trzynasty
W tamtym momencie myślałam tylko, że w moim życiu nie mogła nastąpić chyba gorsza chwila. Stałam przed moją matką niczym skruszona dwunastoletnia dziewczynka. W głowie myśli wirowały jak szalone, a ja rozpamiętywałam po kolei wszystkie sytuacje, w których odgrywałam z Geraldem główną rolę. Analizowałam każde jego spojrzenie, każde zachowanie, każde słowo. Ten śmiech, kiedy powiedziałam coś nierozważnego, a kiedy zamknęłam oczy, słyszałam jego niski, pociągający głos.
Gerald był jak zatruty kwiat, przyciągający niewinne zwierzątka swoim pięknym wyglądem.
W tamtej chwili podejmowałam decyzję - wyjawić mamie prawdę, czy znowu sprzedać jej tandetne kłamstwo. Najzabawniejsze było to, że gdyby ona znalazła tę przeklętą bluzkę przed moją rozmową z chłopakiem, nie zastanawiałabym się ani chwili i okłamałabym ją ponownie. Ale po całym zajściu w domu pani Hammington zaczęłam się zastanawiać nad bliskimi osobami w moim życiu i docierało do mnie powoli, że Gerald do nich nie chciał należeć. Nigdy nie byłam mściwa. Po prostu nie widziałam już sensu w ukrywaniu prawdy, skoro chłopak wyraźnie zaznaczył, że nie potrzebuje mnie ani mojego wścibskiego nosa.
Moja matka podeszła do mnie, chociaż nie zauważyłam, w którym momencie się zbliżyła.
- Julie, oczekuję wyjaśnień - powiedziała zdenerwowanym głosem, a emocje malowały się na jej twarzy.
Było tam wszystko - każdy rodzaj złości, rozczarowania, rozpaczy, żalu, upokorzenia, podejrzliwości i jakiś rodzaj złudnej nadziei, że powiem coś, co zmieni postać rzeczy i nie pogrąży mnie w jej oczach jeszcze bardziej. Nadal wierzyła w moją niewinność.
Patrzyłam na nią pustym wzrokiem, a słowa ulatywały z moich ust bezwiednie, zupełnie jakbym nie była za nie odpowiedzialna.
- Gerald został pobity. Próbowałam mu pomóc. Stąd krew na bluzce.
Kiedy wypowiedziałam imię chłopaka, poczułam jakby ktoś wbijał mi szpilkę w opuszek palca. Zdradziłam go. Wyjawiłam jedyną tajemnicę, jaka spajała naszą pokręconą relację.
Moja mama długo na mnie patrzyła. Oczy zaszły jej łzami jak zawsze, kiedy była pod wpływem silnych emocji.
- Jak to został pobity? - Zapytała, trzęsąc się. - Dlaczego?
- Też chciałabym wiedz...
Nie pozwoliła mi dokończyć zdania. Zasłoniła usta dłonią, a potem zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów.
- Tobie coś się stało? - Chwyciła mnie za dłonie. - Coś ci grozi?
Wzruszyłam ramionami, do tej pory nawet się nad tym nie zastanawiając.
- Nie mamo, nic mi nie jest.
Fala pytań nie miała końca.
- Kiedy to się stało? Jak w ogóle do tego doszło? Gdzie?
- Parę dni temu. Pod klubem.
Moja mama usiadła na łóżku, a biała bluzka upadła na brązowe panele. Zaczęła bełkotać, że nie powinna pozwolić mi wyjść na tę przeklętą imprezę. Później przez chwilę obwiniała o to Cami, a ja wolałam nie wspominać, że dziewczyna upiła się do nieprzytomności. Kiedy jej monolog się skończył, spojrzała ponownie na mnie przytomnym wzrokiem.
- Jak się tam znalazł Gerald?
Ponownie wzruszyłam ramionami.
- Skąd mam wiedzieć, skoro się z nim nie zadaję? - Odparowałam, lekko zirytowana całą tą sytuacją.
Nie okłamywałam jej, po prostu nie znałam odpowiedzi na tw przeklęte pytania.
