18. Randka

Po opublikowaniu ostatniego odcinka projektu udaliśmy się na rozmowę do dyrektora.

— Gratuluję wam — mówił, uśmiechając się do nas — wykonaliście kawał dobrej roboty. Wiem, że poszczególne odcinki, które umieszczaliście w internecie, znalazły mnóstwo odbiorców i to nie tylko wśród uczniów naszej szkoły.

— Tak, feedback przekroczył nasze oczekiwania — powiedział Ed.

— Nie dziwię się. Materiały zostały przygotowane profesjonalnie i to zarówno od strony merytorycznej, mnie samemu otworzyły się oczy na wiele spraw, jak i od strony technicznej.

— Część techniczna to wyłączna zasługa Edwarda — powiedziałam.

— Produkcja medialna to coś, co chciałbym robić w życiu — dodał Ed.

— Niewątpliwie masz do tego rękę, więc mój dyrektorski nos podpowiada mi, że odniesiesz sukces.

— Taki jest plan — odpowiedział Ed, jak zwykle bez kompleksów.

— Relacje między wami wyglądają na poprawne — Dyrektor popatrzył na nas, uśmiechając się z zadowoleniem. — Oczywiście, w tej sytuacji cofam karę.

***

— Uf, co za ulga! W końcu mamy to z głowy — powiedziałam po wyjściu z gabinetu dyrektora. — Dziękuję ci, Ed za współpracę. Dużo mnie to kosztowało, ale muszę przyznać, że było lepiej, niż przypuszczałam.

— A czego się spodziewałaś? — zapytał.

— Myślałam, że praca z tobą to będzie dla mnie męka, jedna wielka udręka. Nie sądziłam, że będziesz w stanie podejść do tematu poważnie.

— Byłem poważny?

— Byłeś głównie irytujący, ale też merytoryczny, pomysłowy, konsekwentny, odpowiedzialny. Naprawdę miło się z tobą pracowało, momentami świetnie się bawiłam — odparłam. — W życiu nie sądziłam, że zaprzyjaźnię się z tobą.

— Mów tak do mnie, komplementy z twoich ust smakują mi najbardziej — Ed znowu zaczął się wygłupiać, przymknął oczy i z przybrał błogi wyraz twarzy.

Zaśmiałam się, słysząc jego słowa.

— A ty, jakie będziesz miał wspomnienia? — zapytałam.

— Na pewno sam początek, jak dostałem od ciebie w twarz — powiedział zaskakująco poważnie. — Wiesz, Helen, nie żałuję tamtego wybryku, jakby nie on, nie miałbym szansy cię poznać.

— Czy ja wiem... — zastanawiałam się. — Poznalibyśmy się dzięki rodzicom.

— Ale nie tak dobrze. Trudno byłoby mi cię przekonać, żebyś poszła ze mną na mecz, co nie?

— Chyba tak — Zgodziłam się z chłopakiem. — W każdym razie projekt mamy zakończony, a tym samym nasz układ też dobiega końca.

— Czy w ten subtelny sposób chcesz mi przypomnieć o naszej randce?

— Nadal się przy niej upierasz? — powiedziałam z westchnieniem.

— Żartujesz? Randka z alternatywą matematyczną, elegancka i romantyczna i ty, przez cały czas milutka dla mnie, coś tam jeszcze wspominałaś o seksi kiecce... Jak mógłbym coś takiego odpuścić?

***

Stresowałam się randką z Edem. Nie chodziło nawet o to, że nie miałam praktycznie żadnego doświadczenia w randkowaniu, w przeciwieństwie do chłopaka. Nie obawiałam się też, że będę się czuła przy nim skrępowana czy onieśmielona. Poznałam Eda na tyle dobrze, że przyzwyczaiłam się do jego stylu bycia, poczucia humoru, czułam się dobrze i bezpiecznie w jego towarzystwie. Od czasu nieszczęsnej Wigilii stał mi się bliski, ufałam mu. Byłam pewna, że nasza randka uda się doskonale i tym martwiłam się najbardziej...

