POMIDORY

Ostrzeżenie o treści: próba samobójcza, przeszłe samookaleczanie i trochę myśli samodestrukcyjnych, proszę, nie róbcie tego w domu. Utrzymane w hurt/comfort, bo nie czułbym się komfortowo z napisaniem tego w sposób eee. będący osobistym ventem.

Ogólnie przepraszam za prawdopodobnie ooc Haruke, próbowałem 😭😭. Fuuta jest in character, bo tylko ja go znam (czuje wyższość)(jestem nim)(niższość).

Ma miejsce w czasie jakoś po wynikach t2, dlatego nie będę tu wspominał o 07 08 09 10 wyrokach. Trans!fem Haruka, bo skoro i tak przeczytają to dwie osoby, mogę tu zrobić wszystko co mi się podoba, będzie gorzej z wytłumaczeniem tego ao3, ale trans!fem autystka żyje w zaprzeczeniu, więc używa przez większość one-shota zaimka on, przepraszam Haruczko. Trans!masc Fuuta też, ale to dosłownie kanon 100% tak totalnie jest, well, it is what is is for some reason if you are a man, it feels like you have to work, so it's annoying, więc nie powinno być nic dziwiącego w tym, że tak go napiszę.

Pisanie tego to było coś, czy pisałem to ponad dwa miesiące? tak. To w ogóle miało jakieś dwa razy więcej słów, ale stwierdziłem, że nie mogę po prostu elaborować o moim życiu, a potem mówić, że to się wydarzyło Fuucie i wywalałem to chyba z cztery razy, żeby ponownie zacząć od nowa. Jednak teraz jest już w miarę dobrze. Hurra, yippee, co zrobisz jak nic nie zrobisz, czy coś, przepraszam za długi wstęp, miałem wiele do powiedzenia. Zapraszam do przeczytania o t4t fireboy i watergirl.

🍅🍅🍅

— Haruka, nie rób tego kurwa — Fuuta przemówił dość spokojnie, a przynajmniej na tyle spokojnie na ile był w stanie mówić, czyli nie bardzo. To, że stał teraz w wejściu do celi pierwszego z więźniów, było korzystaniem z przywilejów, jakie dawała mu pieprzona niewinność. Pieprzona niewinność, która nie odda mu oka i nie zmieni codziennego przerażenia, gdy ciągle nie mógł przyzwyczaić się do tego, że. Pieprzona niewinność, która tak naprawdę niczego nie zmieniła, bo chociaż uciszyła niektóre z głosów w jego głowie, nie potrafiła uciszyć tego, który był jego. Pieprzona niewinność nie zwróci życia jego ofierze i nie odwróci z niego piętna mordercy.

Jeśli upragniona niewinność cokolwiek dla niego zrobiła, było to przekształcenie Milgramu w bardziej przychylne mu miejsce. Ciągle nie miał pojęcia, jak to cholerstwo działa, ale przysiągł sobie, że spróbuje zrozumieć, jak funkcjonuje ten jebany system. Zadawał pytania, próbował wyciągać wnioski, bo nie zamierzał godzić się na cierpienia, jakie tu mu zafundowano. Jedyną osobą, która też wydawała się pytać o to, jak to wszystko działa, była Yuno i chyba powinien skupić się na odkrywaniu tego z nią, ale musiał sam przed sobą przyznać, że ostatnimi czasu zajął swoją głowę innymi zmartwieniami. Zmartwienia miały na imię Haruka.

To nie tak, że Haruka był jakimś dzieciakiem, o które trzeba było dbać i to nie tak, że Fuuta starał się zostać jego wesołym przyjacielem. Zresztą Haruka gówno wiedział o piłce, nie śmiał się z żartów nawiązujących do Twittera i nigdy w życiu nie zagrał w nim poza Tetrisem, a Fuuta nie mógłby przyjaźnić się z kimś, kogo nie fiksowały te same rzeczy, co jego. Chłopak nie chciał zostawać przyjacielem tego nieporadnego młokosa, ale pamiętał, że gdy trafili tu na początku, naprawdę chciał o niego zadbać, bo Haruka był młodszy i chyba wypadało, by mieć na niego oko w tej przerażającej sytuacji. Jego starsza siostra tak z nim robiła, więc czemu nie miałby zrobić tego samego? Pomimo że próbował i z własnej perspektywy widział siebie, jako kogoś bliskiego Haruce, po czasie był już świadomy tego, że chyba jednak odstraszał go swoim zachowaniem. Chciał coś z tym zrobić, ale w jego życiu szybko pojawiły się inne powody do strapień, z nadejściem wyrok winy, który przyniósł bezsenne noce z wrażeniem całego świata, obserwującego go z góry, pobicie, przez które nie był w stanie ruszać się bez stałego bólu i strata wzroku w oku, której horroru nie mógłby nawet opisać słowami. W takiej sytuacji nie miał warunków do martwienia się o kogoś poza sobą. Być może utęskniona niewinność jednak coś dawała, bo gdy nie był cały czas w nieustającej agonii, był w stanie wrócić myślami do Haruki.

Wiedział, że coś jest z nim nie tak, od kiedy tylko ten zaczął się izolować, a po spytaniu Muu w dniu jej urodzin, miał już pewność. Rozmowa z Muu ogólnie pomogła rozważyć mu i własne życie. Ciągle nie był osobą, do jakiej aspirował, by być, ale wydawała się następować zmiana, jaką można byłoby uznać za pozytywną. Gdy zdał sobie sprawę, że Haruka chciałby mieć coś, na czym mógłby się polegać i jak stała się tym dla niego Muu, zrozumiał także i swoje wybory życiowe. Zawsze polegał na rzeczach egoistycznych: własnym kompasie moralnym, nieważne, jak bardzo by go nie zawodził, na aplauzie od swoich znajomych, nieważne co by oklaskiwali i na swoim byciu bohaterem, nieważne że w rzeczywistości tak naprawdę zawsze anty-. Tracił pełen obraz skupiony tylko na wartościach, których się podpierał, dopóki nie stracił tego wszystkiego w Milgramie. Teraz doskonale rozumiał Harukę, a jego sprawne oko nie przestawało obserwować współwięźnia od tamtego czasu. Gdy po ogłoszeniu kolejnego wyroku, stan przedmiotu jego zainteresowania dziwnie się poprawił, Fuuta wiedział już, że miał rację, z resztą jak zawsze. Zazwyczaj. Rzadko. Prawie nigdy. Być może ten przypadek był jedynym przypadkiem w życiu, w którym miał rację.