Widziałam po mamie, że moje słowa ją nie przekonały. Zadała kolejne pytanie, a jej głos był tak piskliwy, że dreszcz przebiegł po całym moim ciele.
- Kryłaś go przed policją?
- Nie. - Odważyłam się spojrzeć jej w oczy. - Nie widziałam się z nim po tamtym zajściu.
Zmrużyła oczy.
- W takim razie gdzie byłaś teraz?
Wpadłam.
- U Charlotte - wyszeptałam, a moja matka zachłysnęła się powietrzem. - Ale mamo pokłóciłam się z nim. Powiedziałam pani Hammington, że moja noga już więcej tam nie postanie. Obiecuję mamo. Nie chcę go znać.
Chwila ciszy, jaka między nami zapanowała, była wypełniona moim niemym krzykiem. Chciałam stamtąd uciec.
- Czujesz coś do tego chłopaka? - Zapytała nagle głosem zupełnie wypranym z emocji.
To było pytanie, którego zupełnie się nie spodziewałam, dlatego też nie odpowiedziałam od razu i to mnie zgubiło. Kiedy zaczęłam mieszać się w odpowiedzi, przerwała mi gwałtownie.
- Wystarczy tych kłamstw. Nie chcę słyszeć nic więcej. Straciłaś moje zaufanie, Julie.
Moje wargi zadrżały pod wpływem niewypowiedzianych słów. Wiedziałam, że cokolwiek bym nie powiedziała, wszystko będzie na moją niekorzyść. Chciałam tak bardzo ją zatrzymać, ale jak miałam wytłumaczyć jej fascynację Geraldem? Jak miałam jej zobrazować moją wersję chłopaka, która tak bardzo różniła się od tej widzianej przez nią?
Jak bardzo mogłam tak w niego wierzyć?
Moja mama sięgnęła się po bluzkę z podłogi. Jeszcze raz na mnie spojrzała, po czym wstała i minęła mnie bez słowa.
Zamknęłam oczy i wypuściłam powietrze z płuc, które nieświadomie wstrzymywałam. Przełknęłam gule w gardle, powstrzymując się od wybuchnięcia płaczem. Wbijałam paznokcie w skórę, nie zważając na ból. Zaczęłam nerwowo zaciskać dłonie i wolnym krokiem podeszłam do okna. Okłamywałam się, że świeże powietrze w jakikolwiek sposób mi pomoże. Jednak zamiast świeżego tlenu dostałam kolejny powód do zawału serca. Zamarłam z ręką na klamce, kiedy dostrzegłam sylwetkę mojej matki, zmierzającej szybkim krokiem do domu Geralda. Nie wierzyłam własnym oczom i przez chwilę wydawało mi się, że majaczę, ale kiedy kobieta podbiegła do drzwi frontowych, dotarło do mnie, że ten koszmar dzieje się naprawdę. Zerwałam się, żeby pobiec ją zatrzymać. Biegłam ile tchu, ale dotarłam na miejsce zbyt późno, żeby móc zapobiec katastrofie. Gerald już stał w progu drzwi, nonszalancko opierając się o framugę. Nie widziałam zdenerwowania na jego twarzy, a jedynie lekkie rozbawienie w oczach.
- Od początku wiedziałam, że przyniesiesz kłopoty! Nie myślałam tylko, że wciągniesz w to wszystko Julie! - Krzyczała moja matka. - Trzymaj się z daleka od mojej córki!
W tym momencie Gerald mnie dostrzegł i następnie zdanie wypowiedział tak, żebym usłyszała każde słowo.
- To raczej pani córka nie jest w stanie trzymać się z dala ode mnie. - Powiedział, po czym zwrócił się do mnie. - Mówiłem ci Julie, że mama ostrzegała cię, żebyś nie zadawała się z takimi chłopakami, jak ja.
W momencie w którym wchodziłam po schodach na werandę, moja matka odwróciła się, spoglądając na mnie wilkiem. Miała mi za złe, że nie zostałam posłusznie w swoim pokoju i przeszkodziłam jej w załatwianiu spraw.
