14. Odpinka od mamy

Ostatnio coraz rzadziej miałyśmy z mamą okazję spędzić wspólnie wieczór. Ciągle się mijałyśmy. Zmieniałyśmy się w herbaciarni, a po pracy każda z nas miała swoje sprawy. Mama spotykała się z Marcinem, a ja miałam korki, naukę, albo wspólną z Edem pracę przy projekcie. Dlatego jednego z wieczorów zrobiłam naszą ulubioną sałatkę ze świeżych warzyw, sera feta i uprażonych na patelni ziaren słonecznika i czekałam na mamę, żeby razem z nią zjeść kolację.

Ciągle zastanawiałam się, co miał na myśli Ed, mówiąc, że powinnam odpiąć się od mamy. Uważałam się za samodzielną osobę, nietrzymającą się matczynej spódnicy. Wiele razy musiałam być dla niej oparciem, pomagałam jej w różnych sprawach, a nawet starałam się wziąć jak najwięcej na siebie, żeby ją odciążyć. To ja ogarniałam sprawy techniczne w domu i herbaciarni, szukałam sposobu na rozwiązanie naszych różnych problemów. Czasami podejmowałam decyzje za nas dwie i byłam dumna z siebie z tego powodu. Nie byłam córeczką mamusi wymagającą trzymania za rączkę i całodobowej opieki. W naszej małej, dwuosobowej rodzinie funkcjonowałyśmy na tych samych prawach i to od dawna, od kiedy zabrakło taty. Ed po prostu za słabo nas znał, skoro twierdził, że jestem do niej "przypięta".

Tak jak się spodziewałam, mama przyszła z Marcinem. Odprowadzanie jej do domu, po zamknięciu sklepu, stało się ich stałym zwyczajem. Namówiłam go, żeby został na kolację, podczas której opowiadaliśmy sobie, jak minął nam dzień.

— Opowiem ci coś, Helenko — powiedziała mama. — Po południu przyszedł do "Serca" pan w podeszłym wieku, siwiuteńki, pochylony, wspierający się o lasce, ale niezwykle dystyngowany, taki dżentelmen starej daty. Zamierzał kupić herbatę i filiżankę w prezencie dla swojej schorowanej małżonki. Zdał się na mój wybór w kwestii herbaty, a później oglądał bardzo dokładnie wszystkie filiżanki. Na początku był małomówny, ale zagadnęłam go delikatnie i wdaliśmy się w ciekawą rozmowę. W międzyczasie obsługiwałam innych klientów, ale towarzyszył mi aż do zamknięcia. Opowiadał o sobie. Urodził się tuż przed wojną i przez całe życie był nauczycielem matematyki w lubelskich liceach. Na koniec okazało się, że zestaw, który wybrał, jest dla niego za drogi, bardzo się tym zmartwił, posmutniał, pochylił się jeszcze bardziej...

— Oj, to przykre... — powiedziałam.

— Mnie też zrobiło się przykro, chciałam sprzedać mu wszystko bez marży, ale nawet wtedy brakowało mu trochę — mówiła mama, z szerokim uśmiechem i iskrami w oczach, wcale nie pasującymi do opowieści — I wiesz, co się stało?

— Nie mam pojęcia — odparłam zgodnie z prawdą.

— Marcin zapłacił za jego zakupy! Dziękuję — Uśmiechnęła się do Marcina i wyciągnęła w jego stronę dłoń, którą on pocałował.

Autentycznie się wzruszyłam. Pomyślałam, że Marcin musi być dobrym i wrażliwym człowiekiem. Jak to dobrze, że mama trafiła na kogoś takiego.

— Fajnie! — powiedziałam. — Dobrze by było, jakby każdy zrobił, przynajmniej raz w roku, coś dobrego dla drugiego człowieka. Świat byłby lepszym miejscem, jakby było w nim więcej dobra. Co na ten temat mówi filozofia? — zwróciłam się do Marcina.

— A jak dużo czasu mamy? — odpowiedział i wszyscy się roześmialiśmy.

