Five
Eren
Czas do wyjścia na spotkanie w sprawie pracy, niemiłosiernie się kurczył. Moja ekscytacja powoli przeobrażała się w wszechogarniający strach, który wręcz ze mnie emanował. Mówią, że stres bywa budujący i działa na człowieka mobilizująco. Ja jednak czułem tylko ścisk w żołądku, przez co nie byłem w stanie nic przełknąć na śniadanie.
Mikasa patrzyła na mnie z niepokojem, kiedy chodziłem nerwowo w kółko, jakbym co najmniej miał kandydować na prezydenta, a nie iść na rozmowę kwalifikacyjną.
- Zedrzesz zaraz panele - rzuciła z troską
- Yhmm - wymruczałem, robiąc kolejne okrążenia w salonie
Jego wystrój podobnie, jak w moim pokoju był prosty, lecz zarazem przytulny i emanujący rodzinną atmosferą. Składał się z dwóch beżowych kanap, wyłożonych miękkimi, puchatymi poduchami i wpasowującego się stoliczka kawowego. Jedna ze ścian była całkowicie zasłonięta przez regał, obłożonego książkami oraz wieloma zdjęciami, przywołujących przyjemne, sielskie wspomnienia.
O ton ciemniejsze niż meble ściany były ozdobione obrazami, które skutecznie ocieplały wnętrze i nadawały wyjątkowego charakteru całości. Pomieszczenie płynnie przechodziło w kuchnię, która utrzymywała się w podobnej tonacji.
- Eren! - spojrzałem na czarnowłosą - Zbyt bardzo się przejmujesz tym wszystkim.
- To dla mnie bardzo ważne, chcę w końcu zacząć coś znaczyć... - dla podkreślenia słów zacząłem żywo gestykulować - ... w tej firmie będzie to, jak najbardziej możliwe.
- Nie rozumiem, czemuś się tak uparł na to, żeby pracować dla tego Ackermann'a. W czym on może być lepszy od innych?
- W tym, że to człowiek, który osiągnął wiele sukcesów startując dosłownie z niczym. Większość osób o jego statusie ma już jakieś podłoże, pewne fundamenty do budowania swojej swojej kariery. Czytałaś tylko o wyssanych z palca skandalach wokół niego, ja natomiast zafascynowałem się jego osiągnięciami.
W moim głosie rozbrzmiał zachwyt, którego Mikasa przyjmowała z niezadowoleniem, sądząc po wykrzywionym wyrazie jej twarzy. Zawsze podchodziła do innych ludzi z nieufnością, zwłaszcza do tych, którzy mieli styczność z moją osobą.
- Wiem, że w żaden sposób cię nie przekonam... - westchnęła z rezygnacją - Zostaje mi tylko kibicowanie tobie.
Podeszła do mnie i przygarnęła do siebie mocno, prawie pozbawiając tym samym moje płuca życiodajnego tlenu. Syknąłem. Była stanowczo zbyt silna, jak na kobietę, co niezmiernie mnie irytowało i podburzało pewność siebie. Dodatkowo w wolnych chwilach dziewczyna chodziła na treningi z krav mag'i, kosząc na nich zarówno młodszych, jak i starszych adeptów.
Wyrwałem się z jej objęć, nie chcąc pozostawać w bez ruchu, ponieważ to tylko pogłębiało mój stres. Zacząłem jeszcze raz sprawdzać kompletność mojego oficjalnego stroju, składającego się na błękitną koszulę, mającą podkreślić ciemniejszą karnację, a takżegarniturowe granatowe spodnie i dobraną do nich marynarkę, która miała pozostać niezapięta. Wszystko idealnie się ze sobą współgrało, prócz moich włosów, odstających we wszystkie strony świata przez to, że poszedłem spać z mokrą głową.
- Bardzo dobrze wyglądasz - uśmiechnęła się Mikasa - nie musisz tyle razy tego sprawdzać.
- Taak, dzięki - speszyłem się lekko.
Spojrzałem na zegarek, który wybił wpół do jedenastej, tym samym wyznaczając czas mojego wyjścia. Ruszyłem do drzwi, w których dałem się jeszcze raz przytulić i czym prędzej ruszyłem do kreślącego się w oddali biurowca.
Kompletnie nie zwracałem uwagi na mijających mnie ludzi, uważałem tylko na przejściach, by nie skończyć, jako krwawa plama na ulicy. Byłoby to całkiem niefortunne..
Zagubiony w odmętach myśli, nie odczułem upływającego mi w drodze czasu. Znalazłem się ponowie pod wspaniałym budynkiem. Z lekką nutą niepewności wkroczyłem do środka przez wielkie, obrotowe drzwi. Hol wyglądał, jak wyciągnięty z filmu.
