One

    Westchnąłem cicho z narastającym podirytowaniem, które malowało na moim czole niechciane zmarszczki zdradzające owo uczucie. Spostrzegłem, że bezwiednie zgniotłem trzymany w dłoni ważny raport, co jeszcze bardziej popchnęło mnie do cienkiej granicy między spokojem a zimną furią. 

     Petra Ral, niezwykle irytująca osóbka o opadających do ramion blond włosach i zbyt ciekawskich - jak na mój gust - bursztynowych oczach, krzątała się po moim biurze.  Przez wielu uznawana za piękną i delikatną kobietę, budziła w mężczyznach pożądanie i niekłamany podziw. Mnie przyprawiała, co najwyżej o mdłości. 

       Od ponad pięciu minut robiła dla mnie jedną, głupią kawę. Pragnąłem zastrzyku kofeiny, a ona ciągle to przedłużała. Najpierw zabrakło wody w pojemniku od expresu, na co uśmiechnęła się w moją stronę przepraszająco.  Zauważyłem w tym uśmiechu nutkę kokieterii, co ani trochę nie zachęciło mnie do flirtu, do którego od miesiąca próbowała mnie zaprosić. 

        Zatrudniłem ją na okres próbny, jako moją nową asystentkę i sekretarkę. Z dwoma dyplomami - jednym z zarządzania funduszami inwestycyjnymi oraz drugim z zarządzania projektami  - wydawała się idealną kandydatką na to stanowisko. Nie miałem w tamtym momencie wątpliwości, że odnajdzie się w mojej firmie i okaże się dużą pomocą w ogromie pracy, jaka na mnie czekała przy nowym kontrakcie.  Jakże bardzo mylne  mogą być  pierwsze spotkania...

       Już drugiego dnia pracy zaczęła się do mnie zwracać z tą przesadzoną słodyczą, która wręcz wywoływała u  mnie o torsje. Momentami jednak bawiły mnie jej próby zwrócenia na siebie mojej uwagi. Te udawane potknięcia, aby tylko się na mnie oprzeć, czy też nagłe wypadnięcie z rąk stosu papierów, niemalże przed moim nosem. 

    Zwrócić to na nią mogłem, co najwyżej lunch zjedzony pośpiesznie między kolejnymi konferencjami. 

    Nie ocenia się  książce po okładce, jak to mówią.  Na pierwszy rzut oka wydawała się być słodka, wręcz do schrupania, jak co dopiero dojrzałe jabłko, ale już jak się wgryzłeś, okazuje się być robaczywe. 

     Po tym, jak uzupełniła wodę w expresie niespodziewanie traciła dłonią ducha bogu winą filiżankę. Dziwnym przypadkiem znalazła  się blisko krawędzi barku stojącego w jednym z rogów dużego, nowoczesnego biura. Delikatna porcelana rozbiła się na popielatych panelach, sprawiając, że jedna z moich powiek zadrgała niebezpiecznie. 

    Spojrzała na mnie tymi wielkimi, sarnimi oczyma a różowe usta ułożyły się w udawane zdziwienie. 

- Najmocniej przepraszam, panie Ackermann - złożyła dłonie w przepraszającym geście - Zaraz posprzątam. 

       Naprawdę nie wierzyłem w głupotę tej dziewczyny. Czy naprawdę sądziła, że nabiorę się na takie tanie sztuczki? Obrażało to moją inteligencję. Zapewne z innymi mężczyznami szło jej, jak z płatka. Powinna była wiedzieć, że nie jestem  jak inni, prostolinijny. Trudno było mi zaimponować, rzadko kiedy udało się wzbudzić u mnie pozytywne emocje. Cechowałem się trudną do przyjęcia dla ludzi oschłością, dla nie których wręcz bezdusznością, co było według mnie lekką przesadą. Moja pragmatyczność, bo tak wolałem to nazywać, pomogła mi w osiągnięciu sukcesu, jakim była posada prezesa zarządu jednej z większych korporacji w kraju. 

     Pomimo swojego niezbyt ciepłego charakteru, przyciągałem do siebie takie głupiutki gąski, jak panna Ral niczym pieprzony magnes. Stwierdzenie, że kobiety wolą zimnych i zamkniętych w sobie facetów, tak zwanych "bad boy'ów" coraz bardziej okazywało się według mnie prawdziwe. Wystawiało to moją cierpliowść na wiele prób, wiele razy byłem bliski wybuchu. 

