ROZDZIAŁ III
#TOMMASO
Klub LaPerla.
Siedzę w chłopakami w prywatnej loży umieszczonej na antresoli i bawię się patyczkiem od zjedzonego przed chwilą lizaka. Musze przyznać, że z zewnątrz wyglądało... Co najmniej niepokojąco, ale po wejściu zmieniłem zdanie o tym miejscu. Przed przyjściem tutaj musiałem upewnić się do kogo należy lokal. Ku naszemu szczęściu właścicielem jest jakiś Turek i możemy bawić się tu jako zwykli, przeciętni klubowicze - incognito.
Urządzone w bardzo klimatycznym stylu wnętrze zachęca do wejścia w głąb. Ściany pokryte są czarną, matową farbą, której mrok przełamują lustra w złotych ramach. Bar, który również jest w czarnym kolorze podświetlają setki małych ledów w zimnym, błękitnym kolorze. Do tego w głośnikach dudni przyjemna, klubowa muzyka, a nie jakieś pseudo techno i inne ciężkie rapsy. Zamawiamy kilka butelek i zaczynamy swój luźny wieczór. We Włoszech rzadko zdarza się nam tak po prostu imprezować. Wiem, że mafia, capo i te sprawy kojarzą się zawsze z grubymi imprezami, pieprzeniem dziwek, ćpaniem i chlaniem do upadłego. Jednak nie każda mafijna rodzina właśnie tak żyje.
Jesteśmy lekko wstawieni. W zasadzie wszyscy – poza mną i Lino - są zajebiście nawaleni. Nasz medyk zawsze czuwa i nie pozwala sobie na większą ilość alkoholu kiedy jest „na służbie". A ja należę do ludzi, którzy mają umiar. W swoim życiu schlałem się trzy razy – pierwszy na studiach, jak miałem złamane serce. Wtedy byłem tak kurewsko zakochany, a tamta jebana suka puściła się z całą drużyną piłki nożnej i myślała, że się nie dowiem. Po tamtym zdarzeniu przysięgłem sobie, że nigdy więcej nie dopuszczę do serca żadnej kobiety. Musiałem napierdolić się jak świnia, żeby oczyścić serce z tej szmaty. W ułamku sekundy stałem się skurwielem. Byłem na nią wściekły i jak już wytrzeźwiałem to w zemście przykułem ją do bramki na boisku. Nagą. Jej mina, miny chłopaków z drużyny piłkarskiej, którzy wtedy przyszli na trening – bezcenne. Wspomnienie tamtego dnia do chwili obecnej wywołuje uśmiech na mojej mafijnej gębie. To były czasy. Od tamtej pory nigdy nie pozwoliłem zbliżyć się do swego serca żadnej kobiecie. Miałem potrzebę spuścić trochę ciśnienia z majtek to brałem do gabinetu jedną z dwóch swoich barmanek pracujących w moim klubie. Te dziewczyny były zarezerwowane tylko dla mnie, bo jak już mówiłem boję się zarazków. Po – że tak to ujmę – incydencie z tamtą cipą odpuściłem sobie takie głupoty jak miłość. Skupiłem się na studiach, ukończyłem je z nienajgorszymi wynikami, a do tego w między czasie ojciec wprowadzał mnie w tajniki naszych interesów. Drugi mój alkoholowy zgon zaliczyłem na ślubie Nunzio, a trzeci po śmierci naszego ojca – wtedy nie trzeźwiałem przez kilka dni, dopóki matka nie wzięła mnie za pysk i nie ustawiła do pionu. Nigdy więcej nie pozwoliłem sobie na picie alkoholu „do odcięcia". Jako boss muszę trzymać fason. Dziękuję Bogu – choć nie wiem czy istnieje – za taką kobietę w swoim życiu, jaką jest Ninetta Coletti – moja matka. Była wsparciem dla całej naszej czwórki. Była moim wparciem. Wsparciem moich braci. Wsparciem mojej siostry bliźniaczki – Patrizi. Zupełnie nie mam pojęcia jak poradziła sobie ze stratą miłości swego życia.
Zamawiamy kolejną butelkę wódki. Ten trunek poznałem podczas swojej pierwszej wizyty w Rosji. Pojechałem wtedy z ojcem do głowy rosyjskiej familii z propozycją ubicia dobrego interesu – potrzebowaliśmy dostaw broni, a ruscy mają nie dobrą, a bardzo dobrą artylerię. Wtedy miałem okazję poznać ich słynną na cały świat gościnność, a co za tym idzie zapędy do alkoholu. Konkretnie – jak to oni mówią – do vodki. Jako Włoch powinienem popijać wino, whisky, albo jakieś inne kolorowe świństwa. Jednak najbliższa memu sercu jest czysta z plastrami limonki.
Wstaję z kanapy naszej loży trzymając w ręce szklankę z wódką i limonką. Opieram się o balustradę naszego balkonu skanując parkiet z bawiącymi się ludźmi. Zapomniałem już, jakie to uczucie kiedy w klubie jesteś zwykłym klientem, a nie bossem. Miła odmiana, spokój. Brak fałszywych uśmiechów ze strony ludzi, którzy wiedzą kim jestem.
Popijam ze szklanki przeźroczysty trunek i ponownie obserwuję salę. Przyzwyczajenie szefa? Może. Nunzio razem z Lino szepczą między sobą, a ja obserwuję jak Pablo i Filippo zwlekają swoje cielska w strefę taneczną. No nie-kurwa-wierzę. Te dwa bydlaki nie potrafią tańczyć, ale skoro mają takie parcie na dzisiejsze bzykanie to każdy sposób na wyrwanie dupy jest dobry. Wieczór im sprzyja, bo w głośnikach zamiast amerykańskich dźwięków zaczęły pobrzmiewać latynoskie rytmy. Chętnie popatrzę jak ci dwaj wielcy durnie będą kręcić dupami. Kiwam do pozostałych ze mną towarzyszy i we trójkę obserwujemy nasze „baletnice".