Marcin był z wykształcenia filozofem, zdaje się, że z wysokim tytułem naukowym, autorem książek i publikacji naukowych. Niewiele o nim wiedziałam, ale wzbudzał moją sympatię i zaufanie. Robił wrażenie mądrego, spokojnego, ciepłego człowieka. Miałam nadzieję, że doceni łagodność i delikatność mojej mamy, otworzy się na jej bezgraniczną miłość i odpowiednio się nią zaopiekuje, a ja nie będę musiała się o nią martwić.

***

Po kolacji, jak tylko zostałyśmy w domu same i szykowałam się do snu, mama przyszła do mojego pokoju i usiadła na brzegu łóżka.

— Skarbie, chciałam z tobą porozmawiać o czymś ważnym — zaczęła mówić. — Uważam, że nie powinnaś już tak dużo czasu spędzać w "Sercu". Masz swoje sprawy, naukę, matura za pasem, przygotowania do studniówki, potrzebujesz też wyjść gdzieś ze znajomymi. Zatrudnię kogoś, dawno powinnam to zrobić. Dałam dzisiaj ogłoszenie i nawet mam już kilka zgłoszeń. Herbaciarnia i praca to moje zmartwienie. I tak za dużo czasu jej poświęciłaś. Przepraszam, że sama nie pomyślałam o tym wcześniej.

— Jak to "sama"? Kto nagle cię oświecił? — zapytałam, chociaż bardzo dobrze znałam odpowiedź na to pytanie. — Ed z tobą rozmawiał, prawda?

Mama popatrzyła na mnie z zakłopotaniem.

— Tak. Nie zamierzam mówić, że było inaczej — potwierdziła moje przypuszczenia i złość na chłopaka znowu mnie zalała.

— Przyszedł do ciebie w tej sprawie? — drążyłam temat.

— Po to są przyjaciele, żeby czasami otworzyć nam oczy, pokazać to, czego sami nie dostrzegamy.

— Od kiedy Ed jest twoim przyjacielem? — powiedziałam z irytacją, tonem, jakiego mama jeszcze ode mnie nie słyszała.

— Helenko, nie rozumiem twojego wzburzenia — Mama była zdezorientowana moim rozdrażnieniem, ale nie przejęłam się tym. — Edward twierdził, że jesteś zmuszona zrezygnować z wielu rzeczy, nie masz czasu dla siebie, bo pracujesz. Pytał, czy nie da się czegoś z tym zrobić. Wyglądało, jakby zależało mu na tobie. Mówił, że się przyjaźnicie, to nie jest prawda?

— Żebyś ty wiedziała, jaka przyjaźń łączy mnie z Edem, to byś się zdziwiła!

— Jaka? — zapytała.

Szukałam w myślach odpowiedniego określenia.

— Wymuszona, to dobre słowo — powiedziałam. — Tak bardzo mu na mnie zależy, że postanowił wtrącać się w moje sprawy, bo jemu się wydaje, że wie lepiej, niż ja sama, co jest dla mnie dobre.

— Kochanie, ale w tym przypadku on ma rację — powiedziała mama i rozzłościła mnie jeszcze bardziej.

— A nie sądzisz, że o swoich sprawach powinnyśmy decydować same? — Byłam zła na Eda i na mamę. — Powiedz mi, czy ja kiedykolwiek narzekałam na pracę w "Sercu"? Nie przyszło ci do głowy, że ja wolę tam spędzać czas, niż na głupich imprezach u znajomych? Nie pamiętasz już, jak otwierałyśmy to miejsce? Robiłyśmy to razem, we dwie! Wszystko robiłyśmy razem! Martwiłam się o ciebie, próbowałam cię pocieszać, dbałam o ciebie, najlepiej jak umiałam! Pomagałam ci we wszystkim — mówiłam podniesionym głosem.

— Oczywiście, że pamiętam, ale...