Oczywiste było, że Haruki w ogóle nie obchodziła własna wina, a tylko wina Muu, a mimo wrażenia, że najpierw kompletnie się załamał, dzień po ogłoszeniu werdyktu przestał się izolować, zaczął do nich wychodzić i nawet przychodził jeść na stołówkę. Fuuta oddawał mu tam pomidory i inne warzywa, a Haruka nawet kilka razy uśmiechnął się na ten niespodziewany podarek. Wszyscy wydawali się zakładać, że skazujący wyrok zadziałał na niego pozytywnie, a nastolatek skupi się na pocieszaniu kompletnie zbolałej i wypierającej swoją winę Muu, jednak Fuuta był w tej samej sytuacji o wiele za dużo razy i doskonale wiedział, co znaczyły te sygnały, co oznaczała tak nagła poprawa nastroju po długim okresie niepokoju. Wiedział, że stracenie wszystkiego, na czym się polegało, jakie dla Haruki przyszło z wyrokiem winy dla Muu, nie było przeżyciem, które tak szybko można było pokonać. Wszystko musiało wydawać się mu nie mieć sensu i chociaż Fuuta sam jeszcze tego nie przeszedł, mógł pomóc wstać i postawić pierwsze kroki Haruce. Błogosławiona niewinność pozwoliła mu pozbyć się chwilowo własnych problemów i mógł poświęcić każdą sekundę na samemu wyznaczonej sobie warcie.

Gdy po kilku dniach regularnego jedzenia, na stołówce znów zabrakło pierwszego więźnia, Fuuta przeklął go w myślach, ale i sam zrezygnował z posiłku, wybierając zamiast tego udanie się szybkim krokiem w kierunku jego celi. Trochę bał się, że nie zdąży, ale dotarł tam wręcz idealnie w momencie, gdy współwięzień mocował się z pętlą. Przez przerażający ułamek sekundy wydawało mu się, że Haruka już wisiał, ale to tylko jego nieprzyzwyczajony do ograniczonej perspektywy wzrok wystawił go na manowce. Prawdziwy widok nie był jednak o wiele pocieszający. Zalane łzami oczy, dłonie obite od uderzania nimi o ścianę, pomimo tego jeszcze dodatkowo rozdrapane i zakrwawione. Fuuta nie spodziewał się zobaczyć go w takim stanie. Nawet jeśli z tyłu głowy tkwił mu przerażający obraz najgorszego, to co zobaczył, to ciągle było dużo. Najstraszniejsza była świadomość, że być może najgorsze nie byłoby tak daleką wizją i nie nadeszło jeszcze tylko dlatego, że Haruka nie umiał nawet poprawnie zawiązać butów, a co dopiero sznura pokaleczonymi dłońmi.

— Nie! Nie podchodź! Kopnę to krzesło, jeśli podejdziesz — pisnął, gdy tylko zauważył Fuute w drzwiach pomieszczenia, szybko zakładając linę na szyję. Rzeczywiście wyglądał, jakby chciał kopnąć krzesło, na którym stał. Był jak dziecko, chcące sięgnąć nieba i może rzeczywiście właśnie na to liczył, z tego powodu chciał to wszystko zakończyć. A może chciał być po prostu dobrym człowiekiem, który dotrzymuje obietnic, a który przysiągł umrzeć, gdy Muu zostanie obciążona winą. Nie wiedział jednak, że Fuuta nie zniósłby kolejnego samobójstwa.

— Haruka, to co mówisz, nie ma sensu. Twoje ciało będzie walczyło, nawet gdy ty nie będziesz, a ja będę tutaj i zdejmę cię z tego cholernego sznura, który nawet się dobrze nie zaciśnie — Fuuta sam siebie zaskoczył swoim doborem słów, z własnego doświadczenia wiedząc jednak, że być może logiczna rzeczywistość będzie bardziej odwodziła od pozbawienia siebie życia, niż gdyby miał teraz spanikować i zachęcić Harukę do działania. Nie był to powód do dumy, ale wiedział o wiele za dużo o zadawaniu sobie samemu krzywdy i był świadom tego, w jak tragicznej sytuacji musiał znajdować się znajomy, gdy nie tylko nawiedziły go te przerażające myśli, ale posunął się także do zrealizowania ich.

Sam był u psychiatry kilka razy, gdy do rozpoczęcia tranzycji, potrzebował zdiagnozowania dysforii płciowej i być może wspomniał wtedy, że myśli o uśmierceniu samego siebie. Wytłumaczył się szybko, że myślał o tym tylko tyle, ile powinien o tym myśleć normalny człowiek, ale równie szybko został uderzony odpowiedzią, że człowiek w normalnym stanie nie myśli o tym wcale. Chwilę zajęło mu wyjaśnianie wszystkiego jako żartu i chyba miał szczęście trafić na wyjątkowo nie dociekliwego lekarza, a jednak ciągle szukał najskuteczniejszego sposobu, samemu usprawiedliwiając to sobie, że robi to tylko z ludzkiej ciekawości. Nawet gdy po raz pierwszy zanurzył ostrze w swoim ciele, wyjaśniał sobie, że robi to tylko na próbę i mówił tak za każdym razem, również, gdy jego nogi zaczęły bardziej przypominać kod kreskowy niż skórę i gdy nie był w stanie założyć krótkich spodenek bez tych nijakich leginsów pod nimi, a za duże bluzy i kurtki musiały nie tylko spełniać kryterium bycia szerokim w klatce piersiowej, ale musiały mieć też długie rękawy. Czuł, że było coś żałosnego w tym, jak mimo relatywnie dobrego życia, z jakimiś znajomymi i pozorami normalności, ciągle wyrządzał sobie krzywdę. Przynosiła mu jednak ukojenie, odwracając myśli od niespełnianych ambicji, do których nigdy się nie przyznawał, widząc siebie jako ostatniego w linii do osiągnięcia czegokolwiek. Jeśli nie ranieniem się, to w Internecie znajdował swoje bycie kimś, bohaterem jakiego wyśnił w swojej głowie, ale w końcu i to zniszczył, a w dzień, w którym dowiedział się, że niewinna dziewczyna zabiła się przez niego, przestał okłamywać się, co do prawdziwego powodu tego, czemu się okaleczał. Musiał skupić się na zaprzeczaniu swojej winie, nie wierząc, że mógł zrobić coś tak sprzecznego z własnym kodeksem moralnym i nie miał już siły na okłamywanie się i w tym aspekcie.