      Petra uznała, że lepiej jednak będzie najpierw zrobić mi kawę a zaraz potem posprzątać. Czyli, aż tak głupia nie była. Tym razem wyjątkowo szybko uwinęła się z jej zrobieniem, i po chwili szła w moją stronę z parującym płynem, na którego myślałem, że się nie doczekam. Poruszała się w tych niebotycznych, czerwonych szpilkach z gracją, a przynajmniej próbowała. W czarnej, idealnie przylegającej sukience powinna wzbudzić we mnie natychmiastowe reakcje. Jednak, coraz bardziej mnie wprost mówiąc, wkurwiała. 

    Stawiając filiżankę na mahoniowym blacie, pochyliła się na tyle nisko w moją stronę, że miałem idealny widok na jej piersi, lub ich brak, który starała się zatrzeć biustonoszami z push-up'ami.  Typowe...

     Oparła się opiętymi do granic możliwości pośladkami  o kant biurka i skrzyżowała ręce na w taki sposób , żeby jeszcze bardziej wyeksponować zawartość dekoltu, który nota bene, był zbyt głęboki. Zatrzepotała rzęsami, jak jakaś trzpiotka wierząc, że takie coś nagle poruszy moje skamieniałe serce. 

- Czy przypadkiem się pan nie przepracowuje ? - zapytała z troską, kładąc przy tym dłoń na moim ramieniu.

     Powstrzymałem się od natychmiastowego strącenia jej ręki, i zrobiłem dobrą minę do złej gry. Chce flirtu ? Proszę bardzo. 

- To miłe, że się o mnie martwisz, Petro - celowo zwróciłem się do niej na "ty", aby nabrała pewności siebie. Dla podkreślenia całego efektu położyłem swoją dłoń na jej, której nie zdjęła z mojego ciała. Ścisnąłem lekko w udawanej czułości - to przechyliło szalę na moją korzyść. 

    Patrzyłem, jak jej oczy rozszerzają się w prawdziwym teraz zdziwieniu. Wyglądała, jakby co najmniej zobaczyła ducha. To mnie tylko umocniło  w przekonaniu, że nie  była aż tak bardzo pewna siebie i nie oczekiwała zbyt dużo po swojej grze. Do jej świadomości też zapewne nie doszedł fakt podjęcia nowej gry, tym razem przeze mnie. Niestety trafiła na zbyt dobrego gracza, bezlitośnie miażdżącego swoich przeciwników. Pierwszy ruch wykonałem, tylko czekać aż się wszystko rozwinie po mojej myśli. 

      Wstałem ze skórzanego fotela i mimo mojego niskiego wzrostu - jedyne metr sześćdziesiąt -sprawiłem, że się lekko skuliła. Jednym, małym krokiem zmniejszyłem dzielący nas dystans tak, by delikatne, kobiece dłonie zatknęły się z moja klatką piersiową. Pozwoliłem jej poczuć mój oddech na swoim policzku, co sprawiło, że momentalnie na jasnej skórze zakwitł rumieniec. Nagle zrobiła się płochliwa i tak obrzydliwie słodko wstydliwa. 

- Pragniesz mnie ? - wyszeptałem w jej ucho. W odpowiedzi zadrżała, jak mały listek na wietrze, tym wiatrem byłem ja. Stała się bezbronna wobec mnie. 

- Tak - z tym jednym słowem nabrała więcej odwagi i w końcu spojrzała mi w oczy. 

- Od samego początku, prawda? - wymruczałem wprost w jej rozchylone usta.

- Prawda...

     Przyciągnąłem jej usta do swoich o te kilka brakujących milimetrów, by połączyć ze swoimi w brutalnym pocałunku, na który nie była gotowa, bo nogi momentalnie się pod nią ugięły. Podniosłem ją i usadziłem na biurku. Chciałem mieć nad tą sytuacją, jak największą kontrolę. 

      Znalazłem się miedzy jej udami, sukienka podwinęła się do góry odkrywając koronkowe stringi. Bielizna wskazywała na to, że w każdym momencie była gotowa wskoczyć mi do łóżka. Wystarczyłoby kiwnięcie palcem i rozłożyłaby nogi. Nie była pierwszą kobietą sięgającą po moje pieniądze poprzez łóżko. Sęk w tym, że byłem na to zbyt mądry i opanowany, nie ulegałem pierwotnym instynktom. 

        Petra była coraz bardziej rozpalona od moich pocałunków, sięgała zachłannymi dłońmi do mojego krawata, aby go poluźnić. Wsuwała zimne dłonie pod lekko rozpiętą koszulę na co w odpowiedzi sięgnąłem do suwaka jej sukienki.  Materiał opadł osłaniając dobrany do stringów biustonosz. W pewnym momencie spojrzałem prosto w jej oczy. 

