Rozdział XVI
Przebrała się. Delikatna liliowa suknia, sięgała jej kostek. Na ramionach supłała rzemyki. Włosy postanowiła spiąć w niechlujny kok. Postanowiła zejść do kuchni.
Wchodząc do pomieszczenia ujrzała, że Erina przygotowuje kocioł zupy. Po prawej stronie przy stoliku zasiadał Edan. Postanowiła do niego podejść.
-Dzień dobry. -Usiadła naprzeciw niego.
-Witaj. -Zmierzył ją wzrokiem i zatrzymał się na jej posiniaczonych ramionach. -Chyba przesadziłem wczoraj. -Pomyślał.
-Nie uważasz, że świetnie mi wczoraj poszło? -Uśmiechnęła się, a Erina podała Edanowi zupę.
-Tobie też nałożyć? -Zapytała piwnooka.
-Oczywiście! Z chęcią skosztuję co dziś przyrządziłaś. -Erina odeszła, aby wrócić z pełnym talerzem i bochenkiem chleba. Po chwili zniknęła w kuchni i zajęła się lepieniem małych pierożków.
-Żartujesz prawda? Pod koniec cały czas chybiałaś. Mogłaś wytężyć te swoje nikłe mięśnie. -Zajął się posiłkiem.
-Ej! Wara od moich mięśni! Może nie są największe, ale na pewno nie są w tak tragicznym stanie. Jednak na początku szło mi świetnie. -Skrzyżowała dłonie i zmierzyła go wzrokiem.
-Za dużo powiedziane. Szło ci znośne. Zobaczymy co dziś pokażesz. Umiesz jeździć konno? -Nie podnosił wzroku z talerza.
-Oczywiście! Gdybyś nie zawołał Kiry dałabym sobie radę, nawet i ranna. -Zaczęła zajadać się zupą.
-Oczywiście, że byś sobie poradziła. Jeżeli byś nie spadła po kilku metrach. Ledwo się na niej trzymałaś. Jeżeli przeszłaby w galop to straciłabyś przytomność. -Spojrzał jej w oczy.
-Nie przesadzaj. Dam sobie radę.
-W takim razie, spakuj się. Wyruszamy za godzinę. No i może zmień strój. Raczej nie będzie ci wygodnie w tej sukni. -Wstał.
-Gdzie idziemy? -Zapytała.
-Jedziemy za miasto. Znajduje się tam stadnina. -Odszedł, nie pozwalając jej zadać kolejnego pytania.
Ilaya natychmiast pognała do swojej komnaty. Na łóżku leżał strój do jazdy konnej. Koszula o kolorze kawy z mlekiem, przylegała do jej ciała. Nie odsłaniała dekoltu, rękawy sięgały nadgarstkom. Spodnie, elastyczne, ciemne. Wysokie buty, sięgające do kolan. Rozpuściła włosy, a wstążkę zawiązała na nadgarstku. Spojrzała na zegar, wiszący naprzeciw jej łóżka. Stwierdziła, że ma jeszcze dużo czasu, więc postanowiła wstąpić do kuchni i ukraść Erinie kilka pierożków.
Weszła do kuchni i zakradł się do spiżarki, wyciągnęła z małego lnianego woreczka, trzy pierożki. Nie dziwiła się, że Eliot je uwielbiał. Ciepłe smakowały o wiele lepiej niż na zimno. Zawierały smażone mięso z kur oraz mieszankę warzywną. Ilaya uważała, że smak mięsa dopełnia poszatkowana papryka. Natychmiast zabrała się za pałaszowanie.
-A ja myślałem, że pora na śniadanie już minęła. -Zagadał Eliot.
Ilaya o mało nie zakrztusiła się smakołykiem. Nie spodziewała się, że ktoś tu może być.
-Taaak, jednak byłam rano i widziałam jak Erina wkłada, świeżą porcję do pieca. Nie mów jej, jeszcze pogoni mnie tak jak tego biednego kociaka. -Zaśmiała się na wspomnienie, zdenerwowanej kucharki.