Pomieszczenie było mieszanką czerni i bieli, a także odrobiny ciepłego brązu. W strategicznych miejscach zostały porozstawiane kanapy, wraz z małymi stoliczkami wyłożonymi najnowszymi wydaniami czasopism, by ewentualny gość nie narzekał na nudę. Prostota i chłód wnętrza był typowy dla industrialnego stylu.
Kiedy dobrze, lecz w miarę dyskretnie rozejrzałem się po otoczeniu, skierowałem swe kroki ku recepcji. Przywitała mnie sympatycznie wyglądają blondynka o niezwykle niebieskich oczach, na myśl przynoszących bezchmurne, letnie niebo. Śliczną twarz w kształcie serca okalały długie, złote włosy, w których rozświetlały się promienie słońca.
- W czym mogę pomóc ? - uśmiechnęła się
- Dzień dobry, nazywam się Eren Jaeger - odwzajemniałem uśmiech - Jestem umówiony na rozmowę kwalifikacyjną.
- Ah, tak! Miło mi, jestem Christa Reiss - wyciągnęła energicznie rękę na powitanie, była najwyraźniej podekscytowana - Ma pan od razu wstawić się w biurze prezesa. Oczywiście pana zaprowadzę, proszę się nie martwić.
- Pre-prezesa ? - wyjąkałem - Czy taką rozmową nie zajmują się kadry... ?
- Tak. W normalnych sytuacjach to kierownik działu HR przeprowadza rekrutacje i zatrudnia pracowników z dodatkową konsultacją prezesa. Jednak pan Ackermann chciałby tym razem osobiście się tą sprawą zająć...
- Ah, tak...rozumiem - lekko ugięły się pode mną kolana
Kobieta chyba widziała moje podenerwowanie, bo poklepała mnie pokrzepiająco po ramieniu i wskazała na windę.
- Proszę za mną.
Ruszyłem szybko do przodu, zanim odwróciłbym się na pięcie i uciekł w podskokach, niczym tchórz. Z duszą na ramieniu ruszyłem za Christą. Chwila zawahania i byłoby po moich marzeniach, które wydawały się coraz bardziej realne do spełnienia. Nie chciałem by zostały nagle zdmuchnięte, jak ledwo tląca się świeczka.
Blondynka wcisnęła guzik najwyższego piętra i winda zaczęła unosić się do góry w akompaniamencie cichej i relaksującej muzyki, która koiła zmysły i zrzucała ze mnie napięcie. Dziękowałem Bogu, że nie trafiłem na jedną z tych wind w której grała ta irytująca muzyczka, jak to pokazują w filmach. Inaczej całkowicie wyszedłbym z siebie.
Gdy dojechaliśmy na samą górę, wyszliśmy na długi korytarz, który wydawał się nie mieć końca. Mijaliśmy, jak się domyślałem, sale konferencyjne i kila mniejszych biur, dzięki szklanym ścianom mogłem zaglądać kątem oka do większości pomieszczeń.
W końcu zatrzymaliśmy się tuż przed czarnymi drzwiami, które moja towarzyska otworzyła zamaszyście. Jednak to nie były jeszcze te prowadzące do biura prezesa. Pomieszczanie ziało pustką, pozbawione wszelkich osobistych dodatków, cechowało się podobnym wyglądem jak reszta wnętrz w firmie. Piękne w swej prostocie mahoniowe biurko stało po lewej stronie wraz z wygodnie wyglądającym krzesłem biurowym, a tuż na przeciwko niego znajdywały się dwa fotele. Resztę dopełniały szafy, które za pewne były wypełnione po brzegi dokumentami.
- Tutaj pracuje asystent prezesa - Christa jakby dla podkreślenia słów zakreśliła ręka łuk - Biuro prezesa bezpośrednio przylega do tego pomieszczenia.
Kolejne drzwi miały mnie już zaprowadzić do samego Levi'a Ackermanna, co zarazem było dla mnie niewyobrażalnie zachwycające, jak i przerażające. Nie byłem gotowy na rozmowę z nim, nie tego oczekiwałem. Ale nikt nie mówił, że będzie łatwo i tak, jak bym sobie to wymarzył.
Kobieta zastukała do drzwi, do których przytwierdzona była złota tabliczka z napisem prezes.
- Proszę - zza drzwi rozległ się przytłumiony męski głos.
- Dzień dobry - blondynka wkroczyła do biura - Przyprowadziłam pana Jaeger'a na rozmowę.
- Dziękuję, Christo - mimo, że blond włosa uśmiechała się serdecznie, mężczyzna nie odpowiedział tym samym - Możesz już nas zostawić.
Spojrzałem na Ackermanna, który wyglądał jeszcze przystojniej niż na okładkach czasopism. Jeśli media nie kłamały, miał na karku trzydzieści dziewięć lat, których osobiście bym mu nie dał, przez zwodniczo młodo wyglądającą twarz.
