piąty
Patrzyłam jak Cami kołysze biodrami, zbliżając się do chłopaków. Zarzuciła swoimi długimi, kasztanowymi włosami i uśmiechnęła się promiennie, przybierając seksowną postawę.
Ona już taka była; to był typ dziewczyny, z którą mogłeś szaleć do rana w klubie, a później cały dzień odmawiać różaniec, by przebłagać za grzechy, jakie popełniliście na imprezie. Huragan pozytywnej energii to jej drugie, trzecie i czwarte imię.
- Nie wierzę - jęknęłam, słysząc śmiech Geralda.
- Czyli nie jest taki okropny, jak mówiłaś - zauważył Marcus, obserwując bacznie całą sytuację.
Z mojej perspektywy wyglądało to jakby Cami i Gerald znali się ładnych parę lat. Może to przez urok dziewczyny i jej bezinteresowność, a może Gerald faktycznie nie był takim strasznym człowiekiem, za jakiego go uważałam.
- Mimo tego, że wygląda jak kawał drania - Marcus patrzył na niego krytycznie - nie widać, żeby zachowywał się tak w stosunku do Cams.
- Ta, chyba z oddali tego nie widzisz - mruknęłam.
Spojrzałam w ich kierunku dosłownie na sekundę tylko po to, by zobaczyć, jak całe trio obserwowało mnie i Marcusa.
- Więc ty i Dylan? - Zmieniłam temat, odwracając się i uwagę od "Boskiej Trójki" oraz koncentrując swoje myśli na wszystkim, byle nie na możliwych tematach Geralda, Cami i tego trzeciego.
Chłopak przeczesał włosy dłonią.
- Czy ja wiem?
Uśmiechnęłam się.
- Daj spokój. Wiem, że go crushujesz od początku liceum.
Marcusowi jakby kolory odpłynęły z twarzy.
- To aż tak bardzo widać? A co, jak on też to wie? O mój jeżu. Jestem skończony. Co teraz?
Ważną rzeczą, którą trzeba było wiedzieć o Marcusie Clich to fakt, że chłopak nie wierzył w Boga.
Zwykle nie rozmawialiśmy na temat wiary bo, mimo iż mój przyjaciel cieszył się moimi pokładaniami nadziei w niebo i zbawienie, nie podzielał mojego zdania i trzymał się z dala od religii, chociaż wiedział o każdej więcej niż niejeden przeciętny człowiek.
Nie oznaczało to jednak, że nie podkładałam mu pod nos różnych artykułów o dokonanych Cudach Bożych lub książek napisanych przez duchownych.
Jednak jego zapał w czytaniu takich utworów był tak wielki, jak mój w paleniu papierosów.
- Spokojnie chłopcze. Idziecie na randkę, czyli też wzbudzasz jego zainteresowanie tą uroczą mordką.
Marcus uśmiechnął się nieśmiało, wzruszając ramionami, jakby niemo mówił "cóż mogę zrobić z tym faktem?".
- Co jest? - Zapytałam, kiedy błogi uśmiech zniknął z jego ust.
- On jeździ na twoim rowerze. Tylko się nie...
Ale zanim Marcus dokończył zdanie, spojrzałam przez ramię. Chociaż to mogło zabrzmieć śmiesznie, bo przecież Cami, Gerald i jego kumpel nie robili nic nadzwyczajnego, to jednak wyglądało to dla mnie jak kadr z filmu. A może tylko ja tak to widziałam?
Przy samochodzie Geralda stała moja ciemnowłosa przyjaciółka - splątane kosmyki kołysały się na wietrze, a śmiech dziewczyny brzmiał tak dźwięcznie, że mimowolnie się uśmiechnęłam, chociaż wcale nie byłam radosna. Brunetka przechyliła lekko głowę i wlepiła brązowe, idealnie pomalowane oczy w Geralda, który jeździł po parkingu na moim różowym rowerze. Chłopak natomiast oblizał usta i uśmiechnął się dziarsko, nie poświęcając jej jednak tyle uwagi, ile oczekiwała i posyłając tylko krótkie spojrzenie. Porozumiewawczo mrugnął na swojego znajomego i obydwoje przenieśli na nas wzrok, oczekując naszej reakcji.
