Rozdział 1

Lexi

Byłam wzorem idealnej kobiety. Sukienka w kwiaty sięgała kolan, nienaganny koczek, delikatny makijaż oraz szeroki uśmiech przyklejony do twarzy, który powodował ból policzków. Ten uśmiech nie sięgał oczu, był tylko maską. Zakładałam ją codziennie rano, gdy wstawałam z łóżka. Odgrywałam przedstawienie przed własnym mężem. W jego oczach miałam być idealna, więc taka byłam. Chodząca perfekcja.

Szkoda tylko, że umierałam od środka. Każdy dzień spędzony w tym świecie pełnym obłudy i zakłamania, doprowadzał mnie na skraj szaleństwa. Sześć lat ciągłego udawania, walki samej ze sobą oraz dążenia do perfekcji, według standardów mojego męża. To w końcu mogło mnie wykończyć. Nikt przecież nie był tak silny, aby sprostać tym wszystkim nierealnym wymaganiom.

Każdego dnia spoglądałam w lustro i za każdym razem widziałam jak moja twarz się zmieniała. Ten ogień, który kiedyś był w moich oczach gasnął. Nie wiedziałam, ile jeszcze czasu pozostało, aż całkowicie się wypali, pozostawiając po sobie tylko zgliszcza.

Nie potrafiłam dłużej tak żyć.

Chciałam coś zmienić, ale czułam, że dla mnie nie było już ratunku. Nie miałam nikogo, kto wyciągnąłby rękę, dając wsparcie w tych trudnych chwilach.

Dzielił mnie już tylko krok od przepaści. Miałam ochotę go wykonać, rozłożyć ręce i skoczyć. Uwolniłabym się tym samym od tego przesiąkniętego złem życia, które zatruwało mój organizm dzień po dniu.

Codziennie zadawałam sobie pytania. Co się ze mną stało? Gdzie się podziała ta szalona dziewczyna?

Ciężko było mi się do tego przyznać samej przed sobą, ale nie znalazłam jeszcze odpowiedzi na te pytania. Może kiedyś mi się to uda. Może odnajdę w końcu to upragnione szczęście, które do tej pory omijało mnie szerokim łukiem.

Sześć lat temu, przed spotkaniem Erika, moje życie było zupełnie inne. Każdy dzień był walką o przetrwanie, o to czy miałam gdzie spać, co jeść, czy ktoś nie zabije mnie w ciemnej uliczce, co niestety w rejonach miasta w których mieszkałam zdarzało się dość często. Byłam jednak sobą, nikogo nie udawałam. Nie musiałam się bać, że zrobię coś nie tak, że niechcący kogoś urażę swoim prostackim, jak to Erik podkreślał zachowaniem.

Mimo ciężkich momentów, jakie w życiu doświadczyłam, byłam wtedy naprawdę szczęśliwa. Może chodziło o wolność, której teraz tak bardzo mi brakowało.

Nie pozostało mi już nic innego, jak tylko czekać, aż zdarzy się cud i przestanę w końcu wegetować. Choć miałam wrażenie, że w życiu nie czekało na mnie już nic dobrego.

Musiałam przestać w końcu myśleć o przeszłości, teraźniejszości, a przede wszystkim o przyszłości. Postanowiłam zafundować sobie chwile relaksu, dopóki byłam sama w domu i nikt nie stał mi nad głową, mogłam być choć przez chwile sobą.

Podeszłam do kredensu, a następnie wyciągnęłam butelkę wina i nalałam sobie kieliszek. Upiłam łyk, rozkoszując się smakiem, który pieścił moje podniebienie. Spojrzałam na etykietę, po czym uśmiechnęłam się, rozpoznając jedne z najlepszych win jakie Erik miał w swoich zbiorach. Wiedziałam co wybrać, miało się ten gust.

Byłam pewna, że mój mąż oszaleje, gdy zorientuje się, że je otworzyłam. Trzymał to wino na specjalną okazję. Według niego powinnam pić wino z kartonu za dwa dolary, a nie wino za kilka tysięcy, no bo przecież nie byłam godna takiego trunku.

Nalałam kolejny kieliszek, nie będę sobie przecież żałowała. Wiedziałam, że nie powinnam pić, ale ten raz w roku pozwalałam sobie na chwilę relaksu. W końcu mi się też od życia coś należało, nie tylko gary, sprzątanie i obowiązki w sypialni, które niestety do miłych nie należały. Gdyby Erik był jeszcze dobry w łóżku, mogłabym przymknąć oko na niektóre sprawy, ale niestety dla niego liczyła się tylko jego przyjemność, o mojej zapominał.

