28. 616
Zamarł z palcami niemal dotykającymi strun. Jego wnuczęta zaczynały się niecierpliwić, ale Thor zdołał jedynie odchrząknąć i potrząsnąć głową. Drewno trzaskało w ognisku, a słowa pieśni nadal nie nadchodziły.
– Wszystko dobrze? – zapytał Loki z troską w oczach, odkładając na bok kolejny opróżniony kufel.
Księżyc świecił ponad ich głowami. Nocne niebo przecinały wstęgi gwiazd. Nie było miejsca na ciszę, bo co chwilę przerywały ją śmiechy i radosne szepty dzieci, zachwyconych tym, że mogły spędzić czas z dziadkiem.
Z rodziną. Bez walk. Bez waśni. Bez wrogów.
Spojrzał na Lokiego, uśmiechnął się, odgarnął z czoła srebrzyste włosy. Wiedział już, co chciał im zaśpiewać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top