10. Układ
Następnego dnia, w niedzielę, obudziłam się w całkiem dobrym humorze. Po wczorajszej rozmowie z Edem byłam jakby spokojniejsza, czułam coś w rodzaju ulgi, co było absurdalne, biorąc pod uwagę, że odkrył mój, najgłębiej skrywany sekret. Moja tajemnica wyszła na jaw.
Może to i dobrze? W końcu mam powód, żeby pozbyć się tego problemu. Dawno powinnam to zrobić.
Liczyłam, że uda mi się przekonać chłopaka do zachowania dyskrecji. Podniesiona na duchu tą optymistyczną myślą, postanowiłam poczęstować Eda typowo polskim deserem, który sama wprost uwielbiałam, a którego on, jako że przez lata mieszkał w Stanach, być może wcale nie znał. Miały to być racuchy z jabłkami. Przygotowałam ciasto, pokroiłam jabłka, żeby usprawnić sobie późniejsze prace w kuchni.
Wcześniej umówiłam się w "Sercu"z Kamilem na kolejną dawkę fizyki. Korepetycje się przeciągnęły. Nauka szła nam dobrze, chciałam przerobić jak najwięcej zadań, bo z każdym kolejnym radziłam sobie coraz lepiej. Prosto z herbaciarni poszłam do domu, a ponieważ Kamil kierował się w tę samą stronę, więc szliśmy razem i rozmawialiśmy o przerabianym wcześniej materiale. Chwalił mnie, twierdził, że jestem zdolna i jak pouczymy się jeszcze kilka razy, to będę w stanie bez problemu poprawić sprawdzian i to na niezłą ocenę. Jego słowa podniosły mnie na duchu. Ten dzień naprawdę był jednym z lepszych, jakie ostatnio miałam.
Przed kamienicą czekał na mnie Ed.
— Kim jest ten facet? — zapytał.
— Jaki facet? — udałam, że nie wiem, o co mu chodzi.
— Ten, z którym tak nawijałaś przy skrzyżowaniu. Nie wiedziałem, że gustujesz w starszych, nudnych gościach — powiedział uszczypliwie i oczywiście natychmiast mnie wkurzył. Nic nie odpowiedziałam, chciałam uniknąć kolejnej kłótni. — No więc... kim on jest dla ciebie? Jakiś sekretny kochanek?
— A co cię to obchodzi? To nie jest twoja sprawa — warknęłam w odpowiedzi.
— Wszystko mi wyśpiewasz, kochanie. Pamiętaj, że mam na ciebie haka.
— I co, zamierzasz mnie teraz szantażować? — Zmierzyłam go wściekłym spojrzeniem. — Przypomnij mi, po co ja zamierzałam spotkać się dzisiaj i to we własnym mieszkaniu z takim dupkiem?
— Zdaje się, że ten dupek uratował ci skórę, a ty obrzuciłaś go za to obelgami — powiedział Ed spokojnie, z krzywym uśmiechem. — A ponieważ ja do obrażalskich nie należę, więc zamierzam pozwolić ci teraz, ładnie mnie przeprosić.
Zagotowałam się z wściekłości. Jak to możliwe, że ten chłopak w sekundę potrafił wyprowadzić mnie z równowagi. Jeszcze przed chwilą chwaliłam dzień i cieszyłam się na spotkanie z nim, a teraz zastanawiałam się, czy nie kazać mu się wynosić.
— Zapraszam — powiedziałam jednak, z przesadnie milutkim uśmiechem — Byłabym wdzięczna, gdybyś postarał się być nieco mniej irytujący, niż zazwyczaj, żebym nie musiała po twojej wizycie zapisywać się na terapię.
— Terapia na pewno by ci nie zaszkodziła — bąknął pod nosem Ed, ale i tak usłyszałam każde jego słowo.
W domu odłożyłam torbę z książkami na szafkę w przedpokoju i poszłam do kuchni.
— Lubisz racuchy? — zapytałam.
— Chyba nigdy nie jadłem — odpowiedział. — Ale z twoich rąk w ciemno biorę wszystko.