— Więc po prostu sobie pójdź — odpowiedział mu Haruka, ciągle nie zamierzając wycofać się z tego, co planował zrobić. Taka butność nie leżała w jego naturze, co było słychać w łamiącym i zająkującym się głosie, nie słynął z kłócenia się z innymi więźniami, jednak jak miałby przerwać w takim momencie? Był już za blisko śmierci, którą przyrzekł. Z drugiej strony nie mógłby zaprzeczać słowom chłopaka, oczywiście, że to się nie uda, jeśli on będzie tutaj ciągle stał. Czuł się taki głupi w tym, że stał się przedmiotem do zmartwień. — Przepraszam.

— I myślisz, że co? Że to jakkolwiek się uda? Gówno prawda. Powieszenie się jest najskuteczniejszym sposobem na odebranie sobie życia, a i tak nie wychodzi w prawie połowie przypadków — odburknął Fuuta, nie zamierzając oponować z przeprosinami, lecz skupiając się na aspekcie praktycznym i zniechęceniu Haruki od spróbowania go. W głowie przypominał sobie te wszystkie przeczytane statystyki, wszystkie przejrzane treści, które wspominał nawet częściej, po tym, jak został uznany za winnego w pierwszym procesie, gdy zastanawiał się, czy nie ulec Esowi, Milgramowi i całemu durnemu systemowi i po prostu nie spełnić ich życzenia i się nie poddać. Uśmiercić ból raz na zawsze. Już nawet nie zwracał uwagi na to, jak często nieświadomie pogarszał swoje rany dla zadania sobie krzywdy, nieważne ile razy Es nie zwróciłoby mu na to uwagi w przesłuchaniu przed wyśpiewaniem swoich grzechów.

— Możesz mieć rację — Haruka nie myślał z wyprzedzeniem o tym, jak duża jest szansa, że się uda, ale teraz musiał zgodzić się z Fuutą, który wbrew pozorom coś o życiu - albo właściwie o odbieraniu go sobie - wiedział. Wydawał się ciągle bardzo zmieszany i niepewny tego, co chciał teraz zrobić. Etap pierwszej histerii miał już za sobą, po opanowaniu się zdecydował o zakończeniu swojego życia. Zrealizowanie swoich zamiarów zdawało się jednak niesamowicie trudne, gdy stał przed kimś, kto nie chciał mu na to pozwolić, przed kimś, komu musiało na nim chociaż minimalnie zależeć.

— Mam rację — potwierdził skinieniem głowy, wyciągając dłoń do Haruki. Nie mógł go teraz zawieść, nie po tym, jak w dniu urodzin Muu postanowił przyglądać się baczniej jego sytuacji. Wiedział, że wygrał pierwszą walkę i że Haruka już dzisiaj się nie zabije, bo naprawdę nie widział już opcji, by ten postanowił dokonać żywota na jego oczach, gdy już został wciągnięty w rozmowę. Do wygrania wojny będzie potrzebny jednak czas. Z własnego doświadczenia wiedział, że te myśli i plany nigdy nie znikają. Cholera, sam niesamowicie często do nich wracał, mimo że wydawało mu się, że najgorszy czas już za nim. Nie oczekiwał, że u Haruki będzie natychmiastowo dobrze, że wszystkie problemy zostaną za nim, ale wierzył, że będzie mu w stanie z nimi pomóc. — Chciałbym, żebyś się kurwa nie zabijał.

Moment zawahania wydawał dłużyć mu się wieki, ale Haruka w końcu zdjął pętle z szyi i wbił spojrzenie w wyciąganą ku niemu rękę, unikając spotkania się wzrokiem z twarzą Fuuty. Był taki zgubiony w tym, czego chciał, co powinien, czego się obawiał. Nie chciał złamać obietnicy złożonej samemu sobie i Esowi, że zabije się, o ile Muu dostanie werdykt winy. Bał się przy tym umierać, bo nigdy tego nie chciał. Nawet gdy siebie ranił, nigdy nie robił tego na tyle, żeby rzucić się w ramiona śmierci. Poczucie obowiązku i strach tłumiły się jednak, gdy pojawiła się w nim nadzieja, gdy stał właśnie przed piękną możliwością spełnienia swoich największych pragnień: został zauważony. Nieważne, jak marną osobą nie byłby Fuuta, w oczach Haruki każdy człowiek był lepszy niż on sam i chociaż nie zasługiwał na niczyją atencję, właśnie ją otrzymywał.

— Zależy ci na tym, żebym sobie nie robił krzywdy? — spytał cichym tonem, jakby nie będąc pewien, czy może w ogóle podnosić taki pomysł. Czuł się cały zbolały na myśl o tym, jak bardzo chłopakowi zależało na kimś takim jak on, a z drugiej strony czuł to wewnętrzne szczęście, ledwo panował nad uśmiechem. Ciągle unikał jego wzroku, nie wiedząc jakiej odpowiedzi oczekiwał.

— Oczywiście, że mi zależy, inaczej nie marnowałbym swojego czasu... Haruka, spójrz mi w oczy, jak do ciebie mówię, tak? Albo w coś, co kiedyś było oczami. Aż tak się mnie brzydzisz? — Fuuta nie był dobry w odczytywaniu sygnałów, w których wysyłaniu Haruka także sobie nie radził, co stworzyło dla nich fatalne połączenie. Gdy nie widział uwagi ze strony swojego rozmówcy, Fuuta czuł się ignorowany, a nienawidził nie mieć znaczenia. Takie poczucie towarzyszyło mu jednak przez większość czasu, a gdy w swojej jebanej potrzebie szukania uwagi, zabawiał się w bohatera, skończyło się to tragicznie. Zastanawiał się, czy w gruncie rzeczy on i Haruka nie są w tej kwestii podobni. Co ten dzieciak zrobił, że tu trafił? Czy chociaż tak inny od niego, dużo delikatniejszy, miło rozmawiający z innymi więźniami, mający prawo do brzydzenia się nim, nie chcieli w gruncie rzeczy tego samego, odrobiny bycia potrzebnym lub zauważonym?