— A pamiętasz jeszcze, co mówiłam ci wtedy? — przerwałam jej: — "Mamusiu, ta praca i to miejsce ukoi nasze serca". Przecież stąd wzięła się nazwa herbaciarni! Może z twoim sercem wszystko jest już okej, ale moje ciągle jest w rozsypce! I teraz mi mówisz, że herbaciarnia to twoja sprawa, a ja mam się wyautować? — Ze złości i emocji łzy płynęły mi po policzkach.

— Kochanie, to nie tak — odpowiedziała spokojnie mama. — "Serce" zawsze będzie twoim miejscem. Bywaj tam, kiedy tylko chcesz, o każdej porze dnia, czy nocy. Przychodź tam sama, czy z kimś bliskim, jeśli chcesz, to obsługuj klientów i rozmawiaj z nimi, tak jak lubisz. Ale niech to będzie dla ciebie możliwość, a nie obowiązek — mówiła mama i próbowała pogłaskać mnie po dłoni, ale ją zabrałam.

— Może, gdybyś powiedziała mi to wczoraj, bez interwencji Eda, inaczej bym to przyjęła. A ty podjęłaś decyzję za moimi plecami. Właściwie to on podjął decyzję, a ciebie do niej przekonał, nie masz pojęcia, jaki on jest inteligentny i przebiegły — mówiłam przez łzy i nakręcałam się na nowo. — Myślałam, że działamy razem, że jesteśmy teamem, a okazuje się, że ja jestem dla ciebie jak nieistotny pionek, który nagle, bez uprzedzenia zdjęłaś z planszy. I co teraz? Ubierzesz mnie w ładną sukienkę i każesz iść na imprezę, bo Ed twierdzi, że właśnie to jest dla mnie dobre? Moje uczucia się dla ciebie nie liczą?

— Helenko, nie znam dobrze syna Marcina, ale doskonale znam ciebie i wiem, że to ty jesteś bardzo inteligentna, jak twój tata, więc nie bierz mnie pod włos i nie używaj argumentów poniżej pasa — powiedziała mama. — Wiesz dobrze, że jesteś dla mnie wszystkim. Wiele razy ratowałaś mnie i byłaś dla mnie oparciem, a przecież byłaś, nadal jesteś, przede wszystkim moim dzieckiem. Pozwól mi teraz zadbać o ciebie. Chcę w końcu wziąć na siebie całą odpowiedzialność za nas dwie, teraz to ja chcę być oparciem dla ciebie.

— Przez ponad dwa lata traktowałaś mnie jak dorosłą, a teraz, tuż przed moimi osiemnastymi urodzinami przypomniałaś sobie, że jednak jestem dzieckiem? — zaśmiałam się gorzko. — Powiedz mi w takim razie, jak ja się mam się w tym odnaleźć...

— Pozwól sobie na swobodę. Pomyśl, że nic nie musisz. Chcę, żebyś mogła spontanicznie podjąć decyzję, co robisz po szkole, bez konieczności martwienia się o pracę. Rób, co chcesz: baw się, spotykaj z rówieśnikami, ucz, śpij, rozmyślaj...

— Nie chcę tego słuchać! — przerwałam mamie. — Nie mów mi, co mam robić, bo nigdy tego nie robiłaś! Nie umiem już być beztroskim dzieckiem. Moje dzieciństwo skończyło się w kwietniu, dwa lata temu!

Nigdy nie rozmawiałam z mamą w ten sposób, nigdy na nią nie krzyczałam. Byłam zawsze mądrą, spokojną, ułożoną dziewczynką, która wszystko rozumiała i umiała się właściwie zachować.

— Powiem ci coś, mamo — Ton mojego głosu złagodniał, jak zawsze, kiedy z nią rozmawiałam. — Cieszę się, że udało ci się wyjść z kryzysu i umiesz znowu żyć normalnie. Naprawdę się cieszę. Mówię to całkowicie szczerze. Ze mną jest inaczej, coraz gorzej, tak, jakby czas działał na moją niekorzyść. Ciągle tkwię w żałobie i nie umiem się z tego stanu wyrwać. Zdarzają się chwile, kiedy paraliżuje mnie strach, albo żal tak wielki, że niemal nie mogę przez to oddychać. Im jestem starsza, tym mocniej to wszystko przeżywam.