Ed, krok po kroku, wkradał się do wszystkich zakamarków mojego umysłu, stawał się dla mnie punktem odniesienia, zawładnął moimi myślami. Nie mogłam dopuścić, żeby wkradł się też do mojego serca. Nie on, chłopak, który nie chce związków, nie wierzy w miłość, który chce się tylko dobrze bawić i zmienia dziewczyny jak rękawiczki, który łatwo mógłby złamać mi serce...

Nie potrzebowałam krótkiego romansu z Edem, niewiele znaczącego dla niego, do którego, byłam tego pewna, on wyraźnie zmierzał.

Próbowałam sobie wyobrazić różne scenariusze naszej znajomości, gdyby miała ona przekroczyć ramy zwykłej przyjaźni. Rozpisałam nawet wszystko na kartce, tak, jak uczył mnie tego tata i za każdym razem wychodził mi nierozwiązywalny, otwarty problem matematyczny. Jak by nie patrzeć, jeśli chciałam ocalić swoje serce, nie mogłam sobie pozwolić na nic więcej poza koleżeństwem z tym chłopakiem.

Wiadome jest przecież, że będziemy czasami się spotykali i fajnie, jakby między nami była czysta, niczym nieskażona atmosfera, w końcu nasi rodzice są parą, a ich relacja zacieśnia się z dnia na dzień coraz bardziej.

Dlatego wiedziałam dobrze, że randka będzie swego rodzaju moim pożegnaniem z Edem. Umówiliśmy się bowiem, zawierając układ, że po randce nic nie będzie nas już łączyło i przestaniemy kontaktować się ze sobą. Zdawałam sobie sprawę, że dla własnego dobra, muszę doprowadzić do wywiązania się przez naszą dwójkę z tego warunku.

Randka z Edem wydarzy się tylko ten jeden, jedyny raz i zamierzam zrobić wszystko, żeby była doskonała!

***

W sobotnie popołudnie czekałam na Eda w moim mieszkaniu. Mama była w "Sercu", miałam więc mnóstwo czasu i swobody, żeby odpowiednio się przygotować i nastawić psychicznie.

Na tę okazję wybrałam sukienkę w kolorze czerwonego wina, sięgającą kolan, prostą, lecz wpisującą się w określenie "seksi kiecka". Otulała mnie miękko i ściśle, jak druga skóra, eksponując wszystkie kształty mojego ciała, które, też dzięki Edowi, ponownie zaczęłam postrzegać jako swoje atuty. Szyję owinęłam muślinową, jedwabną chustą, pożyczoną od mamy, żeby zasłonić głęboki dekolt. Na szyi zawiesiłam złoty łańcuszek od babci, z zawieszką w kształcie kropelki. Nałożyłam zamszowe kozaki na wysokim słupku, specjalnie zakupione na tę okazję, bardzo wygodne i szykowne, nadające się równie dobrze do restauracji, jak i na długi spacer, nie wiedziałam, co Ed zaplanował. Włosy ułożyłam w luźne loki, swobodnie opadające na ramiona, zrobiłam sobie piękny, nieco mocniejszy niż zwykle makijaż, wtarłam w szyję i nadgarstki kilka kropli perfum i byłam gotowa.

Równo o siedemnastej, tak jak się umówiliśmy, przyszedł Ed. Jak zwykle, wyglądał zajebiście dobrze, a nawet lepiej. Przywitałam go najbardziej czarującym uśmiechem, na jaki było mnie stać. Chłopak zmierzył mnie wzrokiem od stóp do czubka głowy i zatrzymał wzrok na mojej twarzy. Patrzył prosto w moje oczy.

— Helen... — powiedział, w końcu. — Miałem przygotowany tekst na powitanie, ale na twój widok wszystko zapomniałem. Wyglądasz obłędnie, tak niesamowicie, że słów mi brak. Witaj, kochanie.

Okej, a więc mówimy do siebie "kochanie".

Mówiąc te słowa, otworzył ramiona, zachęcając, abym w nie weszła.