Oparłam się rękami oraz tułowiem o blat stołu, częściowo odciążając łydki. Tylko tak w tej chwili mogłam zmniejszyć ból, który zaczynał mi coraz bardziej doskwierać. Te piekielne szpilki w końcu mnie kiedyś wykończą.

Po chwili postanowiłam się zbuntować. Ściągnęłam buty, a następnie rzuciłam je w najdalszy kąt pomieszczenia. Liczyłam na to, że gdy Erik wróci do domu, potknie się o nie i zaryje zębami o kafelki. Zaczęłam chichotać, wyobrażając sobie jego minę, podczas próby podniesienia swojej arystokratycznej dupy z podłogi. Oczywiście zaraz by mnie ustawił do pionu, wygłaszając pogadankę na temat tego, że damy nie powinny rozkładać swoich rzeczy, gdzie popadnie. Szkoda tylko, że nie widział problemu u siebie. Jego skarpetki leżały dosłownie wszędzie, a ja niczym przykładna żona chodziłam po mieszkaniu i zbierałam je do specjalnego koszyczka. Nawet słówkiem nie mogłam napomknąć o tym, aby po sobie posprzątał. Przecież to on zarabiał na dom, ja byłam tylko służącą, która swoją pracą zarabiała na utrzymanie.

Westchnęłam ciężko, po czym odłożyłam kieliszek na stół. Chyba za dużo tego wina, musiałam być trzeźwa, aby zmierzyć się dzisiaj z Erikiem oraz z jego wymaganiami. Chociaż tak naprawdę miałam ochotę opróżnić całą butelkę, zasnąć i obudzić się za jakieś pięćdziesiąt lat, akurat wtedy, kiedy będę musiała pochować swojego męża, który ze starości wyciągnie nogi. Ten dzień będzie dniem mojej wolności, najwspanialszym w całym życiu. Zaproszę wszystkie przyjaciółki z kółka różańcowego i zaczniemy imprezę, której świat jeszcze nie widział. Będzie alkohol, dragi i seks. Oczywiście miałam świadomość, że dla niektórych pań będzie to ostatnia impreza w życiu, ale przynajmniej odejdą z tego świata w wielkim stylu. Jeszcze wiele lat po ich śmierci, będą wspominane jako te, które siedziały w areszcie za macanie policjantów, którzy próbowali interweniować, podczas libacji alkoholowej.

Kątem oka zerknęłam na zegar. Czas nieubłagalnie uciekał informując, że już za chwilę będę musiała podać kolację. Dzisiejszy dzień był wyjątkowy, to nasza szósta rocznica ślubu. Wszystko musiało być idealne, aby mój mąż nie mógł się do niczego doczepić. Chociaż znając jego naturę z pewnością coś wymyśli, aby mi dopiec. Wytykanie błędów, opanował do perfekcji, oczywiście był przy tym bardzo kreatywny. No, bo przecież niezaprzeczalnie to była moja wina, że poplamił sobie krawat winem oraz to, że serwetki znajdowały się po lewej stronie stołu, a nie po prawej tak jak lubił, jakby to miało jakieś szczególne znaczenie.

Zrezygnowana podeszłam do piekarnika. Przygotowałam ulubione danie mojego męża, kurczak faszerowany w ziołach. Miałam jednak ochotę spalić tego kurczaka na popiół, a resztkami rzucić w Erika. Złośliwy uśmiech pojawił się na moich ustach. Wiedziałam, że to tylko marzenia, ale to było jedyne co mi pozostało, tego nie mógł mi zabronić.

Kurczak był już prawie gotowy, akurat na czas, za chwilę miał wrócić do domu pan i władca. Gdybym spóźniła się z podaniem kolacji, śmiertelnie by się obraził i czym prędzej pognałby do mamusi na skargę. A ona tylko czekała na moje potknięcia. Jej jedynym zajęciem było zatruwanie mi życia. Miała satysfakcje, gdy mogła poinformować wszystkich na około, jaką to złą synową jestem. Jak to jej idealny synalek popełnił mezalians żeniąc się z dziewczyną z ludu. Jednak to co mnie najbardziej bolało, to próby swatania Erika z innymi kobietami. Może i nie miałam ciepłych uczuć do męża, ale oboje na palcach mieliśmy obrączki, a to do czegoś zobowiązywało. Moja teściowa jednak nie miała, żadnych oporów, przed podkładaniem mu pod nos kolejnych córek swoich przyjaciółek.

