29

– Co ty pieprzysz, Marcello? – obruszyłam się. – Najpierw mnie porywasz, potem chcesz się żenić, a na koniec wracasz do swojej byłej. Nie mógłbyś choć raz się zastanowić, na czym tobie najbardziej zależy i podjąć ostateczną decyzję?!

– Kochanie, nie zamierzasz chyba odejść w takiej chwili? Teraz, gdy potrzebujesz szczególnej opieki z mej strony? I gdy okazało się, że Elisabeth wymyśliła swoją ciążę, by mnie zatrzymać przy swoim boku?

– I co? – fuknęłam na Marcella. – Mam się cieszyć? Do następnego razu? – Próbowałam oswobodzić się z jego ramion, lecz di Ferro mi na to nie pozwolił.

Nieoczekiwanie postanowił ze mną negocjować, w sposób, który wszakże dobrze znałam. Jego dłoń, niby przypadkiem, zawędrowała pod moją bluzkę, muskając piersi, podczas gdy druga wciąż pozostawała na mej talii. Czułam ciepło jego ciała, które sprawiało, iż jego bliskość odbierała mi wolę działania oraz sprzeciwu na podjęte przez Marcella, negocjacje.

Bałam się, że cała spłonę w ogniu pożądania, lecz on, mój mężczyzna, ani myślał przerwać tego, co właśnie zaczął.

– Zrobimy „to" tutaj – stwierdził Marcello, sięgając wolną dłonią do suwaka mojej spódniczki.

Po chwili opadła z szelestem do moich kostek, a mój „adorator", siłował się z zamkiem własnych spodni. Chciałam i naprawdę zamierzałam wyrwać się mu i powiedzieć „nie" na to, co właśnie się działo, ale z mych ust nie wydostało się żadne słowo.

– Pamiętasz, jak robiłem ci tak? – Lekko ugryzł płatek mego ucha, nie przerywając leniwej pieszczoty.

Gdy byłam już gotowa, żeby znalazł się we mnie, zrobił to, czego się spodziewałam. I na co podświadomie czekałam.

– Nie skrzywdzę ani ciebie, ani dziecka – zapewnił, poruszając się we mnie. – Wrócisz ze mną do Nowego Yorku? Albo gdziekolwiek, byle byśmy byli razem? Dokądkolwiek będziesz chciała, tam się udamy.

– Nie. – Próbowałam przemówić do rozsądku i sobie, i jemu. – Spraw, bym uwierzyła, że tobie zależy nie tylko na dobrej zabawie!

– A co ja właśnie robię? – jęknął, gdy osiągnął spełnienie tuż po mnie. – Myślisz, że ja tak z każdą i byle gdzie rozmawiam? Gdy nadarzy się okazja? Odpowiedz!

–  Marcello – szepnęłam, gdy poprawialiśmy na sobie swoje ubrania. – Jesteś pewien, że mnie chcesz? Mnie i dziecko? Bo ja go nie usunę!

– Będę dobrym ojcem, a ty dobrą matką – zapewnił mnie Marcello. – Nie zamierzam dłużej czekać z naszym ślubem!

Spojrzałam na niego zdziwiona, a Marcello pocałował mnie jeszcze raz, tym razem łagodnie oraz delikatnie.

– Pewnie się zastanawiasz, dlaczego nikt nam nie przeszkodził? – Oczy Marcella skrzyły się radością, co kazało mi powziąć przypuszczenia, że on „maczał palce" w tym ewenemencie.

– W zasadzie to chyba tak – odparłam.
– Wystarczyło namierzyć twój telefon i wspomnieć twojej pracodawczyni o mojej szczerej chęci, naprawienia tego, co schrzaniłem.

– A pani – domyśliłam się reszty. – Nakazała reszcie personelu zachować spokój i pilnować, by klienci również się nie wtrącali?

– Masz rację – powiedział Marcello, gdy wreszcie opuściliśmy zaplecze.

Nieco później, gdy skończyłam zmianę, Marcello zjadł ze mną obiad w moim miejscu pracy. Posiłek, spożyliśmy przy stoliku ukrytym za przepierzeniem. Rozmawialiśmy dobrą godzinę, nawet, gdy deser w postaci lodów waniliowo - karmelowych (nawiasem mówiąc, moich ulubionych), stał się już wspomnieniem.

– Możesz zadać mi każde pytanie, które tylko przyjdzie tobie do głowy, Raven – powiedział Marcello, całkiem poważnym tonem głosu. – W zamian jednak oczekuję rewanżu. Może być?

– Tak. Rozumiem dobrze, że ten układ działa w obie strony – westchnęłam.

