28.Moja Sonia
Klub Playmates znajdował się 10 minut autem od mojego domu. Co ciekawe, jego okolica przypominała slumsy, a myślałem że całe South Gables to obszar... luksusowy.
Pojechaliśmy tam taksówką. Ja, Dorsey, i niższy od niego oraz łysy, Carol. Myślałem, że idziemy na drinka, albo piwo. Jednak, na miejscu od razu poczułem klimat lokalu i gorącą atmosferę.
Dorsey uczesał włosy i zamienił robocze ciuchy na marynarkę i krawat. Ja, mimo codziennych ciuchów nie prezentowałem się gorzej więc amatorska "ochrona" bez problemu wpuściła nas do środka.
Już na wejściu, usłyszałem krzyki pijanych o godzinie szesnastej klientów. Byli nimi faceci w garniakach i z wypchanymi portfelami. A pieniądze rzucali na podświetlane podesty z rurami...
Dziewczyny. Tańczące, zauważyłem z 7 stanowisk, każde oblegane przez napalonych bogaczy.
Przechodziłem między niskimi stolikami, kierując się za Dorseyem, do baru który podświetlał różowy neon. Na ścianie za barem, zauważyłem półkę zapełnioną wieloma, nawet najdroższymi, alkoholami. Dało mi to do myślenia, że może to nie jest zwykł burdel. Może to jakiś rodzaj ekskluzywnego strip clubu...
Nigdy nie chadzałem do takich miejsc, dlatego czułem się tutaj nieswojo.
- Dorsey - zaczepiłem mężczyznę. Odwrócił się, a ja spojrzałem w jego nieogoloną, postarzoną gdzieniegdzie zmarszczkami twarz. Był starszy ode mnie o jakieś 20 lat.
- Co tam, Harry? - spytał, opierając plecy o blat baru. Musieliśmy czekać, bo żadnego barmana nie było akurat na stanowisku.
- To są... dziwki? W sensie, tylko tancerki czy...
- A co ci do tego? Spójrz tylko na nie - Mężczyzna objął mnie ramieniem za szyję. Był już rozluźniony, nawet za bardzo. Nie krępował się wciągnąć biały proszek nim tu weszliśmy.
Każdy ma jakieś uzależnienia. Ja, swoich już się pozbyłem. Nie palę od ponad półroku, a przynajmniej nie nałogowo. Raz na jakiś czas.
Z Dorseyem, obejrzeliśmy klub jeszcze raz dokładniej. Przeszliśmy się, a on, cały czas trzymał mnie w uścisku jakbyśmy znali się kilka długich lat. Pokazywał mi dziewczyny. O każdej miał coś do powiedzenia, znał imiona, ksywki. Pomyślałem, że jest tu zapewne częstym gościem. Ale... za pensję z Comcastu? Stać go?
Dziewczyny miały różnorakie stroje. Od takich, przywodzących na myśl pewną serię książek o napalonym milionerze i studentce dziennikarstwa, po zwykłe koronkowe majtki i biustonosz. Te drugie bardziej przykuwały moją uwagę.
A na twarzach, mimo tony makijażu, u każdej można było zobaczyć coś innego. Niektóre tańczył bo tańczyły. Bo musiały. Dla jednej, młodszej niż 20 lat, był to chyba rodzaj buntu, bo laska mega wczuwała się w wyginanie ciała do rytmu. A faceci ślinili się, nie widząc że to byłą jeszcze tylko nastolatka.
Dorsey pokazał mi klub, a gdy już udało nam się zamówić drinki, siedliśmy przy jednym z podestów. Nad nami, tym razem bez rury, spacerowała dziewczyna w gorsecie. Seksownym, z klamrami. Miała wysokie szpilki i bardzo długie nogi.
Zerknąłem na nią, jednak... To chyba nie jest rozrywka dla mnie. Dorsey i Carl byli w swoim żywiole, ja po prostu siedziałem i obserwowałem z neutralną miną.
- Czy potrzebują Panowie czegoś jeszcze? - odezwał mię głosik nad moją głową.
Spojrzałem, stałą nade mną dziewczyna. W czarnej bokserce, szortach i butach na obcasie. Wymalowana, blondynka...
- Nie, Sonia, dzięki. Pozdrów szefa - odparł Dorsey. A ja, jak zahipnotyzowany patrzyłem na tą dziewczynę, bo wydawało mi się że znam ją doskonale.
Przecież, to niemożliwe...
Sonia? Moja Sonia?
No... Jak zachowa się Harry? Czy porozmawia z ukochaną? Czy może odpuści?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top