- Julie marsz natychmiast do domu - rozkazała.
Patrzyłam na nią błagalnym wzrokiem.
- Wróć proszę ze mną i nie rób scen - powiedziałam cicho. - Przecież obiecałam, że więcej się z nim nie zobaczę.
- Nie rozumiesz, że ci nie wierzę?! - Wybuchnęła. - On cię opętał!
Gerald zaśmiał się, doprowadzając tym samym moją matkę do szału. Rzuciła w nim moją białą bluzką, którą przyniosła najwidoczniej jako dowód. Chłopak złapał ją w swoje silne dłonie i przyjrzał się białemu, poplamionemu materiałowi najpierw niechętnie, ale kiedy po chwili podniósł wzrok i nasze spojrzenia się spotkały, wiedziałam już, że zrozumiał powagę sytuacji. Rozbawienie zniknęło z jego oczu, a spojrzenie pozostawało dla mnie nieodgadnione. Odwróciłam wzrok w momencie, w którym zacisnął usta, jakby powstrzymywał się przed wybuchem złości.
- Julie o wszystkim mi powiedziała. - Powiedziała z wyższością mama, a ja nie chciałam widzieć miny Geralda, dlatego skupiłam się maksymalnie na złotych kolczykach rodzicielki. - Jeśli jeszcze raz dowiem się, że się z nią spotkałeś, to dzwonię na policję.
- Julie nic nie wie. - Powiedział Gerald, lekko mnie tym raniąc. - Zresztą pani nie zrozumie.
- Nie chcę cię rozumieć. Nie chcę cię nawet znać. Brzydzę się tobą. Jak patrzę na ciebie, to bije od ciebie taka zła energia.., że dreszcz po plecach przebiega! Masz trzymać się z daleka od Julie.
Dlaczego nie można zapaść się ze wstydu pod ziemię?
Gerald zaśmiał się sztucznie i przestąpił z nogi na nogę.
- To nie pani czasem chodzi codziennie do kościoła i komunii? - Zastanawiał się chłopak głośno. - Czy to nie najważniejsze przykazanie, żeby miłować bliźnich?
Spojrzałam na Geralda, ale to mama otworzyła usta ze zdziwienia. Tego było już powyżej wszelkich górnych granic wytrzymałości rodzicielki. Patrzyła na niego, jakby dosłownie chciała go rozszarpać na strzępy. Wiedziałam dokładnie co myślała - nie mieściło się w jej głowie, jak taki plugawy młodzian mógł skomentować jej wiarę i postępowanie.
Zanim jednak zdążyła wymyślić odpowiedź, Charlotte wyłoniła się z mieszkania z uśmiechem na ustach, zupełnie nieświadoma o czym toczyła się dyskusja.
- Co tutaj u licha się wyprawia? - Zapytała staruszka. - O Jul... Celine! Jak dobrze cię widzieć! Czemu tak tutaj stoicie? Wejdźcie do środka, napijemy się herbaty.
Spojrzałam na zielone drzewa, które stały w oddali, oświetlone przez przepięknie pomarańczowe promienie zachodzącego słońca, myśląc o tym, jak słowa staruszki i piękna pogoda były w tej chwili nieodpowiednie.
Moja matka jeszcze przez chwilę wpatrywała się w Geralda. Przesunęła lodowatym spojrzeniem po Charlotte i zamknęła oczy. Westchnęła, wyprostowała się i pewnie policzyła w myślach do dziesięciu, żeby odpowiedzieć opanowanym tonem.
- Nie. Proszę darować sobie te zaproszenia teraz i później, pani Hammington. Ja i moja rodzina nie chcemy się zadawać z panią ani pani wnukiem, któremu przydałyby się lekcje dobrego wychowania.
Zaczęłam szczypać się w dłonie i zamknęłam oczy. Zaraz się obudzę, to przecież tylko zły sen.
- Z całym szacunkiem, ale nie powinnaś dać córce wyboru, z kim będzie się spotykać i gdzie? To jej życie, nie twoje. - Powiedziała staruszka, a ja przygryzłam wargę, żeby czasem nie przyznać jej racji.