-Petra ... - skupiłem na sobie jej uwagę, patrzyła na mnie przymglonym wzrokiem - ja...

- Tak? - widziałem, jak wstrzymała oddech oczekując na jakieś wspaniałe wyznanie w moich ust.

- ...zwalniam cię - roześmiałem się chytrze w myślach na widok jej zdezorientowanej miny.

       Ciężko było mi się uśmiechnąć inaczej niż tak w myślach. Jakby moje usta nie potrafiły ułożyć się w uśmiech, za każdym razem jak próbowałem wychodził z tego tylko cierpki grymas, groteska prawdziwego uśmiechu. Owszem, miałem poczucie humoru, wiele rzeczy potrafiło mnie rozbawić, ale wszystkie reakcje odbywały się tylko i wyłącznie w mojej głowie. 

      Petra patrzyła na mnie wielki oczyma, w których zbierały się łzy - bardziej złości niż smutku. Jej twarz wykrzywiła się w złości i wysyczała :

- Nie możesz...

- Owszem, mogę. Jesteś tutaj, jak na razie na okresie próbnym. A przepraszam... byłaś - ton mojego głosu mógłby zamrozić ocean. 

- Czemu..? - nie potrafiła skleić zdania ze skołowania, w jakie ją wprowadziłem. 

- Naprawdę myślałaś, że wskoczysz mi do łóżka i dostaniesz jakąś lepszą posadkę? - spytałem z nonszalancją w głosie - Rozpoznaję takie, jak Ty na kilometr. Nie jesteś lepsza. W sumie przy innych jesteś strasznie słaba.

Zacmokałem z udawanym zatroskaniem, kiedy pojedyncza łza rozmazała delikatnie tusz na jej rzęsach. Widziałem, jak lekko drżą jej nogi, ale już nie z podniecenia. 

- No już. Nie rozsypuj się. Będzie dobrze - wytarłem samotną łzę, która zdążyła spłynąć jej aż do brody, kreśląc bladą ścieżkę na skórze - Jeszcze znajdziesz jakiegoś naiwnego. 

    Wróciłem na fotel i ponowie przeglądałem rozłożone w idealnym porządku dokumenty. Mijały sekundy, a Petra nie ruszała się z miejsca. Patrzyła tępo w oka za mną, które ciągnęły się od podłogi aż po sufit. 

- Masz godzinę, żeby opuścić ten biurowiec - drgnęła, jakby co najmniej dostała siarczysty policzek. 

   Odetchnąłem z ulgą, gdy zniknęła mi z oczu. Powinienem szybciej się z nią uporać. Chyba za bardzo wierzyłem, że będzie inna, gdy tak niewinnie się uśmiechała na rozmowie kwalifikacyjnej a w jej oczach błyszczała inteligencja. Jak widać, każdy z nas nosi jakieś maski. Grunt to umieć zajrzeć pod nie, nie dać się oszukać. 

    Sięgnąłem do jednej z szuflad w poszukiwaniu awaryjnej paczki papierosów. Wyszedłem na balkon, bo nie chciałem mieć syfu w biurze, które lśniło czystością. Hebanowe obicia dwóch kanap  po lewej stronie od wejścia idealnie kontrastowały się puchowym, białym dywanem. Regały wbudowane w ścianę, uginające się pod naporem książek stanowiły jedyny  przytulny element do reszty chłodnego wnętrza. Nie miałem na biurku żadnego zdjęcia, czy innych sentymentalnych pierdół.  To było moje małe sanktuarium, przesiadywałem w biurze do późnych godzin, dlatego zaraz obok miałem specjalnie wybudowaną w podobnej tonacji łazienkę i kuchnię. 

          Zaciągnąłem się mocno papierosem, nienawidziłem palić.  Nienawidziłem tego syfu. Jednak często tylko to pomagało mi się odstresować. Patrzyłem z góry, jak Petra wchodzi do zamówionej taksówki. Naprawdę zrobiło mi się lżej. Jej obecność drażniła mnie przez ten miesiąc. Cud, że tak tak długo wytrwałem.

- Kurwa... - uświadomiłem sobie coś, patrząc jak znika w samochodzie  - Znowu muszę szukać kogoś nowego.

       

***

Ta dam, proszę o to moje wypocinki ;) 

Jestem ciekawa, czy ktoś poświęci na to czas xdd

Pragnę zaznaczyć, że to opowiadanie jest pierwszą rzeczą napisaną od dobrych kilku miesięcy...

*Tch, tłumacz się ...* Levi

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top