– Ty pierwsza. – Marcello skinął głową w moją stronę, toteż wybrałam pytanie, które mnie najbardziej wówczas nurtowało.

– Jak dowiedziałeś się prawdy na temat bajeczki, którą opowiedziała tobie Elisabeth?– Byłam zaskoczona faktem, iż się zaczerwienił.

– To... trochę żenująca i wstydliwa sprawa. – Zaczął niepewnie, wstrzymując na chwilę oddech, by potem wypuścić powietrze z płuc ze świstem. – Ona dokądś wyszła, a ja wszedłem do łazienki, by skorzystać z toalety i wówczas znalazłem coś, o czym Elisabeth zapomniała mi powiedzieć. I ukryć to przede mną. Gdy wróciła, porozmawiałem sobie z nią o tej rzeczy – zrobił się jeszcze bardziej zarumieniony na twarzy. – Elisabeth nie miała wyjścia i przyznała się, że wymyśliła historię o własnej ciąży i że ten ... Przedmiot, którą używają kobiety podczas menstruacji, był jej. Nigdy nie było żadnego dziecka. Elisabeth miała jakąś obsesję na moim punkcie.

– No, ale teraz moja kolej – powiedział Marcello, patrząc mi prosto w oczy. – Dlaczego nie powiedziałaś mi o dziecku, gdy tylko zyskałaś pewność, że ono będzie?

– Uznałam, że skoro tobie na mnie nie zależało, żeby walczyć o nasz związek, nie chcę ciebie zmuszać do ojcostwa wbrew twej woli. Przypuszczałam, że nasz syn lub nasza córka w ogóle ciebie „nie ruszy". Nie miałam racji. – Było mi zwyczajnie wstyd z powodu mojej rozbuchanej dumy i tego, jak bardzo skrzywdziłam naszą trójkę swoim mylnym postanowieniem.

– To było bardzo głupie – rzekł Marcello karcąco. – Podziwiam jednak twoją odwagę, Raven. Nie wiem, czy dałbym radę być dla własnego dziecka i ojcem, i matką, gdybym znalazł się w twojej sytuacji.

Życzę sobie, tak na przyszłość, żebyś nigdy z nas nie rezygnowała. I z tego, co możemy wspólnie przeżyć i osiągnąć. Kocham was. Ciebie i młodego.

– Lub młodą – dodałam szybko. – To co mi proponujesz, Marcello?

– Wierność. Moją wierność i to, że nigdy nie pożałujesz chwili, gdy powiesz mi jutro sakramentalne „tak".

– Jutro? Będę twoją żoną? – wytrzeszczyłam oczy jak rozjechana żaba. – Ale ja nie mam się w co ubrać!

– Co zrobiłaś z tymi wszystkimi ciuszkami, które tobie ofiarowałem? – Marcello przekomarzał się ze mną, żartobliwie grożąc mi palcem.

– Sprzedałam, by mieć fundusze na podstawowe potrzeby życiowe i wyprawkę dla malucha. – Wyjaśniłam mu. – Ale zostawiłam sobie tę śliczną kremową sukienkę za kolana, która idealnie nadaje się do tego, by pełnić rolę sukni ślubnej. I, uprzedzając twoje kolejne pytanie, nie wierzę w przesądy.

Skoro już zjedliśmy obiad i omówiliśmy najważniejsze sprawy, możemy iść stąd? – zapytał Marcello i popatrzył na mnie znacząco.

– Czy ty się nigdy nie męczysz? – roześmiałam się radośnie jak podlotek, a nie dorosła kobieta.

– A żebyś wiedziała! Nie mam czasu na zmęczenie, zwłaszcza, jeśli chodzi o ciebie, Raven. To gdzie czeka na nas wygodne łóżko, które moglibyśmy wypróbować? – puścił do mnie „oczko".

– Marcello, ty bezwstydniku! – udawałam oburzoną, gdy kopniakiem zamknął za nami drzwi mojego „służbowego mieszkania", niosąc mnie na rękach.

– To co z tym łóżkiem? – Poczułam się jak bohaterka romansu, gdy znalazłam się w objęciach mężczyzny, na którego podświadomie czekałam przez całe swoje życie.

Kochaliśmy się ze sobą subtelniej, ze względu na rozwijające się we mnie życie. Marcello umiał sprawić, bym w jego ramionach myślała wyłącznie o nim oraz o tym, co w danej chwili robiliśmy.

– Marcello ... – szeptałam raz za razem, gdy moje dłonie wędrowały po jego nagim ciele. – Już nigdy mnie opuszczaj, słyszysz?

– Bardzo wyraźnie. – Odmruknął. – Trudno byłoby nie usłyszeć, bo strasznie krzyczysz!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top