- To nie jest twoja sprawa, Charlotte. Nie zajmuj się moim dzieckiem, jeśli nie umiesz swoim. Zresztą straciłaś w moich oczach. Zaufałam ci, zdradziłam sekrety mojej rodziny, a ty to wykorzystałaś.
Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc o czym mówiła moja matka.
- Niczego nie zrobiłam wbrew tobie, Celine. Twoje zachowanie teraz jest bezpodstawne.
Mama skrzyżowała dłonie na piersi.
- Bezpodstawne? Tak? Myślisz, że nie wiem w co pogrywasz, Charlotte? Chcesz znaleźć panienkę swojemu wnukowi i wykorzystujesz do tego moją chorą córeczkę. Mało mamy kłopotów, żebyś tak ją narażała na stres?
O nie, ona nie wypowiedziała tego na głos.
- Ale Gerald nie sprawia problemów - wyjaśniała Charlotte.
- To, że trzyma cię w nieświadomości nie znaczy, że nie stanowi problemu. Wszyscy mówią o jego nieczystych interesach. - Moja mama mówił z taka wyższością, że miałam jej serdecznie dość.
Zamknęłam oczy, czując się jak w jakiejś tureckiej telenoweli.
Nie chciałam więcej brać udziału w tym teatrzyku.
- Czy wy nie rozumiecie, że ani ja ani Gerald nie jesteśmy robotami, które możecie zaprogramować? - Zapytałam nagle, przerywając im, ale nie czekałam na odpowiedź.
Chociaż trudno było mi to przyznać nawet przed sobą Gerald i nasza skomplikowana relacja w jakiś sposób na mnie wpłynęła. Dzięki niemu byłam odważniejsza. Właśnie dlatego zajęło mi to tylko chwilę, żeby odwrócić się na pięcie i odejść. Żeby powoli przerodzić swój marsz w bieg. Żeby chwycić rączki roweru, wsiąść na niego i pedałować co sił, by zniknąć z pola widzenia mojej matki, która była w tak wielkim szoku, że nawet nie zdążyła mnie zatrzymać. Ignorowałam jej nawoływania.
Usłyszałam tylko słowa Charlotte, ale nie wiedziałam, czy był to jej prawdziwy głos, czy tylko moje głośne myśli.
- Moja droga Celine, miałam cię za mądrzejszą kobietę.
Gdybym ja to powiedziała, brzmiałoby to inaczej.
- Moja droga mamo, miałam cię za prawdziwą przyjaciółkę.
Wiedziałam dokąd zmierzam, żeby pozbierać myśli. Łzy nie spływały po moich policzkach, bo nawet nie potrafiłam określić tego, co czułam. To była po prostu pustka.
Musiałam pobyć sama i pomodlić się, chociaż chyba po raz pierwszy nie umiałam zaufać Bogu. Nie wierzyłam, że czuwał nad tym wszystkim. Nie rozumiałam Jego planu, w który nie wątpiłam nigdy dotąd. Wszystko wydawało mi się nieposkładana katastrofą.
Droga na plac prowadziła przez park, co przy zapadającym powoli zmroku wydawało się być okropnym pomysłem, ale nie zważałam na to. Musiałam minąć dom Marcusa na końcu ulicy. W salonie świeciło się światło, a ja zawahałam się tylko przez moment. Nie mogłam tam pójść, nie mogłam mu o niczym powiedzieć. Przyspieszyłam zatem, pokonując linię parku, a ciemność powoli osiadała na koronach drzew. Kto zaprojektował tylko dwie lampy, w tym jedną nieświecącą, w takim upiornym miejscu - nie wiedziałam, ale odrobinę przeklinałam tę osobę w myślach. W wyobraźni widziałam jak czarne postaci wyłaniają się zza grubych konarów drzew, próbując dosięgnąć mnie obślizgłymi mackami. W oddali majaczyły światła boiska do koszykówki, więc skuliłam się, mocniej zaciskając palce na kierownicy i zaczęłam pedałować ile sił w nogach, byle tylko dotrzeć w bezpieczne dla mnie miejsce.
