16. HELLOVED
Ciekawostka z warsztatu autorki: Niniejszy rozdział sprawił mi najwięcej kłopotu ze wszystkich, jakie do tej pory pisałam i to w całej mojej przygodzie pisarskiej (że tak górnolotnie to określę). Miałam tak wiele pomysłów na zaprezentowanie projektu Heleny i Eda, że zwyczajnie się pogubiłam. Straciłam ogromnie dużo czasu, tworząc długaśne opisy poszczególnych odcinków projektu, a później fabularyzując je, że o researchu nawet nie wspomnę. Ostatecznie uznałam, że HELLOVED jest tylko częścią opowieści o relacjach między bohaterami i zbytnie rozbudowanie tego wątku niepotrzebnie zaburzy główną historię, więc okroiłam opisy do niezbędnego minimum. Nie jestem jednak zadowolona z efektu. Mimo wszystko publikuję rozdział w tej niedoskonałej postaci. Będę ogromnie wdzięczna za Wasze opinie, dajcie znać, jak Wy byście ujęły/ujęli ten temat. Z góry dzięki wielkie za komentarze.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Zaraz po weekendzie w sieci pojawiły się pierwsze odcinki HELLOVED i moja sytuacja zmieniła się jeszcze bardziej. W ciągu kilku godzin od publikacji filmiki zobaczyła cała szkoła, chociaż "zobaczyła" to mało powiedziane. Wszyscy w szkole szaleli na punkcie filmików Eda, mówili niemal wyłącznie o nich, komentowali je i wychwalali. Musiałam przyznać, że to, co zrobił Ed przeszło moje najśmielsze wyobrażenia. Zdecydowanie chłopak miał oko, wyczucie i obłędne umiejętności. Opowiadał mi kiedyś, że produkcja medialna to jest coś, co chce studiować i czym zamierza zajmować się w życiu. Wyglądało na to, że nadaje się do takiego zajęcia, jak nikt.
Filmiki, jakie zrobił, były doskonałe w każdym aspekcie, wprost idealne: zabawne, intrygujące i trzymające uwagę widza od pierwszej do ostatniej sekundy. Materiał, który wspólnie nagraliśmy, Ed sprawnie zmontował, dodał dźwięk, efektowne przejścia i animacje. Sama oglądałam je z wielką przyjemnością i uśmiechem na ustach.
W sieci ukazało się jednocześnie kilka pierwszych odcinków HELLOVED, we wszystkich byliśmy głównymi aktorami, a Ed przedstawił nas jako duet, który ciągle spiera się ze sobą, kłóci, dogryza sobie na każdym kroku, ale też świetnie się bawi. Z zaskoczeniem dla samej siebie zgodziłam się w jego wersją.
HELOVEED Odcinek 1. Kto i dlaczego stoi za projektem?
Na filmiku znalazły się, jedna po drugiej, króciutkie sceny z kilkudziesięciu różnych filmów fabularnych, przedstawiających scenę, gdzie kobieta policzkuje faceta, a po nich scenka nagrana nocą, po wycieczce, na której udaję przed kamerą, że piecze mnie dłoń i dmucham na nią, a Ed trzyma się za pomalowany na czerwono policzek. Wszyscy dowiedzieli się, że jestem tą dziewczyną, która spoliczkowała samego Eda i niemal pokochali mnie za to. Niektórzy pytali, czy coś takiego wydarzyło się naprawdę. Najdziwniejsze, że nikogo nie interesowało, dlaczego to zrobiłam.
Nie sądzę, żeby taka była intencja dyrektora, pedagoga, a już na pewno nie Zajączkowskiej, ale damska dłoń uderzająca męski policzek, stała się symbolem czegoś fajnego, przygody i dobrej zabawy. Nikt z nauczycieli nie zająknął się ani słowem na ten temat, ale ich spojrzenia mówiły same za siebie.
HELLOVED Odcinek 2. Dlaczego sport w Polsce nigdy nie dorówna sportowi w USA?