— Witaj Edi. Co za powitanie! Dziękuję — powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego lekko zalotnie.

Zrobiłam dwa kroki i znalazłam się w ramionach chłopaka, które oplotły mnie i przytuliły do siebie na dłuższą chwilę. Objęłam plecy Eda, przytuliłam policzek do jego klatki piersiowej. Po moim ciele rozlało się ciepło. Przymknęłam na chwilę oczy i wdychałam zapach chłopaka, który znałam już dobrze.

Ostatni raz Helena.

— Pójdziesz ze mną na randkę? — zapytał.

— Hmmm... — przymrużyłam oczy. — Musiałabym być szalona, żeby odmówić takiemu przystojniakowi.

Wyjęłam z szafy płaszcz, a Ed, jak prawdziwy dżentelmen, pomógł mi go nałożyć i wyszliśmy na zewnątrz.

Na dworze padał śnieg. Grube płatki śniegu wirowały dookoła nas, w świetle latarni i bożonarodzeniowych światełek, którymi nadal były udekorowane ulice, sprawiając, że miasto wyglądało jak sceneria świątecznego filmu.

— Boże, jak pięknie! — powiedziałam.

— Nie masz pojęcia, ile musiałem się nastarać, żeby zapewnić nam takie okoliczności przyrody.

— Ach, więc to twoja zasługa? — udałam zdziwienie i się roześmiałam.

— Oczywiście! — odparł. — Przecież chciałaś, żeby było romantycznie. Co powiesz na spacer na Stare Miasto?

— Pewnie! Jest zbyt pięknie na cokolwiek innego — powiedziałam.

W międzyczasie nałożyłam moje ulubione, czerwone rękawiczki i wyciągnęłam rękę do Eda. Liczyłam, że chwyci mnie za nią, może nawet splecie nasze palce, ale tak się nie stało. Ed splótł ręce za plecami i jakby nigdy nic szedł obok mnie.

— Jeżeli masz ochotę, to weź mnie pod ramię, bo nie zamierzam dzisiaj trzymać się z tobą za ręce.

Co takiego? Nie doceniłam chłopaka! Umówiliśmy się na alternatywę matematyczną: trzymanie się za ręce, albo pocałunek? Czy on planuje całować się ze mną?

— Ed... — jęknęłam.

— No co? — powiedział i spojrzał na mnie, uśmiechając się kącikami ust. Znałam go dobrze, wiedziałam, jak postanowił to rozegrać i że nie odpuści.

Zrobiło mi się gorąco. Poczułam mrowienie w całym ciele, a serce zaczęło bić szybciej i mocniej. Byłam przygotowana na trzymanie się za ręce, nie przypuszczałam, że on odtrąci dłoń, którą do niego wyciągnę. Perspektywa pocałunku zawisła między nami, powodując dziwne napięcie, niemal paraliż, jaki czułam całym ciałem i umysłem.

Szliśmy obok siebie wolnym krokiem. Myślałam, że uda mi się uspokoić emocje, ale tak się nie stało. Napięcie rosło. Czułam szybsze bicie serca i te słynne motyle, całą masę motyli tańczących w moim brzuchu. W głowie miałam pustkę, nie przychodziło mi do głowy nic sensownego, co mogłabym powiedzieć, nie wiedziałam, jak mam się zachowywać.

— Helen, przestań już się tak stresować i kombinować. Wyluzuj — powiedział, jakby czytał mi w myślach. — Wyobraź sobie, że jesteśmy zakochaną parą na najlepszej randce w swoim życiu.

Zakochana para? Okej Ed. Dam z siebie wszystko, zabawimy się w randkę jak z komedii romantycznej.

— Dobrze — uśmiechnęłam się do niego. — Obejrzałam tak wiele filmów o miłości, że nie powinnam mieć problemu z odegraniem roli zakochanej dziewczyny.

— Nie jesteśmy na planie filmowym, niczego nie odgrywaj, kochanie — powiedział miękko. — Poczuj to, tak jak ja.

