Okiełznać przeszłość

Autor: @kowalczykk_m 

Tytuł: Okiełznać przeszłość

Gatunek: Romans obyczajowy

Link: https://www.wattpad.com/story/261115988-okie%C5%82zna%C4%87-przesz%C5%82o%C5%9B%C4%87-zako%C5%84czone-%E2%9C%94%EF%B8%8F

***

Idąc piaszczystą ścieżką, Ala nie mogła oderwać wzroku od jeziora, które dostrzegła w oddali. Promienie zachodzącego słońca, które barwiło wszystko dookoła na przeróżne odcienie czerwieni, pomarańczu i żółci. padały na idealnie gładką taflę, odbijając się od niej. Sosnowy lasek, do którego wkroczyła, sprawił, że zrozumiała, jak niewiele potrzeba jej do szczęścia. Ot zwykły kawałek piaszczystej ziemi i szum wysokich, niezwykle okazałych drzew.
Gdy wreszcie dotarła na plażę, zdjęła sandałki i krocząc boso, skierowała się w stronę drewnianego pomostu.

Mimo późnej pory piach, który ocierał się o jej stopy, był przyjemnie ciepły. Ala nie mogła się powstrzymać, schyliła się i chwytając całą garść, uniosła dłoń na wysokość oczu. Delikatnie rozchylając palce, obserwowała, jak drobinki niesione subtelnymi podmuchami ciepłego, letniego wiatru upadają pół metra dalej.

Pokręciła głową, śmiejąc się. Osoba postronna obserwująca jej poczynania uznałaby, że jest szurnięta. Odruchowo rozejrzała się dookoła. Ku jej zaskoczeniu, w promieniu kilkudziesięciu metrów nie było nikogo.

No, może nie licząc czteroosobowej grupki młodzieży. Dwie dziewczyny, dwóch chłopaków i dwie lniane torby wypełnione obijającymi się o siebie szklanymi butelkami.

„Zapowiada się ciekawy wieczór" – przemknęło Ali przez myśl, gdy pokonywała ostatnie metry dzielące ją od drewnianej konstrukcji.

Siadając w najbardziej oddalonej części pomostu, wystawiła twarz ku słońcu. Na myśl, że wielkimi krokami zbliża się jesień, a co za tym idzie, chłód i szaruga – poczuła ukłucie w sercu.

„Czy da się zatrzymać czas? Kliknąć pauzę i już zawsze trwać w tym miejscu?" - Oprócz tego, najchętniej wyzbyłaby się wszelkiego rodzaju zmartwień i trosk. Przymykając powieki, marzyła, aby ta beztroska chwila trwała już do końca.

Zerkając na zegarek, dostrzegła, że do umówionej godziny zostało niecałe piętnaście minut. Wzięła głęboki wdech, aby następnie wypuścić powietrze z dość głośnym świstem. Leniwie przetarła czoło, które pokryło się paroma kroplami potu.

Słysząc skrzypienie drewnianych desek, odwróciła się nieznacznie, kątem oka dostrzegając opaloną sylwetkę mężczyzny, którego zresztą dobrze znała. Konrad usiadł obok niej i również zamoczył stopy w niemal lazurowej toni.

Chcąc, choć na moment uspokoić drżące z niepewności i podniecenia serce, Alicja spojrzała na swoje stopy. Krwistoczerwone paznokcie wyraźnie odznaczały się na tle wody.

Z łatwością dostrzegła dno. W tamtym miejscu nie było bowiem głęboko. Może z trzy metry, maksymalnie trzy i pół. Wyraźnie widoczne były także pojedyncze glony, które wyrastały z dna i pięły się ku górze.

Woda delikatnie muskała ich kończyny, a cisza panująca dookoła zdawała się żadnemu z nich nie przeszkadzać, roztaczając tym samym niesamowitą aurę przepełnioną intymnością.

W końcu kobieta odważyła się spojrzeć na Konrada. Ku jej zdziwieniu, on również na nią zerkał,

a jego twarz skąpana w blasku zachodzącego słońca wydała się Alicji jeszcze piękniejsza niż zazwyczaj. Mimo że dostrzegła na niej wszystkie mankamenty-podłużną bliznę nad górną wargą i kilka większych znamion, musiała przyznać, że to właśnie one podkreślają nieprzeciętną urodę mężczyzny.

Unosząc dłoń, odważyła się dotknąć jego twarzy i pogładzić delikatnie pozostałość znajdującą się tuż nad ustami.

Ten prosty i niezwykle czuły gest sprawił, że jej towarzysz uśmiechnął się, ale było to coś zupełnie innego, aniżeli ten uśmiech, którym obdarzał ją na korytarzach w firmie, czy w samochodzie.

W tym było coś więcej. W jednej chwili Ala miała wrażenie, że zaczął przypominać beztroskiego chłopaka, którym był w rzeczywistości. Obnażył się przed nią, w końcu zdjął kamienną maskę, którą przywdziewał każdego dnia.

– Mam coś dla ciebie. – Mruknął tajemniczo, co sprawiło, że po kręgosłupie kobiety przebiegł dreszcz. – Wiem, że nie lubisz kupnych, dlatego sam je zebrałem. – Wyjął zza pleców bukiet kwiatów.

Ten drobny, płynący prosto z serca gest sprawił, że policzki Ali oblały się rumieńcem. Ona również poczuła się jak nastolatka, zupełnie jak wtedy, gdy kolega z klasy zaprosił ją na studniówkę.

Zaskoczona i lekko onieśmielona, zerknęła na wiązankę. Krwawnik pospolity, kilka chabrów

i maków. Niby zwykłe chwasty, a jednak w tamtej chwili stały się warte więcej niż jakiekolwiek bukiety czerwonych róż przygotowywanych przez florystki.

– Dziękuję. – Tylko tyle była w stanie z siebie wydusić.

– Pięknie tu, prawda? Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nigdy wcześniej nie dostrzegałem piękna okolicy, w której mieszkam od tylu lat.

– Masz rację. Czasem po prostu warto zwolnić, usiąść gdzieś na polnym kamieniu i wpatrywać się w rosnące zboże. Mnie to uspokaja.

– Albo w kukurydzę – wtrącił mężczyzna, a po chwili oboje zanosili się głośnym śmiechem, wspominając historię swojego poznania. [...]

***

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top