Poważnie się obawiałam, czy za odcinek o sporcie nie wylecimy ze szkoły. Obejrzałam gotowy filmik na Eda komputerze dzień, przed zaplanowaną publikacją. Chłopak zapowiedział, że ten film zadziała jak odbezpieczony granat wrzucony do zamkniętego pomieszczenia i teraz już rozumiałam, co miał na myśli. Czekała nas totalna rozpierducha. Ed zaciął się, że zrówna z ziemią wszystkich odpowiedzialnych za to, że sport w szkole jest tak źle traktowany i dokładnie, bez ściemy to zrobił.
— Koncepcja jest taka — opowiadał mi — żeby zaprezentować, jak polska bierność systemowo niszczy talenty.
— Mocne słowa — odparłam. — Ile czasu będzie trwał ten film? Bo wydaje mi się, że na temat systemowych błędów w polskiej oświacie można by mówić godzinami i w dodatku bez żadnej puenty.
— A my to zrobimy w pół godzinki, Helen!
W odcinku były zaprezentowane szkolne drużyny sportowe i na tym etapie szkoła polska i amerykańska wypadały podobnie. W obydwu działały męskie i żeńskie drużyny piłki siatkowej, koszykowej, pływaczki i pływacy biorący udział w zawodach indywidualnych i sztafetach, lekkoatleci. W naszej szkole była odnosząca sukcesy drużyna piłki nożnej, a w amerykańskiej futbolu amerykańskiego. W dalszej części Ed skupił się na męskich drużynach siatkarskich i na ich przykładzie zaprezentował temat. Przedstawił wszystkich zawodników, robił to na zmianę, raz był ktoś z Lublina, za chwilę z Denver, jeden rozpoczynał wypowiedź po angielsku, a drugi kończył po polsku, ktoś z Denver rzucał żart, a u nas chłopaki wybuchali śmiechem. Dało to efekt jednolitości. Nie było różnic między chłopakami. Wszyscy prezentowali się podobnie: świetnie wyglądali, byli pełni energii i dobrego humoru.
Później była już ostra jazda bez trzymanki. Chłopaki ze Stanów prezentowali całą otoczkę swojej drużyny, począwszy od kilku kompletów strojów, na fanklubie kończąc.
Prawda jest taka, że dzieliła nas przepaść.
U nas, w Lublinie była po prostu grupa zafiksowanych na punkcie siatkówki chłopaków, którzy trenowali na sali gimnastycznej, pod okiem nauczyciela wuefu.
Chłopaki w Stanach mieli wszystko. Sponsorów, stypendia, profesjonalnych trenerów, selekcjonerów, zgrupowania, dostęp do siłowni, dietetyków, rehabilitantów, kilka kompletów strojów sportowych. Byli osobami powszechnie znanymi w szkole, pisały o nich szkolne portale, wspierała ich grupa cheerleaderek. Kibice mieli do dyspozycji cały zestaw akcesoriów w kolorach klubowych.
Następnie, na filmiku pokazany był skrót z meczu siatkarskiego. Ed zrobił ponownie mix scen, nasza drużyna grająca z liceum sportowym oraz amerykańska i jej podobny mecz o mistrzostwo. Nie mam pojęcia, jak on to zrobił, ale przekazał emocje, zaciętą walkę i radość ze zwycięstwa. Tyle że w Denver było istne szaleństwo setek osób, a u nas jedyną kibicką byłam ja, no i w domyśle Ed, który kręcił film i tym samym nie był obecny na nagraniu.
Ostatecznie Ed pogrążył naszą szkołę, robiąc następnego dnia po meczu ankietę na korytarzach, z zapytaniem o wynik meczu. Nieliczni uczniowie wiedzieli, kto wygrał, większość w ogóle nie miała pojęcia, że taki mecz się odbył, a nauczyciele, na czele z wicedyrektorką, sprawiali wrażenie, że nie mają pojęcia, o czym jest mowa.
Nasz film zyskał bardzo dużą liczbą odsłonięć i był szeroko komentowany, nie tylko w szkole. Zainteresowały się nim nawet media.
