17. Dlaczego życie przeleciało mi już przez palce?


Podczas przerwy na lunch, jak zwykle poszedłem do Rocket, restauracji oddalonej niewiele od mojego biurowca. Jednak tym raz, nie pochłonąłem całego posiłku w ciągu pięciu minut...

żułem kawałek mięsa w aksamitnym sosie i delektowałem się jego smakiem. Nie spieszyłem sie, choć ciężko było mi to robić. Już widziałem oczyma wyobraźni, jak zasiadam za laptopem i znów zaszywam się w pracy.

Kelnerka przyniosła mi rachunek. Zapłaciłem po posiłku i wyszedłem, kierując się w stronę biura. Jednak, mijając ogromną fontannę na placu, zatrzymałem się na moment. Instalacja, znajdująca się na niej była metalowa, skomplikowana i przyciągała wzrok przechodniów którzy robili zdjęcia.

Też dostrzegłem jej piękno. Nigdy nie zajmowałem się architekturą i nie zwracałem większej uwagi na otoczenie. Jedynie niektóre widoki na Hawajach sfotografowałem, by potem umieścić je w ramkach w mojej sypialni.

Zrobiłem zdjęcie tej fontanny i poszedłem dalej, wtapiając się w tłum ludzi w garniakach i kobiet z wyższych sfer społecznych.

Dzielnica, w której znajduje sie moje biuro, jest takim biznesowym centrum Londynu. Jest to naprawdę wyspa, na którą jedzie się mostem a siedziby tutaj mają tutaj min. bank HSBC.

Wszystkie budynki są wielkie, mają przeszklone okna a od nowoczesnego klimatu nie da się tu uciec. Nawet zieleni jest mało, na co zwróciłem uwagę dopiero teraz kiedy uwolniłem swoje myśli od stresu.

Nie paliłem już drugi dzień. Postanowiłem zatrzymać ten stan i skupić się teraz na odbudowaniu siebie. Cierpiałem w środku, ze zmęczenia i braku czasu dla siebie. A jest niedziela, obowiązki służbowe mam już pozałatwiane...

Także, będąc już przy biurze, zadzwoniłem po szofera. Zjawił się niedługo potem, zdziwiony że wzywam go tak wcześnie. Była trzynasta, a zwykle wyciągam go z łóżka o trzeciej w nocy, żeby zawiózł mnie z firmy do domu.

Na jego pytanie "Coś się stało?", odpowiedziałem tylko uśmiechem. Rzadko kto kiedykolwiek widział mnie z uśmiechem na ustach.

Gdy jechaliśmy, ja byłem zapatrzony w okno. Obserwowałem ludzi. Zwykłych mechaników, kobiety dorabiające jako sprzątaczki czy kucharki, dzieci wracające ze szkoły. Byli tacy normalni. Ja, rzadko kiedy rozmawiam z człowiekiem zarabiającym rocznie cztero-pięcio cyfrową sumę. Zwykle, są to miliony jak w moim przypadku.

Ale ostatnio zacząłem mieć tego wszystkiego dosyć.

Samochód jechał powoli. Poleciłem szoferowi, by zabrał mnie do Hyde Parku. Na krótki spacer, by poobcować z naturą.

Przemierzając Londyn, zwracałem uwagę na szczegóły. Nikogo nie zadziwiała aura, która w tym mieście niezmiennie jest szara, ale ja na przykład zwróciłem uwagę na wiele mijanych stacji metra.

Tłoczyli się przy nich ludzi. Biegali, przepychali się. Starsi, młodsi, byli w wyścigu szczurów na przegranej pozycji. Dlatego, musieli harować po szesnaście godzin dziennie by wyrobi normę i zapewnić rodzinom byt, gdy sami byli przemęczeni i ledwo dawali radę rano wstać.

Spoglądałem na te szopki z politowaniem. Kobieta spieszyła się na pociąg,  taszcząc walizkę za sobą. Emeryt w Hyde Parku spokojnie siedział, czytając Times'a. Dzieci bawił się na placu zabaw, niczym sie nie przejmując.

A ja stałem na środku placu, przy fontannie... I zastanawiałem się, dlaczego życie przeleciało mi już przez palce...


Cześć. W tym rozdziale, mamy rozterki Harrego i jego "próby" powrotu do normalności. Czy mu się uda? Do końca pierwszej części opowiadania zostały dwa rozdziały...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top