9

Zastanawiałam się, dokąd jedziemy - on w luźnym podkoszulku i dresowych spodniach, a ja odpincowana jak choinka na Boże Narodzenie. Marcello nie chciał uchylić nawet rąbka tajemnicy, a ja nie domyślałam się, co dalej ze mną będzie. I jakie miejsce zajmuję - oprócz oczywistego, obiektu rozrywki.

– Jesteśmy – odezwał się dopiero wtedy, gdy zatrzymaliśmy się przed wejściem, kurde... jego, jak mi to wyjaśnił, prywatnego lotniska.

– To... – wybałuszyłam oczy na widok starannie utrzymanego obiektu.

– Tak, ono należy do mnie –  potwierdził po raz wtóry swe wcześniejsze słowa.

– A jeśli chodzi o cel naszej podróży... – musiałam wyglądać idiotycznie z wybałuszonymi oczami, bo uśmiechnął się i z wolna pokręcił przecząco swą głową.

– To niespodzianka, moja Raven – stwierdził w kilku słowach.

– Niespodzianka, panie di Ferro? –  drążyłam dalej, ale niczego nie chciał zdradzić.

– Marcello – poprawił mnie odruchowo, gdy szliśmy łącznikiem, pomiędzy terminalem a płytą lotniska.

– Dlaczego tak się pa... starasz, Marcello? – Wbiłam wzrok w czerwone baleriny na moich stopach.

Skoro zależało mu wyłącznie na uprawianiu ze mną seksu, mógł łatwo wziąć to, czego chciał i nie pytać mnie o pozwolenie. Co go powstrzymywało? Nieważne - dopóki wstrzymywał się wobec mej osoby ze swoimi erotycznymi zapędami, byłam bezpieczna.

– Staram się? – Uniósł wyżej jedną ze swoich ciemnych brwi. – A co innego mogę zrobić, żeby zdobyć twoje względy?

– Jajca sobie robisz, Marcello – mruknęłam pod nosem, bardzo obrażonym tonem.

– Nie muszę. – Jednak usłyszał, co mówię.

Zaczerwieniłam się niczym piwonia, ale łaskawie nie skomentował tego.

Przy wsiadaniu do samolotu zauważyłam, że na jego pokładzie łatwo pomieścimy się i my oboje, i trzyosobowa załoga w postaci pilota oraz dwóch niezwykle ładnych stewardes, w służbowych uniformach. To właśnie na kobietach uśmiechających się cokolwiek niepewnie, Marcello skupił całą swą uwagę.

Choć wymienili się jedynie neutralnymi uwagami na temat lotu, poczułam się jak pociąg, który zostaje odstawiony na boczny tor, bo nikt go już nie potrzebuje.

Z ulgą zajęłam miejscówkę w niewiarygodnie miękkim fotelu, a następnie zapięłam pasy bezpieczeństwa. Oczekiwałam, iż Marcello wkrótce usiądzie w fotelu obok mnie, ale najwyraźniej się pomyliłam, gdyż zniknął za przesłoną, oddzielającą nasze miejsca od kabiny dla pilota.

Młodsza ze stewardes obserwowała mnie z niechęcią, która malowała się wyraźnie na jej szczuplej twarzy w kształcie serca.

– Coś się stało? – zapytałam ją, marszcząc brwi, choć przecież humory obcej dziewczyny, nie powinny mnie interesować.

Jej problem, jeśli nie potrafi radzić sobie z moją obecnością na pokładzie samolotu Marcella. Z początku udawała, że nie mówi po angielsku - egzotyczna uroda miała mnie przekonać, że jest cudzoziemką - ale gdy nie spuszczałam z niej wzroku, syknęła z nienawiścią:

– On nigdy pani nie pokocha tak, jak Elisabeth! – Po czym oddaliła się do swoich zajęć z godnością co najmniej królowej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top