Czy on właśnie powiedział, że czuje się zakochany we mnie?

— Nietrudno zakochać się w tobie, jesteś świetnym facetem, Ed — powiedziałam, na co w jego oczach błysnęły iskry, a usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.

— Więc zrób to. Zakochaj się na dzisiaj we mnie.

Łatwo powiedzieć "na dzisiaj". A co jeśli nie uda mi się odkochać?

— Okej, będę dzisiaj najsłodszą dziewczyną, z jaką kiedykolwiek byłeś na randce.

— Co do tego nie mam żadnych wątpliwości.

Włożyłam rękę pod rękę Eda i szliśmy w milczeniu, chłonąc nastrój. Zaśnieżone, mroźne miasto wyglądało magicznie. Przeszliśmy przez Bramę Krakowską i znaleźliśmy się na Starym Mieście. Nad ulicą były zawieszone kolorowe lampiony, które dodatkowo podkręcały atmosferę. Czułam się wspaniale.

Chyba mogłabym się do tego przyzwyczaić... Naprawdę mogłabym zakochać się w tym świetnym facecie. Jezu, jakie głupoty przychodzą mi do głowy! Nie myśl, Helen. Rozmawiaj!

— Cudowny spacer. Wszystko jest romantyczne, prawda? — powiedziałam cokolwiek, żeby przerwać własne myśli.

— Mh. Na przykład płatki śniegu na twoich włosach — mówił i dotykał moich loków — to będę pamiętał zawsze. Twoje uśmiechnięte, choć lekko przerażone oczy i te błyszczące, czerwone usta — Przesuwał wzrokiem po mojej twarzy, a ja płonęłam. — Jeszcze te urocze rumieńce. Wiesz, że zawsze mi się podobały? Lubiłem powiedzieć coś, żeby twoje policzki się zaczerwieniły.

— Nie pochlebiaj sobie. Rumieńce są od zimna. Tak, jak twój nos, który jest aktualnie w kolorze mojej rękawiczki. Jest zimny?

— Sama się przekonaj — odparł i przysunął swoją twarz do mojej, przejechał nosem po moim policzku, skroni, na końcu nurkując nim w moich włosach. — Mmm, jak ty pachniesz — zamruczał, a moje serce wykonało gwałtowne salto, a po ciele przemaszerowały setki mrówek.

Muszę się opanować, bo i tak balansuję na cienkiej linie.

— Tak, jest zimny. Chyba zmarzłeś, kochanie — Postanowiłam zachować się ofensywnie, tak, żeby Ed nie miał wątpliwości, że zagram rolę zakochanej dziewczyny najlepiej, jak umiem. Położyłam dłoń na jego policzku, uśmiechnęłam się i popatrzyłam na niego z troską — Może powinniśmy wejść do jakiejś knajpki, gdzie jest ciepło i milutko?

— Dokładnie takie mamy plany. Zapraszam cię na kolację — powiedział Ed. — Zarezerwowałem stolik w LaMusica, dzisiaj, na żywo, gra tam zespół jazzowy.

Lokal był nieduży, elegancki i przytulny. Na niewielkiej scenie kilku młodych ludzi grało, zdaje się jakiś standard jazzowy. Kelner zaprowadził nas do stolika w rogu sali i zapalił świece, które na nim stały. Zamówiliśmy dania i butelkę czerwonego wina.

— Wypijmy toast za nas, Helen — powiedział. — Poznaliśmy się zaledwie pięć miesięcy temu, ale tak zaszłaś mi za skórę, że nie wyobrażam sobie życia bez ciebie.

Roześmiałam się.

— Sporo razem przeszliśmy, prawda? — powiedziałam — Dostarczyłeś mi chyba wszystkich możliwych emocji, od wściekłości, do czystej radości.

— Nie wszystkich... Sporo jeszcze przed nami — powiedział i spojrzał na mnie w taki sposób, że poczułam, jak moje ciało ponownie zalewa fala gorąca, która kumuluje się w dole brzucha.