— Przepraszam — wykrztusił z siebie i siłą woli próbował podnieść spojrzenie na twarz współwięźnia. Kontakt wzrokowy stanowił jednak dla niego za duży problem, więc Fuuta czuł, jak wzrok Haruki utyka na jego opasce, nie będąc w stanie powędrować ku jego sprawnej źrenicy. Być może trzeba było zatrzymać myśli o ich możliwych podobieństwach, gdy tamten był zdecydowanie za miły, nawet jeśli tym irytował. Jednego był pewien: towarzysz nie był tu za doprowadzenie kogoś do samobójstwa durnymi komentarzami i jebanym doxxingiem, kurwa mać.

— Przestań być taki kurwa dobry, bo jeszcze bardziej boli mnie myśl o tym, w jakim jesteś stanie — mówiąc to swoim zwyczajnym, ostrym tonem, Fuuta przysiadł na ziemi i oparł się plecami o ścianę. Jakkolwiek wrogo by nie brzmiał, jego pocieszające słowa były szczere, a ciężar tego, jak bardzo się otwierał, przygniatał go wręcz fizycznie, powodując że nie mógłby ustać na nogach. — Jeszcze bardziej nie chcę, byś umierał, okej?

— Ja też nie chce umierać. To musi bardzo boleć — Haruka również przysiadł na swoim krześle, tym samym, którego jeszcze chwilę temu próbował użyć do powieszenia się. Było to aż trochę gorzko zabawne, jak rzecz służąca do tak codziennych czynności, miała być jeszcze chwilę temu jednym z narzędzi zbrodni. Kopiując jedną czynność Fuuty, skopiował i kolejną, gdy z ciężkim westchnięciem sam postanowił otworzyć się trochę na temat siebie i swojej przeszłości. — Te wszystkie zwierzęta bolało.

— Co ty nawet masz na myśli? Exposowałem ludzi, znęcających się nad zwierzętami. Najgorsze kanalie, jak dla mnie mogą zdychać w agonii — Fuuta skrzywił się na samą myśl o cierpieniu zwierząt. O ile jego wymierzanie sprawiedliwości przerodziło się w okrutny samosąd, na niektórych ludzi może ciągle miał prawo patrzeć z góry. Dopiero gdy przeniósł spojrzenie na kulącego się w sobie Harukę, zrozumiał, co próbowano mu przekazać. Zrobiło mu się niemal niedobrze, gdy o tym pomyślał. Nie umiał wyobrazić go sobie jako mordercy, nie widział tak nikogo w całym Milgramie, a jednak usłyszał teraz więcej szczegółów jego zbrodni. Zwierzęta. Nie jedno zwierzę, może przypadkowo, może bez planu — Oh. Ty...

— Nie chcę umierać, ale też nie chcę żyć — szybko ukrócił nowo zaczęty temat i wrócił do poprzedniego, chociaż na usta cisnęły mu się setki wyjaśnień, gdy widział odrazę, jaka przeszła przez Fuutę. Na nowo rozdrapywała się świadomość, jak bardzo nikim był w ludzkich oczach i jak bardzo musiał zrobić to wszystko, żeby ktokolwiek na niego spojrzał. — Mógłbym wegetować, chyba byłbym w tym dobry. Myślisz, że gdybym zapadł w śpiączkę, ktoś by się mną zainteresował? Może rozmawialiby, czy odłączyć mnie od aparatu podtrzymującego życie, a może rozważaliby wycięcie mi organów? To chyba największe zainteresowanie, jakim mógłbym być obdarzony.

— Haruka, do jasnej cholery, przecież możemy stworzyć świat, gdzie będziesz widziany bez idiotycznego popadania w śpiączkę, czy o czym ty nawet kurwa mówisz. Tutaj każdy się nami interesuje, nie czujesz na sobie tych tysięcy spojrzeń? — w gwałtownej reakcji i uniesieniu, uderzył pięścią o podłogę i zasyczał od razu, czując promieniujący ból. Haruka poderwał się z miejsca, by stanąć nad nim i zaoferować jakąś pomoc, co on wykorzystał do chwycenia go za przedramię i przyciągnięcia do siebie. To, co miał do powiedzenia było kurewsko ważne i oczekiwał, że będzie mógł obserwować odbiór swoich słów. — Rozejrzyj się, nawet pieprzony ja, zwracam na ciebie uwagę! Jebane Es przeznacza całe swoje życie na role strażnika i osądzanie nas. Jesteśmy w jeno uwadze, nieważne ile bym błagał o koniec tego koszmaru. Czy to się dla ciebie nie liczy?

— Zwracają na nas uwagę, ale Warden-san, głosy i cały świat uważają, że jestem winny... Wiem, że jestem głupi, ale naprawdę nie potrafię zrozumieć, dlaczego czuję to wahanie, dlaczego znów martwię się tym, co zrobiłem, mimo że jeszcze niedawno byłem pewien, że się nie myliłem — ten jeden raz, pomimo zaskoczenia nagłymi bodźcami, jakie przyniósł tak niespodziewany dotyk, zwłaszcza że palce Fuuty haratały jego rany, Haruka odważył się spojrzeć w jego oko i wypowiedzieć trochę dłużej. W swojej obolałej mimice wydawał się nosić całe cierpienie świata. — Ono postawiło mnie w rzędzie ze złymi ludźmi. Ze złymi ludźmi i z Muu. 

