20. Nieśmieszny żart
- Że co, proszę? – zdziwił się szofer, kiedy wieczorem kazałem mu pojechać do klubu Fabric, na ruchliwej i pełnej gwaru Chanterhouse Street, gdzie znajdowało się wiele lokali rozrywkowych. Klimat ulicy łączyć rozrywkę z typową londyńską architekturą i cegłą, która chyba powinna znaleźć się na wizytówce miasta... Wszędzie jest, gdzie nie spojrzysz...
Trochę czasu minęło, nim tam dotarliśmy. Wyszedłem z biura o dwudziestej trzeciej, zostawiając jeszcze kilka spraw na jutro. Dziś, postanowiłem spędzić piątek tak jak robi to większość młodych ludzi w Londynie. Wyszukałem listę najlepszych klubów nocnych w mieście i wybrałem Fabric. Na tej samej ulicy mieściły się jeszcze Reina i The Hope, ale tamte lokale postanowiłem zostawić na inne piątki. Doszedłem do wniosku, że zabawa to też ważny element życia.
Wszystkie budynki na tej ulicy były typowo londyńskie i bardzo stylowe. Gdyby nie szyldy, nikt nie powiedziałby że jest to dzielnica klubów i barów. Auto zaparkowało, a ja wychodząc, powiedziałem szoferowi że zadzwonię kiedy będę go potrzebował. Ten uśmiechnął się, co ostatnio robi coraz częściej.
Zmieniłem swoje otoczenie i ludzi wokół siebie, z czego jestem bardzo dumny.
Jednak... Drinki mieli tam aż tak dobre, że wsiąknąłem w tę atmosferę i muzykę. Nie przeszkadzał mi ani tłum ludzi, ani techno i house. Piłem jeden kieliszek za drugim, ciągle się uśmiechając.
Żyłem pełnią życia, w końcu.
Rano... obudziłem się nagi, na kanapie w salonie, a moje ciuchy leżały w korytarzu do sypialni... Nie pamiętałem co robiłem, ani dlaczego zrezygnowałem ze spania w łóżku.
Wstając z kanapy, usłyszałem pukanie do drzwi. Przez ból glowy, bardzo mnie to irytowało, a że nikogo nie zapraszałem o tak... wczesnej porze, odrobinę dziwiło.
Otworzyłem drzwi. Gdy to zrobiłem, musiałem wyglądać jakbym zobaczył ducha.
Mój ojciec stojący za drzwiami także, bo ostatnio widział mnie w garniturze a nie w samych bokserkach!
- Tato?! Co ty tu robisz? – krzyknąłem. Ojciec był jedną z ostatnich osób jakich się spodziewałem. W gruncie rzeczy, do mnie w ogóle nie przychodzą goście i nigdy się nikogo nie spodziewam...
- Wyglądasz jak menel, Harry... Coś ty robił? – zapytał mężczyzna. Jego zmarszczona twarz i siwe włosy wyglądały na pewno lepiej niż ja. Był elegancki, nawet w sobotę kiedy normalnie ma wolne i nie musi się niczym przejmować.
- Nie ważne... Wejdź – powiedziałem z grzeczności, choć miałem ochotę zostać sam. Rzadko rozmawiamy, dlatego sytuacja była dla mnie nieco dziwna.
Pojawia się znikąd i to jeszcze w tak niekorzystnych okolicznościach?
Szybko ubrałem pierwsze lepsze ciuchy. Eleganckie spodnie z wczoraj, i koszulę którą miała uprasować dziś gosposia, bo ostatnio pyrgnąłem ją na fotel...
Siadłem z ojcem w salonie, wypiliśmy kawę. Luźna rozmowa nagle zmieniła tory, gdy zaczął:
- Słuchaj, ja właściwie, przyjechałem by o czymś z tobą porozmawiac...
Ton głosu ojca się zmienił. Czekałem w skupieniu... Może chce mi oddać udziały w swojej drugiej firmie? Albo... w końcu zacznie gadkę o wnukach i ustatkowaniu się?
- Jak wiesz, jest nowa kandydatka na fotel prezesowski...
- Tak, spotkałem ją ostatnio... - mruknąłem. Nie ma obaw, ta szczapa nie zabierze mi mojego stołka, pomyślałem.
- To jest pani Morris, Angelina Morris... I ta właśnie osoba zostanie nowym prezesem. Ty powinieneś zacząć planować swoją przyszłość, ja chciałbym w końcu zostać dziadkiem...
Ojciec uśmiechał się, kontynując, a ja miałem nadzieję że to jakiś nieśmieszny żart.
Jak się potem okazał, niestety nim nie był.
I tak kończy się pierwsza część opowiadania :) Mam nadzieję, że wam się podobała. Odczekam chwilę, zanim wezmę się za pisanie drugiej. Ale pytanie do was, chcecie ją w tej książce, czy już jako oddzielne opowiadanie? Dzięki, że to czytacie. Do zobaczenia niebawem :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top