— Kocham tę melodię! — powiedziałam, żeby odwrócić uwagę i wzrok chłopaka, który palił mnie żywym ogniem.

Obydwoje popatrzyliśmy na scenę. Jeden z muzyków grał właśnie solówkę na saksofonie, przy akompaniamencie perkusji i gitary elektrycznej. Zaklaskałam, gdy skończył, a on kiwnął na to głową w moim kierunku.

— Dobrzy są, prawda? — zapytałam retorycznie, ale Ed nie zdążył odpowiedzieć, bo na nasz stolik trafiły właśnie zamówione dania.

Jedliśmy i rozmawialiśmy swobodnie. Śmialiśmy się, wspominając nasze wspólne, pierwsze posiłki: makaron, który sobie przyrządziliśmy w Eda mieszkaniu, po wycieczce i racuchy, które ja dla niego usmażyłam. Dzięki muzyce na żywo atmosfera w całym lokalu była magiczna.

— Zatańczymy? — zapytał Ed.

— Ale... — rozejrzałam się nerwowo na boki — nikt nie tańczy. Nie wiadomo czy można.

— Naprawdę się tym przejmujesz? Uwierz mi, nikt nie będzie miał nic przeciwko, gdy taka piękna dziewczyna jak ty będzie tańczyła w zasięgu jego wzroku. Chodź, nie marudź — wstał i pociągnął mnie za rękę.

— Chyba nigdy nie przyzwyczaję się do tej twojej amerykańskiej otwartości — bąknęłam pod nosem.

Ed zaprowadził mnie przed samą scenę, przez co oczy wszystkich zwróciły się na nas. Objął mnie w talii i przytulił. Jedną rękę położyłam na jego ramieniu, a druga objęłam jego szyję. Kołysaliśmy się w rytm muzyki, a nasze ciała były złączone i mimo różnicy wzrostu pasowały do siebie idealnie. Zamknęłam oczy i wdychałam zapach chłopaka, którego chyba już nigdy nie będę w stanie zapomnieć. Ed przesuwał dłoń po moich plecach, od talii, w górę, a na końcu wsunął ją pod moje włosy. Czułam, jak roztapiam się od środka.

— Ed, kochanie, nie znałam cię z tej strony — powiedziałam, kładąc dłoń na jego policzku — Nie wiedziałam, że potrafisz być tak ekstremalnie romantyczny.

Pochylił głowę i oparł swoje czoło, o moje.

— Uwielbiam, gdy mówisz do mnie "kochanie" — powiedział. — Dla ciebie wszystko, Helen. Powiedz mi tylko, czego chcesz, a ja spełnię każde twoje życzenie.

— Obiecujesz? — zapytałam i usłyszałam potwierdzenie wyszeptane mi wprost do ucha.

To dobrze Ed, bo na koniec tego dnia, będę musiała poprosić cię o to, żebyś mnie zapomniał i raz na zawsze zniknął z mojego życia.

— Deser dla państwa? — zapytał kelner, kiedy ponownie usiedliśmy przy stoliku.

— Oczywiście, czy my wyglądamy, jakbyśmy mieli zrezygnować z deseru? — powiedział Ed, na co kelner uśmiechnął się wymownie, a moją twarz pokryły rumieńce. — Poprosimy największą porcję lodów z bitą śmietaną i polewą czekoladową. Wystarczy nam jedna łyżeczka, prawda, kochanie? — zwrócił się do mnie Eda, z uśmiechem, który sprawił, że znowu zrobiło mi się gorąco.

Zsunęłam z szyi chustę i tym samym odsłoniłam głęboki dekolt, który eksponował i podkreślał biust.

W oczach Eda zapaliły się iskry. Chłopak pożerał mnie wzrokiem, co sprawiało mi zaskakująco dużą przyjemność. Jego spojrzenie ciągle skręcało w stronę zawieszki, co chwila niknącej w zagłębieniu między moimi piersiami. Nie krępowałam się niczego. Czułam się piękna.