—  Ten bachor uważało, że ja też jestem winny. A czy jestem? — Fuuta zatrzymał się nagle w swojej wypowiedzi. Wiedział, jaka była prawda, ale tak długo ukrywał ją przed każdym. Nie był w tym dobry, Es łatwo łapało go na przybieraniu masek, czy graniu twardszego gościa, niż naprawdę był. Może nie było już powodów do dalszego oszukiwania siebie oraz Haruki. Może trzeba przestać rozpalać ogień kłamstw, który ostatecznie przecież i tak najbardziej trawił go samego. Nie było to łatwe, nie leżało w jego naturze, ale właśnie przezwyciężał jedną z największych słabości. Przyznawał się. — Tak, absolutnie, nie ma niczego, co by mnie uratowało przed świadomością tego, nieważne ile razy temu nie zaprzeczę. Jednak w osądzie Esa, ciągle jest dla ciebie szansa, skoro była i dla mnie. Wystarczy, że wyśpiewasz jenu swoje winy, szczerze i z żalem.

Haruka przez chwilę wydawał się nie wiedzieć, co mógłby powiedzieć. Rozumiał ogrom wagi, jakie niosło to wyznanie dla Fuuty, ale sam nie wiedział, co miał z tym zrobić. Skoro Fuuta nie umiał znaleźć ratunku od poczucia winy, czemu miał mu uwierzyć, że znajdzie je w sobie sam? On, gorszy od każdego człowieka, jakiego znał, którego można było jedynie pochwalać, nazywając szalonym i besztając. Nawet jeśli na chwilę Milgram pomógł mu uwierzyć, że jego powody były słuszne, że miał rację, teraz znów wracało do niego dawne przekonanie, że wszystko jest jego winą. Mógł jednak chociaż spróbować i uwierzyć, że rzeczy będą się miały tak, jak powiedział Fuuta. Usiadł naprzeciw niego, wyswobadzając ramiona z uścisku jego dłoni i nie próbował się z nim kłócić, tylko podzielić wątpliwościami i zmartwieniami.

— Mówisz o mnie, ale co jeśli Muu nie zostanie znów niewinna? — Haruka wyszeptał to cicho, jakby bojąc się nawet sugerować takie rzeczy na głos. Spędził tak wiele czasu, błagając o wybaczenie dla przyjaciółki. Zbyt wiele zaniedbywał samego siebie, wiedząc jak jego życie w świecie z wyrokiem winny dla Muu, nie ma absolutnie żadnego sensu. W pewnym momencie nie obchodziło go już nic innego, zafiksował się na tej jednej rzeczy w życiu. — Ona na to nie zasługuje, jest przerażona tym miejscem. Dla mnie Milgram jest najlepszym, co mi się kiedykolwiek wydarzyło, ale jest mi tak przykro, gdy widzę ją... I nie chcę żyć w świecie, który ją tak rani. Poza tym obiecałem Es, że to zrobię.

— Obiecałeś... Obiecałeś Esowi, że się zabijesz, jeśli nie wybaczy Muu? Es... — trybiki w głowie Fuuty pracowały niezwykle rzadko, ale nagle zaskoczyły w jednym momencie przerażenia, w jednym horrorze emocji. — Ono się w niczym ode mnie nie różni, miałem rację! Haruka, musisz... Musisz mi przysiąc, że się nie zabijesz. Nie pozwolę, by Es stało się mordercą, a potem osądzało mnie, jakby nie zrobiło dokładnie tego samego, co zrobiłem ja. Nie zniosę kolejnego samobójstwa.

Byłby bardziej niż usatysfakcjonowany, gdyby w końcu coś podważyło ten głupi porządek, gdyby Es zauważyło jego punkt widzenia, zakładający, że rzucając tymi zasadami na lewo i prawo, oceniając ich wszystkich, wiele się od niego nie różni, ale na pierwszym miejscu nie mógł pozwolić znów na ten ból. Nikt nie był gotów na uczucie, które nadchodzi, gdy miało się pewność swojej racji, gdy było się pewnym bycia ważną osobą, a wszystko, co się dla ciebie liczyło, pozbawiło kogoś życia. Serce ściskało go już nie tylko na myśl, co sam by przeżywał, gdyby nie udało mu się uratować Haruki, ale także na myśl, co musieliby przeżywać wszyscy inni tutaj. Co musiał przeżywać Haruka, by znaleźć się w takim stanie. — Oczywiście, że Muu będzie teraz cierpiała i chociaż może brzmieć to niewiarygodnie, też mi przykro z tego powodu. Nienawidzę tego, jak tu się sprawy mają i jak to działa, ale przeszedłem przez to. Przeszedłem przed to przed wami. Skoro bachor zmieniło swoją decyzję co do mnie, to do jasnej cholery jest nadzieja i dla was, nie możecie się po prostu poddać i utonąć w swoim nieszczęściu. Nie możemy pozwolić, by ten dzieciak zostało mordercą, tak?

— Warden-san poświęca nam wiele uwagi, mimo że wcale nie musi — przyznał Haruka, myśląc nad tym na głos. Wcześniej nie zastanawiał się bardzo nad konsekwencjami, jakie przyniosłaby jego śmierć, poza tym, że chciał cierpienia Es, o ile Muu zostanie uznana za winną w procesie. Im dłużej myślał jednak o tym cierpieniu, było ono tak zbędne i nic nieprzynoszące. Świat będzie dalej funkcjonował bez niego, jego poświęcenie byłoby... Bezsensowne. — Jednak... Ono nie jest moją mamą.

— Nikt tu nie jest twoją matką — zakpił Fuuta, głupio nie myśląc nad swoimi słowami. Nigdy nie myślał, zawsze żałował. W momentalnym skrzywieniu się, jakie przebiegło przez twarz Haruki, sam także poczuł nagle budzącą się irytację. Nie wiedział, jak wyglądała jego relacja ze swoją rodzicielką, ale tak jak zwykle, nie skupił się na zrozumieniu drugiego człowieka, a potraktował go, jak potraktowałby samego siebie, przeprojektowując na inną osobę własne problemy. Rozumienie cudzego bólu i empatyzowanie z nim zawsze przychodziło mu z trudem, dopóki rozpalony przez niego ogień sam nie wybuchnął mu w twarz. Mówiąc o twarzach, nie pamiętał, jak wyglądała ta jego matki, a gdy zdał sobie z tego sprawę, poczuł się wyjątkowo wściekły.

— Nie wiesz, o czym mówisz i jak wiele nie wiesz — wydukał z siebie Haruka, zaskoczony nagłą złością rozmówcy, od którego gwałtownie się odsunął. "Nie krzywdź mnie" wołała się krzyczeć cała jego postawa, a Fuuta chciał mu pokazać, że nie jest zły na niego, po prostu na... Wszystko.