— Och, jestem taka podekscytowana! Przeżyjesz ze mną swój pierwszy raz! I w dodatku jesteś tak słodko ufny, wcale się nie boisz, że cię otruję — Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby prowokować go w ten sposób.
Oczy Eda zabłysły niebezpiecznie. Podszedł do mnie blisko, ujął dłonią mój podbródek i uniósł moją twarz do góry.
— Nie otrujesz mnie, Helenko, bo wtedy nie będziesz mogła przeżyć ze mną swojego pierwszego razu — wyszeptał mi prosto w twarz, niemal muskając moje usta swoimi.
Przez całe moje ciało przeszedł dreszcz i fala gorąca, a na twarz spłonęła rumieńcem. Byłam zażenowana gwałtowną reakcją mojego zdradzieckiego ciała. Ed roześmiał się cicho.
— Pomóc ci w czymś? — zapytał, jakby nigdy nic.
— Możesz nakryć stół, poradzę sobie w kuchni. — Chciałam, żeby oddalił się ode mnie i pozwolił dojść do siebie.
Podszedł do szafki, którą mu wskazałam, wyjął z niej talerze, sztućce. Zachowywał się swobodnie, jakby był u siebie. Zerkałam na niego i starałam się zrozumieć, dlaczego nie potrafię przy nim zapanować nad sobą. Nie dało się zaprzeczyć, że Ed był przystojny, a nawet zniewalająco przystojny, do tego bardzo dobrze pachniał, miał ten swój uśmiech niegrzecznego chłopca i przenikliwe, inteligentne spojrzenie. Tyle że on wcale mnie nie interesował, wolałabym nie mieć z nim żadnego kontaktu, a jednak ciągle na niego wpadałam, a moje ciało reagowało na niego, dokładnie odwrotnie, niż bym sobie tego życzyła.
Rozmyślałam i w tym czasie szybko usmażyłam racuchy, oprószyłam je cukrem pudrem i ułożone na dużym półmisku, zaniosłam na stół.
— Hazy, to jest pyszne! — mówił Ed, już po chwili , pożerając placki — To najlepsze, co ostatnio jadłem. Mój makaron nie umywa się do tego.
— Cóż za komplement. Dziękuję ci, zwłaszcza że mówisz to całkowicie na trzeźwo — zaśmiałam się.
Ed też się roześmiał.
— Popłynęliśmy wtedy, nie tylko ty, ja też sporo wypiłem, tyle że ja mam większą wprawę — powiedział. — Pomijając te momenty, kiedy musiałem trzymać twoją głowę nad sedesem, tamten wieczór i noc były super! — powiedział to lekko, z uśmiechem, odniosłam wrażenie, że jest całkowicie szczery.
— Nie masz pojęcia jak mi wstyd. — Pochyliłam głowę, rumieniąc się. — Nie rozumiem, dlaczego w twoim towarzystwie zachowuję się, jakby to powiedzieć... ekstremalnie i zawsze pakuję się w kłopoty?
— Wygląda na to, że przy mnie po prostu jesteś sobą — puścił mi oczko.
Parsknęłam śmiechem.
— Dobrze wiedzieć, że prawdziwa ja upija się do nieprzytomności, wdaje się w publiczne bójki, obrzuca innych obelgami — wymieniłam jednym tchem. — Ed... jeszcze raz bardzo cię przepraszam. Nie wiem, co mogę ci więcej powiedzieć... nie jestem taka, jak może ci się wydawać.
— Nie gniewam się, Helen. Nadrobiłaś racuchami, bo same przeprosiny były takie sobie. Jeśli chcesz je podkręcić, to opowiedz, jak sobie wyobrażałaś to, co niby zaszło między nami. Ze wszystkimi szczegółami.
— Ale ty głupi jesteś! — powiedziałam i podniosłam się, żeby posprzątać puste talerze ze stołu.
***
— A więc uczyłaś się z tym gościem fizyki? — Usłyszałam jego głos z przedpokoju i zobaczyłam, że przegląda zeszyt, którego używałam podczas korepetycji — Mówiłem przecież, że chętnie ci pomogę, Helen.