Karmiliśmy się nawzajem lodami. Ta sama łyżeczka znikała w moich, a za chwilę w jego ustach, co było najbardziej zmysłowym jak dotąd, doznaniem w całym moim życiu. Z każdą łyżeczką lodów prawiliśmy sobie komplementy. Słodycz była w naszych ustach i słowach. Zabawa w czułe słówka wkręciła nas na maksa.

— Jesteś piękna, Hazy i tak niezwykle seksowna, że brak słów, aby to opisać — mówił żarliwie, patrząc mi w oczy i wsuwając mi do ust łyżeczkę z lodami. — Żadna inna dziewczyna, jaką znam, nie może się z tobą równać. Każdy twój ruch, gest, grymas, całkowicie rozkładają mnie na łopatki.

— Edi... jesteś taki ładny, najprzystojniejszy ze wszystkich — Teraz ja karmiłam Eda lodami i komplementami. — To znaczy niektórzy szkolni sportowcy też są niczego sobie, ale ty roztaczasz wokół siebie jakby aurę, której nie mogę się oprzeć.

Ed objął moją dłoń trzymającą łyżeczkę, po czym nabrał porcję lodów i włożył ją w moje usta, mówiąc:

— Uwielbiam patrzeć na ciebie, gdy coś robisz: piszesz, czytasz, jesz, zaparzasz tę swoją herbatę, albo opowiadasz o niej, obezwładnia mnie to. Cudownie wyglądasz nawet, jak się złościsz.

Przełknęłam lody i przejęłam łyżeczkę.

— Pięknie pachniesz. Cudownie się uśmiechasz. Lubię patrzeć w twoje oczy. Chwilami nie musimy nic mówić, a i tak obydwoje wiemy, o czym myślimy. To magiczne, prawda?

— Mh. Nie tylko z wyglądu mi się podobasz. Cenię cię za twoją szczerość i te wszystkie zasady, których się trzymasz. Ile to razy oberwało mi się od ciebie! — zaśmiał się Ed.

— Mnie też podobasz się nie tylko z wyglądu. Jesteś mądry, inteligentny i bardzo bystry, czasami aż za bardzo. No i masz takie piękne dłonie. Potrzymamy się za ręce? — zapytałam, wyciągając dłoń w jego kierunku.

— Nie, dzisiaj nie będzie żadnego trzymania się za ręce, spryciaro — roześmiał się.

— Ed.... proszę... ja nie jestem gotowa... — jęknęłam, ale chłopak mi przerwał.

— Niczym się nie martw, kochanie — zaśmiał się po cichu.

— Jesteś taki irytujący! — powiedziałam. — Ale i tak cię lubię.

— Lubisz mnie? — zapytał. — Czy tylko udajesz?

— Lubię. Nawet bardzo — odpowiedziałam.

— To świetnie się składa, bo ja ciebie również — odparł.

Lody się skończyły, odstawiliśmy pucharek na stół i uśmiechnęliśmy się do siebie.

Nie wiem, jak potoczy się moje życie, ale tej chwili i tych lodów nie zapomnę już nigdy!

— A teraz na serio — zmieniłam ton na poważny. — Dziękuję ci Ed, bo wyleczyłeś mnie z moich lęków i wygląda na to, że dzięki tobie pozbyłam się kompleksów. Nigdy ci tego nie zapomnę.

— Jak to "teraz"? Ja wszystko mówiłem serio! — odpowiedział z udawanym oburzeniem.

— I jeszcze raz dziękuję ci za pomoc i wsparcie w czasie świąt — zrobiłam krótką pauzę. — Byłoby fajnie, jakbyśmy mogli zostać w tak dobrych relacjach, jak teraz na dłużej, jak sądzisz? — zapytałam.

Nie musiałabym uciekać od ciebie, gdybyś zgodził się być na zawsze moim przyjacielem, a nie kochankiem na krótką chwilę.

— Sądzę, kochanie, że nasze relacje nie przetrwają zbyt długo na tym poziomie — odpowiedział. — Zdecydowanie możemy je poprawić.