Zapowiada się jeden z lepszych, klubowych wieczorów w tym zapyziałym San Francisco.
#ROSA
Po piętnastu minutach dotarliśmy do klubu, gdzie mamy spotkać się ze znajomymi i moją przyjaciółką. Jon szuka wolnego miejsca na parkingu, a ja w między czasie postanawiam zadzwonić do So, aby upewnić się, że dotarła. Wybieram numer i po kilku sygnałach słyszę w słuchawce zadyszany głos Sonii.
- Wiem, wiem. Pa-pamiętam. Będę. Za. Pół. Godziny – nawet nie zdążyłam otworzyć buzi i wykrztusić z siebie słowa, kiedy przyjaciółka wydyszała to krótkie, wymowne zdanie.
- E. Okej. Będziemy w środku. Dzwoń jak dojedziesz - rozłączam rozmowę pośpiesznie naciskając czerwoną słuchawkę. Na litość boską, mogłabym usłyszeć jakieś dziwne dźwięki, a wtedy musiałabym chyba poprzebijać sobie bębenki w uszach. Ta dziewczyna ma zdrowie. Doskonale wiem, co te jej dyszenie oznaczało. Jakby nie mogła poczekać z tym do imprezy i przepieprzyć się z kimś na miejscu. Wiecznie wygłodniała. Pewnie znów dorwała tego swojego dziewiętnastoletniego sąsiada mieszkającego naprzeciwko niej. Biedy chłopak. Kręcę głową i wykrzywiam usta w niesmacznym grymasie, co nie umyka mojemu chłopakowi.
- Coś się stało, Piękna? – dopytuje, kiedy ja próbuję upchnąć swój telefon w kieszeni jeansów, na wszelki wypadek, gdyby Sonia chciała dodzwonić się do mnie kiedy będziemy już w środku.
- Nie Kochanie, wszystko w porządku – zerkam na niego i dodaję – Sonia do nas do-do-dojedzie - po tych słowach ja prycham śmiechem, a Jonathan zaciska pięści na kierownicy. Wiem, że nie znosi Sonii i pewnie boi się, że rozwlokę się tak samo jak ona. Nie musiałam nic więcej dodawać, bo Jonathan doskonale wie o co chodzi.
- Ja pierdolę, co za kobieta. Cały czas musi czuć fiuta w cipce – kwituje mój chłopak.
- To prawda – potwierdzam, choć nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek rozmawiała z nim o seksualnych podbojach So. Bądź co bądź wstrzelił się idealnie z tym określeniem. - O, spójrz, jest miejsce – wskazuję Jonathanowi wolny kawałek parkingu, na którym ustawia swoje Audi. Dzisiaj mój Ogr nie może pozwolić sobie na alkoholowe szaleństwo, bo za dwa dni czeka go walka, więc zamiast tłuc się taksówkami mam dzisiaj osobistego szofera. I zamierzam wykorzystać ten wieczór pełną parą. On nie może pić, ale ja... Nie odmówię.
Wchodzimy do LaPerla. Przyjemny, lekki bass piosenki La Cocaina odbija się od bębenków w moich uszach. Miód dla mojej duszy. Odkąd zaczęłam pracę w szpitalu zdecydowanie rzadziej udaje wyrwać mi się do takich miejsc jak to. Z Jonathanem zdarza się to naprawdę sporadycznie, a z Sonią za każdym razem kończy się w jeden i ten sam sposób – ja wracam do domu przed dwunastą, a ona całą noc jest „wypełniana". Fuj.
Rozglądam się po lokalu w poszukiwaniu kumpli Jonathana. Po kilku sekundach mój sokoli wzrok dostrzega ich w jednej z loży, więc szturcham łokciem mojego chłopaka i jak to dla damy nie przystało paluchem wskazuję miejsce spoczynku jego ekipy. Skinieniem głowy daje mi znak, że zauważył chłopaków siedzących w rogu klubu. Wkroczyliśmy w gniazdo napalonych dzikusów, więc mój samiec alfa musi naznaczyć teren. Zwinnym ruchem oplata swoją ręką moją talię i mocno przysuwa do siebie. Lawirujemy pomiędzy tańczącymi na parkiecie ludźmi, aż docieramy do końca sali i witamy się z naszymi towarzyszami.
- Jon, siema brachu – cała trójka chórem wita mojego chłopaka. Wszyscy wstają i po kolei przybijają piątkę z Jonathanem po czym zwracają się do mnie – Siema Roska – z tymi durniami znam się od dzieciaka. Cała nasza piątka trenowała w tej samej szkółce bokserskiej i nasza relacja przetrwała do dzisiaj. To ci sami kolesie, z którymi mogłam rozmawiać o pierdzących jednorożcach. Kocham ich jak braci. Zastępują mi Emanuele, który mieszka na drugim końcu kraju i jest tak pochłonięty swoją karierą adwokacką, że nawet nie ma czasu do mnie zadzwonić. Życie. – Siostro, jak zawsze wyglądasz zajebiście.. Zajebiście jędzowato – wypala Jacob, a ja odpowiadam pokazując mu diament wytatuowany na środkowym palcu mojej lewej ręki. Wszyscy zanosimy się śmiechem.