HELLOVED Odcinek 3. Z ostatniej chwili. "Skandal w szkole! Dwie kandydatki do objęcia funkcji Przewodniczącej Samorządu Szkolnego pobiły się w szkolnej toalecie. Interweniowały służby."
Tematyka pozwoliła nam pójść na łatwiznę.
Umówiliśmy spotkanie online przewodniczących samorządów szkolnych z obydwu liceów i tylko czuwaliśmy nad ich rozmową. Mieliśmy w odwodzie pytania, żeby w razie czego pokierować rozmową, ale okazały się one niepotrzebne. Obydwie dziewczyny były profesjonalistkami, doskonale się przygotowały do spotkania i świetnie omówiły wszelkie kwestie dotyczące tematu, same dopytywały się wzajemnie o szczegóły, opowiadały ciekawostki i anegdotki ze swojej pracy. Wszystko wyszło genialnie! Ed dodał trochę grafiki, wstawki filmowe, trochę fotek i odcinek był gotowy.
Lubelska szkoła wypadła blado przy tej z Denver. Nasz samorząd nie miał praktycznie nic do powiedzenia w szkole, dlatego kandydowanie do niego było średnio atrakcyjne i mało kogo obchodziło, podczas gdy amerykańska młodzież zacięcie walczyła o miejsce w szkolnych strukturach. Na początku każdego roku odbywała się tam prawdziwa kampania wyborcza, z plakatami, ulotkami, debatami i tym wszystkim, co my znamy z polityki. Samatha z Denver opowiedziała nam zabawną anegdotkę o dwóch dziewczynach, kandydujących o stanowisko przewodniczącej szkoły, które pobiły się w toalecie. Stąd tytuł odcinka.
Kolejny odcinek HELLOVED Odcinek 4. Miejsca w szkole dotyczył ogólnie spraw technicznych i organizacyjnych w obydwu liceach. Zaprezentowaliśmy na zdjęciach obydwa budynki i poszczególne sale, pracownie i inne ważne dla funkcjonowania szkoły miejsca. Pokazaliśmy na mapie miasta, gdzie znajduje się szkoła.
W tym temacie różnice też były bardzo duże. Najważniejszymi miejscami w Denver okazały się: szkolny parking, dziedziniec, stołówka, boisko z zapleczem i trybunami oraz szafki szkolne. To tam toczyło się życie towarzyskie.
U nas żadnego z tych miejsc nie było. Poza salami lekcyjnymi mieliśmy do dyspozycji jeszcze korytarze, zawsze zatłoczone i w żadnym razie nieułatwiające nawiązywania jakiejkolwiek interakcji, zwłaszcza z osobami z innych klas. W czasie przerw musieliśmy przemieszczać się z jednej sali lekcyjnej do drugiej, a plan zawsze ułożony był w taki sposób, żeby te sale były możliwie daleko oddalone od siebie. Przeciskaliśmy się więc, w międzyczasie jedząc kanapki przyniesione z domu, bo sklepik szkolny najczęściej był oblężony i trudnodostępny, a stołówki nie było wcale. Mieliśmy nawet bezsensowny zakaz wychodzenia ze szkoły na szkolny dziedziniec.
***
Już po kilku dniach od odpalenia HELOVEED w sieci, byłam rozpoznawana w szkole. Moje społecznościówki oszalały. Chcąc nie chcąc, musiałam wyjść z cienia i stawić czoło nagłej popularności.
— Jesteś teraz prawdziwą gwiazdą, Hel — mówiła Mila.
— Oto jak się kończy zadawanie się z Edem — odpowiedziałam. — Miałam przeczucie, że on zrujnuje mój święty spokój.
— Z tego co wiem, sama wykonałaś pierwszy krok, na imprezie sportowców — powiedział Staszek — Komentarze nie milkną. Żałuję tylko, że nikt nie nagrał twojego popisu.
— Nie masz pojęcia, jak ja żałuję, że nas tam nie było! — westchnęła Mila — Co ja bym dała, żeby zobaczyć cię w akcji. Widziałam, jak tańczysz na scenie, więc mogę sobie tylko wyobrazić, jaki to musiał być spektakularny efekt na imprezie.
