Randka z przeznaczeniem

Urząd Skarbowy. Dwa słowa, które nawet u największego twardziela wywołują drżenie rąk i stan przedzawałowy, kiedy nieoczekiwanie w skrzynce pocztowej widzi kopertę oznaczoną ich pieczęcią. Każdy szary obywatel od momentu wkroczenia w dorosłość i podjęcia pierwszej oficjalnej pracy, nie wspominając już o przedsiębiorcach, ma nadzieję, ba! modli się o to aby nie mieć żadnej bliższej zażyłości z fiskusem. Krążące legendy o "uprzejmości" pracowników urzędu i ich chęci niesienia "pomocy" przy przedzieraniu się przez zawiłości prawa podatkowego, kiedy potrzebujesz załatwić jakąś pierdołę sprawiały, że każdy z uśmiechem i nieskrywaną radością udawał się na ich wezwanie. A przewrotny los zawsze tak sprawiał, że ci którzy bardzo chcieli tego uniknąć zawsze trafiali tam najczęściej. Jakby w skarbówce był zmontowany specjalny radar wyszukujący odpowiednich ofiar.

Przekonać się o prawdziwości i słuszności krążących wieści na własnej skórze, miał okazję młody i jeszcze nie specjalnie doświadczony w tych sprawach Sasuke Uchiha. Kiedy otworzył kopertę nie mógł pojąć przyczyny wezwania go do tego przybytku, jednak cóż. Mus to mus! Stwierdził. Nie ma nic do ukrycia a i w zeznaniach podatkowych wszystko grało. Dlatego z samego rana wybrał się pod wskazany adres z myślą, że raz dwa załatwi sprawę i będzie miał to z głowy. 

Kiedy wszedł na wielką salę ubrany w garnitur, uderzył w niego chłód tam panujący i nie miało to nic wspólnego z działającą klimatyzacją. Twarze zgromadzonych ludzi wyrażały wręcz przerażenie, jakby czekali co najmniej na ogłoszenie swojej egzekucji. Nie zrażony podszedł do urządzenia wydającego numerki i tu napotkał pierwszy problem. Do którego okienka ma się udać? Uważnie przestudiował zamieszczoną na ścianie rozpiskę w którym okienku jakie sprawy są załatwiane. Przeczytał raz, drugi, trzeci i nic. Odetchnął głęboko. Trudno, musi zapytać. Skierował kroki do informacji przy której była dość długa kolejka. Wygląda na to, że nie tylko on miał trudności z rozszyfrowaniem instrukcji która z definicji powinna pomagać a nie bardziej utrudniać pobranie odpowiedniego numerka. Za kontuarem siedział znudzony i poirytowany  facet z kitką czarnych włosów na głowie który znudzonym tonem odpowiadał na nieśmiałe pytania petentów. Kiedy przyszła jego kolej pokazał jedynie wezwanie i spytał patrząc chłodno.

-Gdzie mam się udać?

Ten podrapał się w głowę

-Z tym to chyba do okienka "F" - odparł po chwili

Sasuke spiorunował go spojrzeniem swoich onyksowych oczu.

-Chyba? - uniósł jedną brew.

-Chyba. - odpowiedział lakonicznie facet po czym ignorując bruneta rzucił - Następny!

Uchiha nie mając wyjścia podszedł do urządzenia i wybrał literkę "F".  10 osób przed nim. Westchnął głośno i usiadł na ławce w oczekiwaniu na swoją kolej. Jednak nie będzie to takie szybkie jak planował. 

Minuty zmieniły się w godziny. W końcu na wyświetlaczu pojawił się jego numer. Zirytowany podszedł i pokazał wezwanie. Różowowłosa dziewczyna spojrzała na podany dokument przeczytała uważnie i zmarszczyła brwi.

-Ale z tym to nie do mnie - rzuciła oddając mu papier.

Sasuke zacisnął szczękę powstrzymując się od przekleństwa cisnącego się mu na usta. 

- W takim razie gdzie? - spytał uśmiechając się łagodnie w nadziej, że to pomoże mu w uzyskaniu przydatnej informacji.

Dziewczyna popatrzyła na niego wogóle nie reagując na jego względy. 

- Okienko "A "- odparła chłodno 

Nie pozostało mu nic innego jak wrócić do przeklętej maszyny i pobrać kolejny numerek tym razem do okienka "A". Przechodząc obok informacji rzucił zawistne spojrzenie brunetowi przez którego stracił już 3 godziny. 20 osób przed nim. Zmełł siarczyste przekleństwo i powrócił na wcześniej zajmowane krzesełko. Był coraz bardziej poirytowany i głodny. Wierząc, że nie spędzi tu dłużej niż pół godziny, wypił tylko kawę i teraz zaczynał żałować swojej decyzji. Obrzucił wzrokiem sale jednak jedyne co zauważył to automat z kawą. Nie miał wyjścia. Musiał tą sprawę zakończyć dziś i kropka. Wyprostował się na siedzeniu i uparcie wpatrywał w wyświetlacz nad okienkiem "A" jakby to mogło coś przyspieszyć.  