— Jak śmiesz, bez pytania, przeglądać moje rzeczy! Jezu, ty jesteś niereformowalny!
— Przecież to tylko zeszyt do fizyki, nie przeglądam twojej szuflady z bielizną — odpowiedział bez cienia poczucia winy. — Jak ci idzie nauka?
— To nie jest twoja sprawa! Na jakiej podstawie sądzisz, że będę ci się z czegokolwiek zwierzała? Odczep się ode mnie!
— Nie licz na to. Nie po tym, czego się wczoraj dowiedziałem — powiedział poważnym tonem.
W jednej chwili zmienił mi się nastrój. Ciągle obawiałam się tego, co chłopak zechce zrobić ze wstydliwymi informacjami o mnie, które wczoraj niechcący odkrył. Ledwo mogłam spać w nocy przez to wszystko. Do głowy przychodziły mi różne myśli, jedne głupsze od drugich. Wiedziałam, że za wszelką cenę muszę przekonać Eda, żeby zachował tę wiedzę dla siebie. Byłam gotowa wiele poświęcić, żeby osiągnąć ten cel. Nie potrzebowałam mieć na głowie psychologów, czy innych specjalistów, z którymi tylko zmarnowałabym czas. Przede wszystkim nie chciałam dołować mamy. Zresztą, w moim przekonaniu, nie było czym.
— Daj spokój, wyolbrzymiasz całą sprawę. — Podjęłam próbę umniejszenia wagi tematu. — Panuję nad tym.
— Powiem ci tak: jako odpowiedzialny człowiek, w dodatku syn faceta, który prawdopodobnie zakochał się w twojej matce, powinienem zareagować. Najlepiej byłoby opowiedzieć o wszystkim Dorocie, żebyś mogła otrzymać profesjonalną pomoc, zanim problem wymknie się spod kontroli. Mówię całkowicie poważnie.
Co jest, czy on umie czytać mi w myślach?
— Ale? Bo jest jakieś "ale", prawda? — zapytałam z nadzieją. — Co chcesz za milczenie?
— I tutaj się zdziwisz — odpowiedział. — Nic od ciebie nie chcę, a na pewno nic z tych rzeczy, o których, sądząc po twoich rumieńcach, pomyślałaś. Też nie jestem taki, jak myślisz. Przemyślałem sprawę i mam propozycję. Zachowam milczenie, ale twój problem muszę mieć pod kontrolą. Możesz mi obiecać, że to się skończy? W ogóle chcesz to zakończyć, czy udajesz przed sobą, że nie ma się czym przejmować?
Zaskoczyło mnie to pytanie, ale też dało nadzieję, że jeśli mu obiecam, co chce, to da mi spokój.
— Tak, obiecuję i chcę zakończyć — odpowiedziałam szybko.
— Świetnie! — odparł wyraźnie zadowolony — W takim razie zawrzyjmy układ. Nikomu nic nie powiem, ale w zamian ty spełnisz kilka moich warunków. Zgadzasz się?
Mogłam się spodziewać, że złożenie obietnicy nie wystarczy. Nie doceniłam przeciwnika.
— Żartujesz? — Próbowałam zachować resztki godności. — W ciemno nie zgodzę się na nic.
— Brawo, Helen! Jesteś przerażona, a mimo tego myślisz logicznie — Uśmiechnął się, odniosłam wrażenie, że złowieszczo. — W sumie wszystkie mocne karty są po mojej stronie, ale możemy udawać, że gramy dalej jak równy z równym. Chcesz wiedzieć, jakie są moje warunki?
Milczałam. Czułam się, jak mucha złapana w pajęczynę. Zdana na jego kaprys. Bałam się tego, co za chwilę usłyszę. Byłam przygotowana na to, że cokolwiek powie, będzie to miało drugie dno i daleko idące konsekwencje dla mnie. Przypuszczałam, że będzie teraz chciał się zabawić moim kosztem, wykorzystać mnie w sposób, jakiego nie potrafię sobie nawet wyobrazić. W dodatku on tak dobrze mnie czytał, umiał bez pudła odgadnąć, jaka myśl przemknęła przez moją głowę.