Minutnik, który ustawiłam zadzwonił informując, że już czas. Nałożyłam rękawice, wyciągnęłam szklane naczynie z piekarnika, a następnie położyłam je na blat. W tym samym momencie usłyszałam, jak otworzyły się drzwi wejściowe do mieszkania. Idealne wyczucie czasu. Ściągnęłam rękawice, by móc przywitać męża, tak jak on tego oczekiwał.

Niechętnie spojrzałam na szpilki, które były oznaką mojego buntu. Westchnęłam zrezygnowana, po czym sięgnęłam po nie, nakładając na bose stopy. Poprawiłam sukienkę i ruszyłam ku mojemu przeznaczeniu.

Gdy tylko wyszłam z kuchni od razu go dostrzegłam. Ściągał akurat marynarkę, po czym odłożył ją na wieszak obok lustra. Chwilę mu się przyglądałam. Nie był jakoś super przystojny, niski blondyn o szarych oczach. Kiedyś mi jego wygląd nie przeszkadzał. Zakochałam się w jego charakterze oraz w tym, że jednym zdanie potrafił mnie rozśmieszyć. Niestety dla mnie, ale bajka szybko się skończyła i książę przemienił się ponownie w żabę. I obojętnie, ile razy go całowałam, to nadal nią pozostawał.

Szybkim krokiem przemierzyłam korytarz, po czym stanęłam przed nim. Słyszałam jak moje serce przyśpieszyło i to nie było spowodowane motylami w brzuchu, a strachem, który odczuwałam w jego obecności.

– Witaj kochanie. – Pocałowałam go w prawy policzek, pozostawiając przy tym ledwo widoczny ślad szminki.

Przygryzłam dolną wargę zastanawiając się nad tym co miałam w tej sytuacji zrobić. Mogłam zetrzeć szminkę, a co za tym idzie oczekiwać pogadanki na temat malowania przeze mnie zbyt mocno ust, albo nic nie mówić Erikowi i liczyć na to, że tym razem mi się upiecze. Miałam tylko krótką chwilę, dlatego podjęłam jedyną słuszną w tym wypadku decyzję Postanowiłam przemilczeć różowy ślad na policzku.

– Lexi musimy poważnie porozmawiać. – Zaczął mówić Erik, spoglądając głęboko w moje oczy.

Poczułam płynące po plecach kropelki potu. Pierwszy raz, odkąd go poznałam, jego głos stał się odległy, zimny, pozbawiony jakichkolwiek emocji. Musiało stać się coś strasznego. Przełknęłam głośno ślinę, po czym zapytałam.

– Umarł ktoś? Twoja matka? – Mimowolnie na moich ustach pojawił się uśmiech, nie potrafiłam go powstrzymać. Wizja dogorywającej teściowej była naprawdę przyjemna. Chociaż wiedziałam, że nie powinnam cieszyć się z cudzego nieszczęścia, bo za karę to samo mogło mnie spotkać.

– Nie ciesz się tak. – Posłał w moją stronę groźne spojrzenie. – Moja mama ma się dobrze. Dzisiaj nawet zapisała się na pierwsze lekcje tenisa.

Szkoda, ten dzień naprawdę mógł być znośny i nabrać trochę kolorów.

– Mam ci coś do zakomunikowania, usiądźmy w salonie. – Rozkazał.

Ruszył przodem, a ja posłusznie za nim podążyłam. Czułam się jak owieczka prowadzona na rzeź. Miałam złe przeczucie co do tej rozmowy. Jednak wiedziałam, że w nie było żadnego sposobu, aby jej uniknąć. Erik postanowił rozmawiać, więc tak będzie. Moje zdanie się tu nie liczyło.

Wskazał mi ręką miejsce na kanapie, a sam usiadł w fotelu naprzeciwko. Patrząc na tą sytuację z boku, można było odnieść wrażenie, że było to spotkanie w sprawie pracy, a nie rozmowa dwójki zakochanych w sobie ludzi.

– Lexi powiem krótko. Pożyczyłem pieniądze od złego człowieka, a teraz domaga się spłaty długu w postaci ciebie.

Patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami. Mój mózg nie potrafił przetworzyć usłyszanych przed chwilą informacji. Czy on właśnie powiedział, że zostałam sprzedana, a moje ciało nie należało już do mnie, tylko do kogoś obcego?

Myślałam, że na swój pokręcony sposób Erik mnie kochał, że mu na mnie zależało. Przed ślubem przyrzekł, że będzie mnie chronił i nigdy nikomu nie pozwoli skrzywdzić. Miałam czuć się przy nim bezpieczna, liczyłam na to, że stworzymy szczęśliwy związek. Byłam naiwna wierząc w jego wyznania miłości. Marzyłam tylko o tym, aby moje życie się odmieniło, ale niekoniecznie w taki właśnie sposób, stając się czyjąś własnością.

Wpatrywałam się w męża z wyraźną niechęcią, moje dłonie nieznacznie drgały ze zdenerwowania, ale również z gniewu, który zaczynał ogarniać moje ciało. Od kilku minut słuchałam tego, jak moje życie miało teraz wyglądać. Erik był opanowany, mówił tak jakbyśmy rozmawiali o nowym dywanie do salonu, a nie o tym, że sprzedał mnie jak niechcianą zabawkę.

– Wiesz skarbie, że cię kocham. – Kłamał w żywe oczy.

Gdyby faktycznie mnie kochał, tak by nie postępował.

– Nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić – ciągnął dalej - dlatego musisz zrobić to o co cię proszę. Jeśli tego nie zrobisz, może ci się stać krzywda, a tego nie chcemy, prawda?

Wstał z fotela, a następnie ukląkł obok mnie. Szorstkim kciukiem pogładził mój policzek, wzdrygnęłam się na tę niechcianą pieszczotę, jednak się nie odsunęłam.

– Zobaczysz ten czas szybko zleci, wtedy będziemy mogli spojrzeć w przyszłość bez strachu. Może postaramy się o dziecko, co ty na to? – Uśmiechnął się, a do moich oczu napłynęły łzy.

Chciałam zostać matką, jednak Erik od samego początku naszej znajomości twierdził, że nie chce mieć dzieci. Pogodziłam się z tym, że nigdy nie doświadczę uroków macierzyństwa. Zrobiłam to dla niego, zrezygnowałam ze swojego marzenia, bo na początku wydawało mi się, że tworzyliśmy coś wyjątkowego. W tamtym czasie zrobiłabym dla niego wszystko. Byłam naiwna wierząc, że po ślubie zmieni zdanie na temat założenia rodziny.

Za to teraz, stał przede mną, patrzył prosto w oczy i bezczelnie kłamał. Był gotów spełnić moje marzenie, byle bym tylko zgodziła się na ten jego szalony plan. A planował mój koniec, byłam pewna, że nie wyjdę z tego cało.

Podniosłam się z kanapy, po czym zaczęłam rozglądać się po pokoju. W stresujących sytuacjach zawsze sprzątałam, niestety, ale tym razem nie miałam za wiele do roboty. Moją uwagę przykuły jednak poduszki, które krzywo leżały na kanapie, zaczęłam je po chwili poprawiać. Miałam świadomość tego, że dziwnie to wyglądało, bo kto normalny w sytuacji, w której świat mu się walił na głowę, zajmował się tak przyziemnymi sprawami jak układanie przedmiotów. Jednak mi to pomagało i nie miałam zamiaru z tego rezygnować.

Kątem oka zauważyłam Erika przyglądającego mi się z zaciekawieniem oraz z lekkim szokiem na twarzy.

– Lexi, co ty robisz? – zapytał, krzyżując ręce na piersi.

– Szukam twoich jaj – odpowiedziałam spokojnie, choć w środku cała się gotowałam. – Dawno ich nie widziałam, więc coś mi się wydaję, że je zgubiłeś.

Przewrócił oczami, ale nic nie odpowiedział. Dobrze dla niego, bo rozważałam morderstwo.

– Wiesz Erik? Tęsknię za nimi, może dam ogłoszenie do gazety, że ich poszukuję. Jak to brzmi? Jaja Erika Cartera zaginęły. Stęskniona żona czeka na nie w domu. Dla szczęśliwego znalazcy przewidziana nagroda.

– Nie dramatyzuj.

– Ja dramatyzuję?!– krzyknęłam. – Czy ty uważasz mnie za głupią?! – zapytałam.

Chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałam.

– Nie, lepiej nie odpowiadaj, bo jestem w takim wstanie, że mogę zrobić ci krzywdę!

Podniosłam głos, pierwszy raz w życiu odezwałam się do niego takim tonem. Zawsze byłam w stosunku do niego łagodna, przecież tak zostałam przez Erika wychowana. Miałam się go słuchać, bo inaczej mogłabym tego gorzko pożałować. Ale dzisiaj coś we mnie pękło. Koniec z ciągłym poniżaniem.

– Ile jesteś mu winien? – zapytałam już spokojniej. Musiałam się w końcu dowiedzieć na ile mój kochany mąż mnie wycenił.

– Kochanie, to nie jest teraz istotne. – Nerwowo przeczesał ręką włosy, niektórzy po takim zabiegu wyglądaliby seksownie, on niestety śmiesznie. – Musisz to zrobić, nie masz wyboru.

Zaczęłam nerwowo chodzić po pokoju, co chwilę spoglądając na mężczyznę, którego jak się okazało w ogóle nie znałam. Stał przede mną obcy człowiek, w skórze mężczyzny którego kiedyś kochałam.

– Wytłumacz mi to jeszcze raz, bo chyba coś nie zrozumiałam. Pożyczasz od jakiegoś niebezpiecznego typa pieniądze, nie masz, jak ich spłacić, więc proponujesz mu mnie w zamian za spłatę długu. Jeśli się nie zgodzę, to zrobi mi krzywdę. Ale przecież ja nic nie pożyczałam, to ty to zrobiłeś i to chyba tobie powinien zrobić krzywdę, nie mi.

Spojrzał na mnie, jakbym była szalona, chyba faktycznie byłam, skoro wyszłam za mąż za takiego idiotę.

– On doskonale wie, że jeśli ciebie skrzywdzi, to będzie dla mnie największa kara kotku.

Skrzywiłam się słysząc te czułe słówko. Erik najwidoczniej zauważył moją reakcję, jednak postanowił jej nie skomentować.

– Przecież kocham cię bardziej niż własne życie. – Kłamał.

Nie miał wstydu. Dupek.

Chciał mnie objąć, jednak nie pozwoliłam mu na to. Brzydziłam się nim, nie chciałam, aby dotykał mnie swoimi brudnymi łapami. W jego oczach dostrzegłam zdziwienie, które szybko zastąpił obojętnością. Zrobiłam krok w tył, aby zwiększyć przestrzeń między nami. Pragnęłam odgrodzić się murem od tego człowieka, który zaczynał przypominać mi coraz bardziej potwora.

– Przestań pieprzyć, martwisz się tylko o swoją dupę! – Znów podniosłam głos. – Nigdy mnie nie kochałeś, tylko mną manipulowałeś. Wytresowałeś sobie pieska, który na każde twoje skinienie przybiegnie merdając ogonem, ale teraz to się skończyło. Nie mam zamiaru sprzedawać swojego ciała, jeśli tak ci zależy na spłacie długu, to sam nastaw swój tyłek. Jestem pewna, że znajdą się na niego chętni!

Szok na jego twarzy w innych okolicznościach by mnie rozbawił, jednak teraz chciało mi się płakać. Musiałam jednak przełknąć gulę emocji formującą się w moim gardle i pokazać Erikowi, że byłam silną kobietą, która nie podda się bez walki.

– Kochanie, jak mówiłem wcześniej nie masz wyboru. – Strzepnął niewidzialny pyłek ze swojej koszuli. – Poinformowałem Eduardo o twoim przybyciu. Jest podekscytowany i nie może się już doczekać, aż ciebie pozna. Dużo mu o tobie opowiadałem – mówił to spokojnym głosem, jednak w jego oczach zobaczyłam czyste zło. Jak mogłam tego wcześniej nie dostrzec? Jak mogłam wierzyć, że mnie kocha? Idiotka, tylko jedno słowo przychodziło mi na myśl, gdy przypominałam sobie te wszystkie lata psychicznego znęcania.

– Po moim trupie. – Nie udało mi się powstrzymać słów, które opuściły moje usta. To było silniejsze ode mnie. Jakaś nieznana dotąd część mnie chciała mu się postawić. Czułam małą satysfakcję, że odważyłam się to w końcu zrobić po tylu latach.

– Na twoim miejscu nie pokazywałbym pazurków w obecności Eduarda. Lubi, gdy jego kobiety są uległe.