— Tak, nie mam pojęcia, jak to jest mieć cholerną matkę. Nie mam pojęcia, jak można tęsknić za jej uwagą. I tym bardziej nie potrafię za cholerę zrozumieć, dlaczego, gdybym mógł spotkać kogokolwiek na świecie, chciałbym, żeby to była ona — odpowiedział swoim zwykłym, wrogim tonem głosu. Mimo że jego słowa temu zaprzeczały, chyba jednak doskonale wiedział i postanowił podzielić się każdym szczegółem z tym małym, niepocieszonym Haruką, o którego chciał zadbać najbardziej na świecie. — Chyba chciałbym się ją spytać, tak dla pewności, czy to, że zostawiła nas nie z mojego powodu, nie było kolejnym świętym Mikołajem, wróżką zębuszką, czy królową angielską, kolejnym kłamstwem, w które wierzyłem, jako dziecko. I chyba chciałbym, by wiedziała, że ma córkę i syna, a nie dwie córki, nawet jeśli by tego nie uznała. Przede wszystkim chciałbym jednak się dowiedzieć, czy chociażby przez moment żałowała zostawienia naszego słabego, bezwartościowego ojca, bo jeśli tak, to mógłbym ją zapewnić, że nie ma czego, tak samo, jak nie powinna żałować zostawienia mnie.

Oh. Powiedział za dużo. Fuucie zawsze wydawało się w swojej głowie, że jest kimś wielkim, że rozgryzł i wygrał z systemem, ale prawdą było, jak wcale nie osiągał tak wiele. W swojej zapalczywości i raptowności trudno tak naprawdę było utrzymać mu coś dla siebie, jak zrobiłby, gdyby był odrobinę mądrzejszy. Z każdym jego słowem, na jakie się porwał, Haruka wydawał się coraz bardziej zawiedziony, ale przynajmniej Fuuta nie musiał się obawiać, że byłby na tyle bystry, by wykorzystać jakoś informacje, jakimi się z nim podzielił. 

— Mówisz okropne rzeczy, Fuuta. Nie wolno tak mówić, a tym bardziej nikt nie powinien chcieć, by zostawiała go matka — Haruka nie był typem osoby, która przerywała innym i dlatego nie zatrzymał tak długiego monologu, nawet jeśli chciał zaoponować. Nie zgadzając się z Fuutą, patrzył w podłogę, jakby czując wstyd na myśl, że mógłby podnieść wzrok i skonfrontować spojrzenie z rozmówcą, który wydawał się wręcz ciężko dyszeć od wyrzuconego z siebie monologu. Nawet jeśli Fuuta był żałosny w swoim przesadnym pesymizmie i złym nastawieniu, dla Haruki wyglądało na to, że wyrzucenie z siebie tego wszystkiego, było mu potrzebne.

— Moja nie jest warta mnie, a ja nie jestem wart jej, jasne? Ona nawet nie wie, jak ja mam na imię — lista żali Fuuty wydawała się ciągnąć tylko dłużej i dłużej. Jednak skoro mówili już sobie rzeczy, trzeba było skończyć myśl. Odrzucanie swojego zaprzeczenia stawało się wręcz terapeutyczne, nawet jeśli nie wysłuchiwał ich żaden specjalista, a po prostu speszony Haruka. — Może byłoby dobrze, gdyby je poznała, chociaż nawet nie wiem, czy troszczyła się, by pamiętać moje martwe.

— O czym ty mówisz, Fuuta? — Haruka przekrzywił głowę w zaciekawiony sposób, a pytany poczuł dziwne ukłucie w środku. Nie spodziewał się, że passował na tyle dobrze, że powiedzenie komuś, że jest trans, robiło takie wrażenie. Nie wiedział, czy to własna zasługa, czy to Haruka był myślami w innym świecie i nie zauważył tego przez tak długi czas, ale było coś dziwnie kojącego w tym, że nie musiał ciężko pracować, by być mężczyzną w jego oczach. — Więc kiedyś nosiłeś inne imię? Mógłbyś mi o tym opowiedzieć?

— W sensie? Nie powiem ci po prostu mojego martwego imienia. Jaką mam gwarancję, że nikomu o nim nie powiesz? — stał się mocno defensywny, dopiero orientując się, jak wiele o sobie powiedział. Może jednak powinien powrócić w swój bardziej obronny sposób bycia, który nie mówił o nim... Tak wiele.

— Nie... Po prostu... Przepraszam. Wiem, że nie powinienem zadawać takich pytań — speszenie się Haruki nastąpiło natychmiastowo. Znów wyglądał równie żałośnie, jak idiotycznie się czuł. Nie miał pojęcia, jak się zachować. Zaczął się lekko kiwać na prawo i lewo, a kolana podciągnął pod brodę, kuląc się. Próbujał zapanować nad emocjami. — Jestem głupi.

— Mam na myśli, tak długo, jak nie masz złych zamiarów, to nie będę się gniewał? — wzruszył ramionami Fuuta, szybko zmieniając nastrój. Tak bardzo, jak irytowało go wiele rzeczy i często dawał się porywać złości, tak nie potrafił się denerwować na niewinne pytania Haruki, gdy ten wyglądał jeszcze tak słabo. — Jeśli nie masz złych intencji, to nie jesteś głupi, a przynajmniej ja tak nie uważam.

— Możesz tak uważać — zapewnił go Haruka, wyglądając na niesamowicie przejętego zapewnieniami chłopaka. Myśl, że jego wątpliwości nie były takie głupie, podniosła go na duchu, ale także i w postawie, która od razu przestała się tak kulić i odważył się zadać swoje pytanie. — Mam po prostu na myśli, kto chciałby nie być dziewczyną?

— To nie jest kwestia wyboru — zaśmiał się gorzko Fuuta. Ze wszystkich rzeczy, o jakich źle zdecydował, sam zawinił w życiu, nareszcie miał coś, czego sam nie wybrał. Ot po prostu jego płeć, czasem denerwująca w tym, ile musiał się napracować, by być widziany przez jej pryzmat, ale ostatecznie był z tym pogodzony. — Cóż, to jest tym, czym jest.