Opuściłam wzrok i czekałam na jego warunki, jak na egzekucję.
— Po pierwsze: zajmiemy się twoją wstydliwą tajemnicą. Opowiesz mi wszystko o sobie, wytłumaczysz, w czym jest problem, jaki jest powód, że się tniesz, ale tak, żebym zrozumiał. Pozbędziemy się też wszystkich narzędzi zbrodni, co do jednej sztuki, a ty uczciwie i szczerze wskażesz mi miejsca, w których to ukrywasz. — Słuchałam go w napięciu. — Po drugie: przejmę nad tobą kontrolę. Będę mógł się wtrącać w twoje sprawy, będziesz musiała zrobić wszystko, co ci powiem. Po trzecie: pójdziesz ze mną na randkę.
Zamarłam, słysząc jego warunki. Było znacznie gorzej, niż się spodziewałam.
— Na jaki czas? — zapytałam.
— Spodziewałem się furii i wyzwisk, a ty chcesz negocjować? — zapytał zdziwiony. — Okej, nawet mi się to podoba.
Ed uśmiechnął się szeroko i rozparł na kanapie. Wyraźnie dobrze się bawił, podczas kiedy ja telepałam się ze strachu i wściekłości.
Jesteś potworem, Ed, ale nie powiem ci teraz tego, aż taka głupia nie jestem.
— Pierwszy warunek nie będzie dla mnie łatwy do spełnienia, ale okej, zgadzam się — powiedziałam powoli, patrząc mu w oczy.
— Świetnie! A co z pozostałymi dwoma, kochanie? — ewidentnie chciał mnie wyprowadzić z równowagi, w myślach policzyłam do pięciu, żeby nie pozwolić mu się sprowokować. Milczałam przez dłuższą chwilę.
— Drugi warunek wymaga doprecyzowania. Muszę wiedzieć, jak długo chcesz mieć kontrolę i co to w ogóle oznacza. Mogę sobie wyobrazić, że wtrącasz się w moje sprawy, może jakoś to przeżyję, mogę też zrobić coś, co będziesz chciał, ale od razu mówię, że do niczego nie będziesz mógł mnie zmusić. Nie zrobię niczego, co uznam za złe, niemoralne, niezgodne z obyczajami, czy prawem. Musisz mi też zagwarantować możliwość veta, bo nie mam pojęcia, jaki idiotyczny pomysł może się pojawić w twojej głowie. I jeszcze jedno, nie będziesz mógł mnie dotykać. Musisz mi zagwarantować zero kontaktu fizycznego między nami.
Ed patrzył na mnie przenikliwie, jakby zastanawiał się nad czymś intensywnie.
— Okej, ustalmy, że drugi warunek będzie obowiązywał do momentu zamknięcia naszego projektu — powiedział po dłuższej chwili milczenia. — Zgodzę się też na veto, ale tylko jeden raz. Widzę, że traktujesz mnie jak potwora. Myślisz, że wykorzystam kontrolę, żeby cię skrzywdzić?
Dokładnie tak myślę.
— Muszę założyć najgorszy dla mnie obrót spraw — powiedziałam dyplomatycznie.
— Niech ci będzie. Bez zmuszania. A jeśli chodzi o dotykanie, to nie dotknę cię, chyba że sama będziesz tego chciała, okej?
Parsknęłam śmiechem.
— Nie będę, Ed, uwierz mi. To ostatnie, na co miałabym ochotę, bo ty nic a nic mi się nie podobasz — no dobra, trochę skłamałam. — Uważasz, że jestem jak jedna z tłumu dziewczyn, które za tobą ganiają? Naprawdę, nie szukam problemów i bez tego one same mnie odnajdują, a kontakty z tobą, nawet bez dotykania, kojarzą mi się wyłącznie z kłopotami — Uśmiechnęłam się gorzko. — Ale okej, możemy się tak umówić.
Ed słuchał moich słów i wpatrywał się we mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Przewiercał mnie wzrokiem na wylot. Poczułam się niepewnie i pożałowałam, że powiedziałam mu coś takiego. Może uraziłam tę słynną, męską dumę i teraz moje słowa obrócą się przeciwko mnie?