Moja ręka sama zacisnęła się w pięść. Po chwili wymierzyłam celny cios w zarozumiałą twarz Erika.

Gdy minął pierwszy szok, chwycił mnie za ramiona, po czym mocno ścisnął. Był wściekły, jego morderczy uścisk na pewno pozostawił ślady na mojej skórze.

– Puść mnie, to boli – załkałam.

Próbowałam się wyrwać, jednak on był silniejszy. Moje nogi ugięły się pod ciężarem jego twardego spojrzenia. Nie widziałam nic innego, tylko jego oczy, które były pełne złości, nienawiści i to wszystko było skierowane w moją stronę.

– Gówno mnie to obchodzi – wysyczał przez zaciśnięte zęby. – Gdyby nie to, że twoja buźka jest cenna, sprałbym ciebie tak mocno, że sama byś nie rozpoznała się w lustrze. Niestety Eduardo nie byłby z tego powodu zadowolony. Powinnaś być mi wdzięczna, że lata temu cię przygarnąłem i wychowałem na ludzi. Teraz pewnie byś sprzedawała swoje ciało na ulicy. Moja matka miała rację, przestrzegając mnie przed małżeństwem z tobą. Teraz żałuje, że jej nie posłuchałem. Jesteś nic niewartym śmieciem.

Jego ręce coraz mocniej zaciskały się na moich ramionach. Traciłam oddech z powodu bólu jaki mi zadawał. Musiałam go jakoś uspokoić, bo w tym stanie był gotów jeszcze bardziej mnie skrzywdzić.

– Ile czasu musiałabym u niego zostać?

Wyraźnie go zaskoczyłam. Byłam pewna, że nie spodziewał się usłyszeć ode mnie tego pytania. Na szczęście po chwili poluzował uścisk.

– W końcu przejrzałaś na oczy. Cieszę się. Nie walcz z tym, bo będzie bolało. Jeśli pogodzisz się z całą sytuacją, może będziesz nawet czerpać z tego radość. – Uśmiechnął się, a mnie zaczęło mdlić słysząc te słowa. Na pewno moim marzeniem nie było zostać niewolnicą seksualną dla jakiegoś chorego psychola.

– Z Eduardem nie doszliśmy do porozumienia w sprawie szczegółów twojego pobytu w posiadłości, ale – zawahał się – myślę, że nie potrwa to dłużej, niż kilka miesięcy.

Kropelki potu wystąpiły na moim karku. Z pewnością nie przeżyję kilku tygodni, a on tu mówił o miesiącach.

– Powiedz mi tylko jedno, po co ci były te pieniądze?

W końcu mnie puścił. Od razu zaczęłam masować ramiona, teraz byłam pewna, że pozostawił na moim ciele ślady swoich brudnych łap.

Podszedł do stolika, na którym leżała dzisiejsza poczta, zaczął ją przeglądać. Nawet nie spojrzał na mnie, gdy powiedział od niechcenia.

– Pożyczyłem je dla nas, na naszą przyszłość.

I to tyle. Myślałam, że rozwinie temat, ale on tylko stał przy stoliku i grzebał w tych głupich listach.

– Na naszą przyszłość? Nie rozumiem, wytłumacz mi to proszę. – Podeszłam do Erika, po czym położyłam dłoń na jego ramieniu. Spojrzał najpierw na mnie, a potem na moją rękę. Nie odsunął się.

Coś tu było nie tak, przecież nie brakowało nam pieniędzy. Erik bardzo dobrze zarabiał, miał również udziały w rodzinnej firmie.

– Chciałem zainwestować pieniądze w nowo powstające centrum handlowe – zaczął mówić. – Chciałem zapewnić nam spokojną przyszłość, abyśmy nie musieli tak ciężko harować. Niestety nie wyszło, deweloper okazał się oszustem. Zabrał mi wszystkie pieniądze. Nie odbiera ode mnie telefonów, a biuro, które wynajmował już nie istnieje. Zostałem wyrolowany. Uwierzysz w to? Ja wyrolowany. – Zaśmiał się gorzko

W sumie byłam zaskoczona, to zawsze Erik oszukiwał. Po części miałam satysfakcje, że ktoś w końcu dał mu nauczkę.

– Nie możesz pożyczyć pieniędzy od swojej rodziny? Jestem pewna, że nam pomogą, wystarczy tylko poprosić.