-Nie ma sprawy. Co dziś robisz? Czyżby jazda konna? -Zapytał, taksując wzrokiem jej strój.
-No tak. Edan stwierdził, że jedziemy do stadniny za miastem. Strój już na mnie czekał w pokoju. Musiał wcześniej posłać służącą do mnie.
-Za miastem? Dlaczego? Przecież mamy tu kilka koni bez właścicieli. Nie możesz uczyć się na nich?
-Zapytam go przy najbliższej okazji. -Oznajmiła. -A ty co masz dziś w planach? -Zapytała.
-Udam się do biblioteki publicznej. Poszukam jakichś informacji z Sekki, na temat dziwnego kwiatu jaki znalazła jej siostra. Poszukam też starych map oraz zapisków.
-W takim razie życzę udanego dnia. -Posłała mu delikatny uśmiech.
-O tak! Będzie fascynujący. Najbardziej obawiam się jakim magicznym sposobem przecisnę się przez tłum. Wiesz zazwyczaj ludzie do takich miejsc walą drzwiami i oknami. -Posłał jej znudzone spojrzenie.
-Nie musisz być, aż tak cyniczny. -Uśmiechnęła się krzywo.
-Nie uważasz, ze gdyby nie cynizm i sarkazm rozmowy stałyby się nudne? -Uśmiechnął się.
-Możliwe. Jednak uważam, że jeżeli cynizm staje się językiem domyślnym, wesołość i inwencja stają się niemożliwe. No cóż, jestem już spóźniona. Muszę iść. Miłego wyścigu między tobą, a tobą. -Machnęła na pożegnanie.
Wychodząc na plac nikogo nie ujrzała, a przygotowała się na reprymendę za spóźnienie. Po chwili z lewej strony wyjechał Edan na czarnej klaczy. Zajechał jej drogę.
-A gdzie drugi koń? Mam nią jechać? -Zwróciła się zdezorientowana do białowłosego.
-Jedziemy nią razem. Nie mam zamiaru wracać z trzema koniami. Wsiadaj i nie marudź, bo zaraz będziesz za mną biegła. -Spojrzał na nią wyraźnie poirytowany.
-No dobrze. Coś ty dziś taki zdenerwowany? Nie przypominam sobie, abym miała dziś okazję cię rozłościć. -Uśmiechnęła się do mężczyzny i łapiąc go za nadgarstek, podciągnęła się. Usiadła okrakiem na konia.
Edan zwrócił się w jej stronę i podniósł jedną brew, delikatny uśmiech nie schodził mu z twarzy.
-Czyli nigdy nie jeździłaś konno? -Ruszył w stronę głównej bramy.
-Jeździłam! -Skrzyżowała dłonie na piersi, a jej twarz przybrała oburzoną minę.
-Przecież nic nie pamiętasz, a jazda na Kirze trwała nie całą minutę.
-Nie wiem skad, ale pamiętam jak jeździć. -Zasmuciła ją świadomość, braku wiedzy na własny temat.
-Rozumiem. -Odpowiedział w momencie przejazdu przez bramę.
Jadąc przez miasto, Ilaya zauważyła, że większość ludzi patrzy na Edana, po czym szepczą między sobą. Kobiety przyglądały się jej z pogardą, a mężczyźni z zainteresowaniem. W końcu nie wytrzymała i zapytała.
-Edan?- Mężczyzna milczał, nawet nie drgnął. -Dlaczego oni się tak na nas gapią? -Spuściła wzrok i schowała twarz w rozpuszczone włosy.
Białowłosy milczał przez całą drogę. Dotarli do małej rzeczki, płynącej wzdłuż lasu. Edan zatrzymał konia i stwierdził, że jest to idealne miejsce na spędzenie nocy.
-Co? jakiej nocy? Gdzie jest ta stajnia? -Zapytała zaskoczona, a Edan zszedł z klaczy.