Dosłownie sekundę później do naszego stolika podchodzi piękna, szczupła kelnerka ubrana w obcisłą, czarną sukienkę z wyciętymi plecami. Chłopakom zapewne zrobiło się ciasno w gaciach, bo zaczęli kręcić się na swoich miejscach jakby ktoś wpuścił im mrówki do majtek. Wertuję kartę z listą dostępnych drinków. Jeśli chodzi o wybór alkoholu to moim ulubionym drinkiem jest Mojito, ale dzisiaj zamierzam spróbować kilku innych mieszczących się pozycji w karcie. Na pierwszy rzut zamawiam „adios mother fucker" – cóż za wdzięczna nazwa, żeby to tylko nie było dla mnie adios po jednym takim drinku. Jonathan kiedy nie pije alkoholu standardowo zamawia sok z czarnej porzeczki z trzema kostkami lodu. Po kilku chwilach kelnerka przynosi nasze zamówienie, a ja przez słomkę kosztuję swojego „mother fucker". Mocne. O cholera, naprawdę mocne. Ochydneeeeeeeeee, ale dobre! Upijam kilka łyków i pogrążam się w rozmowie z moimi towarzyszami. Najgorętszym tematem dzisiejszego wieczoru jest walka Jonathana, od której wyniku zależeć będzie, czy mój chłopak będzie mistrzem wagi ciężkiej. Nie wspomniałam o tym, że Jon jest zawodowym bokserem? Ups.
Jako lekarz staram się podsuwać mu, oraz jego lekarzowi sportowemu wskazówki, które mogą pozwolić na złagodzenie konsekwencji ciosów jakie otrzyma. Sama kiedyś doświadczyłam cholernego bólu, kiedy podczas jednego ze sparingów jakiś pizdowaty dureń chciał dać upust swoim emocjom i za bardzo go poniosło. Miałam wtedy osiemnaście, może dziewiętnaście lat i pierwszy raz w swoim życiu połamany nos i szczękę. Na szczęście medycyna jest na takim etapie, że na mojej twarzy nie ma znaku po tamtym zdarzeniu. Jonathan wtedy wściekł się do granic możliwości i na ringu zmasakrował biednego chłoptasia. Mój obrońca, mój ogr.
- Sieeeeeeeeeemanko wszystkim tu obecnym, tęskniliście? – za plecami słyszę znajomy głos i nawet nie muszę się odwracać. Swoją osobą zaszczyciła nas Sonia. Czemu nie jestem zaskoczona, że wszystkim chłopakom w klubie wyłażą gały z orbit, a fiuty dobijają się do rozporków? Pewnie dlatego, że So jak zwykle wygląda zajebiście. Odwracam się. Poprawka - zajebiście zdzirowato. Ubrana w kusą, jeansową spódniczkę mini wysadzaną drobnymi diamencikami oraz T-shirt, który związała delikatnie poniżej biustu wygląda jak ekskluzywna dziwka wyjęta z burdelu. Do tego niebotycznie wysokie szpilki i kucyk w stylu „na rosjankę", czyli upięty wysoko na czubku głowy dodaje jej +100 punktów do sukowatości. Boże, widzisz i nie grzmisz. Albo grzmisz, tylko nie masz tak silnego grzmotu.
Kiedy ta dziewczyna tak się zmieniła? Poznałyśmy się na trzecim roku studiów. Sonia była wtedy uosobieniem delikatności i kobiecości. Drobniutka, piękna blondynka o lazurowych oczach, a do tego taka niewinna i wrażliwa. Nigdy nie wychylała się przed szereg, nie zagadywała do chłopaków, bo się zwyczajnie wstydziła. Na uczelni kilka dziewczyn było na tyle zazdrosnych o jej osobę, bo wzbudzała zainteresowanie najprzystojniejszych studentów, że ich złośliwości przekraczały granice. A do tego So, pochodziła z ubogiej rodziny. Na swoje studia musiała pracować w hotelu jako pokojówka, bynajmniej tak mówiła, a ja teraz zastanawiam się czy jako pokojówka czy może jako prostytutka? Nie raz widywałam Sonię siedzącą samą przy śmietniku podczas lunchu. Nie raz mijałam ją zapłakaną. Ale moja cierpliwość i obojętność skończyła się w momencie, gdy dwie tępe blondynki wraz ze swoimi przydupasami chłoptasiami na środku korytarza popychało ją między sobą. Wkurzyłam się. Cóż... Moje włoskie korzenie wylazły wtedy na powierzchnię, a ja niepozorna, nastoletnia dziewczyna spuściłam manto kozakom trzęsącym tą budą. Dla mnie nie był to wyczyn, ale So była wdzięczna. Fakt, na początku byłam sceptycznie nastawiona. Ja asertywna, temperamentna i nieustraszona byłam jej zupełnym przeciwieństwem. Los jednak chciał, że pokochałam tą istotę. Pokochałam jak siostrę, której nigdy nie miałam. I tak już zostało, że kumplujemy się do dnia dzisiejszego. Nawet złożyło się tak, że pracujemy w tym samym szpitalu i mieszkamy tak blisko siebie. Przypadek? Nie sądzę. Tylko teraz różnica jest taka, że to ja jestem tą bardziej powściągliwą, spokojniejszą i delikatniejszą z przyjaciółek. Role się odwróciły.
- No brawo, brawo. Królowa Sonia dotarła. Chyba coś cię mocno przygniotło, że spóźniłaś się prawię godzinę. W dodatku jesteś już chyba nieźle wstawiona. Wpuścili cię? Co musiałaś zrobić ochroniarzom przy selekcji? – spoglądam na Jonathana, który właśnie odburknął na powitanie mojej przyjaciółce. W zasadzie, to warknął, bo chyba z lekka się wkurzył widząc ją w takiej wersji. Jon nie lubi szumu, jego świat – świat boksu – rządzi się swoimi prawami. Nie może pozwolić sobie na zszarganie opinii chociażby obracaniem się w niewłaściwym towarzystwie, a mam nieodparte wrażenie, że towarzystwo Sonii w dniu dzisiejszym wydaje się dla niego właśnie tym nieodpowiednim. Mnie wersja mojej wyuzdanej przyjaciółki już nie dziwi i nie przeszkadza, ale dla chłopaków, którzy zazwyczaj widzą ją jako skromie ubraną pielęgniarkę musi to być niezły szok. Widzę jak wszyscy trzej nasi znajomi zbierają szczęki z podłogi. Gdybym była facetem na pewno nie pogardziłabym takim ciałem, jakie ma So –filigranowa budowa ciała, piękne niebieskie oczy, usta jak napompowane i długie włosy w kolorze blond podniecają 80% męskiej populacji. Ale umówmy się. Takie przygody między znajomymi zazwyczaj kończą się aferą. I to grubą aferą.