Próbowałam go przekonać do tego, aby skorzystał z pomocy swoich bogatych krewnych, przecież oni spali na pieniądzach. Żyli w luksusach, co roku wymieniali samochody na nowe modele.

– Chyba żartujesz – oburzył się. – Moja rodzina nie ma takich pieniędzy. A nawet gdyby miała, przecież nie mógłbym pozwolić na to, aby ktoś z moich bliskich spłacał moje zobowiązania. Jedyny sposób. aby spłacić Lopeza został ci już przedstawiony. Tym sposobem jesteś ty. – Posłał mi znaczące spojrzenie.

Widocznie byłam dla niego nikim, skoro to ja miałam spłacić jego dług. Wiedziałam, że nie przekonam go do porzucenia tego pomysłu. Musiałam uruchomić plan B, którego jak na razie nie miałam.

– Musisz go oczarować – kontynuował – w innym wypadku może się tobą szybko znudzić, a to nie skończy się dla ciebie dobrze.

– Nie wiem czy będę w stanie pójść z nim do łóżka – wyszeptałam.

– Kochanie, po prostu wyobrazisz sobie, że na jego miejscu jestem ja.

No to żeś, kurwa, wymyślił. Nie ma co, plan roku.

Wypuściłam głośno powietrze.

– Kiedy mam do niego pojechać? – Ledwo te słowa przeszły mi przez gardło, ale musiały w końcu paść, nie mogłam tego dłużej odwlekać.

– Najlepiej jak najszybciej. – Uśmiechnął się do mnie. – Powinniśmy jutro wyjechać, spakuj kilka najpotrzebniejszych rzeczy.

Cholera, nie miałam dużo czasu, aby wymyślić jakiś sensowny plan. Musiałam uciec, nie pozostawił mi wyboru.

– Dobrze zgadzam się. – Nie widziałam go jeszcze tak szczęśliwego jak w tym momencie, zachowywał się jakby wygrał na loterii milion dolarów. – Ale mam warunek.

– Jaki? – zapytał, przyglądając mi się podejrzliwie.

– Jak to wszystko się skończy dasz mi dziecko. – Wyraźnie się rozluźnił, posłał mi nieszczery uśmiech. Wiedział, że zależy mi na tym, aby zostać mamą i że zrobię wszystko, aby moje marzenie się spełniło.

– Tak kochanie, po wszystkim zostaniemy szczęśliwymi rodzicami. – Tak łatwo mu było kłamać.

Podszedł do mnie, po czym złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Nie odsunęłam się, bo wiedziałam, że to były nasze ostatnie chwile razem.

– To mamy umowę – odparłam, chociaż wiedziałam, że do niej nie dojdzie.

Spojrzał na zegarek, który nosił na lewym nadgarstku, jego ulubiony, prezent od mamusi.

– Dobrze kochanie, ja muszę wyjść na godzinę, pozałatwiać parę spraw przed wyjazdem. – Podszedł do drzwi, po czym w progu się do mnie odwrócił. Zmrużył oczy, zawsze tak robił, gdy się nad czymś głęboko zastanawiał.

– Ostrzegam cię Lexi, nie próbuj uciekać. Eduardo Lopez jest potężnym człowiekiem, zna odpowiednich ludzi, którzy znajdą cię bez problemu. Nie masz, dokąd uciec. – Po tych słowach wyszedł z mieszkania, zostawiając mnie samą.

Gdy tylko zatrzasnęły się za nim drzwi, ruszyłam biegiem do naszej sypialni. Miałam tylko kilka minut, aby opuścić to miejsce. Pośpiesznie wyciągnęłam z szafy torbę podróżną, po czym włożyłam do niej kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Wszystkie dokumenty miałam w torebce. Jedynie czego mi brakowało, to dużej ilości gotówki. Wiedziałam, że w domu nie było zbyt wiele pieniędzy, ale miałam jeszcze biżuterie, na razie musiała mi ona wystarczyć, potem pomyśle co dalej. Ściągnęłam znienawidzoną sukienkę i włożyłam jeansy, które kupiłam kilka tygodni temu na wyprzedaży w tajemnicy przed Erikiem. Gdybym miała czas, to na środku pokoju rozpaliłabym wielkie ognisko i spaliłabym wszystkie ubrania. Były symbolem mojej niewoli.

