25. Zaprzeczenie prezesa
Poniedziałkowy poranek nadszedł szybciej niż myślałem. Wstałem pełen energii i dobrego nastawienia, wypiłem szybką kawę a potem spędziłem kilka dobrych minut na wyborze stroju...
Dawno nie musiałem ubierać się elegancko. Zważając na klimat Miami nosiłem szorty i zwykłe tshirty. Odzwyczaiłem się od formalnego dress-code'u.
Ale może w takich ciuchach jest mi właśnie do twarzy? Bądź co bądź, w garniakach i cwaniaczkach spędziłem ostatnie... 8 lat mojego życia? Nie pamiętam dokładnie, i nie za bardzo chcę mi się wracać pamięcią do tamtego, wycieńczającego okresu mojego życia.
Zauważyłem to dopiero teraz. Jak bardzo odżyłem odkąd zostałem zwolniony. Ile mam czasu, choć wiadomo że teraz muszę być i panem domu i kurą domową, ale i tak czuję się w niebo lepiej. Moje zdrowie się poprawiło, nabrałem też trochę mięśni bo wróciłem do codziennego biegania nad zatoką.
Moje BMW zaparkowałem w niezbyt imponującym miejscu. Zdążyłem już nawet ocenić, że w tej firmie nikt nie ma imponujących zarobków. Najnowszy rocznik spośród aut zaparkowanych na miejscach dla pracowników to... 2005?
Moje auto wyróżniało się, to pewne. Comecast nie miał też imponującej siedziby. Parking mieścił może dwadzieścia aut,a był jedynie ogrodzonym siatką placem. Budynek w białym kolorze,parterowy, otoczony zaparkowanymi pojazdami, które jeżdżą do awarii słupów telefonicznych.
Wszedłem do budynku, już wiedząc że luksusów nie mogę sie tam spodziewać.
I tak też było. Po przejściu małego korytarzyka zobaczyłem biurko, szafkę z segregatorami oraz dwie pary drzwi w tym małym przedsionku.
Na drzwiach po mojej prawej, widniała tabliczka z nazwiskiem prezesa, z którym rozmawiałem już wcześniej. Na lewo od pokoiku za to, było pomieszczenie w którym siedzieli pracownicy techniczni kiedy nie było żadnych awarii. Pewnie gdzieś jeszcze były skłądziki gospodarcze, toalety itd. Ale nie szukałem tego, tylko zapukałem do drzwi prezesa.
Nazywał się Lawrence Garcia. Nie miał gustu ani szczypty klasy w sobie. Gdy wszedłem do pokoju, znów miałem wrażenie że nie rozmawiam z prezesem tylko jakimś jego... złym bratem?
Garcia był otyły,mrukliwy i łysiejący. Te trzy przymiotniki do niego idealnie pasowały. Siedział akurat z nogami na biurku i kręcił papierosa z taniego tytoniu.
- Pan... Pan Harry Styles? - rzekł mężczyzna, nawet nie patrząc na mnie. Siadłem na jednym z dwóch foteli z oszukanej skóry,czekając aż ten... ruszy się z miejsca.
Nie wzbudzał we mnie ani grama sympatii. Wiedziałem że firmy telefonicznej nie można porównywać z moim ogromnym przedsiębiorstwem ale myślałem że każdy prezes ma w sobie smak, klasę... wiecie...
Bo ten człowiek to zaprzeczenie prezesa!
Garcia zwlókł się niechętnie z fotela. Jego tusza już chyba zaczynała utrudniać mu chodzenie. Wyglądałem przy nim jak kołek, o który gdyby się oparł, przewróciłby od razu.
Moim stanowiskiem okazało się być to stare biurko. Zdziwił mnie fakt że nie mieli tam komputera i szef wymagał ode mnie przyniesienie własnego. Nie chciałem się z nim sprzeczać, ale gdybym nie ugryzł się w język...
Ta firma chyba całe pieniądze przeznacza na... jedzenie dla szefa. Komputera nie zauważyłem też na jego biurku, co wydało mi się równie dziwne.
- Co to jest? - zastanawiałem się, siedząc już na krześle. Czekałem n pierwsze polecenia, kiedy prezes wyszedł zapalić.
Nie czułem się dobrze w tej firmie. Ja ubrałem garnitur, a prezes lata w dresach i wyciągniętej koszuli. Ja chudy i przystojny, prezes... grubo po 60-tce i do tego obleśny.
Czy aby napewno nie pomyliłem adresów? Czy to jest to moje lepsze życie?
Czy Harremu zmiany w życiu wyjdą jednak na dobre? :) Gwiazdkujcie i udostępniajcie to opowiadanie, dzięki :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top