszedłem w odwiedziny. Dlaczego Michel Cię odwiózł?
- Po prostu na siebie wpadliśmy.- odpowiedział na pytanie, które zostało mi zadane. Chwilę później wysiadł.- Autobus jej zwiał.- dodał.- Wolałbyś żebym zostawił ją w centrum miasta?
- Nie. Muszę już iść, umówiłem się z Alice i jak się spóźnię to mnie zabije.
- Mieszkacie razem.- zaśmiałam się.
- Wiem, ale to ja mam gotować.
- Oh w takim razie powodzenia i postaraj się jej nie otruć.- powiedziałam kierując się w stronę domu.
- Mi nie zaproponujesz podwózki?- usłyszałam głos brata.
- Przyjechałeś tu samochodem. To bez sensu.
- Tylko sprawdzam. Do zobaczenia Mike.- weszłam do domu oznajmiając głośno rodzicom, że już wróciłam. Od razu ściągnęłam buty i udałam się do swojego pokoju. Rzuciłam torbę na łóżko, a sama udałam się do łazienki, wcześniej zabierając ze sobą komplet bielizny. Zdecydowanie potrzebowałam zimnego prysznicu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top