1. Na skrzyżowaniu
Dwa i pół roku później...
Helena
— Błagam, błagam, błagam! Już tak blisko! Zostało kilkaset metrów! Proszę! — mama zaklinała rzeczywistość.
Auto zgasło, nic sobie nie robiąc z płaczliwych próśb, zatrzymało się na środku głównego skrzyżowania w naszym mieście, blokując dwa pasy jezdni. Za nami rozległy się klaksony.
— Zabrakło nam paliwa — powiedziała mama i bezradnym westchnieniem oparła głowę na kierownicy.
No to cudownie!
Od tamtego dnia, kiedy zostałyśmy z mamą same, często byłyśmy pod kreską. Wiedziałam, że mama zwyczajnie nie miała ostatnio pieniędzy, żeby zatankować auto. Ciągle upierała się, że na bieżące potrzeby zarobi sama, a pieniądze ze sprzedaży domu i wszystkiego, co składało się na nasze dostatnie życie wcześniej, odłoży na czarną godzinę i przyszłe potrzeby. Moje potrzeby. "Sama zdecydujesz, Kochanie — powtarzała mi często — nie wiadomo, co będzie. Musisz mieć zabezpieczenie na studia, start w dorosłe życie. To, co zostało po tacie, jest twoje." Mama chciała, żebym miała pełną świadomość co do wszystkich naszych spraw finansowych, dlatego byłam obecna w kancelariach prawnych, notarialnych i u finansistów, którzy, w naszym imieniu, najpierw sprzedawali nasze poprzednie życie, a później kupowali to nowe, tańsze. Nadwyżki zostały ulokowane w różny sposób i czekały na moje przyszłe potrzeby. Wcale nie czułam się dzięki temu bezpieczniej. Przeciwnie, męczył mnie strach przed czymś niepodziewanym, co sprawi, że będę zmuszona do nich sięgnąć, na przykład, że coś się stanie mamie i ja zostanę na świecie całkowicie sama...
Od dwóch lat, mama, nie bez trudu, próbowała stanąć finansowo na własnych nogach, co było o tyle trudniejsze, że nigdy nie pracowała zawodowo, pomagała trochę tacie w prowadzeniu jego biznesów. Wiedziałam, że samodzielność jest dla niej formą terapii, która trzyma ją w pionie i zmusza do zaakceptowania rzeczywistości.
Nie korzystałyśmy z pieniędzy po tacie. Jedynym wyjątkiem było zakupienie nowiutkiego mercedesa, z automatyczną skrzynią biegów. O wyborze akurat tego modelu zaważył jego wściekle czerwony kolor, dzięki któremu miałyśmy być bezpieczniejsze, bo doskonale widoczne na każdej drodze.
No i jesteśmy!
— I co teraz? — zapytałam.
— Nie wiem. Chyba powinnam wysiąść? Może ktoś się zatrzyma i poradzi, co robić? Nie martw się Skarbie — mama słabo uśmiechnęła się do mnie i poklepała mnie po dłoni — Chyba wszystko, co mogło pójść dzisiaj nie tak, mamy już za sobą.
Był początek września. Wracałyśmy właśnie z uroczystej gali tanecznej zorganizowanej w dwudziestolecie powstania szkoły baletowej, do której chodziłam na zajęcia od czasów przedszkola. Wcześniej zaliczyłyśmy kilka wpadek. Mama źle zaadresowała przesyłkę i czekała ją długa batalia o odzyskanie pieniędzy, ja skręciłam kostkę i nie byłam pewna, czy ból pozwoli mi zatańczyć, później pomyliłyśmy miejsce, w którym odbywała się gala i ostatecznie na miejsce dotarłyśmy spóźnione, a na koniec, podczas mojego występu nastąpiła awaria prądu, przez którą cała sala na kilka dobrych minut pogrążyła się w kompletnych ciemnościach, wybijając publiczność z nastroju. Po tym moja grupa powtórzyła występ od początku, ale widownia była rozkojarzona, w ogóle nieskupiona na nas, przez co kilka moich koleżanek z zespołu popłakało się za kulisami, wywołując prawdziwą dramę, jakby na świecie nie było większych nieszczęść od niedostatecznie docenionego przez publiczność występu baletowego. Teraz zabrakło nam paliwa. Mama twierdzi, że wyczerpałyśmy limit nieszczęść?