— A trzeci warunek? — zapytał.
— Naprawdę upierasz się przy nim? Po co ci randka ze mną? Spójrz na mnie, w ogóle nie jestem w twoim typie. Masz przecież na pęczki miliony pięknych, zabawnych i słodkich dziewczyn, które dałyby się pokroić za randkę z tobą, każda z nich znacznie lepiej umili ci czas. Nie mógłbyś wycofać się z tego warunku? — mówiłam z nadzieją w głosie.
— Nie, Helen. Chcę randki z tobą — powiedział zdecydowanie. — To jak, zgadzasz się?
Skrzywiłam się z niesmakiem.
— Chyba nie mam wyboru. Tylko doprecyzuj, bo u was, w Ameryce, randka znaczy chyba coś innego, niż u nas.
— Tak myślisz? — zapytał wyraźnie zaciekawiony — No powiedz co, twoim zdaniem oznacza "amerykańska randka"?
— Z tego co wiem, trzeba się wystroić, dziewczyna w seksi kieckę, facet w eleganckie ciuchy, ma być miło i romantycznie, no i obowiązkowo musi być jakiś kontakt fizyczny — Z każdym moim słowem, usta chłopaka rozciągały się w coraz szerszym uśmiechu. — Na pierwszej randce, nawet w Stanach, raczej nikt nie idzie do łóżka, ale musi być trzymanie się za ręce, albo pocałunek. W języku nauk ścisłych to się nazywa, jak wiesz, alternatywa matematyczna.
Ed roześmiał się szczerze i głośno.
— Helen, jesteś jedyna w swoim rodzaju! Tylko ty potrafisz w jednym zdaniu połączyć pocałunek i alternatywę matematyczną! — Śmiał się tak szczerze, że sama też się uśmiechnęłam. — Zdaje się, że naoglądałaś się sporo komedii romantycznych, ale wiesz co? Podoba mi się ten pomysł. Nasza randka będzie dokładnie taka, jak powiedziałaś, romantyczna, elegancka, będziemy dla siebie mili, no i zastosujemy alternatywę matematyczną: albo pocałunek, albo to trzymanie się za ręce. Żadnego seksu na pierwszej randce — powiedział z bardzo zadowoloną miną.
— No dobra, jakoś to przeżyję. — Skapitulowałam, byłam kompletnie speszona, że też sama zaczęłam temat seksu!
— Super! — Ed był wyraźnie ucieszony, co mnie zaniepokoiło, miałam przeczucie, że on coś knuje. — Pierwszy warunek załatwimy jeszcze dzisiaj. Drugi obowiązuje najdłużej do końca stycznia, bo tyle czasu dał na dyrektor na projekt. Trzeci, czyli randka, będzie na sam koniec.
— Jeszcze jedno — powiedziałam. — Jak już to wszystko się skończy, rozliczymy się z projektu, będziemy po randce, wtedy dasz mi wreszcie spokój, nie będziesz mi już uprzykrzał życia. Nie będziemy się kontaktowali w żaden sposób, nie będziemy ze sobą rozmawiali, nawet nie będziemy patrzyli w swoim kierunku, jakbyśmy byli dla siebie powietrzem. Między nami będzie jedno wielkie NIC.
— Umowa stoi — powiedział z dziwną miną i wyciągnął do mnie rękę, którą uścisnęłam, zgadzając się tym samym na wszystkie warunki.
Byłam pełna obaw, czy zgadzając się na układ, nie podpisałam czegoś w rodzaju paktu z diabłem. Nie ufałam Edowi za grosz, przerażało mnie, co on może szykować na czas, do końca stycznia. Właściwie, to im szybciej zakończymy projekt, tym krócej będę od niego zależna.
W sumie byłam jednak zadowolona. Lepsze to wszystko od ujawnienia prawdy. Mogłabym mieć duże kłopoty, a mama bardzo by wszystko przeżywała. Wiele razy zapewniała mnie, że mogę na nią liczyć i wszystko jej powiedzieć, a tymczasem okazałoby się, że nie dość, że nie jestem z nią szczera, to ona zarzucałaby sobie, że nawet nie zauważyła moich problemów.