Kamień spadł mi z serca, kiedy moje koła wjechały na bezpieczny asfalt. Chichotałam ze swoich myśli - byłam taka głupiutka. Wmawiałam sobie, że siatka ochroni mnie przed wszelkim złem, dlatego zsiadłam z roweru i oparłam go bezpiecznie o bramkę. Zacisnęłam dłonie na siatce i zamknęłam na chwilę oczy, żeby wyrównać oddech. Powietrze było świeże i pachniało wakacjami, a ja pozwoliłam sobie na zatracenie się w tamtej chwili tylko kilka sekund. Wieczór był przyjemny, za co byłam wdzięczna Matce Naturze, bo miałam na sobie jedynie zwiewne spodenki i bluzkę z krótkim rękawkiem.
Schyliłam się, żeby zasznurować but, ale kiedy zacisnęłam sznurowadła i podniosłam wzrok, dostrzegłam na przeciwko mnie męskie, czarne Adidasy. Przełknęłam ślinę, bojąc się spojrzeć w górę. Jak mogłam nie zauważyć czyjejś obecności? Osoba przede mną przestąpiła z nogi na nogę.
Czyli jednak czarna postać z lasu naprawdę istniała.
- Witaj Julie. - Przywitał się chłopak, a ja podniosłam wzrok, nie dowierzając własnemu słuchowi.
Jasper White patrzył na mnie z cynicznym uśmiechem na ustach.
Zamrugałam kilkukrotnie, ale chłopak nie znikał.
- Może wstaniesz? Nie przywykłem rozmawiać z dziewczyną, która przede mną klęczy.
Zachwiałam się lekko, stając na równe nogi, bo jego obrzydliwy komentarz wprawił mnie w zakłopotanie, co chłopak najwyraźniej zauważył i szybko się zreflektował.
- Przepraszam. Gerald wspominał mi, że jesteś... wyczulona na takie teksty.
Jego słowa przykuły moją uwagę. Jak to Gerald coś o mnie wspominał?
- Jesteście dla mnie zbyt wulgarni, to wszystko - wzruszyłam ramionami, a chłopak zaśmiał się nie wiadomo z czego.
- Popracuję nad tym - obiecał.
Patrzył na mnie z uśmiechem, a potem klasnął w dłonie.
- Co tutaj robisz? - Zapytał, a ja zmrużyłam oczy, nie widząc w tym pytaniu czystej intencji.
- Umówiłam się z przyjaciółmi - piękne kłamstwo w celach bezpieczeństwa. - A ty?
- Pozwolisz, że dotrzymam ci towarzystwa, zanim pojawią się twoi przyjaciele?
Od kiedy ten chłopak był tak uprzejmy? A może po prostu fałszywy?
- Jak chcesz - wzruszyłam ramionami i ruszyłam pod siatkę, żeby usiąść.
Objęłam swoje nagie nogi rękami i skuliłam się w kulkę.
- Jeśli ci zimno, możemy pójść do mojego samochodu - zaproponował spokojnie, ale wszędzie doszukiwałam się podstępu i drugiego dna.
On był znajomym Geralda, nie mogłam mu ufać.
- Tu mi dobrze - odparłam, a chłopak westchnął, przeczesał dłonią włosy i podszedł wolnym krokiem w moją stronę, żeby usiąść obok, ale w bezpiecznej odległości.
Zamknęłam oczy, wdzięczna za pstrzeń między nami. Byłam już wystarczająco zdenerwowana samą jego obecnością.
- Nie będziesz miała nic przeciwko jak sobie zapalę? - Zapytał, a kiedy pokręciłam głową, wyciągnął paczuszkę papierosów i wystawił ją w moją stronę. - Ach, głupi. Zapomniałem, że nie palisz.
Płomień z zapalniczki oświetlił jego twarz, a ja cierpliwie poczekałam, aż zaciągnie się dymem i odetchnie z ulgą, po czym powiedziałam:
- To zabawne, że zachowujesz się, jakbyśmy dobrze się znali. Tak naprawdę nic o mnie nie wiesz.