— Ten baran sam siebie wystawił na licytację, dla mnie to była okazja, żeby wyrównać z nim rachunki. Dlatego się zdecydowałam — tłumaczyłam.
— Przyznaj, nie chciałaś, żeby wygrała go inna laska — powiedziała Mila z sugestywnym uśmiechem.
— Wspaniałomyślnie postanowiłam go przed tym obronić.
— I mieć dla siebie? Stąd takie życzenie? On ci się podoba, co nie? — Moja przyjaciółka drążyła temat.
— Miluś, Ed podoba się wszystkim i wszystkie laski podobają się jemu — odpowiedziałam wymijająco. — Mnie on nie interesuje w tym kontekście, jaki masz na myśli, nie chcę mieć go dla siebie, bo i bez tego mam go w nadmiarze. A jeśli chodzi o moje życzenie, to był odwet. On zmienił moje życie, to teraz ja zmieniam jego.
***
Zgodnie z moim życzeniem Ed przestał, w jakikolwiek sposób, zadawać się z dziewczynami. Zamiast tego dręczył mnie i pod pretekstem pracy nad projektem, zmuszał do codziennych spotkań, powołując się na układ, który zawarliśmy.
— Przyjdziesz dzisiaj do mnie? — zapytał jednego dnia na przerwie między lekcjami — Będę montował odcinek o kulturze. Przydałabyś mi się.
Do tej pory materiały przygotowywaliśmy i nagrywaliśmy wspólnie, a montażem Ed zajmował się samodzielnie. Finał jego pracy zawsze był dla mnie zadziwiający i zaskakujący. Teraz, od momentu jak dostał ode mnie bana na dziewczyny, żądał, żebym mu towarzyszyła, również przy montowaniu filmików. Nie mogłam przez to ani razu umówić się z żadnym chłopakiem, którzy nagle zaczęli się mną interesować.
— Czy ja wiem... — droczyłam się z nim — Mateusz poprosił mnie o pomoc w kupowaniu prezentu pod choinkę dla swojej mamy.
— Czy ty naprawdę nie widzisz tego, że Mateusz szuka tylko pretekstu, żeby cię do siebie przekonać i zaciągnąć do łóżka? Nie bądź naiwna, Helen — tłumaczył mi Ed. — A jak chce prezentu, to wyślij go po filiżankę do waszego sklepu.
— To nie jest nasz, tylko mamy sklep, tak dla pełnej jasności — odpowiedziałam ponurym głosem, a widząc, że chłopak zamierza komentować to, co powiedziałam, szybko zmieniłam temat. — Twierdzisz, że Mateusz chce mnie uwieść?
— Tak, możesz mi wierzyć.
— Hmm... Taki kobieciarz, jak ty, chyba wie, co mówi. To wcale nie znaczy, że ci wierzę, a tym bardziej ufam — Ed popatrzył na mnie nieco poirytowany. — A co, jeśli ja chcę być uwiedziona? — dodałam, żeby wkurzyć go jeszcze bardziej.
W oczach Eda błysnęła diabelska iskra, a na twarzy pojawił się seksowny uśmiech. Pochylił głowę w moim kierunku.
— Zajmę się tym osobiście, kochanie — wyszeptał mi wprost do ucha, przyprawiając mnie o dreszcze. Prychnęłam na te słowa i odsunęłam się na bezpieczną odległość. — A twoja obecność przy montażu filmu to nie była dla ciebie opcja, tylko konieczność, więc Mateusz tak czy inaczej, wypada z twoich planów na wieczór — dodał tonem nieznoszącym sprzeciwu, uśmiechając się z satysfakcją.
Znałam już Eda dosyć dobrze. Spędziłam z nim sporo czasu i oswoiłam się nieco z chłopakiem. Rozgryzłam jego zaczepne poczucie humoru, potrafiłam przewidzieć, jak zareaguje w danej sytuacji, a nawet co pomyśli. Rozumieliśmy się, zdarzało nam się porozumiewać samym spojrzeniem i śmiać z tych samych rzeczy. Polubiłam Eda, co nie przeszkadzało mi stale się z nim kłócić. Ciągle potrafił mnie zirytować, jak nikt inny, aż krew buzowała mi w żyłach, tak, jak teraz.