***
Zaraz po przypieczętowaniu układu Ed zabrał się realizację pierwszego warunku. Poszedł do mojego pokoju, wyjął z przybornika wszystkie ostre przedmioty. Musiał zauważyć je już podczas pierwszej wizyty u mnie, kiedy bezczelnie grzebał w moich rzeczach. Wszystko wrzucił do niedużej, papierowej torebki, którą miał przy sobie, co wskazywało, że był przygotowany do naszej rozmowy, przemyślał ją i przewidział, że zgodzę się na jego warunki.
— Nawet cyrkiel? — zapytałam.
— Zwłaszcza cyrkiel. Jak będzie potrzebny na geometrię, to ci pożyczę — odpowiedział beznamiętnym głosem — Coś jeszcze? — zapytał, a ja przecząco pokiwałam głową.
Później poszliśmy do herbaciarni, gdzie zrobił to samo. Przejrzał wszystkie podręczne miejsca i opróżnił je ze wstydliwych, dla mnie przedmiotów.
— Skoro miało być uczciwie i szczerze... — powiedziałam powoli i wzięłam w rękę jeden z albumów, będących na wyposażeniu sklepu. Położyłam go na stoliku i zdjęłam papierową obwolutę. Z tyłu były przyklejone do okładki dwie pojedyncze żyletki zabezpieczone specjalnym papierem. Ed odkleił je delikatnie i wrzucił do swojej torby. Spojrzał mi w oczy, a ja pokiwałam głową, potwierdzając, że to wszystko.
Od kiedy ja umiem porozumiewać się z Edem bez słów?
— Dziękuję — powiedziałam, a on popatrzył na mnie ze zdziwieniem — że nie komentujesz.
Przez cały czas intensywnie myślałam, jak najmniejszym kosztem wywiązać się z drugiej części pierwszego warunku. Musiałam odsłonić się przed nim, ale większości i tak dowiedziałby się od ojca, jakby chciał, bo domyślam się, że mama dużo mu o naszym życiu opowiedziała. Niewiele ryzykowałam, bo to, czego miał się dowiedzieć, nie należało do tematów chwytliwych, które można opowiadać jak anegdotki na imprezach, więc liczyłam, być może naiwnie, że zachowa je dla siebie. Kombinowałam jak strategicznie rozegrać temat. Może powinnam zrobić z siebie ofiarę i wzbudzić w nim litość? Skrzywiłam się na tę myśl. Lepszy był pomysł, żeby go zanudzić. Gdybym zaprezentowała bezbarwny, albo infantylny obraz siebie, chłopak zniechęciłby się i sam uciekłby jak najdalej.
Nie, ten dupek nie sprawi, że przestanę być sobą.
Zdecydowałam, że będę szczera i zwyczajna.
Chce mnie poznać? Pokażę mu, jaka jestem naprawdę.
Po powrocie z herbaciarni do domu Ed był zaskakująco milczący. Przestał pajacować, zamiast tego usiadł na kanapie i przyglądał mi się z nieodgadnioną miną. Czekał. Miałam odsłonić przed nim swoje tajemnice, opowiedzieć mu o najlepszych i najgorszych chwilach mojego życia, o strachu, który sprawiał, że musiałam sprawiać sobie ból. Podświadomie odwlekałam tę chwilę.