- Jonathan złotko, nie napinaj się tak, bo zaraz guziki z twojej koszuli wybiją komuś oko. A to co musiałam zrobić, żeby tu wejść niech nie zaprząta twojej bokserskiej główki – moja wyszczekana koleżanka właśnie postanowiła wkurzyć mojego faceta. Zajebiście. Widzę jak Jon zaciska szczękę i pięści. Muszę ratować sytuację.
- Hola hola, stop. Nie jesteście tutaj sami. Jonathan to nie ring, żebyś próbował walczyć. Sonia to nie burdel, więc weź się do cholery ogarnij – besztam tę dwójkę, bo nie mam ochoty na to, żeby ktokolwiek spieprzył mi dzisiejszy wieczór. A już na pewno nie dwie najbliższe mi osoby, które skaczą sobie do gardeł jak dwa rottweilery. Oboje milkną. O to właśnie chodzi. Samica alfa wkracza do akcji. Niby nie przeklinam, bo moja matka uważa, że damom nie przystoi. A z drugiej strony jaka ze mnie dama? Biegam w bojówkach i napieprzam się z facetami na macie. Ironia.
Nim Sonia zdąża posadzić swój tyłek obok mnie z głośników rozbrzmiewa latynoska muzyka. Piszczę jak mała dziewczynka, zrzucam z siebie futrzaną kamizelkę i związuję swoją koszulę tak, jak T-shirt Sonii. Pomiędzy moimi białymi jeansami a błękitną koszulą widać kawałek mojego nagiego, delikatnie brązowego ciała i wystającą spod spodni koronkę stringów z wysokim stanem. Nawet element mojego tatuażu, który mam zrobiony na biodrze zdaje się być widoczny. Ściągam gumkę z mojego warkocza i pozwalam, aby moje długie włosy spłynęły kaskadą na plecy i ramiona. Zerkam na Jonathana. Lustruje mnie od góry do dołu przygryzając przy tym dolną wargę i kręcąc głową z uznaniem jakby widział świeżą zdobycz. Jedną ręką łapie mnie w pasie, a drugą kładzie na pośladku. Energicznym ruchem przyciąga mnie do siebie i patrząc w oczy szepcze same zboczone rzeczy. Wiem, że dzisiejsza noc będzie nieprzespana. Jonathan to stuprocentowy facet, taki widok nie mógł go nie wzruszyć.
- Piękna, wyglądasz... - urywa i ponownie lustruje wzrokiem moją sylwetkę. Jego pomruk przyprawia mnie o gęsią skórkę. Składam pocałunek na jego ustach i pozwalam, aby przytrzymał mnie tyle, ile potrzebuje. Kiedy zwalnia uścisk i wypuszcza mnie ze swoich objęć chwytam przyjaciółkę za rękę i ciągnę na parkiet. Kiedy słyszę hiszpańskie, włoskie i argentyńskie rytmy moje włoskie geny przebijają się przez skorupę Lary Croft, a ja poruszam się zwinnie jak kocica. Jonathan nie jest dobrym tancerzem, pogodziłam się z tym, że ilekroć chcę wyrwać go do tańca to albo mam podeptane buty albo słyszę odmowę, więc nawet go nie pytam o to, czy ze mną pójdzie. So podziela mój entuzjazm i po chwili obie lądujemy na środku parkietu. Kątem oka zdążyłam ogarnąć, że mój Cerber razem ze swoją świtą podąża za nami, żeby mieć nas na oku. Wie, że sobie poradzę z każdym natarczywym gościem – przecież trenuję, ale już taki jest. Opiekuńczy ogr.
W klubie rozbrzmiewa piosenka Freda De Palmy – D'Estate non vale. Stajemy z Sonią naprzeciwko siebie i zaczynamy tańczyć. Unoszę obie ręce do góry i kołyszę biodrami zataczając delikatne kółka. So wykonuje takie same ruchy zbliżając się do mnie tak blisko, że nasze ciała dzieli dosłownie tylko kilka centymetrów. Swoją nogę ustawia pomiędzy moimi i obie w seksowny sposób zniżamy się do dołu, po czym kręcąc tyłkami wracamy do góry. Kładę swoje dłonie na biodrach przyjaciółki, a ona swoje ręce zarzuca mi na ramiona. Opieram swoje czoło o jej i pogrążamy się w tanecznym transie. Ktoś, kto nas nie zna mógłby pomyśleć, że jesteśmy lesbijkami. Seksownymi, pałającymi do siebie gorącymi uczuciami kochankami, które na parkiecie zaczynają grę wstępną. Obracamy się plecami do siebie opierając się o siebie i w najbardziej seksowy sposób jaki tylko można wijemy w rytm muzyki.
Oprócz mnie i So na parkiecie jest jeszcze kilkadziesiąt osób. Blisko nas tańczy dwóch mężczyzn – jeden słusznych rozmiarów, a drugi raczej przeciętny - sądząc po ich wyglądzie może Włochów lub Hiszpanów – ale w genach raczej nie odziedziczyli zwinności i umiejętności do tańca. Całe szczęście w takich miejscach jak to nie ma znaczenia czy umiesz tańczyć, tu dajesz ponieść się muzyce. Wyzwalasz swoje wewnętrzne zwierzę – moje to tygrys, Sonii kocica, a ich... Pawiany.