— Co ty nie powiesz? — powiedziałam drwiąco. — Informuję cię, że zamierzam dzisiaj skorzystać z naszych ustaleń i zgłaszam veto.
Ed popatrzył na mnie zaskoczony.
— Masz tylko jedno veto i zamierzasz je wykorzystać, żeby umówić się z Mateuszem? — zapytał zdumiony, z nutą podejrzliwości w głosie — Aż tak bardzo ci się on podoba? Wiesz, że to jest głąb? Co zamierzasz z nim robić?
— Nie twoja sprawa z kim się umówię i co będę z nim robiła. Muszę odpocząć od ciebie, bo inaczej zwariuję — powiedziałam, chociaż to wcale nie była prawda. Spotkania z Edem już dawno przestały mnie męczyć, wręcz przeciwnie, coraz bardziej lubiłam spędzać z nim czas.
— Proszę bardzo, rób sobie, co chcesz — powiedział Ed, widziałam, że jest urażony.
— Mogłeś sobie darować ostatnie zdanie — nie mogłam się powstrzymać. — Nie potrzebuję twojego pozwolenia.
***
Spotkaliśmy się z Mateuszem o godzinie osiemnastej na Placu Teatralnym. Byłam ciekawa spotkania z innym, niż Ed chłopakiem, nie miałam w tym temacie kompletnie żadnych doświadczeń.
Mateusz z wyglądu stanowił zupełne przeciwieństwo Eda. Obydwaj byli jednymi z najprzystojniejszych chłopaków w szkole, tyle że Ed był groźnie wyglądającym brunetem, a Mateusz blondynem, w typie cherubinka, z intensywnie błękitnymi oczami i anielskim wręcz uśmiechem, od którego robiły mu się urocze dołki na policzkach. Był jak połączenie archanioła, który dopiero co zstąpił z niebios, z niegrzecznym chłopcem, któremu zawsze wszystko uchodzi na sucho. Często nosił błękitne sweterki i koszule, podkreślające jego urodę. Był w pełni świadomy swoich zalet i chętnie je wykorzystywał. Miał opinię kobieciarza, nawet ja, nieobeznana w tych sprawach, słyszałam o jego podbojach.
— Cześć Helena — powitał mnie uroczym uśmiechem. — Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że chciałaś umówić się ze mną na randkę.
— Z tego co pamiętam, umawialiśmy się na zakupy — odparłam.
— Każdy pretekst jest dobry, żeby wyciągnąć ładną dziewczynę z domu — mówiąc te słowa, wziął mnie za rękę i poprowadził w stronę skrzyżowania.
— Serio, musisz używać pretekstów, żeby się z kimś umówić? — nie mogłam sobie odmówić uszczypliwego komentarza.
— Powiedzmy, że to taki element gry wstępnej — rzucił mi dwuznaczny uśmiech. — Nie ma to, jak wziąć dziewczynę z zaskoczenia.
Skrzywiłam się na te słowa. Zabrałam rękę, którą trzymał.
— I to działa?
— Za każdym razem — odparł. — Dziewczyny widocznie lubią, gdy bierze się je w ten sposób.
Wypowiedź Mateusza była obrzydliwa, szczególnie że on powiedział dokładnie to, co naprawdę myślał i najwyraźniej uważał to za coś normalnego. Miałam ochotę po prostu odwrócić się i pójść do domu, ale postanowiłam dać jeszcze jedną szansę naszemu spotkaniu.
— Przykro mi, na mnie to nie działa — skierowałam do niego wymuszony uśmiech. — Umówiłam się z tobą na zakupy, zdaje się, że chciałeś porady podczas wybierania prezentu dla mamy. Za słabo cię znam, żeby zgadzać się na randkę. I zdecydowanie nie lubię zaskoczenia w takim kontekście, o jakim mówiłeś.