— Jednak... Powinieneś zrozumieć, co mam na myśli! Bycie dziewczyną wydaje się takie naturalne — pomimo kontrargumentacji, zdanie Haruki było podtrzymywane, a przemyślenia Fuuty zaczęły schodzić na bardzo queer tory i zastanawiał się, czy Haruka sam to zauważy. — Mam na myśli, zawsze czułem, że bliżej mi do jednej z nich! Jednak wszystkie kobiety w moim życiu są po prostu lepsze ode mnie... Muu przede wszystkim. Muu jest wspaniała i tak bardzo chciałbym być taki, jak ona, ale przecież też moja mama, moja...

Fuuta nie zamierzał przesłuchiwać Haruki, dlaczego tak gwałtownie urwał swoje słowa, ale w jego głowie wydawała zradzać się myśl, co do tego, gdzie może znaleźć dla niego pocieszenie. Nie mógł mieć pewności, czy miał rację i czy to ku temu droga, ale mógł przecież spróbować i poczekać na reakcję. — Mógłbym nazywać cię nią, a nie nim, jeśli chcesz. 

— Byłoby to bardzo miłe z twojej strony — Haruka wydawała się zaskoczona propozycją, ale jej twarz rozpromieniała się na samą tę myśl. Wow, może ciągle była w fatalnym stanie, ale znajdowane były dla niej kolejne powody, by nie chciała umierać. Życie nie stawało się dobre, ale było o wiele przyjemniejsze, gdy mogła poczuć, że jest ktoś, kto traktowałby ją tak, jak ona by tego chciała. — To mogłoby sprawić, że poczuje się lepiej, ale nie wiem, czy na to zasługuję...

— Boże. Każdy zasługuje na uszanowanie jego tożsamości, tak? To nie jest taka wielka sprawa — machnął dłonią poirytowany. Ostatnie czego potrzebował to zrobienie z tego dyskusji. Naprawdę mieli poważniejsze problemy niż Haruka będąca dziewczyną. Dał jasno do zrozumienia, że istniały ważniejsze sprawy, niż kto jest kim. — Chyba nie uważasz mnie za aż tak okropną osobę, żebym nazywał cię w sposób, jaki jest dla ciebie gorszy?

— Interesujące jest, że ty to mówisz ze wszystkich osób tu... Po prostu miałam wątpliwości, przepraszam — Haruka nie należała do najmądrzejszych osób na świecie, decydując się na powiedzenie Fuucie wprost o tym, jakie jego słabości widziała, ale chłopak miał już zbyt dobrą passę robienia rzeczy, które pomagały mu wrócić na lepsze, by teraz jej nie wysłuchać. — Ty, który uważasz dziewczęce gadanie za nudne i który nie doceniasz ich siły.

— Oh, zamknij się... To nie tak, że przestanę się tobą interesować, tylko dlatego, że jesteś dziewczyną — wzruszył ramionami, naprawdę nie uważając, że robił z tego taką sprawę. Robił? Może miał kolejną rzecz do pokonania i zmiany w sobie. Może się na taką zmianę otwierał, bo teraz, obserwując wnikliwie Harukę, czuł w sobie rzeczy, jakich do tej pory nie znał. Czyżby to było poczucie odpowiedzialności i przebłyski realnego spojrzenia na świat. Czy naprawdę rozmawianie o swoich błędach, winach, czy nawet matkach i byciu trans, powinno być tak oczyszczające dla człowieka? Było w tym coś tak słabego, tak wydającego się głupie, ale jak głupim mogło być coś, co mądrze działało? Znów wyciągnął dłonie ku Haruce, bez konkretniejszego celu, poza chęcią potrzymania tych jej. Uważał, że po wszystkim, o czym dziś porozmawiali, miał prawo do obejrzenia ich. Gdy po chwili wahania, ona wyciągnęła swoje ręce, przyjrzał się im ze smutkiem, próbując zrozumieć, czy rany na nich były wydrapane, czy zadane sobie czymś ostrym. Żadna opcja nie brzmiała dobrze. — To brzydko się zagoi, jeśli nie skorzystasz z czyjejś pomocy.

— A-ale z czyjej, Fuuta? To nie tak, że ludzie w Milgramie mnie lubią. Poza Muu. Muu ciągle mnie lubi, mimo że tak strasznie cierpi  i tak bardzo ją zawiodłem, jak okropny przyjaciel. Muu jest taka dobra — Haruka pokręciła głową, odmawiając temu pomysłowi. Jej upór trochę irytował Fuutę, ale z drugiej strony tak doskonale ją rozumiał. To, jak niesamowicie podobna, a później zupełnie od niego potrafiła być dziewczyna, zawsze zaskakiwało, denerwowało i dziwiło go tak samo. — Nie możemy poprosić Muu, by je opatrywała. I tak bardzo zmartwiłam ją tym, że nie jadłam tego, co mi przynosiła.

— Nawet nie pomyślałbym, by ją o to prosić — dodał Fuuta, czując przecież zmartwienie nie tylko o Harukę, ale i o Muu. Pierwszą sytuację uznał za o wiele bardziej dramatyczną, dlatego to na niej się skupił, ale wiedział, że nadejdzie moment, gdy zajrzy i do drugiej z nastoletnich współwięźniarek. Pomoc, jaką będzie miał tam do zaaferowania, będzie zgoła inna od tej, której udzielał w tym momencie, potrzebował więcej czasu na przemyślenie tego, ale nie zamierzał spocząć na laurach. Zdawał sobie sprawę, że o Harukę będzie toczyć jeszcze niejeden bój, a z Muu jeszcze wybada grunt, czy w ogóle będzie chciała jego wsparcia. — Cholera, Shidou nam nie pomoże z oczywistych powodów, ale Yuno... Pomagała opatrywać mu Mahiru. Myślę, że zwrócenie się do niej to dobry pomysł, zwłaszcza że ma cele tuż obok nas? Moglibyśmy także powiedzieć jej, że jesteś dziewczyną, jeśli masz ochotę mówić to ludziom. Yuno jest sprawdzona przeze mnie, jako zdecydowanie nie transfobiczna, po tym, jak... Długa historia.