Na obrzeżach parkietu dostrzegam Jonathana, dla którego do ucha szepczą coś chłopacy stojący przy nim, a on przeszywa ich złowieszczym spojrzeniem po czym wszyscy prychają śmiechem. Wiem, że się z nim przekomarzają, a on doskonale zdaje sobie z tego sprawę, jednak musi pokazać swój pierwiastek samca alfa. Po chwili zwraca ponownie wzrok w moją stronę. Jego oczy płoną. Stoi kilka metrów ode mnie, a ja nie muszę być obok, aby czuć ogień, który widać w jego tęczówkach. Nic nie poradzę na to, że jestem Włoszką z krwi i kości. Że z taką lekkością potrafię zmienić się w ciągu sekundy z kumpeli Roski w seksowną, kobiecą Rosę. Co z tego, że wychowałam się w USA. Geny to geny. W moich żyłach płynie lawa Etny, a nie krew.
Kiedy kończy się pierwszy latynoski utwór, a tuż po nim rozbrzmiewa kolejny - Benji&Fede – Dove e quando - ściągam szpilki i szybko podbiegam w stronę Jonathana, muskam jego policzek ustami i zostawiam buty, aby je przechował. Jaram się jak nastolatka. Wracam do So na parkiet i ponownie pogrążamy się w tańcu. Tym razem rytm jest szybszy, więc pozwalam ponieść się emocjom. Przybieram kroki jak do szybszej salsy - kołyszę biodrami wyrzucając na przemian nogi do boku lub do tyłu i przodu. Dłońmi wodzę po ciele – brzuchu, biodrach, palcem wskazującym przeciągam po gołej skórze pomiędzy moimi piersiami. Zbieram włosy w obie dłonie by po chwili puścić je wolno. Kręcę głową, a kaskada włosów muska moje policzki. Na bosaka zdecydowanie lepiej mi się tańczy. Zerkam na Sonię. Jest tak samo pochłonięta jak ja. Ponownie zwracam się w stronę mojego mężczyzny i puszczam mu oczko oblizując przy tym usta.
Odwracam się tyłem do Jonathana i pozwalam mu napawać się widokiem mojego kołyszącego się w rytm muzyki tyłka. Dłońmi przejeżdżam wzdłuż swojego ciała, a kiedy docieram do wyczuwalnej pod palcami koronki wsuwam pod nią delikatnie kciuki i zarzucam głową w przód po czym energicznym ruchem przywołuję ją do odpowiedniej pozycji, a mój wzrok zderza się z ledwo widocznymi oczami mężczyzny stojącego w loży ponad nami.
Moja gorąca jak lawa krew na chwilę zamarza, a ja zastygam w bezruchu i przyglądam się bacznie spoglądającemu na mnie z góry obiektowi. Opiera się o balustradę antresoli prywatnej loży. Małe diody led umieszczone przy poręczy oświetlają sylwetkę i twarz mężczyzny. Wydaje się być dobrze zbudowany, co wnioskuję po opiętej na jego ramionach i klatce piersiowej koszuli. Ma ciemne włosy krótko ostrzyżone po bokach i dłuższe, niedbale rozczochrane na czubku. Koloru oczu z takiej odległości nie jestem w stanie dostrzec, ale wydają się takie inne, magiczne. Urodą zdecydowanie nie przypomina typowego Amerykanina, bardziej wygląda jak.. Ja? W sensie, jak Włoch. Bacznemu oku Sonii nie umknęło, że gapię się w górę jakbym dostała właśnie udaru, więc szturcha mnie łokciem i pyta.
- Rosa, co ci jest? Masz niedowład? – po czym kieruje swój wzrok w miejsce, gdzie od kilku sekund gapię się jak zahipnotyzowana i dodaje – O. Mamusiu. Taki kawał mięcha, ale bym szarpała – spoglądam na nią i patrzę jak jej zęby kontrastują z czerwonym kolorem szminki, a brwi wymownie poruszają w górę i dół. Przez chwilę przetwarzam w głowie słowa kumpeli, kiedy po chwili moją uwagę od komentarza wypowiedzianego przez So odwracają dłonie położone na moich biodrach. Jonathan na parkiecie? Chyba musi mu się baaaaaaardzo podobać jak tańczyłam albo zauważył, że wlepiam swoje gały w nieznajomego obserwatora. Odwracam się w stronę mężczyzny i kiedy orientuję się, że to nie mój facet, a jeden z tych pawianów, którzy tańczyli obok mnie i Sonii zamachuję się i wymierzam prawego sierpowego prosto w nos kolesiowi o pół głowy wyższemu ode mnie. Jest nieźle wstawiony, więc pada jak długi, a ja bez zastanowienia kopię go w jaja, żeby ostudzić mu ten jego seksualny zapał.
Odwracam głowę. Sonia stoi parę kroków ode mnie obściskując się z towarzyszem człowieka, którego właśnie znokautowałam. Przenoszę wzrok na Jonathana i chłopaków. Jon stoi wściekły, a nasi przyjaciele mają ubaw po pachy i są blisko tarzania się ze śmiechu po parkiecie. Czuję kłopoty. Łapię Sonię za rękę i ciągnę w stronę zgrai, która na nas czeka. Nasuwam szpilki na stopy i kiwam głową w stronę wyjścia. Nikt nie protestuje. Wszyscy udajemy się do drzwi.
Trzeba wiedzieć kiedy się ewakuować.
#TOMMASO
Patrzę z góry na Pablo i Filippo, którzy zaczęli swoje pląsy na parkiecie. W rytm muzyki porusza się sporo osób, ale dzięki ogromnej przestrzeni nie jest tłoczno, więc każdy z tańczących może poruszać się swobodnie i bez obaw, że otrze się o kogoś niechcianego. Przyglądam się tym dwóm durniom, którzy wyglądają, jakby mieli zaraz skręcić sobie obie kostki. Ale wstyd. Ale ubaw. Powinienem to nagrać i szantażować do końca życia osłów, którzy pod wpływem alkoholu dostali ptasiego móżdżka. Ale świadomość, że Nunzio i Lino razem ze mną widzą ten nieudolny taniec jest wystarczająca.