— Okej, okej — powiedział ugodowo, podnosząc do góry ręce w geście poddawania się. — Chodźmy w takim razie na zakupy.
Niedaleko była galeria handlowa. Poszliśmy w jej stronę.
— Masz pomysł na prezent? — zapytałam.
— Nie, ale to wszystko jedno, co kupię. Matka i tak będzie piała z zachwytu, co by to nie było — wzruszył ramionami.
— W takim razie nie potrzebujesz mojej pomocy — powiedziałam, a on popatrzył na mnie zdziwiony. — Mateusz, ja jestem umysłem ścisłym, logika rządzi moim światem, rozumiesz?
Wyglądał, jakby nie rozumiał, ale przytaknął.
Hmm... Mateusz raczej nie jest członkiem Mensy. Okej, zrobimy trzecie podejście do spotkania z nim.
— Zaskocz mamę i kup jej coś wyjątkowego, co naprawdę ją ucieszy — powiedziałam.
— Czy ja wiem... — zastanawiał się. — Są takie rzeczy? Może coś z bielizny?
— Chcesz kupić własnej matce bieliznę na prezent pod choinkę — parsknęłam śmiechem. — Nie wierzę.
Mój śmiech sprawił, że Mateusz poczuł się pewniej.
— Jakbyś, w ramach pomocy, mogła przymierzyć jakiś fajny staniczek? — znowu uśmiechnął się dwuznacznie i zatrzymał wzrok na moim biuście.
Jezu, dłużej nie dam rady.
— Ty mówisz serio? — zapytałam.
— No dobra, żartowałem — powiedział ugodowo. — Wiem, że jesteś niedoświadczona w tych sprawach, ale ja mogę wszystkiego cię nauczyć. Podobasz mi się — a widząc mój wzrok, dodał szybko: — W swoim czasie, oczywiście. Dostosuję się do ciebie. To, co proponujesz kupić? — Na koniec zmienił temat.
Postanowiłam się ewakuować. Wyjęłam z torebki wizytówkę herbaciarni i podałam mu.
— Pójdź tam — Palcem wskazałam mu adres — i kup filiżankę. Gwarantuję, że twoja mama będzie zachwycona! W sklepie pomogą ci ją wybrać, a później pięknie zapakują, więc problem będziesz miał rozwiązany.
— No i super! — powiedział zadowolony i schował wizytówkę do kieszeni. — Skoro zakupy mamy z głowy, to może chodźmy na piwko, żeby pogadać o czymś przyjemniejszym?
— Nie, dzięki. Ja będę już spadała. Cześć. — pożegnałam się szybko, na co Mateusz nie zareagował.
Informacja najpierw musi powoli dotrzeć do jego głowy, a później jeszcze dłużej będzie przetwarzana.
Zaraz za rogiem zaczęłam się śmiać sama z siebie.
To niewiarygodne! Jakby ktoś mi opowiedział o tym spotkaniu, nigdy nie uwierzyłabym, że mogło wyglądać w taki sposób.
***
Późnym wieczorem, tuż przed zaśnięciem, jak każdego dnia napisałam do Eda. Przyzwyczaiłam się już i polubiłam nasze "rozmowy", które były coraz dłuższe i całkiem sympatyczne. Wymienialiśmy się myślami, opiniami, nawet drobnymi ploteczkami. Czasami było bardzo zabawnie, ale zdarzały się też poważniejsze tematy. Z przyjemnością wzięłam do ręki smartphone.
Ja: Hej! Donoszę, że zmarnowałam veto, bo moje spotkanie, było tak żenujące, że aż śmieszne.
Ja: I teraz nie wiem, czy płakać, czy się śmiać.
Ja: Uciekłam po kwadransie i nadal nie mogę wyjść z szoku.
Ed nie odpisywał.
Ja: Dobranoc, Kochanie
Po chwili wahania dopisałam jeszcze jedną wiadomość:
Ja: Milion razy bardziej wolę robić z Tobą cokolwiek, nawet, jeśli jak zwykle jesteś skrajnie irytujący, niż być z kimś innym.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top