— Fuuta, to jest naprawdę zły pomysł. Moje dłonie zagoją się same, nie potrzebuję pomocy — naciskała Haruka, znów przerywając zaangażowany monolog Fuuty, co powalało chłopaka na łopatki. Przecież tak się starał! Dlaczego nie umiał po prostu znaleźć rozwiązania, które byłoby zadowalające ich wszystkich? — Yuno nie lubi mnie, od kiedy jestem blisko z Muu...

— Będziesz tam ze mną, a nie z Muu — wzruszył ramionami, ale po chwili uświadomił sobie jedną sprawę. To jeszcze gorzej. Jeśli widok Kusunoki Muu z Sakurai Haruką wywoływał w Yuno niechęć i irytację, to zobaczenie jej w towarzystwie Fuuty, musiałoby wydawać się co najmniej złym snem. Skumulowane obok siebie tak dwa różne sposoby na bycie denerwującym! Kurwa. Musiał znaleźć alternatywne rozwiązanie. — Dobrze, a co gdybym ja to zrobił? Wezmę gaziki, jakieś opatrunki... To nie może być takie skomplikowane, bym sobie nie poradził, prawda?

— Zrobiłbyś to wszystko dla mnie? — Haruka wydawała się zdziwiona wizją troski o nią i było to tak niesamowicie przykre. Przecież on bardzo się nie wysilał, i tak siedział z nią zamknięty w tym więzieniu, i tak nie miał możliwości na inne spędzanie czasu. Jego uwaga mogła nadawać jednak życiu Haruki zupełnie nowego sensu, tworzyć jej świat na nowo, w miejsce, w którym chciałaby żyć i opatrywać swoje rany. W przeciwieństwie jednak do na przykład Muu, Fuuta miał do tego o wiele luźniejsze podejście, nie zależało mu na tych zobowiązaniach, co stwarzało komfortową relację, gdzie mogli porozmawiać o poważnych sprawach bez presji. — Mogę... się zastanowić.

— Dam ci tyle czasu, ile będziesz potrzebowała, przy czym miej na uwadze, że lepiej zrobić to wcześniej niż później — Fuuta ziewnął i przymknął oko, dopiero teraz zdając sobie sprawę, jak wykańczające było dla niego wszystko dzisiaj. Poruszone tematy i te wszystkie przeżyte emocje. Nie wiedział jednak, jak gwałtownie rozbudzi go, to co miała do powiedzenia Haruka.

— Ja naprawdę ci dziękuję. Jesteś trochę... jakby to ubrać w słowa... bohaterem? — dziewczyna nawet nie miała pojęcia, w jak czuły punkt uderzyła i jak wiele znaczyły jej słowa. Wydawała się zadowolona z tego, że to wyraziła, być może uważając swój komplement za niezwykle trafny, a Fuucie zrobiło się wręcz jej odrobinę żal, gdy pomyślał o tym, że nie może się z nią zgodzić.

Ta dziewczyna przez niego umarła i teraz był tego świadomy. Cholera, był świadomy od początku, od chwili, w której potłukł telefon, gdy dowiedział się, że ona nie żyje. Żeby się kurwa od razu nie zabić z nienawiści do siebie, wmawiał sobie, że nie jest mordercą i takiej wersji trzymał się na przesłuchaniach. Gdy został osądzony jako winny, słyszał te wszystkie głosy, mówiące mu, jak bardzo potworem był, te wszystkie głosy powtarzające mu, że nie zasługiwał na to, by samemu żyć, po tym, gdy jedno życie odebrał. Został doprowadzony do stanu, gdzie prośbą i groźbą błagał Es o koniec tego cierpienia, koniec tej męki. Zjebał, ale nie było już rozwiązania i mimo, że to nie tak miało wyjść, ciągle czuł konsekwencje swojego działania. Nie mógł cofnąć się jednak w czasie i uderzyć dawnego siebie, który pierwszy raz w życiu poczuł się pewnie i myślał, że gdy raz i drugi zcancelował jakichś skurwysynów, to będzie miał rację i teraz, calloutując, a później doxxując gimnazjalistkę. Nigdy nie będzie już mógł nazwać się bohaterem, nie po co zrobił, ale mógł postarać się chociaż nie być dalej złoczyńcą. Odebrał życie tamtej dziewczynie, a teraz mógł tylko dopilnować, by nie straciła życia kolejna.

— Nie jestem, Haruko — uśmiechnął się tak delikatnie, odsłaniając kilka ostrych, krzywych zębów. Nie wydawało się to jednak wyjątkowo kłujące w oczy, gdy człowiek skupiał się na tym, że nie sposób byłoby pomyśleć, że to jego prawdziwy uśmiech, że Fuuta Kajiyama naprawdę potrafi wyszczerzyć się w czymś delikatniejszym niż grymas satysfakcji. Szczęśliwy Fuuta nie był czymś, czego można by się po nim spodziewać po przypomnieniu mu o tym, jak wszystko, w co wierzył kiedyś, nie okazało się sprawiedliwością, a niszczycielską siłą, ale teraz nie mógł powstrzymać się od tego, by rozpromienić się na myśl, jak bardzo pogodził się z prawdą i realnym obrazem rzeczywistości. W życiu nie było już odwrotu, nie był szlachetnym, usprawiedliwionym, niosącym płomień sprawiedliwości. Był mordercą, który nie chciał podpalać już dłużej stosu kłamstw, nie chcąc już dalej brnąć w wyrzekanie się swojej winy. Znajdował nowy sens życia, nie mając dawnego siebie za wzór godny naśladowania, lecz liczył, że przyszły on, będzie chociaż odrobinę lepszy. Zaczynał w tym momencie, wstając z podłogi i przejmując stery. Celami na początek była konfiskacja sznura, zadbanie o to, by na Harukę zawsze ktoś miał oko i przypilnowanie, by zdrowo jadł. Być może w kolejne dni, lista rzeczy do zrobienia, powiększy się o głębsze i ambitniejsze cele, ale na razie, liczyło się przetrwanie pierwszych trudności. — Na stołówce mogły zostać jakieś pomidory. Chodźmy je zjeść, a później zajmiemy się twoimi ranami, jeśli pozwolisz mi to zrobić.

🐟🎏🔥

ojciec i córka mają razem 97 chorób psychicznych i są zbanowni z 12 krajów

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top