Wzrokiem powędrowałam w stronę komody, na której stało nasze ślubne zdjęcie, jako jedyne zostało oprawione, reszta leżała w pudełku na dnie szafy. Erik zawsze twierdził, że nie potrzebujemy zaśmiecać mieszkania naszymi zdjęciami i kazał mi je pochować, tak też uczyniłam, przecież nie mogłam mu się sprzeciwić.

Wyciągnęłam fotografie z ramki i chwilę jej się przyglądałam. Byliśmy tacy szczęśliwi, ja w prostej białej sukni, Erik w dobrze skrojonym ciemnym garniturze. Uśmiechaliśmy się do obiektywu, w naszych oczach można było dostrzec miłość. Co się z nami stało?

Zastanawiałam się, czy powinnam je ze sobą zabrać, aby przypominało mi moje stare życie. Po chwili zdecydowałam się je zachować. Wrzuciłam fotografię do torby, po czym wyszłam z sypialni. Ruszyłam do salonu, gdzie znajdował się sejf, a w nim moje kosztowności, prezenty od Erika. Miałam nadzieję, że znajdę również jakąś gotówkę. Ściągnęłam ze ściany obraz, za którym znajdował się bilet do mojej wolności. Kod to data urodzin jego mamy, Erik nie wiedział, że go znałam. Gdy podałam ostatnią cyfrę, blokada puściła i moim oczom ukazało się puste wnętrze.

Gdzie były wszystkie kosztowności? Nie mogłam uwierzyć w to, że wszystko zabrał. Nie miałam już nic, tylko obrączkę, pierścionek zaręczynowy i trzysta dolarów w gotówce, co niestety nie starczy mi na długo.

Usiadłam zrezygnowana na kanapie i zaczęłam płakać. Nie potrafiłam przestać, wielkie krople toczyły się po moich policzkach. Mój szloch pewnie było słychać u sąsiadów, nie przejmowałam się jednak tym. Moje życie się waliło i miałam prawo sobie trochę popłakać.

W końcu uświadomiłam sobie, że nie mogłam tak tu tkwić i czekać, aż Erik wróci i znajdzie mnie załamaną na kanapie. Wtedy to będzie mój koniec.

Sięgnęłam po telefon, który leżał na stoliku. Tylko jedna osoba mogła mi pomoc. W kontaktach odnalazłam numer, znaleziony przeze mnie kilka miesięcy temu w notatkach Erika. Nie miałam pojęcia, po co on go tam trzymał, skoro zerwaliśmy znajomość z Megan sześć lat temu.

Musiałam odnaleźć w sobie tyle odwagi, aby nacisnąć tą przeklętą zieloną słuchawkę i mieć nadzieję, że nie rozłączy się jak usłyszy kto dzwoni. Po trzech sygnałach usłyszałam jej głos.

– Tak, słucham?

– Cześć Megan, tu Lexi – wyszeptałam zawstydzona.

– Lexi? To naprawdę ty? Tyle czasu minęło, odkąd ostatni raz rozmawialiśmy. Co się stało, że dzwonisz? – spytała z wyrzutem w głosie.

– Mam kłopoty, potrzebuje twojej pomocy, wiem, że nie powinnam cię o to prosić, nie po tym co ci zrobiłam – zamilkłam. Miałam ochotę się rozłączyć, nie zrobiłam tego jednak.

– Lexi jesteś? – zapytała po chwili Megan.

– Tak jestem. Megan nie mam nikogo do kogo mogłabym się zwrócić o pomoc. – Próbowałam ukryć drżenie mojego głosu, niestety bez skutku.

– Wyśle ci adres, przyjedź jak najszybciej, pomogę ci. – Po tych słowach rozłączyła się. Po chwili otrzymałam obiecaną wiadomość.

Wstałam z kanapy, po czym ruszyłam korytarzem do sypialni. Moja torba leżała na łóżku, tam, gdzie ją zostawiłam, pociągnęłam za uchwyt i przewiesiłam ją sobie przez ramie. To były moje ostatnie chwile w tym mieszkaniu. Chciałam płakać nad swoim zmarnowanym życiem, lata spędzone z moim mężem, były jednym wielkim kłamstwem.

Ruszyłam do wyjścia i gdy tylko zamknęłam drzwi, zostawiłam za sobą również swoje dawne życie. I byłabym cholernym kłamcą, gdybym nie powiedziała, że pewna część mnie się z tego powodu cieszyła. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top