Błagam, zapytaj mnie, mamo, jak sobie z tym radzę, a ja opowiem ci o tym, jak się tnę i kłuję do krwi i bólu, a wtedy mój układ z Edem przestanie obowiązywać.

— Wiem, córeczko — powiedziała. — Jesteś bardzo wrażliwa, potrzebujesz więcej czasu.

— Gówno wiesz! — krzyknęłam — Słuchałaś mnie w ogóle? Czas mi nie pomaga, działa wręcz przeciwnie. Idź już. Chcę zostać sama.

Nie zapytałaś! Powinna byłaś zapytać! Jesteś matką, powinnaś mieć jakąś intuicję!

— Ale... — zaczęła mówić mama.

— Proszę. Potrzebuję zostać sama — przerwałam jej.

— Dobrze... — Mama patrzyła na mnie ze smutkiem. Wstała z łóżka i powoli kierowała się do wyjścia. — Pamiętaj, że kocham cię najmocniej na świecie i chcę tylko twojego dobra.

Zatrzymała się w drzwiach i obróciła w moją stronę.

— Helenko, twoje serce musi zacząć bić dla ciebie — powiedziała.

***

Zamknęłam się w pokoju. Byłam rozżalona na mamę. Czułam się głęboko przez nią zraniona. Wróciło dobrze mi znane uczucie straty. Odebrano mi coś, co było dla mnie ważne, do czego się przywiązałam i co traktowałam jak jeden z nielicznych, stałych elementów mojego obecnego życia.

Może ja jestem jakaś wadliwa, naznaczona jakimś pechem, przeklęta i skazana na utratę wszystkiego, co jest dla mnie ważne? Może tata zginął przeze mnie i stracę też, po kolei wszystko, co kocham?

Serce zaczęło mi szybciej bić, poczułam ukłucie w piersi i niepokój, który zaczął rozlewać się po całym ciele. Wiedziałam, aż za dobrze, co to oznacza. Nadchodził atak paniki, a w moim pokoju nie było nic, co pozwoliłoby mi szybko go powstrzymać. Jedyne co miałam, to bransoletka od Eda. Popatrzyłam na konia, obracałam go w palcach, oddychałam głęboko, przestępowałam z nogi na nogę, próbowałam skierować myśli na inne tory, uśmiechnąć się na wspomnienie symboliki tej bransoletki. Przypomniałam sobie przekomarzanki z Edem na ten temat i niemal zobaczyłam jego zadziornie uśmiechniętą twarz. Minęła dłuższa chwila, ale udało mi się wrócić do równowagi bez robienia sobie krzywdy.

Twoje serce musi zacząć bić dla ciebie... tak powiedziała mama.

Zrozumiałam już, co miał na myśli Ed, mówiąc "odpiąć się od mamy".

Moje serce bije dla niej i dla taty, którego już nie ma. Podpięłam się pod mamę i uciekam od własnego życia w pracę, domowe obowiązki i opiekowanie się nią. Uciekam też w żałobę. Taka jest prawda! Jakim cudem nie widziałam tego przez tak długi czas, a on to dostrzegł w kilka tygodni?

Chłopak musi mieć jakąś diabelską intuicję. Kto lub co sprawiło, że on znalazł się na mojej drodze? Jakim cudem zadziałała bransoletka od niego? Czy to on jest tą osobą, która przywróci mnie światu? Czy powinnam mu zaufać?

Nie znałam odpowiedzi na te pytania, ale póki co, nie zamierzałam puścić mu płazem pakowania się z buciorami w moje życie. Późnym wieczorem, kiedy w żaden sposób nie mogłam się uspokoić i zasnąć, zadzwoniłam do niego.