Niekoniecznie! Jesteś tutaj ze mną, nie doceniasz mojego pecha mamo.
Zanim ta gorzka myśl wybrzmiała do końca w mojej głowie, usłyszałam odgłos hamowania, dźwięk klaksonu, a za chwilę poczułyśmy uderzenie w tył naszego samochodu. Uderzenie nie było mocne, właściwie to było ledwo dotknięcie, ale obydwie aż podskoczyłyśmy z wrażenia na naszych miejscach.
Dlaczego wcale nie jestem zdziwiona?
Spojrzałam w lusterko wsteczne i zobaczyłam duży, czarny samochód, który stał tak blisko, że musiał stykać się z naszym. Wysiadł z niego facet i ruszył w naszą stronę. Spodziewałam się najgorszego.
— Przepraszam panią — przez otwarte okno usłyszałam jego łagodny głos. — Wygląda na to, że nic złego się nie stało. Nie ma nawet draśnięcia. Myślę, że nie warto zawracać głowy policji.
Może nie będzie tak źle? Facet nie wygląda, jakby zamierzał robić awanturę.
Obserwowałam całą scenę w lusterku. Facet w nieokreślonym wieku, w staromodnej, brązowej marynarce w kratę, jakby żywcem wyjętej z poprzedniego stulecia, roztrzepanej fryzurze, na którą składały się przydługie loki w kolorze ciemnego blondu i okularach w grubych oprawkach, też wyglądał na lekko zagubionego.
Obydwoje z mamą pochylali się w kierunku złączonych zderzaków, pewnie po to, żeby ocenić sytuację, chociaż dobrze wiedziałam, że mama ma zerowe pojęcie na ten temat. Wszelkie sprawy techniczne były jej całkowicie obce. Z nas dwóch to ja zajmowałam się w domu obsługą wszystkich urządzeń posiadających więcej przycisków niż ON/OFF. Tak było od dwóch lat, odkąd miałam skończone piętnaście lat, czyli od momentu, kiedy zostałyśmy tylko we dwie. Wcześniej to tata ogarniał wszystkie techniczne sprawy. Był fizykiem, informatykiem i inżynierem. Był najlepszy we wszystkim.
— Ty przepraszasz?! — kiedy niemal zdążyłam odetchnąć z ulgą, niespodziewanie usłyszałam podniesiony, męski głos i szybko, ponownie spojrzałam w lusterko. — Przecież to nie twoja wina, że ta kobieta nie przestrzega podstawowych zasad poruszania się po drodze!
Z czarnego samochodu stojącego za nami wysiadł wysoki, ciemnowłosy chłopak, na oko w moim wieku. Wyglądał na wściekłego i zaczął wyżywać się na mojej mamie.
— Zdaje sobie pani sprawę z tego, że nie ma pani szczególnych praw, nawet mimo posiadania czerwonego mercedesa? Jak można zablokować nagle całą drogę? Nie jest tu pani sama! Są też inni ludzie, którzy na przykład spieszą się, mają swoje sprawy, a teraz stoją w korku. Wszystko to pani wina! — krzyczał na mamę.
Zamknęłam oczy, żeby się uspokoić. Dlaczego w moim przypadku zawsze działa ten mechanizm, że nawet jak coś może pójść dobrze, to i tak idzie źle?
Mama spojrzała na rząd samochodów, który utworzył się za nami, kierowcy trąbili, pokrzykiwali coś przez otwarte szyby. Widziałam, że jest zdezorientowana i kompletnie nie ma pojęcia jak się zachować. Była najbardziej kruchą i wrażliwą osobą, jaką znałam. Nie radziła sobie w sytuacji, gdy ktoś miał do niej pretensje, a tym bardziej, jak teraz, krzyczał na nią. Wystarczyło popatrzeć na szczupłą sylwetkę, łagodną twarz otoczoną jasnymi włosami i duże szare oczy, żeby dostrzec jej delikatność.
— Przepraszam — powiedziała łagodnym głosem. — Paliwo się skończyło. Myślałam, że uda mi się tam dojechać — wskazała ręką w kierunku, gdzie całkiem blisko całego zajścia widać było stację benzynową.
— Widocznie myślenie nie jest pani najsilniejszą stroną! — powiedział złośliwie chłopak.
Co za cham!
