2. Współpraca

Niecałą.. może i całą godzinę później, może więcej... Usłyszałam kroki za drzwiami i ten sam rozbawiony głos. Najwyraźniej był radosny z jakiegoś powodu. Drzwi od pokoju otworzyły się, a w ich progu stanął ten sam typ, Entity303. Ent (bo tak mówię w skrócie) podszedł do krzesła mierząc mnie wzrokiem z uśmiechem.

-No i jak? Zadecydowałaś?- Zapytał badając mnie wzrokiem, po czym rozsiadł się wygodnie na krześle jak wcześniej, oparciem do przodu.

-T-Tak...- Zająkałam się - N-Nie mam innego wyboru... w-więc będę z tobą współpracować- powiedziałam spuszczając głowę by nie widział w moich oczach łez i strachu.

Ent tylko się uśmiechnął i zarechotał przeraźliwie. - Grzeczna dziewczyna... - Po czym podszedł do mnie wyciągając swój Bedrock'owy miecz.

-C- Cc chcesz zorbic!?- Wystraszyłam się, myślałam ze chce mnie zabić.

-Spokojnie, postaram się być.... jak to wy mówicie? "Delikatny"...- po tych słowach Entity wykonał na mojej twarzy i rękach kilka drobnych cięć, ale na tyle głębokich żeby krew leciała dopóki nikt mi tych ran nie opatrzy. Zrobił też kilka siniaków i otarć. Jęknęłam z bólu ale starałam się nie ruszać.

-No, to teraz będziesz wyglądać wiarygodnie. - rozciął sznur na rękach i mnie podniósł- Idziemy -dodał i wziął mnie za rękę, po drodze wyjaśniając plan. - Zaprowadzę Cię do tej grupy, ale tylko do połowy drogi, resztę zaczniesz biec sama przed siebie. Masz być zdyszana i wystraszona żeby oni to łyknęli JASNE!? - wrzasnął na mnie by napędzić mi trochę strachu. Udało mu się bo aż się odsunęłam i skuliłam.- Dobrze- zatrzymał się i wskazał mi kierunek w którym miałam juz biec sama. - Ruszaj, i zrób wszytko by łyknęli przynętę.

-O- ok.. -Wyjąkałam po czym zaczęłam biec zgodnie z jego planem. Po dłuższym czasie wpadłam na kogoś. Była to jedna z dziewczyn. Prawdopodobnie Oflix. Upadłam na ziemię chowając twarz w rękach, wystraszyłam się jak diabli po tym jak na mnie wrzasnęła. Miałam juz dosyć wrażeń na dziś.

-P- przepraszam j-ja... -zawiesiłam się widząc ją nad sobą. Nagle wtrącił się mężczyzna. To był Herobrine.

-Wybacz mi za nią. Wstała chyba lewą nogą - uśmiechnął się delikatnie, gdy tu nagle Oflix się na niego rzuciła, lecz bezskutecznie bo rozdzieliła ich kolejna dziewczyna. W końcu podeszła do mnie kolejna dziewczyna, mniej więcej rok moze dwa młodsza.

-Jak się nazywasz? Kim jesteś? - Popatrzyła na mnie troskliwym wzrokiem. Poczułam się bezpiecznie. Odsunęłam dłonie od twarzy wycierając krew z policzka po czym się przedstawiłam cicho.

-Dona...-Powoli wstałam, cała się trzęsłam.

-Miło cię poznać, Jestem Gabrysia -Uśmiechnęła się do mnie miło- Co tu robisz?- Ciągnęła dziewczyna.

-U - uciekałam przed.... Jakimś potworem... Ja... Ja zabłądziłam w lesie, szukałam drogi do domu. Bałam się. Poczułam czyjś oddech na karku, gdy się odwróciłam zauważyłam tylko jakiś czarny miecz i postać w białej bluzie - zasapałam łapiąc oddech.- On ch- chciał mnie zabić - po czym rozpłakałam się. Dziewczyny podeszły do mnie i zaczęły mnie pocieszać ze tu jestem bezpieczna, ze mnie nie dorwie. Nagle Herobrine przerwał wszelkie pocieszenia i powiedział byśmy ruszali w drogę. Nie wiedziałam gdzie i dokąd zmierzają. Ruszyliśmy w głąb lasu. Po drodze usłyszałam głos w głowie. "Dobrze się spisałaś. Połknęli haczyk". Rozejrzałam się kątem oka czy na pewno nikt tego nie słyszał. Na szczęście nikt. A więc... Niecny plan, trzeba zacząć...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top