— Tym razem przesadziłeś — powiedziałam bez wstępu. — Jesteś bezczelny, arogancki i tak mnie wkurzasz, jak nikt w całym moim życiu!

— Nie zrobiłem nic, na co nie byliśmy umówieni — odpowiedział spokojnie.

— Ale ty przekraczasz wszystkie granice! Nie pozwolę ci dezorganizować mi życia! Wtrącasz się nie tylko w moje sprawy, rujnujesz porządek mojej rodziny. Przez ciebie pokłóciłam się z mamą pierwszy raz, odkąd pamiętam!

— O co? — zapytał.

— O to, że knuje z tobą przeciwko mnie, za moimi plecami!

— Helen, nie ma takiej siły na świecie, żeby Dorota zrobiła coś przeciwko tobie. Czy ja naprawdę muszę ci to mówić?

— Nie musisz! — wrzasnęłam — Nie mów nic o mnie! Nie myśl o mnie! W ogóle przestań interesować się mną i moją rodziną i nie rozmawiaj ze mną na ten temat!

— Przypominam, że to ty do mnie zadzwoniłaś — powiedział, a w jego głosie usłyszałam uśmiech.

— Ciebie to bawi? — Znowu byłam bezsilna. — Nie mam do ciebie siły... Co ja bym dała, żeby cofnąć czas. Nie dałabym ponownie wmanewrować się w kontakty z tobą. Boże, dlaczego ja musiałam cię poznać?

— To jest dobre pytanie! Też mnie nurtuje — odparł. — Jest, jak jest, Hazy. Wpadliśmy na siebie i teraz musisz mnie kochać takiego, jakim jestem.

— Albo nienawidzić za to, jaki jesteś!

— O, nie! Jestem teraz twoim przyjacielem, a w przyjaźni nie ma nienawiści — powiedział zdecydowanie. — Helen, przecież nie zrobiłem nic strasznego. Odbyłem tylko przyjacielską rozmowę z Dorotą, bardzo sympatyczną i rzeczową, zresztą. Do niczego jej nie przekonywałem, nawet nie wiem, co wyniknęło z tej rozmowy, ale co by to nie było, wyjdzie ci to na dobre. Sama się przekonasz.

— Nigdy nie bierzesz pod uwagę opcji, że może jednak to ty nie masz racji?

— Mam rację, Hazy — odpowiedział spokojnie. — No nie wściekaj się już, bo nie będziesz mogła spać w nocy. Dzisiaj powiem to za ciebie: dobranoc, kochanie.

— Wal się! — warknęłam i się rozłączyłam.

***

Następnego dnia obudził mnie sygnał przychodzącej wiadomości w telefonie.

Ed: Wszystko okej?

Ja: Jeśli pytasz, czy pocięłam się przez ciebie, to odpowiedź brzmi: niedoczekanie twoje!

Wyłączyłam telefon, na wypadek jakby ten dupek coś jeszcze do mnie pisał. Nie zamierzałam denerwować się z samego rana.

W nocy, po rozmowie z Edem, po której nadal nie mogłam zasnąć, dotarło do mnie, w jakiej jestem sytuacji. Zawarłam ten nieszczęsny układ i powinnam liczyć się z konsekwencjami. Ed robi to, co zapowiedział. Na początku odsunął mnie od herbaciarni, a tym samym zapewnił sobie dostęp do całego mojego czasu, w szkole i po niej. Jedyne, co pozostało poza jego kontrolą, to korepetycje z fizyki. Wymusił na mnie przyjaźń. Próbowałam przewidzieć jego kolejne kroki. Będzie zmuszał mnie do udziału w imprezach, pewnie zadba o to, żebym była na nie zapraszana. Cholera wie, co mnie czeka na tych imprezach. Dzień po dniu będę pracowała z nim nad projektem, a to oznacza wspólnie spędzany czas i udział w kilku wydarzeniach. A na koniec czeka mnie randka, której już w ogóle nie umiem sobie wyobrazić.

Trzeba przyjąć to z godnością.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top