Lustruję parkiet sącząc wódkę ze szklanki. Mój wzrok zatrzymuje się w pobliżu moich ludzi, gdzie do rytmu wiją się dwie dziewczyny. Obie tak różne, a jednak w tańcu wydają się być idealnie dopasowane. Drobna blondynka ubrana w krótką spódnicę i zachowuje się jakby miała ruję. Od razu widać, że przyszła tu na łowy. I na pewno ktoś złapie jej haczyk. Ciało ma niczego sobie, porusza się seksownie. Tylko ślepy by ominął tak chętną i napaloną dupę. Jej koleżanka natomiast jest chyba sporo wyższą od niej dziewczyną z długimi, brązowymi włosami. Nie jest tak wyzywająco ubrana jak jej towarzyszka, ale ruchy, które wykonuje pomimo tego, że jest tylko w jeansach i koszuli rozpalają wyobraźnię. Mocno opinające, białe spodnie spod których wystają elementy koronkowej bielizny proszą o zdarcie ich z tego krągłego, zgrabnego tyłka. Nie wiem czy jest to efekt założonych szpilek, ale jej niebotycznie długie nogi stworzone są do głaskania ich po dobrym seksie. Drobna blondynka podchodzi do niej i zakłada ręce na jej szyi. Dziewczyna o ciemnych włosach kładzie swoje dłonie na biodrach koleżanki i obie wiją ciałami jak w transie. Kręcą tyłkami, są kilka centymetrów od siebie. Może to lesbijki? Kurwa, szkoda by było. Ponownie skupiam wzrok na wysokiej, zgrabnej brunetce i jadę wzrokiem powyżej linii jej nagiego pępka. Koszula nie jest mocno rozpięta, więc zarys piersi jest ledwie widoczny. Takich kobiet powinno być więcej. Takich, które nie odsłaniają wszystkiego od razu tylko dają facetowi włączyć wyobraźnię. Pofantazjować, podniecić się na tyle brakiem widoku tego, co najlepsze, żeby na samą myśl był bliski spuszczenia się. Ja pierdolę. Podoba mi się ta mała.
Kończy się utwór do którego odstawiony został ten piękny dla oczu pokaz. Ku mojemu zadowoleniu w głośnikach rozbrzmiewa podobna melodia, a dziewczyna, której przyglądam się od jakiegoś czasu pośpiesznie zdejmuje buty po czym podbiega do jakiegoś gościa, cmoka w policzek i przekazuje mu swoje szpilki. To jej fagas? Może ochroniarz? Przyjaciel? Kurwa, pieprzy ją? Mimo tego co przed chwilą zauważyłem nie mogę zmusić się do oderwania od niej oczu. Obserwuję dalej. Przejeżdżam wzrokiem wyżej. W półmroku ciężko dostrzec twarz dziewczyny, która wije się w tańcu jak tygrysica. Jej włosy podążają za każdym ruchem jej głowy muskając policzki i niedbale się wichrując. Światła migające w różne strony utrudniają dostrzeżenie rysów twarzy. Mimo, że nie widzę jej buzi, nie widzę czy jej twarz jest równie piękna co jej ciało to upajam się tym widokiem. Porusza się wyśmienicie. Tak subtelnie, zmysłowo i kobieco. Nie jedna zawodowa tancerka nie potrafi wygiąć ciała tak, jak ona robi to teraz. Jakby urodziła się z taką zwinnością i lekkością. Przyglądam się jeszcze chwilę i następuje kumulacja. Odwraca się przodem do mnie. Swoimi zgrabnymi dłońmi przesuwa po ciele i zatrzymuje je na koronce wystających majtek. Wsuwa pod nie dwa palce i seksownym ruchem zatacza pupą zauważalne kręgi. Mózg mi paruje.
Dziewczyna pochyla głowę do przodu po czym szybko odchyla w tył zarzucając swoimi cholernie długimi włosami i zastyga, a ja krztuszę się lizakiem, którego właśnie o mały włos nie połknąłem z patyczkiem. Jej wzrok trafia na mój. Zostałem przyłapany na patrzeniu. Tkwimy przez chwilę wlepiając gałki oczne w siebie nawzajem. Ona ani drgnie, jakby ją sparaliżowało. Mieniące się światła nie pozwalają na lepsze przyjrzenie się tej kobiecie, ale nie da się nie zauważyć jej pełnych ust, które nie są pomalowane na żaden krwisty czerwony albo kurewsko różowy kolor. Wyglądają naturalnie. Wyglądają miękko. Wyglądają smacznie. Wyglądają jak stworzone do całowania.
Nie odrywam od niej wzroku nawet wtedy, kiedy jej koleżanka wybudza ją z hipnozy. Nie mija kilka chwil i widzę jak Pablo staje za tą istotą w białych jeansach. Teraz zdaję sobie sprawę z tego jaka musi być wysoka. Mój człowiek to kawał chłopa - ma blisko metr dziewięćdziesiąt - a ona sięga mu czubkiem głowy do brody. Pablo kładzie ręce na jej krągłych biodrach, a krew w moich żyłach zawrzała. Kątem oka spostrzegam, że Filippo wziął się za jej koleżankę i jedną rękę trzyma już na jej cycku, ten widok mnie nie wzruszył. Po samym wyglądzie można stwierdzić, że mała blondynka ma parcie na fiuty i nie ma dla niej znaczenia jakiego poczuje dziś w sobie. Ale widok wysokiej nieznajomej, na której spoczywają paluchy Pablo wkurwia mnie do granic. Już mam schodzić na dół, kiedy widzę, że dziewczyna obraca się do mojego towarzysza i nim mój mózg zdąża przetworzyć to co właśnie zobaczył Pablo ląduje na parkiecie. Czy ona właśnie sprzedała mu sierpowego??