— Ed, synu! Proszę cię! — usłyszałam niezbyt pewny głos faceta w kraciastej marynarce. — Chodź lepiej i poradź coś. Przyda się tutaj twoja wiedza. Może przepchniemy samochód pani na bok, żeby nie blokował ruchu?
Synu? Jak ten bezczelny typ może być spokrewniony z łagodnym facetem w niemodnej marynarce?
Zlustrowałam go wzrokiem. Chłopak musiał mieć jak ja, około osiemnastu lat, może trochę więcej? Wyglądał agresywnie, tak, to dobre słowo. Ubrany był w czarne, jeansowe spodnie, wysokie, ciężkie, skórzane buty, czarny T-shirt i skórzaną kurtkę. Był wysoki i szeroki w ramionach. Miał sylwetkę sportowca, kruczoczarne, proste włosy, nieuporządkowane i opadające na oczy, z których aktualnie biła wściekłość.
— Nie da się, to automat. Zaciągnęły się hamulce ręczne — chłopak wzruszył ramionami i stanął, opierając się o nasz samochód.
— Tak czy inaczej nie odjedziemy, zanim nie udzielimy pani pomocy — powiedział jego ojciec, po czym przejechał swoim autem na pas zieleni, zaparkował tam i wrócił do nas. — To co robimy? — zwrócił się do syna?
Chłopak wyglądał na wkurzonego. Przez chwilę przyglądał się całej scenie w milczeniu, a później westchnął ciężko.
— Po pierwsze trzeba postawić trójkąt ostrzegawczy. Ma go pani?
Nie sądzę. A nawet jeśli, to na pewno nikt nie wie, gdzie on się znajduje.
Nie czekając na odpowiedź, otworzył bagażnik naszego samochodu i po chwili wyjął z niego trójkąt i w towarzystwie ojca oddalił się, pewnie po to, żeby oznakować miejsce zdarzenia.
Mama stała sama w pobliżu naszego auta. Była zdezorientowana i zagubiona, wiedziałam to bardzo dobrze, ale nie widać tego było na pierwszy rzut oka. Trzeba przyznać, że prezentowała się świetnie. Specjalnie na dzisiejszą okazję, podkręciła włosy, zrobiła makijaż, nałożyła beżowe szpilki i elegancką czerwoną sukienkę, z czasów przed wypadkiem, w której nadal prezentowała się doskonale. Zwykle nie ubierała się w ten sposób. Na co dzień nosiła jeansy, tenisówki i obszerne swetry, albo luźne koszule i wyglądała bardziej jak moja koleżanka, niż mama. Jednak dzisiaj wyglądała, jak zadowolona z życia i świadoma swojej urody kobieta, jaką była jeszcze dwa lata temu. Nie zdziwiłam się, że kilka aut zatrzymało się, dodatkowo blokując ruch. Na środku skrzyżowania, wokół mamy zebrało się kilku kierowców, który dopytywali o problem, popisywali się wiedzą o motoryzacji i oferowali pomoc.
Oto co może zdziałać czerwona sukienka i zgrabne nogi i szpilkach.
Syn faceta w kraciastej marynarce, zdaje się Ed, oparł się plecami o nasze auto, tuż obok miejsca pasażera, na którym siedziałam z nadzieją, że nikt nie zwróci na mnie uwagi. Skrzyżował ręce na piersi i patrzył na tę scenę z politowaniem.
— Kurwa, jeden mądrzejszy od drugiego! — mówił sam do siebie — Zobaczą taką dziunię i już myślą, jak zamoczyć fujarę. Te wszystkie blond lale powinny zdawać egzamin na prawko przynajmniej dwa razy, żeby coś dotarło do ich pustych główek!
Czy ja się przesłyszałam? Jak ten cham wyraził się o mojej mamie?
Gwałtownie otworzyłam drzwi i w jednej chwili wyskoczyłam z auta.
— Co ty, debilu właśnie powiedziałeś o mojej mamie?! — wykrzyczałam mu w twarz — Myślałam, że widziałam już wszystko, ale takiego chama i gbura jak ty, spotykam po raz pierwszy!
Chłopak odruchowo odsunął się ode mnie dwa kroki do tyłu, uniósł brwi i z wyrazem zaskoczenia otworzył usta. Jego zmieszanie trwało jednak krótko, znikło tak nagle, jak się pojawiło.
