13. Życie w biegu


Kolejny przepełniony pracą dzień. Byłem na nogach od szóstej nad ranem, co u mnie już było cudem bo zwykle zrywam się o czwartej, trzeciej, by móc ogarnąć wszystko.

Poranek zleciał niewiadomo kiedy. Szybka kawa w limuzynie, podczas jazdy do pracy. Rozmowa z szoferem, jak zwykle zajmująca i ciekawa.

Lecz kiedy byłem już w swoim gabinecie, opadałem z sił. Kawa nie zdążyła zadziałać, a na biurku znalazłem już stertę papierów przyniesioną przez Anette...

Westchnąłem, będąc sam w pomieszczeniu. Zdecydowałem się przez najbliższe dziesięć minut nie dotykać papierów.

Siadłem na kanapie i spoglądałem na ten stary gramofon. Wróciły wspomnienia z dawnych lat.

Za dzieciaka, często z tatą jeździliśmy do dziadka. Znałem go jedynie przez jakieś 6 lat mojego życia. Jego śmierć pamiętam jak przez mgłę, już nie mówiąc o tym, że dowiedziałęm się nieco później, że zmarł. Okazało się, że rodzice ukrywali przede mną ten fakt. Gdy byłem już nastolatkiem, zapytałem mamę "Dlaczego?".

Stwierdziła, że uważali że jestem za mały by wiedzieć o śmierci, wiedzieć że istnieje i że ludzie odchodzą.

Głupia teoria... Przecież nie da sie o tym nie wiedzieć!

Po dziadku Edwardzie został tylko ten stary badziew. Mieszkanie sprzedano, resztę pamiątek rodzinnych też. A rodzinne zdjęcia są w mieszkaniu rodziców, na wschodnim wybrzeżu Anglii.

Swoją drogą, mógłbym kiedyś się do nich wybrać. Tak, na obiad, w którąś niedziele, kiedy będe miał więcej czasu.

Tak, Harry, pomarz sobie...

Ze zrezygnowaną miną, spojrzałem jeszcze raz na dokumenty...

- Ktoś musi to zrobić... - stwierdziłem w końcu, z wielką niechęcią wstając.

Przecież nie ucieknę od pracy. Spałem ponad 8 godzin, co stanowi jak narazie mój rekord! A i tak czuję sie ledwo żywy, jak zwykle. Widać nawet więcej snu, w moim przypadku nie robi większej różnicy.

Pracowałem do południa, kiedy to wypadała moja, zaksięgowana w dokumentach "przerwa na lunch". Choć i tak, siedząc w knajpie, tej samej co ostatnio, nadal planowałem swój wieczór. Postanowiłem też wysłać szofera, aby na kolację przywiózł mi owoce morza z restauracji w centrum.

Tak. Owoce morza, wino... i praca spędzająca sen z powiek.

Na lunch przegryzłem zwykłą kanapkę. Szczerze, nawet nie pamiętam co zamówiłem. Podałem kelnerce po prostu pierwszą lepszą pozycję w menu, bo przed oczami miałem stawki zapisane na papierach i to, ile moja firma znów jest w plecy.

Bo jest kryzys. Chwilowy, potrwa do dwóch tygodni, do czasu kiedy nie podpisze się nowych umów z klientami.

Czy stresowałem się takimi sytuacjami? Mam lokaty w bankach i sejf z pieniędzmi w mieszkaniu, własnie na takie sytuacje. Gdybyśmy splajtowali,co jest w gruncie rzeczy nierealne, miałbym gotówkę na przetrwanie minumum 10 lat bez pracy.

Ale nawet nie chce sobie tego wyobrażać.

Otarłem usta serwetką. Miałem mieć pół godziny przerwy, jednak  na lunchu spędziłem ledwie 10 minut.

Żyję w biegu i nic na to nie poradze. Ale można sie przyzwyczaić, choć stres często potrafi wykończyć.


Hej. Jak u was ze szkołą, do której klasy idziecie? I jak ostatnie dni wakacji? :)


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top