-Jeszcze kilkanaście kilometrów. Kirke musi odpocząć. Jutro o świcie wyruszamy. Więc możesz odciążyć już mojego konia.
-A bardzo chętnie! Nawet nie wiesz jak bardzo bolą mnie plecy. Po całym dniu w siodle to moje jedyne marzenie. Bez obrazy maleńka. -Poklepała klacz po długiej czarnej szyi i przełożyła nogę na drugą stronę. Chcąc zejść zaklinowała nogę w strzemieniu i w efekcie tego, uderzyła twarzą w ziemię. -Nie to nie jest zabawne. -Wypowiedziała to z niesamowitą powagą na twarzy, mierząc rozbawioną minę Edana. Wyswobodziła się z pułapki upokorzenia i wzięła Kirke za lejce. Poprowadziła ją ku strumykowi.
Po kilku minutach wróciła do Edana. Zauważyła, że ten zdążył rozpalić ognisko oraz zaparzył w małym garnuszku zioła. Rozlał napar do dwóch małych, glinianych kubeczków. Postawił je obok ogniska, nie patrząc na nią. Następnie chwycił za torbę i wyjął z jej wnętrza, mały bochen chleba. Rozłamał go na pół i podał jej kawałek.
-Zjedz kolację, wyruszamy z samego ranka. -Wyciągnęła dłoń i podziękowała. Natychmiast zabrała się za pałaszowanie mięciutkiego wypieku. Wypiła łapczywie napar i oparła się o kłodę za jej plecami. Milczeli przez dłuższy czas, aż wreszcie białowłosy przerwał ciszę.
-Nie sądzę, abyś była dręczycielką. Babka musiała się pomylić. Nie wyobrażam sobie kobiety w tej roli. -Spojrzał prosto w jej oczy.
-A czy kiedykolwiek się pomyliła? -Zagłębiła się w bezkresną, błękitną powagę jego oczu.
Nie odpowiedział, milczał. Nie spuszczał z niej wzroku. Chciał, aby pokazała słabość. Chciał, aby to ona pierwsza oderwała wzrok. Jednak tak się nie stało. Ponownie usłyszał jej głos.
-Nawet jeżeli by się tak stało. Nie pozwolę na to, aby ponownie pozbawiono mnie tożsamości. Nie teraz. Nie tobie. -Upiła łuk naparu. -Opowiedz mi o dręczycielach. -Spojrzała na niego, twardo wytrzymywała jego wzrok. Wiedziała, że Edan chce, aby pokazała słabość. Wiedziała, że to gra.
-Nie wiadomo czy nią zostaniesz... Więc nie muszę nic ci opowiadać. Idź spać
-Mam zostać kimś, nie wiedząc jak wygląda moja praca? W takim razie powiedz mi jak uwolnić Morebi przed śmiercią.
-Dlaczego cię to interesuje? Nie masz żadnego i wątpię, abyś doznała tego zaszczytu.
-Zwykła ciekawość, poza jak się je zyskuje?
-Nie dasz mi spokoju, prawda?
-Nie. -Po tych słowach rozegrali chwilową walkę na wzrok. Edan w końcu się poddał i sapnął.
-Morebi uwalniasz poprzez zniszczenie przedmiotu, w którym umieściłaś jego duszę. Chcesz je zyskać? Musisz zabić wiedźmę, a jej krew przelać do wody z kroplą twojej krwi. Możesz tego dokonać maksymalnie do trzech dni od jej zabicia. -Zawinął się w płaszcz i ułożył na ziemi obok ogniska.
-Jak to zrobić? Tak po prostu? Opowiedz mi o tych wiedźmach.
-Spać, ale już. -Zawinął się szczelniej i odwrócił do niej plecami.
-Dobrze, mamo. -Położyła się na ziemi. Nie marudziła, że nie miała płaszcza. W końcu sama o niego nie poprosiła przed wyjazdem.
Ilaya zasnęła niemal natychmiast. Nie zdawała sobie sprawy z tego jak bardzo była zmęczona, dopóki się nie położyła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top