Nie czułam się, jakbym grała w tym filmie i mina Marcusa wskazywała na podobne odczucia.
- Nic z tym nie zrobisz? - Ton jego głosu brzmiał pretensjonalnie.
- A co niby? Przecież on to robi specjalnie i mówiłam ci, że...
Marcus patrzył na mnie przez chwilę z niedowierzaniem, po czym nie pozwalając mi dokończyć zdania, niezgrabnie się podniósł i krzyknął:
- Ej, zostaw jej rower!
Zamknęłam oczy, wzdychając.
Gdyby ktoś na chodniku znęcał się nad konikiem polnym, Marcus i tak stanąłby w obronie bezbronnego owada, burząc przy tym całe miasto do szanowania praw nie tylko koników, ale też bezbronnych pszczółek, biedronek, dżdżownic czy żuczków. Jednak w całym mieście chłopakowi z tabliczką "Nie podskakuj konikom polnym!", poświęciłoby uwagę więcej osób, niż obdarzył nią Marcusa Gerald.
Jedyną odpowiedzią na krzyki Marcusa jaką usłyszeliśmy był śmiech.
- On naprawdę jest dupkiem.
To były ostatnie słowa chłopaka skierowane do mnie. W następnej chwili brunet stracił nad sobą panowanie i naprawdę szybkim krokiem (tak szybkim, że kiedy ja zdążyłam wstać, on był już na miejscu), ruszył w stronę Geralda.
Zanim pobiegłam za nim, poprosiłam Boga o opiekę, bo miałam naprawdę złe przeczucia co do dalszego rozwoju sytuacji.
- Dlaczego zabierasz cudze rzeczy? To nie jest twój rower.
Słyszałam po głosie Marcusa, że silił się na miły ton, a i tak nie wychodziło mu to najlepiej.
W przeciwieństwie do reszty, zupełnie nie dziwiło mnie zachowanie Marcusa. Znałam go już naprawdę długo i doskonale wiedziałam, że rzeczy, które należały do niego, nie należało dotykać.
Chociaż naraziliśmy się na salwę śmiechy, byłam dumna z przyjaciela za samo postawienie się mojemu sąsiadowi. Ja nie potrafiłam być tak odważna.
- A dlaczego ty mówisz jak dziecko z podstawówki? - Zaśmiał się sztucznie Gerald, krążąc wokół postaci Marcusa. - Rower to nie kolorowe kredki, nie będziemy się o to kłócić. Zresztą to nie twoja zabawka, a właścicielka nie zabrała jak dotąd głosu.
Ten człowiek nie należał do głupich.
Stałam tam, z dłoniami wciśniętymi w tylne kieszenie spodenek, a Marcus patrzył na mnie wyczekująco. Ale nie potrafiłam, lub nawet nie chciałam zareagować. Może miałam cichą nadzieję, że mój tata jednak nie potrafił naprawić tego ustrojstwa i Geraldowi zaraz coś się stanie?
- Skoro już wszyscy tutaj jesteśmy... - Cami stanęła przed nami, nagle się ożywiając. - Marcus Clich, Julie Harvard to jest Jasper White i Gerald Gillum.
To naprawdę nie był odpowiedni moment na integrację. Marcus skrzyżował ręce na piersi i patrzył na swoje buty, kopiąc jakiś wyimaginowany kamyk. Jasper bawił się swoim telefonem i miał dłonie wsunięte w kieszenie zielonych spodni. Był totalnym przeciwieństwem Geralda - jego niebieskie oczy i ciemne blond włosy przyciągały spojrzenia, a lekko zaokrąglona twarz i usta wykrzywione w nieznacznym uśmiechu zaszczepiały w sercu uczucia ufności.