Pomimo dość dużej ilości petentów panowała wręcz grobowa cisza przerywana jedynie dźwiękiem zmieniających się cyfr na wyświetlaczach. Mijały kolejne godziny. Z irytacji poluzował krawat i rozpiął pierwsze dwa  guziki białej koszuli. Kiedy przyszła jego kolej wstał z zajmowanego krzesełka, które już dość mocno wbiło się mu w tyłek i podał dokument tym razem widocznie przestraszonej brunetce o jasnych oczach. Ta przejrzała papier.

-J-ja b-bardzo p-prze..przepraszam... ale... z t-tą s-spra..wą t-t-to n-nie d-do mnie... - wyjąkała patrząc na wściekłego petenta. 

-No, do jasnej cholery! - wrzasnął na całe gardło waląc pięścią w blat - To gdzie ma się z tym udać?! 

Wszystkie oczy skierowały się na niego. Urzędniczka zaniosła się płaczem chowając rumianą twarz za trzymanym dokumentem, jakby to on miał być osłoną przed ewentualnym ciosem. Zza drzwi wyłoniła się blondynka, chociaż to najpierw wyłonił się jej ogromny biust a następnie ona. Zmierzyła bruneta od stóp do głów. 

-Proszę nie robić awantur bo wezwę ochronę - rzuciła władczo.

Sasuke był na skraju załamania. Wbił nienawistny wzrok, jak mniemał w kierowniczkę tego pożal się boże przybytku. 

-To może pani mi łaskawie powie, gdzie z tym iści - wypluwał każde słowo. 

Ta przejrzała podany jej papier i prychnęła

-Jak to gdzie?! Okienko "C" - patrzyła na niego z triumfem w orzechowych oczach. 

Sasuke wyrwał papier z jej rąk i po raz kolejny poszedł do piekielnej maszyny wydającej numerki, śląc niewyszukane wiązanki przekleństw na ten cały chory system. Tym razem miał przed sobą 15 osób.

Po raz kolejny z impetem usiadł na niewygodnym krzesełku. Miał naprawdę dość. Przez niekompetencję tych kretynów siedział tu już prawie sześć godzin i końca nie było widać. Faktu nie polepszał wciąż narastający głód. Wszyscy pozostali petenci zgromadzili się w drugim końcu sali oby jak najdalej od niego.

Nareszcie jego kolej. Zbliżała się już 16 czyli koniec pracy Urzędu. Tym razem w okienku przywitał go szerokim uśmiechem młody blondyn o pięknych lazurowych oczach. To zbiło nieco z tropu mocno wkurzonego już Sasuke i kiedy podawał mu dokument część frustracji się ulotniła.

-A... to nic takiego - skwitował urzędnik. - Musi pan tylko wypełnić formularz CIT i złożyć go u mnie - tłumaczył spokojnie - zaraz podam, jednak obawiam się, że będzie pan musiał wrócić z nim jutro.... -przerwał spoglądając na wściekłą twarz bruneta.

-Ty chyba jaja sobie ze mnie robisz?! - wysyczał łapiąc go za koszulkę i przyciągając do siebie.

 Ich twarze dzieliły zaledwie centymetry. Gorące oddechy mieszały się ze sobą. Sasuke dyszał jak rozwścieczony byk na korridzie z ciała którego wystawało już kilka włóczni. Nienawistny wzrok przeszywał na wskroś błękitne tęczówki. Zawsze chłodny i opanowany  wybuchł teraz jak sam włoski  wulkan Wezuwiusz grzebiąc pod lawą miasto Pompeje. Miał dość! Miał tak kurewsko dość!

-Słuchaj no... -rzucił okiem na plakietkę - Naruto. Jeśli zaraz tego nie załatwisz to ci obiecuje, że nie usiądziesz na tym swoim tyłku przez co najmniej tydzień!

Uzumaki zmierzył go wzrokiem po czym uśmiechnął się kokieteryjnie. W jego pięknych oczach tańczyły rozbawione iskierki a na policzkach pojawił się delikatny rumieniec. Zbliżył się jeszcze bardziej tak, że jego usta niemal dotykały tych drugich.

-Straszysz czy obiecujesz? - zapytał wyzywająco - U ciebie czy u mnie? Kończę pracę za 5 minut. 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top