— Uważaj na słowa, Mała! Zdaje się, że nie jesteś zbyt biegła w ocenie rzeczywistości? To twoja matka jest źródłem problemu, bo to ona nie zatankowała paliwa! Czyżby zapomniała? Nie, na pewno nie miała na to czasu! — mówił drwiącym tonem.
— Patrzcie, mistrz oceny sytuacji się znalazł! Skąd wiesz, że nie miała czasu? A może nie miała czegoś innego? — nie zamierzałam odpuścić gnojowi.
— Na przykład czego? Rozumu?— zapytał z kpiarskim uśmiechem.
— Rozumu i to w dużej ilości, to wyraźnie tobie brakuje.
— No to czego? No bo chyba nie pieniędzy — powiedział z ironią. — Na oko nie wygląda, jakby miała braki w tym temacie.
— No popatrz! Na oko ty wyglądasz na sympatycznego i nawet niegłupiego gościa. A tu taka niespodzianka! — zadrwiłam.
Chłopak zamilkł na chwilę, po czym ponownie wrócił do swojej pozy pewnego siebie i zblazowanego gościa. Odsunął się krok do tyłu i zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu, uśmiechając się ironicznie.
No żesz! Co jeszcze mi się dzisiaj przytrafi?
Chłopak tak mnie wkurzył, że wyskoczyłam z auta, żeby go zwymyślać i zupełnie zapomniałam, jak wyglądam.
Miałam na sobie strój taneczny, do choreografii "Mgła" który składał się z wystrzępionych kawałków jedwabiu w różnych odcieniach szarości, tworzących coś na kształt spódnicy. Górną część stroju stanowił biustonosz sportowy na jedno ramię w kolorze ciała, do którego też przyszyte były szare paski materiału. Jedno ramię i cały brzuch miałam odsłonięte, a spódnica, która świetnie wyglądała na scenie, teraz, rozwiewana przez wiatr, odsłaniała niemal całe moje nogi. Mocny makijaż zajmował prawie połowę twarzy. Oczy umalowane różnymi odcieniami szarości sprawiały, że wyglądałam ponuro, wręcz demonicznie. W kilku miejscach na twarzy były przyklejone specjalne dekoracje imitujące krople wody. Włosy, ułożone na żel sprawiały wrażenie mokrych i splątanych.
Chłopak przyglądał mi się z wyraźnym zainteresowaniem. Podniósł brwi do góry i uśmiechnął się kącikami ust.
— Kim ty w ogóle jesteś? — wydukał.
— Mgła. Mglista dziewczyna! Coś ci nie pasuje? — fuknęłam.
Od razu jak to powiedziałam, pożałowałam, że to zrobiłam. Zadziałał odruch. Instruktorka przygotowująca z nami choreografię, pomagała wczuć nam się w rolę i mówiła, że jesteśmy mglistymi dziewczynami, ulotnymi i nieprzewidywalnymi. Demonami, które gubią i zwodzą zbłąkanych wędrowców i jednocześnie niebezpiecznie subtelnymi rusałkami, które potrafią uwieść każdego.
— Pasuje... Wszystko jest na swoim miejscu. Nawet bardzo — uśmiechnął się obleśnie i przeskakiwał wzrokiem z mojego dekoltu na brzuch, biodra i uda. — Dawno nie widziałem tak doskonałego zjawiska meteorologicznego! Chyba nie zasnę dzisiaj w nocy, a jak już zasnę, będę śnił, że błądzę we mgle, badam jej napięcie powierzchniowe i zanurzam się w niej...
— Jesteś obleśny — popatrzyłam na niego z niesmakiem.
— Ja? Przecież mówię tylko o zjawisku przyrodniczym! A ty, o czym pomyślałaś? — powiedział, podchodząc blisko mnie, z rozmysłem oblizując usta i wgapiając się w mój głęboki dekolt.
— Spadaj! — odepchnęłam go od siebie, po czym sięgnęłam do auta i naciągnęłam na siebie, szeroką i długą bluzę.
Chłopak roześmiał się, zasalutował i się odwrócił. Zmierzył wzrokiem całą sytuację na drodze, po czym zwyczajnie, jakby nigdy nic, oddalił się chodnikiem.