Och, Edi! Takiej odpowiedzi się obawiałam...

Wyszliśmy z lokalu i udaliśmy się w kierunku mojego domu. Napięcie między nami rosło z minuty na minutę. Randka dobiegała końca. Dotarliśmy spacerowym krokiem pod moją kamienicę, użyłam kodu i weszliśmy z ulicy w bramę.

— Dziękuję za cudowny wieczór! — powiedziałam. — To co? Pójdę już?

Ed uśmiechnął się, tym swoim szelmowskim uśmiechem, położył dłoń na mojej talii i delikatnie przyciągnął mnie do siebie. Wpatrywał się w moje oczy.

— Ale ty potrafisz podkręcić atmosferę, jeszcze nigdy tak długo nie czekałem na pocałunek i przed żadnym nie czułem się tak jak w tej chwili — powiedział.

— To teraz pomyśl, jak ja się czuję — odpowiedziałam. — Właściwie nie całowałam się nigdy wcześniej...

Ed podniósł drugą rękę, przesunął palcami po moim policzku, a następnie wsunął dłoń pod moje włosy, obejmując szyję. Pochylił głowę i delikatnie dotknął ustami moich ust.

— Dla mnie to zaszczyt, że mogę być pierwszy — wyszeptał mi wprost w usta.

Westchnęłam cicho, a Ed nie cofnął głowy. Przesuwał swoje usta po moich powoli i delikatnie, jakby badał ich kształt, obejmował je swoimi ustami, a za chwilę muskał naprzemiennie moją górną, a później na dolną wargę. Objęłam jego szyję, bo bez tego chyba bym upadła, nogi miałam jak z waty, a całe ciało dosłownie się roztapiało. Pocałunki, z delikatnych, stawały się coraz bardziej namiętne. Rozchyliłam usta i nieporadnie je odwzajemniłam. Znałam zapach Eda, wiele razy miałam okazję przekonać się, jakie to uczucie być w jego ramionach, a teraz mogłam spróbować, jak bosko smakuje ten chłopak. Jego język przejechał po mojej dolnej wardze, przyprawiając mnie o nowe, niezwykłe doznania. Jęknęłam z przyjemności, a wtedy on wsunął się głęboko w moje usta i rozpoczął się bawić moim językiem. Serce tłukło się w mojej piersi i całkowicie straciłam poczucie rzeczywistości, tak, jakby cały świat zniknął. Byłam tylko ja i on, nasze przytulone ciała, złączone usta i obezwładniająca przyjemność, która przekroczyła moje najśmielsze wyobrażenia. Mimo zimowego ubrania czułam się cudownie obnażona, obrana z wszystkich obaw, lęków i wątpliwości. Nie mam pojęcia, ile trwał nasz pocałunek, równie dobrze mogła to być minuta, jak i godzina.

Przez dłuższą chwilę dochodziłam po tym do siebie. Ed trzymał mnie w ramionach i bawił się moimi włosami.

— Uwielbiam cię, Helen — powiedział. — Pragnę cię tak bardzo, że to aż boli.

Wierzę ci Ed, mam tak samo. Jednak... Więcej nas różni niż łączy. Ty chciałbyś jak najszybciej skonsumować to pragnienie, a ja wiem, że za nic nie mogę do tego dopuścić.

Moje milczenie najwidoczniej nie było wymowne, bo niczego nieprzeczuwający chłopak kontynuował:

— Umówisz się ze mną na kolejną randkę? Może tym razem będzie to randka z koniunkcją matematyczną? — uśmiechnęłam się na te słowa, głos utknął mi w gardle.

Przecząco pokręciłam głową. Ed popatrzył na mnie zdziwiony i zaniepokojony.

— Wszystko w porządku, Helen?

Nie! Nic nie jest w porządku!

— Nie pamiętasz, na co byliśmy umówieni? — Jakimś cudem wydobyłam z siebie głos. — Ta randka kończy wszystko.

— O to chodzi! — powiedział lekko, z uśmiechem w głosie. — Myślę, że nie musimy trzymać się sztywno tamtych ustaleń.

