30. Co powiesz na randkę?


Otworzyłem zaspane oczy, nie wiedząc dokładnie czy znajduję się na jawie czy nadal śnię. Bo przysięgam że jeszcze przed chwilą obok mnie na łóżku siedziała przepiękna brunetka.

Siedziała, to raczej złe słowo. Cały mój dzisiejszy sen przesiąkał erotyzmem, jakbym znał na pamięć większość pornoli w internecie.

Pierwszy raz tej nocy przyszła do mnie do sypialni jako Kobieta Kot. Miał maskę jak Ariana Grande na jednej z okładek swoich płyt. Lateksowe legginsy i gorset z koronkami. Uderzyła mnie batem, szeptała do ucha, chciała bym błagał o litość. Potem weszła do łóżka, objęła mnie i z zadziornej kocicy przemieniła się w moją Sonię. W tą delikatną dziewczynę, z którą mógłbym rozmawiać godzinami na plaży. Usiadła obok mnie, położyła swoją dłoń na mojej, wtuliła twarz w moją klatkę piersiową. Delikatnie mrużyła oczy... A ja wiedziałem jednak że to wszystko mi sie śni.

Przecież nigdy nie będzie tak pięknie. Ona ma swoje życie. Może nawet ma już rodzine?

Wstałem z łóżka. Za oknami świeciło już słońce, a zraszacze na trawniku za domem zabrały się do pracy. Trawa miała piękną zieloną barwę, podobnie jak liście na palmach widocznych u sąsiadów.

Na szczęście, była sobota.Dotarło to do mnie dopiero gdy spojrzałem na zegarek, zobaczyłem że jest południe, a potem spanikowałem że nie poszedłem do pracy.

Na telefonie miałem kilka nowych smsów od Dorseya. Postanowiłem zadzwonić. Jednak, dopiero po szybkim prysznicu, mocnej kawie i kilku tabletkach Vicodinu.

Siedziałem wtedy na kanapie za domem, na tarasie wyłożonym płytkami. Na stoliku obok stała misa z owocami. Obserwowałem ją, czekając aż mój nowy znajomy odbierze ten cholerny telefon. Miałem do niego kilka pytań, ale wiedziałem że najpierw będe musiał się tłumaczyć. 

- Gdzieś ty sie wczoraj urwał, Styles? Wyleciałeś jak z procy! - usłyszałem w końcu trochę spanikowany głos Dorseya. Mogłem wyczuć że wczoraj zląkł się kiedy nie znalazł mnie w pobliżu knajpy a potem nie odbierałem telefonu.

- Słuchaj, to głupia historia. Chodzi o... O tą dziewczynę z baru.

- Dziewczynę z baru mówisz?! Styles! Harry, ja tam znam wszystkie! - ekscytował się - Którą chcesz? Większość z nich jest ze mną po imieniu a ich numery mam w komórce.

I to był ten moment kiedy zacząłem sie zastanawiać co Dorsey robi w Comcascie. Przecież jest zbyt wygadany i energiczny żeby lenić się cały dzień bo u nikogo nie ma awarii internetu.

- Jedną konkretną mam na myśli. Ciemne włosy, podeszłą wczoraj do nas zanim... zanim mi odbiło - stwierdziłem szczerze, podpierając czoło dłonią i czekając na odpowiedź. 

- Sonia? O Sonię tyle krzyku?! - powiedział głośniej Dorsey.

- Tak, znam ją ale nasze drogi... rozeszły się zbyt szybko. Masz na nią jakiś namiar czy coś?

- Wyślę ci smsem numer. Osz ty, ale akcja. Zakochałeś się w striptizerce...

Dorsey szybko się rozłączył, ja pyrgnąłem telefon na kolana. Striptizerce, mówił serio?

Widziałem jak dziewczyna sie rusza, ale gdy kumpel nazwał ją striptizerką, poczułem że przyrównuje ją do tej zgrai małolat z baru. Że Sonia jest dziwką, inaczej mówiąc.

Nie jest, napewno nie jest.

Czekając na sms, zacząłem się zastanawiać, co ja właściwie mam zrobić? Przecież nie zadzwonię i nie powiem "Cześć, tu Harry. Poznaliśmy się rok temu na plaży na Bahamah i sie w tobie zakochałem. Co powiesz na randkę?"

Jeszcze raz przepraszam za tą nieobecność. Mam nadzieje że rozdział wam sie podoba.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top