- Och, ale ja jestem głupia - Cami pacnęła się w czoło z otwartej dłoni. - Niepotrzebnie przedstawiam Julie i Geralda, skoro się znają.
Spojrzałam na mojego sąsiada, który tak był pochłonięty jazdą na rowerze, że chyba nie usłyszał słów brunetki.
Cami śledziła każdy jego najmniejszy ruch i aż dziwiłam się, że jeszcze nie zaczęła ślinić się na jego widok.
- Ale Jaspera na pewno nie znacie - paplała dalej Cami, a nadmieniony na sekundę podniósł głowę, koncentrując się najpierw na mnie, a następnie na Marcusie.
Chociaż Cami pewnie miała rację (jak zresztą zawsze), Jasper wydał mi się znajomy.
- Julie opowiadała nam, że cię dzisiaj poznała - odezwała się znowu Cami, kierując słowa do Geralda, bo do kogóż by innego.
- Wcale nie - zaprzeczyłam.
- Tak Julie - dziewczyna spojrzała na mnie wymownie. - Rozmawiałyśmy o tym przez telefon.
Czemu ona kłamała, chcąc zyskać w oczach Geralda?
- G znowu głównym tematem plotek u świnek, nieźle stary - zaśmiał się Jasper.
Fuknięcie wywołane oburzeniem zamaskowałam kaszlem.
Jednak nie polubiłam Jaspera, zupełnie tak jak Geralda. Dobrze się dobrali, jako przyjaciele - pasowali do siebie.
O dziwo "G" podtrzymał temat.
- No tak, bo przecież ona była dzisiaj u mnie z ciastkami.
Zatrzymał rower, stając obok Cami, ale nie zsiadł z niego. Wyciągnął paczkę papierosów ze spodni, otwierając ją i wsuwając jedną fajkę do ust.
- Miło, że pamiętasz - powiedziałam, a sarkazm był wręcz namacalny.
Pomimo tego, iż w tych prostych czynnościach jakie wykonywał, skazywał sam siebie na śmierć, nie mogłam zignorować faktu, że jego dłonie były naprawdę smukłe i zwinne.
Każdy ma jakiś fetysz, dobrze? Nie osądzające mnie.
Chłopak zaciągnął się papierosem, uwydatniając swoje kości policzkowe.
W momencie w którym wypuścił dym, powiedział:
- Jedyne co pamiętam z tego spotkania to twoja zwiewna sukienka.
Tym razem nie śmiał się tylko Jasper, ale wtórowała mu Cami.
- Takie rzeczy nie z naszą cnotką, G - rzuciła dziewczyna, a ja się zdenerwowałam.
G? Byli już dobrymi kumplami, żeby używała jego przezwiska?
- Ja chętnie wymazałabym to spotkanie z pamięci - powiedziałam trochę głośniej niż planowałam, czując wszechogarniającą mnie złość.
Gerald zaśmiał się krótko, sucho.
- Nie powiedziała żadna kobieta po spotkaniu ze mną, nigdy.
Co było z tym człowiekiem nie tak?
- Mógłbyś zejść z mojego roweru? Chciałabym pojechać do domu.
Nie czułam się żałośnie, kiedy zabierałam głos. Ale za każdym razem, kiedy to zrobiłam i Gerald na mnie spoglądał, miałam wrażenie, że popełniałam błąd w ogóle otwierając buzię.
Cami odkaszlnęła, chcąc zwrócić na siebie uwagę.
- Och, daj spokój Julie. Jeszcze nie ma dziesiątej, więc możesz zostać - machnęła ręką, wydobywając z kieszeni sweterka swoją własną paczkę papierosów.