Ponownie wsiadłam do auta wściekła na całe zajście. Włożyłam do uszu słuchawki i odpaliłam z telefonu playlistę. Zamknęłam oczy z mocnym postanowieniem wyłączenia się na chwilę. I tak nie byłam w stanie nic pomóc mamie, liczyłam, że któryś z tych mądrzących się facetów załatwi sprawę.
Po wymianie zdań z nieznajomym chłopakiem byłam wytrącona z równowagi, bo był on kolejną osobą, która zwróciła uwagę na mój największy kompleks. Wstydziłam się swojego ciała, nie potrafiłam zaakceptować tego, jak zmieniło się w ostatnim czasie. Jeszcze dwa lata temu byłam jak mama: drobną, bardzo szczupłą, wręcz eteryczną blondynką z dużymi, szarymi oczami. Tata mówił o nas "jesteście takie same", a teraz, po dwóch latach, nawet nie wiem, czy by mnie poznał... Po wypadku mama zrobiła się jeszcze szczuplejsza, a ja zmieniłam się w drugą stronę. Wszystkie części mojego ciała postanowiły wyglądać kobieco, zaokrągliły się i uwypukliły. Nic nie dały mordercze ćwiczenia fizyczne, setki brzuszków i innych ćwiczeń, które codziennie wykonywałam. Owszem, miałam szczupłą talię, umięśniony brzuch i ani grama zbędnego tłuszczyku, ale moje uda, biodra, pośladki, ramiona, nawet usta wypełniły się. Najbardziej wstydziłam się swoich piersi, które urosły o kilka rozmiarów za bardzo. Nosiłam obcisłe, sportowe staniki, czasami nawet używałam bandaży elastycznych, żeby zahamować ich rozwój, ale nic to nie dało. W wieku siedemnastu lat wyglądałam jak seks bomba z czarnobiałych filmów kręconych w dwudziestoleciu międzywojennym i jeśli nie ukryłam swojego ciała w szerokim ubraniu, wszyscy widzieli we mnie wyłącznie obiekt seksualny, a faceci patrzyli na mnie, oblizując usta. Dokładnie tak jak zrobił to przed chwilą ten przypadkowy chłopak.
Nie wiem, ile tak siedziałam, pewnie kilkanaście minut, bo zdążyłam przesłuchać kilka piosenek i nagle, z zamyślenia wyrwał mnie głos mamy.
— Córciu, masz może przy sobie gotówkę? Trzeba oddać pieniądze za benzynę temu chłopcu. — zobaczyłam jak ciemnowłosy chłopak, który tak wkurzył mnie przed chwilą, wlewa do naszego auta benzynę z kanistra.
— Jedź już kobieto! Niech ten dobry uczynek będzie na mój koszt — powiedział.
— Ale... — mama chciała coś powiedzieć, lecz przerwał jej.
— Po prostu jedźcie już, naprawdę się spieszę — powiedział, po czym obszedł samochód, oparł się na otwartym oknie z mojej strony, tak że jego twarz znalazła się tuż przy mojej i szepnął mi wprost w usta — See you soon, sexi Hazy!
— Oby nie! — warknęłam — Spadaj!
***
Do końca dnia mama przeżywała to, co spotkało nas na drodze. Wyrzucała sobie, że wygenerowała problem i sprawiła trudności innym osobom, a nas wystawiła na pośmiewisko.
— Mamuś, nic się przecież nie stało — pocieszałam ją. — Teraz będziemy mądrzejsze. Wiesz, jaki jest morał z tego zajścia? Nasza czerwona strzała za nic nie chce jechać bez paliwa! — próbowałam żartować i rozluźnić atmosferę.
Mama słabo się uśmiechnęła i przytuliła mnie.
— Co ja bym bez ciebie zrobiła? Jesteś wszystkim co mam, całym moim szczęściem! Moja najukochańsza i najpiękniejsza na świecie córeczka! — usłyszałam i poczułam czułe objęcie. Wtuliłam się jak małe dziecko w drobne i delikatne ramiona mojej mamy, zaciągając się jej delikatnym, waniliowym zapachem, który znałam dobrze od najmłodszych lat.