— Ale ja chcę — powiedziałam.

— Czego chcesz? — spojrzał w moją twarz.

— Żeby było tak, jak ustaliśmy na początku — odparłam.

Wyglądał na lekko zszokowanego.

— Żebyśmy całkowicie przestali się kontaktować, spotykać? Żeby między nami nie było już nic? — zapytał z niedowierzaniem.

— Dokładnie — potwierdziłam.

— Dlaczego? — zapytał.

Milczałam.

— Co zrobiłem źle? Co było nie tak?

Nadal nic nie mówiłam, uciekałam wzrokiem.

— Czego ty się boisz? Przed kim chcesz uciec, przede mną, czy przed sobą?

— Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć. Po prostu zachowaj się przyzwoicie i wywiąż z obietnicy, tak jak ja się wywiązywałam z warunków twojego układu.

Ed patrzył na mnie w milczeniu, a przez jego głowę pędziły myśli. Widziałam to w jego oczach.

— Jesteś pewna, że tego dokładnie chcesz? Bo ja...

— Jestem pewna — przerwałam mu. — Obiecałeś mi dzisiaj, że zrobisz wszystko, o co cię poproszę.

Ed zaśmiał się gorzko.

— Tak było! Trzymałaś ręce na mojej szyi, a ja byłem gotów przychylić ci nieba. A teraz mi mówisz, że jedyne czego chcesz, to żebym wypieprzał z twojego życia! Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy? — z niedowierzaniem pokręcił głową. — Przez cały dzisiejszy wieczór tylko udawałaś? Zabawiłaś się mną? Jesteś okrutna, wiesz, Helen?

— Nie rozpędzaj się tak, bo ja nie robię nic, na co nie byliśmy umówieni — powiedziałam. — Zresztą to też są twoje słowa, które nie raz doprowadzały mnie do wściekłości.

Ed patrzył na mnie, jakby widział mnie po raz pierwszy. Był rozczarowany.

— Helen... — zaczął mówić, w jego głosie słyszałam prośbę, ale przerwałam mu.

— Tak będzie najlepiej. Dobrze to przemyślałam. Nie utrudniaj, Ed.

— Nie będzie najlepiej! —podniósł głos. — Nie masz pojęcia na co się narażasz. — Przestał mówić, wyglądał, jakby myślał o czymś intensywnie. — Ale jak sobie chcesz. Dam ci trochę czasu — powiedział, odchodząc. — Tylko nie rozdawaj jeszcze pocałunków na prawo i lewo, są zbyt niewinne i nieumiejętne — dodał uszczypliwie, wywołując we mnie osłupienie i złość.

— Za to twoje są perfekcyjne! Lata praktyki z dziewczynami zmienianymi jak rękawiczki robią swoje, co nie?

Nie pożegnaliśmy się nawet krótkim "cześć", ani jednym spojrzeniem.

W domu jak najszybciej zakopałam się w pościeli. Było mi źle, choć osiągnęłam to co chciałam.

Co niby mogłam zrobić? Umówić się z nim na kolejną randkę? Jak długo dałabym radę mu się opierać, zwłaszcza że, jak powiedział "pragnie mnie bardzo". Co by się wydarzyło dalej? Poszłabym z nim do łóżka? Och, na pewno byłoby mi z nim wspaniale, bo prawda jest taka, że marzę o nim i wszystko mi się w nim podoba bardzo, za bardzo. Zakochałabym się w nim w jedną sekundę, może nawet już się to stało? Muszę pamiętać, że Ed nie wierzy w miłość i nie chce jej. Spotkalibyśmy się kilka razy, uprawialibyśmy seks, co, z moim zerowym doświadczeniem w tym temacie, nie byłoby dla niego jakimś szczególnie spektakularnym doświadczeniem, a potem on by odszedł do innej dziewczyny. Tak, nie mogłam zachować się inaczej. Dzisiaj boli, ale jakbym to pociągnęła, to za parę tygodni bolałoby znacznie bardziej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top