Szczerzę się jak debil, a kiedy spostrzegam, że dziewczyna dodatkowo kopie Pablo po jego torbie wybucham gardłowym śmiechem. Patrzę na Nunzio i Lino, którzy stoją jak wryci i nie dowierzają temu co przed chwilą się stało. Będzie jutro kogoś bolał fiut. I to na pewno nie mnie.
Kiedy już opanowuję swój histeryczny śmiech odwracam się na chwilę plecami do parkietu i daję znać chłopakom, żeby zeszli na dół w celu sprawdzenia, czy nabiał Pablo jest jeszcze do uratowania. Śmieję się pod nosem i kręcę głową z niedowierzaniem. Pierwsza kobieta, która spuściła łomot dla takiego bydlaka jak on. Ależ ta dziewczyna musi mieć charakterek. I jaką odwagę. Kiedy odwracam się z powrotem jej nie ma. Jej. Jej koleżanki. Jej towarzyszy. Kurwa.
Rozglądam się błyskawicznie, ale nie dostrzegam ich w żadnej części sali. Tajemnicza nieznajoma po prostu się rozpłynęła.mPodążam śladami Nunzio i Lino. Schodzę na parkiet, żeby odszukać Pablo. Ten wieczór przejdzie do historii. A ja zmieniam zdanie na temat amerykańskich kobiet. A bynajmniej jednej.
#ROSA
Wychodzimy z klubu. Świeże powietrze uderza w moje nozdrza. Biorę głęboki oddech i przez chwilę wstrzymuję je w płucach. Co to było?
Ten mężczyzna. Ta jego mrożąca krew w żyłach aura. Patrzył na mnie takim dziwnym, mrocznym wzrokiem. Nie ślinił się jak większość płci męskiej w tym klubie, tylko bacznie obserwował, analizował, przyglądał się. Nawet nie drgnął kiedy nasze oczy zderzyły się ze sobą. Patrzył zupełnie nie krępując się tym, że przyłapałam go na obserwowaniu mnie. Był tak tajemniczy, tak niedostępny, tak... Potrząsam głową, aby odgonić niewłaściwe myśli. Nie znam go i zapewne nigdy więcej nie zobaczę, więc nie ma co zaprzątać sobie głowy takimi bzdurami.
- Roska, ty lwico. Właśnie przyjebałaś jakiemuś karkowi – śmieje się Jacob i poklepuje mnie po ramieniu. Fakt, położyłam właśnie na glebę gościa postury mojego Jonathana i okopałam mu jego „dżądra". Boks i krav maga przygotowały mnie na takie właśnie sytuacje, więc reakcja mojego ciała była automatyczna – bronić się. Zasłużył sobie dupek jeden. Ja to nie Sonia, że dam się obmacywać. A w dodatku mam faceta!
- Tak kurwa, położyła wielkiego gościa i tym samym zjebała mi ruchanko. Rosa widziałaś jego kolegę? Był na mnie napalony, trzymał mnie za cycek. Musiałaś? – piskliwy głos Sonii dociera do moich uszu. Ja się chyba przesłyszałam. Ona ma do mnie pretensje, że nie dałam obmacać się jakiemuś nieznajomemu typowi tylko dlatego, że jego kumpel miał chęć ją przelecieć? Ona naprawdę ma problem z seksem. I to KUREWSKI problem.
- Zamknij mordę Sonia, nie każda musi dawać się obmacywać tak jak ty. Uratowała twoją dupę przed przypadkowym zbombardowaniem niewdzięczna suko – warczy Jonathan i posyła jej zabójcze spojrzenie. Mierzą się chwilę jak dwa indyki, po czym mój chłopak przekierowuje wzrok na mnie – Rosa, piękna, wszystko w porządku? – jego oczy łagodnieją, ton staje się bardziej zatroskany.
- Tak, wszystko w porządku – chrypię. – Wybacz So, że zepsułam ci kolejne ruchanko dzisiejszej nocy, ale nie zamierzam pozwalać na takie rzeczy. Nie mam nic przeciwko twoim upodobaniom, nie wciągaj mnie w swoje gry. Kocham cię, więc ciesz się, że ustrzegłam twoją małą dupę przed nieznanym kutasem i załapaniem Bóg jeden wie czego– posyłam przyjaciółce najbardziej niewinny uśmiech na jaki mogę się zdobyć. Wiem, że jest wściekła, widzę to, ale ja nie zamierzam się kłócić.
- Tak tak, wiem. Ja ciebie też kocham moja lwico – przytula mnie i odpowiada skruszonym tonem So. Ona doskonale wie, że nie chcę jej krzywdy. Wie, że kocham ją jak siostrę i chcę wszystkiego co najlepsze dla tej jej małej wiecznie niezaspokojonej dupki – Ale czy uchroniłaś moją dupę przed bombardowaniem to się jeszcze okaże – dodaje i karci Jonathana wzrokiem. Ta dwójka się kiedyś wzajemnie pozabija. Jestem tego pewna.
- Dobra, dość emocji na dzisiaj. Nie wiem jak wy, ale ja jestem zmęczona dzisiejszym wieczorem – mówię do wszystkich. Nikt nie protestuje, więc milczenie uważam za zgodę, po czym dodaję – Kochanie, odwieziesz mnie do domu? – patrzę błagalnie – i Sonię też? Masz w sumie po drodze. Prooooszę – wachluję mu rzęsami przed twarzą i składam ręce jak do modlitwy. Nie mam dzisiaj ochoty na dalszy ciąg nocnych wrażeń. Całe moje pożądanie skierowane na osobę Jonathana minęło. Wkurzyłam się tym dupkiem, który chciał mnie obmacać, więc z seksu nici. A może to przez tajemniczego faceta, wokół którego krążą moje myśli? Na szczęście mój mężczyzna nie nalega, przytula mnie czule całując w skroń i przytakuje na każdą moją prośbę.
