pierwszy

   To był jeden z późnych, zimniejszych, wiosennych wieczorów. Wracałam sama do domu, ponieważ moi przyjaciele mieszkali bliżej części miasta Milwaukee - tej bardziej zaludnionej.
   Zapięłam zamek błyskawiczny kurtki, którą dostałam od Marcusa, dokładnie przed momentem w którym silny wiatr owiał moją drobną postać. Zgarnęłam włosy za ucho, wsłuchując się w szum liści, targanych wiatrem. Wysokie dęby dosłownie krzyczały, trzeszcząc pod naporem żywiołu.
   Omiotłam spojrzeniem ciemne, granatowe niebo, zasnute deszczowymi chmurami. Po moim ciele przebiegł dreszcz, a ja zdałam sobie sprawę, że kolor sklepienia i otaczającą mnie aura napawają mnie lękiem.
   Wsłuchując się w odgłos kroków, nie byłabym mną, gdybym nie wyobraziła sobie w tamtej chwili jakiegoś serialu z moją osobą w roli głównej.  A, że plan filmowy był rodem z szóstego sezonu Teen Wolf, wypatrywałam zza rogu świateł reflektorów niebieskiego jeepa.
     Mijając kolejne przecznice z zawodem, że Stiles oraz Scott nie przecięli mojej drogi, spojrzałam ponownie w niebo i pociągnęłam nosem, zdając sobie sprawę, że za chwilę zacznie padać.  Pokrzepiałam się na duchu, że zostały mi jeszcze trzy zakręty i ostatnia prosta.
   Przebierałam szybko nogami, lustrując co chwilę okolicę.  Pomarańczowe okna odznaczały się na tle atramentowego nieba, a ja zazdrościłam wszystkim tym, którzy byli w swoich bezpiecznych mieszkankach.
Ja w tamtej chwili nie czułam się ani trochę bezpiecznie.
   Usłyszałam jakiś łoskot po mojej lewej, mijając pierwszy z zakrętów, a mój cichy krzyk przerodził się w nerwowy chichot, kiedy zobaczyłam kota na ganku jednego z domów.
   Nagle przeraziła mnie myśl, że żaden samochód jak dotąd nie wjechał na jezdnię. Nigdy nie wiedziałam co było gorsze: droga, w towarzystwie tylko swojego oddechu, opustoszałą jezdnią, na której nie ma żywej duszy, czy zaciskanie pięści, żeby mijający mnie samochód nigdy się nie zatrzymał.
   Moja babka wiele razy powtarzała mi: ,,Zawsze kiedy wychodzisz z domu, nie wiesz, czy wrócisz. Módl się. I nie ufaj obcym."
Mówiła jeszcze wiele, wiele innych rzeczy, ale przyjdzie moment, żeby także je wspomnieć.
    Niebo przecięła srebrna błyskawica, rozświetlając okolicę i przerażając mnie na śmierć. Dosłownie parę sekund później rozległ się grzmot.
   To zabawne, jakie figle potrafi stroić wyobraźnia w takich chwilach, ale miałam wrażenie, że na końcu ulicy ktoś stał. Strach dosłownie siedział mi ma plecach.
   Zamrugałam kilkukrotnie,  rozglądając się wokół i prawie umarłam, ponownie, chwytając się za serce, kiedy usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Wysunęłam telefon z kieszeni, przygotowana na wiadomość od Marcusa, ale na ekranie wyświetlił się numer prywatny.

"Nie rozglądaj się, bo zobaczysz co skrywa mrok."

   Zwolniłam kroku, czytając wiadomość kilka razy. Zastanawiałam się czy ktoś pomylił numery, czy może stroił sobie żarty, co według mnie - w tamtej chwili - zupełnie nie było zabawne. Oddech uwiązł mi w gardle, a za sobą zobaczyłam światła reflektorów samochodu wtaczającego się na jezdnię. Miałam okropne przeczucie, że nie był to Stiles.
   Drżącymi rękami trzymałam telefon, rozglądając się wokół. Czułam jakby mój żołądek gdzieś zapadł się w moim ciele. Trwoga zaczęła mnie trawić, delektując się każdą częścią mojego ciała. Nie mogłam się ruszyć.
Kolejna wiadomość, od tego samego adresata i mój machinalny wzrok, lądujący na ekranie telefonu.

"Na co czekasz? Biegnij"   

Przełknęłam ślinę. Cóż innego miałam począć? Tak chyba bywa w krytycznych momentach, że kiedy toniemy, to chwytamy się nawet brzytwy, dlatego zanim zdążyłam racjonalnie pomyśleć, usłyszawszy kolejny grzmot burzy, puściłam się biegiem, mijając róg ulicy. Jeszcze tylko kawałeczek i będę w domku, dodawałam sobie otuchy.
   Samochód minął mnie w momencie, w którym pokonałam trzeci skręt, a ja zastanawiałam się czy uciekam przed nadawcą wiadomości czy kierowcą. Na moje oko ten drugi jechał zbyt wolno, jak na nocne warunki panujące w terenie zabudowanym.
    Ostatnią prostą przebiegłam tak szybko, że kiedy znalazłam się na posesji swojego domu, czułam, jakbym wygrała maraton.
   Wciskając kluczyk w zamek, niemiłosiernie trzęsły mi się dłonie. Spojrzałam przez ramię, zdając sobie sprawę, że samochód zatrzymał się po drugiej stronie ulicy, przed domem mojej sąsiadki.
Która nie miała nawet prawa jazdy.
   Kamień spadł mi z serca, kiedy drzwi ustąpiły pod moim naporem, a ja oparłam się o nie plecami, oddychając głęboko.
Uczucie ulgi rozlało się po moim ciele.
Do momentu w którym nie otrzymałam kolejnego esemes'a. Znów od nieznanego numeru.

"Grzeczna, uległa dziewczynka. Dobrze zaczęłaś naszą znajomość."

Zanim odkrzyknęłam do mamy, że jestem już w domu, wystukałam odpowiedź:
 
"Szybko ją też skończę. Nie pisz do mnie, kimkolwiek jesteś."

   Uporałam się z przemożną chęcią skasowania wiadomości do nieznajomego i kliknęłam 'wyślij'.

Nie czekałam długo na odpowiedź.

"Nie jesteś ciekawa, Julie?"

Nie musiałam odpowiadać, bo mój rozmówca zrobił to za mnie.

"Jesteś. Oczywiście, że jesteś."

~~~

Oj, ja wiem co powiecie...
Jest tyle takich historii...
Jednak ja mam nadzieję, że komuś się spodoba, może jakiejś jednej duszyczce, która będzie czytać i może czasem  napiszę jakiś komentarz hihi

lots od love
~lexi

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top