Chłopak strzepnął popiół z fajki i zaciągnął się ponownie.
- Muszę cię zdziwić, ale wiem o tobie naprawdę sporo.
- To, że znasz mój numer się nie liczy.
Chłopak spojrzał na mnie.
- Wiem też, że masz brata i mieszkasz z rodzicami. Często jesteś w kościele i śpiewasz w chórku. A no i skończyłaś trzecią klasę z jednym z najlepszych wyników w szkole.
Zmarszczyłam brwi, spoglądając na niego.
- Czy ja jestem obserwowana?
Chłopak zaśmiał się i znowu poprawił włosy.
- No co ty. To po prostu zbyt małe miasteczko, żeby ludzie mieli sekrety.
Jego wesoła barwa głosu momentalnie zamieniła się w pełną smutku, a ja nie potrafiłam zrozumieć dlaczego.
- A jednak czasem się udaje, bo ja nic o tobie nie wiem - powiedziałam, opierając głowę o siatkę.
Między nami zapadła cisza. Jasper dopalił papierosa i zgasił go o asfalt, a ja zastanawiałam się co robił Gerald. Czy miał poważną rozmowę ze swoją babcią? Przerażała mnie myśl, że prędzej czy później będę musiała wrócić do domu. Moja mama pewnie odchodziła od zmysłów.
- Chyba się zakochałem - powiedział nagle mój kompan.
Spojrzałam na niego z politowaniem, a on pokręcił znacząco głową.
- Już coś o mnie wiesz - mówił dalej. - A teraz już tylko jeden krok do budowania zaufania.
Zaśmiałam się.
- No co? - Zapytał Jasper. - Myślisz, że to niemożliwe?
- Twój przyjaciel mi to udowodnił - wyjaśniłam, spoglądając na pogrążony w ciemności plac.
Jasper odpowiedział dopiero po chwili.
- Gerald to... trudny człowiek.
- Czemu właściwie się przyjaźnicie? - Odważyłam się zapytać.
Jasper wzruszył ramionami.
- Tak wyszło. Ale na początku się nie nawidziliśmy.
Uniosłam brwi ze zdziwienia.
- Tego się nie spodziewałam.
Chłopak zaśmiał się krótko.
- Oj uwierz mi, ja też. Właściwie mieliśmy się spotkać, ale się spóźnia i nie odpisuje. Nie wiem o co chodzi.
Odkaszlnęłam, podnosząc się z ziemi.
- W takim razie nie będę wam przeszkadzać - powiedziałam.
Złapałam rączki roweru i przekonywałam się w myślach, że podróż przez ciemny las będzie przyjemniejsza niż spędzanie czasu z Geraldem. Nie chciał mnie przecież znać, a ja nie miałam ochoty się z nim widzieć. Chciałam ruszyć, ale Jasper położył swoją dłoń na kierownicy, zatrzymując mnie.
- Wiesz co się stało?
Patrzyliśmy na siebie przez chwilę w milczeniu.
- Tak, ale skoro wymieniacie się informacjami w każdym aspekcie, to on sam ci opowie.
Zanim chłopak cokolwiek zdążył odpowiedzieć, przerzuciłam nogę przez ramę roweru.
- Mogę cię odwieźć, jeśli chcesz.
Odkrzyknęłam, że sobie poradzę, ale całą drogę powrotną odmawiałam modlitwy, żeby tylko nie umrzeć na zawał serca.
Wydawało mi się, że Gerald minął mnie przy rogu ulicy Wildchaptel, ale nie miałam pewności, bo światła samochodu raziły mnie w oczy.
Światło zapalone w salonie pozwoliło mi dostrzec przez okno moją mamę i tatę. Zatrzymałam się, żeby zebrać myśli i przygotować się psychicznie na tę rozmowę.
Pierwszy raz od dawna byłam tak zrezygnowana.
°°°
dzieki, ze czytacie i czekacie xo
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top