Gerald i Jasper spojrzeli na siebie, a mnie zrobiło się smutno. Nie podobało mi się, że Cami robiła ze mnie pośmiewisko na ich oczach. Zamieniła się w Elizabeth.
- Więc G - zaczęła Cami, kiedy odpaliła już swojego papierosa. - Dlaczego się tutaj przeprowadziłeś?
Chłopak nie odpowiedział od razu. Właściwie, to minęła długa chwila, zanim udzielił odpowiedzi.
Podczas gdy chłopak uważnie obserwował otoczenie, zastanawiając się prawdopodobnie nad odpowiedzią, bo przecież był zbyt tajemniczy, żeby powiedzieć o sobie prawdę, dyskretnie obserwowałam jego osobę.
Zastanawiałam się, czy czarny ubiór odzwierciedlał jego sposób bycia, myślenie lub pogląd na ten świat. Jedynym pozytywnym kolorem w jego ubiorze były czerwone skarpety, które rzucały się w oczy przez lekko przykrótką długość spodni chłopaka. Najbardziej na świecie zazdrościłam mu jego czarnej bluzy z kapturem, bo mnie powoli robiło się coraz zimniej.
Marcus westchnął, co odwróciło moją uwagę od Geralda. Spojrzałam na przyjaciela, unosząc brew, ale on tylko pokiwał głową.
Odgarnęłam włosy z twarzy w momencie, w którym Gerald zabrał głos.
- Na pewno słyszałaś plotki.
Spojrzałam na Cami, która zgasiła swój papieros. Jasper podrapał się po karku, a ja byłam pewna, że był wśród nas jedyną osobą, którą znała prawdę o Geraldzie.
- Nie interesują mnie plotki - odpowiedziała Cami.
- Czyżby? Bo wyglądasz na taką, co sama je puszcza - powiedział Gerald, zsiadając z roweru.
Mina Cami była nie do ujęcia - dziewczyna chyba zastanawiała się, czy ma się roześmiać, rozpłakać czy może obrazić.
- Ja już pójdę - przerwałam naprawdę niezręczną ciszę. - Idziecie ze mną?
Spojrzałam na Marcusa i Cami, ale tylko chłopak ruszył w moim kierunku.
- Cams?
Dziewczyna patrzyła na Geralda, który nawet na nią nie spoglądał, tylko zmieniał przerzutki.
- Ja jeszcze zostanę - oznajmiła dziewczyna, a ja stwierdziłam, że straciła rozum dla tego chłopaka.
Pokiwałam głową, zabierając swój rower.
- Jedź ostrożnie - wyszeptał Gerald, zupełnie nie patrząc mi w oczy, jakby mówił do mojego pojazdu, a nie do mnie.
Byłam pewna, że tylko ja usłyszałam początek jego wypowiedzi. Kolejne zdanie wygłosił już nieco głośniej, o dziwo spoglądając mi w tęczówki.
- Twój rower to kawał gówna, które w każdej chwili może się rozpaść.
Odpowiedziałam na jego spojrzenie.
- Szkoda, że nie rozleciał się, jak używał go pewien dupek parę chwil temu.
Gerald uśmiechnął się naprawdę szczerze, a ja nie byłam pewna (po raz kolejny) czy śmiał się ze mnie, czy z tego co mówiłam?
- Nie widziałem, żeby Marcus na nim siedział, ale zdradzę ci coś.
Chłopak nachylił się w moją stronę tak, żebym tylko jak go usłyszała i mruknął:
- Też go nie polubiłem.
Gerald odchylił się, patrząc na mnie i wykrzywiając usta w uśmiechu, zupełnie zadowolony z rezultatu swojej wypowiedzi, która mnie zirytowała.
Wyszeptałam tylko "dupek", patrząc mu w oczy, a on przygryzł wargę, jakbym sprawiła mu komplement.
~~~
a wy kogo polubiliście (jak dotąd) najbardziej?🙉
dodałam obsadę, tak na marginesie
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top