MOJE! cz. 3

Hejka Kochani!

Po napisaniu drugiej części jakoś nie mogę tego zostawić w takiej formie jakiej jest, dlatego postanowiłam dodać trzecią, ostatnią część. 

Nie będę ukrywać, że nie lubię zostawiać niedokończonych rzeczy, a to na tyle zaległo mi w głowie, że kompletnie nie mogę się skupić ani na "Po drugiej stronie", ani na "Ratowniku", i mnie to dobija.

Zatem zapraszam na ostatnią część!

Dwa lata później

-Naruto, daj się wyciągnąć chociaż na piwo! W końcu zostałem ojcem i chciałbym to z tobą uczcić - jęczał Kiba.

Kiba bardzo martwił się o przyjaciela. Te ostanie lata, odcisnęły na nim swoje piętno. Z radosnego, uśmiechniętego faceta niewiele już zostało. Pod oczami, które już straciły swój dawny blask, miał wielkie cienie. Uśmiech też zbladł i do tego Naruto stał się małomówny. Coraz rzadziej widywał się z przyjaciółmi, każdą chwilę spędzając przy łóżku Sasuke. Kiba starał się jak mógł to zrozumieć, jednak tęsknił za swoim przyjacielem. Gdyby razem nie studiowali zapewne i on poszedłby w odstawkę. 

- Naruto, do cholery - zastąpił mu drogę i złapał go za ramiona - Tobie życie przez palce ucieka! Nie widzisz tego?! - darł się - On już się nie obudzi, a ty musisz zacząć ŻYĆ! 

W następnej chwili Kiba pożałował swoich słów. Silny cios w szczękę posłał go na chodnik.

- JAK MOŻESZ TAK MÓWIĆ! TO NASZ PRZYJACIEL!- wrzeszczał wściekły Naruto. 

Byli w samym centrum miasta, ale Naruto się tym nie przejął. Miał już dość. Dość ciągłego powtarzania, że Sasuke się nie wybudzi. Co z tego, że to już cztery lata! Czytał o ludziach którzy wybudzili się ze śpiączki nawet po dziesięciu! Dlaczego pozostali przyjaciele sobie odpuścili?! Dlaczego tak łatwo zrezygnowali?!

- NIGDY WIĘCEJ TAK NIE MÓW, ZROZUMIAŁEŚ? -Naruto złapał go za koszulkę i uniósł do góry. Mijający ich ludzie, rzucali zaciekawione spojrzenia, jednak nikt nie zareagował.

- TAK! - Kiba również nie wytrzymał. Wiele razy sprzeczali się, kłócili, ale jeszcze nigdy, w całej ich dziewiętnastoletniej przyjaźni Naruto go nie uderzył. Złapał go za nadgarstek ręki ściskającej jego koszulkę i spojrzał groźnie. - Spójrz, co ta "przyjaźń" z tobą zrobiła? - wysyczał, mrużąc oczy- Jak ty wyglądasz? Jesteś cieniem samego siebie! Dla NIEGO chcesz zrezygnować ze swojego życia? W imię czego? Odrzuciłeś nas wszystkich! Nie byłeś nawet na ślubie Ino, bo byś musiał wyjechać na dwa dni. To były TYLKO DWA DNI Naruto, ale nie, ty nie mogłeś opuścić "śpiącej królewny", a przecież Ino to też twoja przyjaciółka! Wiesz, jak jej było przykro?! Nie, bo nawet do niej nie zadzwoniłeś! Tak samo, jak nawet ani razu nie zapytałeś, jak się czuje Hinata i nadal nie widziałeś naszego syna! Ciągle tylko Sasuke i Sasuke! Nie tylko on jest twoim przyjacielem, i w przeciwieństwie do niego, my się o ciebie martwimy!

- Ty nic nie rozumiesz! Nic nie rozumiesz! - krzyczał Naruto, a w niebieskich oczach zebrały się łzy.

- To mi w końcu powiedz o co chodzi!

Naruto, wpatrywał się w ciemne oczy przyjaciela, po czym odepchnął go i pobiegł przed siebie.

- Tak, najlepiej uciekać! - wrzeszczał za nim Kiba, próbujący zebrać się z chodnika.

Naruto gnał ile miał sił w nogach. Pęd wiatru osuszał jego łzy. Już dawno nie płakał i myślał, że wylał już wszystkie łzy jakie posiadał. 

Oni nic nie rozumieją, nic nie rozumieją! - krzyczał w myślach.

- Sas, musisz jechać? - patrzył błagalnie - Nie możesz się jakoś wykręcić?

- Młocie, jak mam się wykręcić z rocznicy ślubu rodziców? Już do reszty zdurniałeś? - warknął zakładając garnitur.

Tak naprawdę wcale nie chciał jechać. Wolałby zostać z Naruto i pograć w gry, czy pooglądać jakieś filmy, najlepiej horrory, bo Naru tak śmiesznie się na nich bał. Zawsze na nich  krzyczał, chował twarz w dłonie, lub przytulał się do niego, szukając ochrony. To ostatnie, od jakieś czasu sprawiało mu wielką przyjemność. W ogóle, każdy kontakt z Naruto sprawiał, że czuł się nieco dziwnie, ale i cudownie za razem. Od kilku miesięcy, miewał "te" sny z nim w roli głównej. Z początku był tym przerażony. Jednak im dłużej o tym myślał , tym bardziej do niego docierało, że zakochał się w tym młotku i było to odkrycie równie dziwne co i fascynujące. 

