4. Niedoręczone zaproszenie


Miałem spokojną, wręcz idealną twarz, gdy spałem. Leżąc w swoim łóżku, mogłem w końcu odpocząć. Okrywała mnie miękka kołdra, a zasłony w oknach był zasłonięte więc do sypialni nie wpadało żadne światło.

Była trzecia w nocy, położyłem się dziesięć minut temu, zasypiając od razu.

Gdy wstałem, przetarłem twarz ręką. Powietrze owiewało moje gołe ramiona, a włosy opadały na ramiona. Były w nieładzie, co pewnie większość dziewczyn nazwałoby seksownym.

Musiałem wziąć prysznic, tego jednego byłem pewien.

Podniosłem się i w samych bokserkach, skierowałem swoje kroki do nowocześnie urządzonej łazienki.

Gdy byłem w drzwiach, odezwał się mój telefon który zostawiłem n a stoliku nocnym.

Był czwartek. Pierwszy dzień od wielu tygodni, kiedy miałem w końcu WOLNE. Żadnych spotkań, konferencji, żadnej papierologii do wypełnienia. Byłem z tego faktu bardzo zadowolony.

- Jeśli to telefon z biura, to rzucę nim o podłogę - kląłem w myślach, nim spojrzałem na wyświetlacz.

Dzwonił ktoś z obcego numeru.

Nieco zdziwiony, odebrałem.

- Słucham - powiedziałem uprzejmie.

- Harold? Harry, to ty? - odezwał się kobiecy głos.

W pierwszym momencie nie wiedziałem do kogo należy. Jednak potem przypomniałem sobie że istnieje ktoś taki jak Valencia Styles, córka mojej matki. Siostrą nie nazywam jej już od dawna.

- Tak, cześć Val - powiedziałem jak gdyby nigdy nic, nie chcąc dać jej do zrozumienia że nadal pałam do niej nienawiścią. I co ciekawe, wiedziałem że ona zachowuje się teraz w ten sam sposób.

- Harry, dzwonię by poznać odpowiedź. Rozumiem, że możesz być zapracowany, że masz pewnie sporo na głowie, ale dla rodziców to by dużo znaczyło gdybyś...

- Czekaj, zaraz... jaką odpowiedź? - spytałem, już całkiem nie wiedząc o co chodzi. Dzwoni do mnie, nagle po tylu latach...

- Nie dostałeś zaproszenia?

- Jakiego znowu zaproszenia? Nic nie dostałem - Powiedziałem, dopiero potem przypominając sobie o kopercie z listem, którą przyniosła Anette.

- Nie miała twojego adresu więc wysłałam do firmy, może sie gdzieś zawiruszyło...

- Przykro mi, nic nie dostałem - powiedziałem, nie chcąc ujawnić że miałem gdzieś jej głupie listy.

- No trudno... Wysłałam ci zaproszenie na mój ślub. Za dwa tygodnie, na Bahamach.

- Bahamy? Co tak daleko? - spytałem, wiedząc że Valencia mieszka w Braintree, małym mieście niecałe dwie godziny drogi od Londynu.

- Wiesz, że ciągnie mnie w świat.

- Słuchaj, naprawdę nie wiem czy dam rade... - odparłem.

- Harry, rodzice tak się ucieszą... - nalegała siostra.

Westchnąłem cicho. Dobra, potem najwyżej jakoś się wymigam.

- Dobra, przyjdę. Prześlij mi potem szczegóły smsem.

- Wspaniale. Dziękuje Harry.

Gdy skończyliśmy rozmawiać, zacisnąłem usta i poszedłem w końcu pod prysznic.

Czułem, że źle postępuje okłamując siostrę, ale jeśli pójde na to wesele, zrobie to tylko dla rodziców.

Ubrałem luźne dżinsy i podkoszulek, gdy już się umyłem i zmyłem z siebie resztki zmęczenia w postaci potu. Wypiłem kawę, zjadłem śniadanie które przygotowała gosposia. Przyszła w dobrym momencie, wcale nie miałem ochoty na robienie gofrów. A ta pani doskonale wie, jak mnie uszczęśliwić.


Co myślicie o rozdziale? Podoba wam się jak narazie to opowiadanie?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top