Żegnamy się z naszymi przyjaciółmi. Sonia podąża za nami do auta zaparkowanego po drugiej stronie ulicy. Jestem tak poddenerwowana, że nawet nie czekam, aż Jonathan otworzy mi drzwi. Chwytam za klamkę i pakuję się do środka na przednie siedzenie pasażera. Sonia siada na tylnej kanapie, a Tayler zwinnie wślizguje się za kierownicę. Całą drogę do domu pokonujemy w milczeniu. Nawet moja wyszczekana przyjaciółka dała sobie spokój i nie prowokuje jadącego z nami mężczyzny. Po mniej więcej dwudziestu minutach podjeżdżamy pod mój apartamentowiec. Zerkam na zegarek. Druga w nocy. A myślałam, że jest znacznie później.
- Dziękuję. I przepraszam. Nie tak miał wyglądać ten dzień – nachylam się w stronę Jonathana po czym delikatnie muskam jego ciemny, szorstki policzek. Zwraca swoje oczy w moją stronę. Nic nie odpowiada tylko kiwa głową na zgodę i przenosi wzrok przed siebie. - So, jutro rano zbierasz dupę i jogging. Nie odpuszczamy. Będę po Ciebie punkt 9.00 – grymas niezadowolenia maluje się na twarzy mojej przyjaciółki. Przewraca oczami, ale nie protestuje. – Do zobaczenia.
Wysiadam z samochodu i kieruję się do windy. Wjeżdżam na górę, przekraczam próg mieszkania. Zamykam drzwi i osuwam się na podłogę opierając plecy o zimne drewno. Mam ochotę tylko na jedno – wsunąć się pod kołdrę. Żyję na świecie już tyle lat, ale tak emocjonującego, tajemniczego, a zarazem pełnego zagadek wieczoru nie przeżyłam. Ściągam buty, przechodzę do sypialni i w ubraniach gramolę się do łóżka. Przykładam twarz do zimnej, miękkiej poduszki i odpływam.
#TOMMASO
- Pablo, jak twój nabiał? – drwię kiedy docieramy do hotelu. Mój człowiek bombarduje mnie wzrokiem. Genitalia Pablo przetrwały to zderzenie ze zgrabną stopą nieznajomej. Nos jednak wymagał nastawienia – był złamany. Lino próbował przekonać, że poskłada go do kupy, jednak Pablo nie miał zaufania do „wstawionego" lekarza i wolał nie ryzykować. Udaliśmy się do szpitala, żeby poskładali ten jego wielki kulfon. Całe szczęście nikt nie zadawał więcej zbędnych pytań, kiedy powiedziałem, że tego konia powaliła dziewczyna. Mina Pablo wyrażała więcej niż tysiąc słów. Chciał mnie udusić przy lekarzu nastawiającym mu kość. Będę miał ubaw z tego wieczoru do końca życia.
- Oh pierdol się Tomm. Ta cipa o mały włos nie wkopała mi fiuta do dupy. Gdybym nie był tak najebany...
- Gdybyś nie był tak najebany, to ta dziewczyn nie posłałaby cię na glebę, durniu – kwituje Nunzio. To prawda, gdyby Pablo nie był tak wstawiony ta mała nie miałaby szans. Ale i nie pchałby łap tam gdzie nie trzeba. Należało mu się. Była pierwszą dziewczyną, która nie bała się przypieprzyć mu za to, że ją tknął. Pewnie dlatego, że nie wiedziała kim tak naprawdę jest. We Włoszech wszyscy znają mnie i moich ludzi, więc korzystanie z każdej dostępnej cipki w klubach jest dla nich normą. Nie pytają – biorą. Ale jesteśmy w Ameryce.
Dotarliśmy na piętro, na którym mieszczą się nasze apartamenty.
– Pablo, rano widzę cię w dresie. To, że nie jesteśmy w Italii nie znaczy, że odpuszczamy. Potrenujemy – rzucam do ochroniarza wchodzącego przez drzwi vis a vis moich.
- Tak jest, boss – przytakuje i znikamy w swoich pokojach.
Idę do łazienki, zrzucam z siebie ubranie zostawiając jedynie bokserki. Wracam do sypialni i padam na łóżko. Nie mogę wyprzeć z głowy dzisiejszego pobytu w klubie. Nie mogę wyprzeć tego, co widziałem. Nie mogę wyprzeć jej.
Piękna, wysoka nieznajoma. W głowie odtwarzam dzisiejsze obrazy. Jej kocie ruchy, wodzenie dłońmi po ciele, kuszące kołysanie biodrami.. Jej pięknie zmierzwione włosy, kiedy zarzucała głową w przód i tył. Zarys jej piersi i palce pod koronką majtek.. A później jej wzrok i usta. Pełne, lekko rozwarte.. Gotowe do włożenia w nie.. Kurwa. Na samą myśl o tej dziewczynie cały się spociłem, a mój fiut stwardniał jak skała. Muszę sobie ulżyć, więc zwlekam swoją dupę pod prysznic, puszczam lekko ciepłą wodę i zamykam oczy. Wyobrażam sobie jak jej ciało musi wyglądać pod ubraniem, które dzisiaj skłaniało mózg do pracy. Wyobrażam sobie długie nogi wysokiej nieznajomej oplecione na moim pasie. Piersi podskakujące przy każdym pchnięciu. Wyobrażam sobie jej usta na moim fiucie, które wędrują po całej jego długości. Wyobrażam jak pieprzę ją od tyłu trzymając w garści jej długie, ciemne włosy. W myślach słyszę jej jęk i błaganie, żebym nie przestawał – pchał mocniej, głębiej, intensywniej. Wyobrażam... Ciepła sperma wpływa mi po dłoni, a moim ciałem wstrząsa dreszcz. Zmieniam strumień wody na zimny, żeby ochłonąć z pozostałych emocji. Wycieram ciało miękkim, czarnym, hotelowym ręcznikiem i nie trudząc się szukaniem bielizny nago kładę się do łóżka pozwalając zabrać się Morfeuszowi do jego krainy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top