Oczywiście ukrywał to przed przyjacielem, wiedząc, że woli dziewczyny. Przecież Naru ugania się za Sakurą, więc chcąc zachować ich przyjaźń musi się kontrolować, jednak ostatnio było mu coraz ciężej. Szczególnie kiedy, starym przyzwyczajeniem nocowali u siebie, śpiąc w jednym łóżku, czy ganiali nie w samych spodenkach po plaży. Sasuke coraz częściej myślał o tym aby mu to wyznać i niech się dzieje wola niebios. 

- Wyglądasz bosko w tym garniaku - gwizdnął Naruto podchodząc do niego, aby poprawić mu krawat. -  Każda dziewczyna w restauracji będzie twoja.

Mieli już po osiemnaście lat i faktycznie, żadnemu niczego nie brakowało. Obaj chodzili na siłownie, więc ich ciała były smukłe i wysportowane. Błękit oczu Naruto był zniewalający, i można się było w nim utopić, jego blond włosy niesfornie stały na wszystkie strony świata a uśmiech był tak zaraźliwy, że automatycznie każdemu udzielał się dobry nastrój. Sasuke w tym względzie był jego przeciwieństwem. Czarne włosy, równie ciemne oczy i blada cera. Jak Naruto był hałaśliwy i radosny, tak Sasuke małomówny i skryty. No, pomijając kłótnie z Naruto. 

Byli jak słońce i księżyc, dzień i noc, ogień i lód. Dwa przeciwieństwa. Ale czy to właśnie nie przeciwieństwa się przyciągają? 

- Nie chce żadnej dziewczyny, wolę ciebie - wyszeptał Sasuke i musnął jego usta.

Naruto był tak zaskoczony, że ocknął się dopiero jak Sasuke opuszczał dom.

- Czekaj! Co to miało znaczyć? - wrzasnął.

Sasuke zatrzymał się przy samochodzie i odwrócił do niego. 

- Pogadamy jak wrócę! Czekaj na mnie! - krzyknął i znikł we wnętrzu auta.

Naruto zatem czekał i czeka do dziś. I jeśli będzie trzeba, będzie czekał nawet do końca swojego życia. 

Nawet nie wiedział jak trafił przed szpital. Nie myślał gdzie biegnie, nogi same poprowadziły go znaną trasą. Przemierzał ją tak często, że trafiłby tu bezbłędnie nawet z zawiązanymi oczami. 

Wziął kilka głębokich wdechów, przetarł oczy rękawem i wszedł. Po drodze przywitał się skinieniem głowy z personelem i skierował się do dobrze znanego pokoju nr 204. Chwycił za klamkę, jednak zamarł wpół ruchu.

- Pani doktor, jakie on ma szanse się obudzić? 

- Nie wiem Itachi. Z mojego punktu widzenia, wszystko jest dobrze. Mózg pracuje prawidłowo, organy również. Nie widzę medycznej przyczyny jego stanu. Jednak im dłużej  się to utrzymuje, tym gorzej dla niego. Medycyna w takich przypadkach jest bezsilna. Wszystko zależy od niego, od jego woli życia. 

- Ale to już cztery lata - Itachi rzekł zrezygnowany - A co jeśli on już nigdy...

- Musimy być dobrej myśli.

Naruto z całych sił zacisnął palce na klamce. Czy już tylko on wierzy, że Sasuke się wybudzi?

- Jak możesz tak mówić! - wparował z impetem do pokoju - Jesteś jego bratem, do cholery! Jak możesz nawet dopuszczać do siebie taką myśl! Nie wierzę, czy tylko mnie na nim jeszcze zależy?

- Naruto, spokojnie - Itachi zaczął się bronić. Złapał go za nadgarstki i próbował opanować. 

- JAK MAM BYĆ SPOKOJNY! -  Naruto darł się w niebogłosy  a strumienie łez lały się po policzkach - TO TWÓJ BRAT, DO CHOLERY! JEDYNA RODZINA JAKA CI ZOSTAŁA! JAK MOŻESZ?!

- Młocie, zamknij się wreszcie...

Na dźwięk tych słów wszyscy zamarli i doskoczyli do łóżka pacjenta. Sasuke z wielkim trudem próbował podnieść powieki. Tsunade podeszła do okien i zasłoniła rolety. W pokoju zapanował przyjemny półmrok.

- Sasuke...? - spytał niepewnie Itachi.

Minęło dobrych kilka chwil nim Uchiha znowu podniósł powieki i powiódł po nich półprzytomnym wzrokiem. Na dłużej zatrzymał się na twarzy Naruto.

- Wyglądasz okropnie - wychrypiał, aż zabolało go gardło.

- A ty jak... - Naruto już chciał się odgryźć, jednak zamiast tego padł na kolana, ujął jego dłoń, przyłożył do swojego policzka i rozpłakał się jak małe dziecko. - Teraz już wszystko będzie dobrze - wyszeptał wpatrując się w onyksowe oczy - Teraz już wszystko będzie dobrze...

KONIEC

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top