— A więc chcesz mnie poznać? Dobrze, niech tak będzie. Opowiem ci o sobie, ale wcześniej zrobię nam herbatę — mówiłam łagodnym głosem. — Wiesz, że o herbacie wiem niemal wszystko? Od kiedy prowadzimy, z mamą herbaciarnię, wyspecjalizowałam się w tym temacie. Przeszłam przez wszystkie levele i dzisiaj jestem już na poziomie mistrzowskim. — Zerknęłam na Eda, ciekawa byłam, czy już jest znudzony, ale z zaskoczeniem stwierdziłam, że słucha mnie uważnie, wręcz chłonie moje słowa. — Żeby nam się dobrze rozmawiało, zrobię dla nas herbatę Rooibos. — Próbowałam zagadać milczenie chłopaka. — Nie jest to klasyczna herbata, właściwie to w ogóle nie jest herbata. To czerwonokrzew afrykański, nie zawiera kofeiny, ma za to delikatny, słodkawy smak i specyficzny aromat, który uwielbiam! — W międzyczasie przygotowałam spory dzbanek, w którym umieściłam specjalny zaparzacz, wypełniony sporą ilością suszu herbacianego. — Muszę użyć zaparzacza, bo bez niego, po naparze pływałyby maleńkie fragmenty herbaty, przypominające igiełki. Mnie nie przeszkadzają, nawet je lubię, chciałabym jednak, żebyś spróbował tej herbaty, w najlepszym wydaniu — Ed słuchał mnie w milczeniu, a jego przenikliwe spojrzenie sprawiało, że zaczynałam czuć się niezręcznie — Rooibos łagodzi i uspokaja, myślę, że to nam nie zaszkodzi, ale żeby wzmocnić ten efekt, dodam jeszcze łyżeczkę melisy. Zgadzasz się? — zapytałam, żeby wywołać jakąkolwiek jego reakcję.
— Tak — odpowiedział krótko.
— Będzie się zaparzała siedem minut — Kontynuowałam opowiadanie, wlewając przegotowaną, niemal wrzącą wodę do dzbanka — Mam nadzieję, że ci posmakuje, ale nie zdziwię się, jeśli jej nie docenisz. Możesz mieć skażone kubki smakowe po amerykańskiej kawie, coca-coli i Bóg wie — jakich innych świństwach.
Nalałam herbatę do filiżanek. Ed, nieświadomie wziął udział w rytuale parzenia herbaty, wprowadzającym atmosferę spokoju i zaufania. Potrzebowałam tego. Byłam gotowa, podałam mu album ze zdjęciami.
— Przejdźmy do meritum — powiedziałam z westchnieniem. — Zacznijmy od tego, że poznasz moje wcześniejsze życie. To... — Wskazałam na album. — Powinno wystarczyć.
Ed skupił się na oglądanych fotografiach. W "Zdjęciach Google" mieliśmy setki albumów i tysiące zdjęć, których nie sposób było szybko przejrzeć. A ja potrzebowałam mieć pod ręką coś w rodzaju podsumowania mojego poprzedniego życia. Wybrałam więc dwieście zdjęć, na których były uwiecznione lata od ślubu rodziców, do moich piętnastych urodzin. Przedstawiały moją rodzinę w różnych sytuacjach, w domu, na wakacjach, w czasie świąt, na uroczystościach szkolnych i moich występach baletowych. Zdjęcia sama opatrzyłam rozbudowanymi opisami, nie musiałam więc nic mówić, co mnie cieszyło, bo moje gardło znowu ścisnęło się w bolesnym skurczu. Wróciło dobrze znane mi uczucie, specyficzna mieszanka poczucia straty, tęsknoty i żalu. Napiłam się herbaty na rozluźnienie. Ed oglądał zdjęcia bardzo powoli, czytał z uwagą wszystkie podpisy i nic nie mówił. Ostatnie zdjęcie przedstawiało uśmiechniętego radośnie tatę z plecakiem, na tle gór. Było zrobione na jednej z jego wypraw wspinaczkowych.
— Pewnego dnia to wszystko się skończyło — Zamknęłam album. — Tata, w tajemnicy, zabezpieczył nas, jak umiał na wypadek, gdyby miał nie wrócić z gór. Zobowiązał jedną z lubelskich kancelarii do pomocy nam i dzięki temu, udało się zamknąć stare sprawy i rozpocząć nowe życie w miarę sprawnie, co nie oznacza, że bezboleśnie. Proces zmiany trwał równo rok i był kurewsko trudny. Obydwie z mamą byłyśmy w żałobie i nie najlepszej kondycji psychicznej, ale wpierałyśmy się i jakoś przetrwałyśmy. Po nim nastało to co jest teraz i co, przez swoje wścibstwo i brak wyczucia, zdążyłeś już poznać. To tyle — powiedziałam na koniec, uśmiechając się słabo — Jakieś pytania?