Przywykłam do bezmiaru czułości i ciepła, jakimi od dziecka otaczała mnie mama. Jeszcze niedawno przyjmowałam je jako coś oczywistego, co mi się po prostu należy. Dawniej zdarzało się, że pieszczotliwe gesty irytowały mnie, a na czułe słowa przewracałam oczami. Dostałam jednak bolesną nauczkę od życia i wiedziałam, aż nazbyt dobrze, że w jednej chwili, niespodziewanie, można stracić to co wydaje się dane na zawsze. Dlatego doceniałam każdy czuły gest i dostrzegałam każdą, nawet najkrótszą szczęśliwą chwilę.
— Powinnam skupić się na tobie i twoim wspaniałym występie — mówiła cicho, głaszcząc mnie po włosach — a zamiast tego to ty mnie pocieszasz. Co ze mnie za matka?
— Najlepsza! Chociaż czasami przesadzasz. Nie warto tak się przejmować. Wszystko dobrze się skończyło. Nie myśl już o tym całym zajściu.
— Kiedy nie potrafię — odparła. — Ludzie nam pomogli, a ja nawet nie oddałam im pieniędzy za paliwo. Nawet nie pomyślałam o tym, że najprościej będzie pójść na stację i zwyczajnie kupić benzynę. Stałam jak idiotka na środku skrzyżowania, zamiast pomyśleć. Jakby nie ten sympatyczny chłopak, to sama nie wiem, co by było.
— Do tego chłopaka na pewno nie pasuje słowo "sympatyczny" — powiedziałam ponuro.
— Nie mów tak! Jako jedyny faktycznie nam pomógł. On i jego ojciec. Wiesz, że ja chyba nawet im nie podziękowałam? Fatalnie się z tym czuję!
— Jak ci się podobał występ? — zapytałam, żeby zmienić temat.
— Był wspaniały! Popłakałam się! Skarbie, kiedy ty tak wypiękniałaś? Nie masz pojęcia, jak bardzo wyróżniasz się urodą.
Mam pojęcie mamo. Mam też pełną świadomość, że moja aktualna "uroda" nie pasuje już do baletu...
Na zajęcia baletu chodziłam kilkanaście lat, praktycznie odkąd pamiętam. Przez większość czasu kochałam taniec i byłam w nim naprawdę dobra. Doceniałam fakt, że dzięki treningom byłam rozciągnięta i silna, ale też konsekwentna i zdyscyplinowana. Wiedziałam, że dzięki wysiłkowi osiąga się cele. Potrafiłam ruchem interpretować muzykę, uwielbiałam chodzić na wszelkie spektakle taneczne, nie tylko baletowe. Kochałam teatr tańca. Dawniej tata zabierał nas na najważniejsze pokazy baletowe do najpiękniejszych sal operowych w całej Europie. Teraz to również, jak wszystko inne się skończyło.
— Wiesz, mamuś, to był ostatni mój występ — powiedziałam. — Nie będę już chodziła na balet. Myślę, że przyszedł czas, żeby pożegnać się z tymi zajęciami. Chcę skupić się na nauce i przygotowaniu do matury.
Starałam się, żeby w moim głosie nie zabrzmiała nuta niepewności, dlatego wstałam z fotela pod pretekstem napicia się wody. Zauważyłam, że mama jest zaskoczona, podniosła brwi do góry i potarła czoło palcami, jakby zastanawiała się, co powinna mi powiedzieć.
— Jesteś pewna? — mama zareagowała na tę wiadomość lepiej, niż przypuszczałam. Byłam przekonana, że będzie próbowała nakłonić mnie do zmiany decyzji.
Dwa lata temu, mimo że moje życie przewróciło się do góry nogami, nie przerwałam treningów. Zrobiłam to dla mamy, bo sama straciłam cały zapał i radość z zajęć. Mama lepiej się czuła, myśląc, że mam tam bliskie przyjaciółeczki, z którymi omawiam problemy takich jak ja nastolatek i realizuję swoją pasję. To wszystko było gówno prawda! W szkole baletu nie było nigdy żadnej przyjaźni. Dziewczyny były gotowe wydrapać sobie wzajemnie oczy, jakby któraś miała czelność wybić się, albo zgnoić tę, która nie nadążała.
— Tak, jestem pewna. Dobrze to przemyślałam. Balet ciągle będę miała w sercu i wspomnieniach, ale przyszedł czas, żeby pożegnać się ze sceną.
Przyszedł czas, żeby zlikwidować ostatnią część mojego dawnego życia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top