— Tęsknisz za tamtym życiem? — zapytał.
— Tęsknię tylko za tatą. Oddałabym wszystko... — zaczęłam mówić, ale głos mi się załamał — Nie zrozumiesz, Ed.
— To dlatego to sobie robisz? — Wzrokiem wskazał moje przedramię. — Z tęsknoty?
— Nie, to nie z tęsknoty — odpowiedziałam. — Od niedawna nawiedzają mnie lęki i wpadam w panikę. Wierz mi, słabe uczucie... To najbardziej skuteczny sposób, żeby szybko minęły — powiedziałam.
— Czego się boisz?
— Samotności — odpowiedziałam bez wahania. — Że stanie się coś złego i zostanę zupełnie sama. I o mamę, że ona zostanie sama. Mamy tylko siebie.
— Nie macie rodziny? — pytał dalej.
— Nie. Ani mama, ani tata nie mieli rodzeństwa. Rodzice mamy zginęli w wypadku, kiedy ona była małą dziewczynką, nawet ich nie pamięta. Wychowywała ją babcia, która zmarła dawno temu. Mam babcię od strony taty, ale ona nie chce nas znać. Jesteśmy same — Ed słuchał mnie z poważną miną, był zaskakująco dobrym słuchaczem. — Wiesz — powiedziałam dla rozluźnienia atmosfery — chciałabym mieć kiedyś dużą rodzinę, przynajmniej trójkę dzieci, żeby nigdy, żadne z nich nie miało poczucia jak ja, że jest kompletnie samo na całym, wielkim świecie.
Ed nic nie powiedział. Patrzył na mnie przenikliwie. Wyglądał na zakłopotanego.
— Widzisz, trzeba było nie pytać. W twoim rozrywkowym świecie nie ma miejsca na takie nudne, smutne historie, prawda? Ale cóż, sam się prosiłeś... — powiedziałam. — A ty, Ed? Dlaczego to robisz? Co cię to obchodzi? — zapytałam — Jeżeli chcesz zabawić się moim kosztem, wyśmiać moje słabości przed ludźmi, to proszę, nie rób tego. Nie mam teraz siły walczyć z tobą, nie będziesz miał satysfakcji z wygranej, z kimś tak słabym jak ja aktualnie jestem. Dlaczego marnujesz swój czas, wymyślasz jakieś układy, zamiast z obopólną przyjemnością obściskiwać się w ten niedzielny wieczór z jakąś laską?
Na dłużej zatrzymał na mnie wzrok, jakby chciał mi powiedzieć coś ważnego, ale za chwilę wzruszył ramionami.
— Może być ciekawie, nie sądzisz? Przejęcie władzy nad drugą osobą to może być dobra zabawa — powiedział zadziornie.
Byłam pewna na sto procent, że nie jest szczery.
Idź już Ed, muszę odpocząć od ciebie. Za dobrze mnie rodzice wychowali, żebym cię wyprosiła, ale błagam zostaw mnie już samą.
— Nie chcę, żebyś sobie coś przeze mnie zrobiła — powiedział Ed niespodziewanie — W Stanach zawiodłem najbliższego przyjaciela, drugi raz nie popełnię tego błędu.
Ach, więc jestem tylko przedmiotem, którym nasz szlachetny Ed się posłuży, żeby uspokoić wyrzuty sumienia?
— W każdym razie, jakbyś szukała kandydata do produkcji dzieci, to jestem zainteresowany — powiedział już w swoim stylu. — Nie przejmuj się mną, czasami gadam i robię głupoty. — Mówiąc to, objął mnie i mocno przytulił do siebie. — Wiem, że miało być bez dotykania, ale możemy chyba zrobić wyjątek?
— Tobie już nic nie pomoże, Ed — powiedziałam, przewracając oczami i wyswobadzając się z jego objęć.
Zaraz potem Ed poszedł, a ja stałam spowita jego zapachem.
Dlaczego on musi pachnieć tak cholernie dobrze?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top