Nawet, jako mężczyzna musiałem docenić jego urodę, która nie należała do przeciętnych i często spotykanych. Zdjęcia nie potrafiły w całości oddać piękna nieskazitelnej, bladej skóry i zachwycających arystokratycznych rysów twarzy. Kiedy podniósł się z fotela, by uprzejmie wskazać mi miejsce naprzeciwko siebie, nie mogłem nie zauważyć, jak idealnie skrojony pod niego garnitur, opina jego mięśnie. Mimo niskiego wzrostu budził respekt i podziw, poprzez zimną i opanowaną postawę, którą od razu na wejściu odczułem.
Kiedy podszedłem do krzesła, mogłem ocenić kolor jego oczu, w które wpadały kruczoczarne włosy stylizowane na podcięcie. Natychmiast wpadłem w pułapkę kobaltowego spojrzenia, które na myśl przyniosło mi nocne niebo usiane tysiącami gwiazd, które było równie tajemnicze i urzekające.
Zaraz....Kobaltowe? Czyżbym to na niego wpadł, kiedy jak ostatni głąb nie patrzyłem przed siebie i zderzyłem się z nieznajomym, podziwiając budynek biurowca? Takich oczu się nie zapomina, więc przypuszczałem, że tak właśnie było.
- Może pan usiąść - od tonu jego głosu dostawałem ciarek.
- Dziękuję bardzo - usiadłem z ulgą
- Przeczytałem z uwagą pana CV i widzę, że mimo młodego wieku nie jest ono ubogie. Do tej pory zatrudniałem osoby z kilkuletnim doświadczeniem, co jak widać nie za bardzo pomogło im w utrzymaniu się na stanowisku. Tutaj widzę, że pracował pan w biurach rachunkowych, a także próbował pan sił w doradztwie podatkowym, tak? - prezes uważnie śledził wzorkiem tekst wspomnianego dokumentu
- Prawda, jednak nie bardzo się w tym odnalazłem...
- Gdyż ...? spojrzał mi prosto w oczy, wręcz żądając rozwinięcia zdania.
- Gdyż prace, które wykonywałem były niestety monotonne, wszystko po pewnym czasie wykonywałem rutynowo. Pragnę ciągłych wyzwań, których tam mi brakło.
- Hmm, ciekawe...akurat tutaj nie narzekamy na ich brak.
Zauważyłem w końcu w jego oczachcoś innego niż chłód, było to zwyczajne zainteresowanie, niby nic wielkiego, a delikatnie zmieniło jego rysy twarzy, by mogły jeszcze bardziej zachwycić. Przez dłuższy czas nie odrywał ode mnie spojrzenia, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał.
W końcu odchrząknął, przerywając niezręczną ciszę
- Cieszy mnie bardzo pana znajomość dwóch języków...angielskiego i niemieckiego, prawda?
- Tak, czuję się w nich wystarczająco swobodnie.
- Na pewno przydałoby się to w rozmowach z zagranicznymi inwestorami...- przerwał nagle - Eh, nie lubię zadawać tych bezsensowych i typowych pytań.
Ackermann z irytacją podniósł się z fotela i podszedł do szklanych ścian, jakby szukał jakiś odpowiedzi w tym, co miał przed sobą.
- Panie Jeager, szukam osoby, która by oddała się całkowicie pracy, podobnie, jak i ja. Nie mam czasu na te rozmówki, chcę wiedzieć natomiast, czy jest pan gotów na ciężką pracę, częste nadgodzinny i dużą dawkę stresu. Jestem skłonny od razu pana zatrudnić, najpierw na okres próbny, oczywiście płatny.
Podszedł ponownie do biurka, jednak tym razem nie usiadł, tylko pochylił nade mną opierając się o mebel biodrem. Poczułem, jak przewierca mnie swoim hipnotyzującym spojrzeniem, jakby już miał dostęp do samej mej duszy.
- Jestem cholernie wymagający, potrzebuję nie o tyle kogoś doświadczonego a kogoś, kto potrafi skupić się na jasno wyznaczonym celu i zdoła wykonywać polecenia. Mam niezłą intuicję, dzięki której wiem, w jaką stronę prowadzić mam firmę, by co roku nie była stratna. Ta intuicja podpowiada mi także, by zatrudnić pana bez wahania i dać szansę się wykazać. Nie widzę sensu w przeprowadzaniu typowe rozmowy kwalifikacyjnej. Tak naprawdę wszystko wyjdzie w praniu...
Patrzyłem na niego wielkimi oczyma, bo nie tak wyobrażałem sobie naszą konwersację. Wychodziła ona poza oklepane standardy, czym mocno wybiła mnie z pantałyku. Oczekiwałem pytań typu, czego oczekuję po swoim pracodawcy, jakie są moje mocne i słaby strony, dlaczego chciałbym pracować na takim stanowisku...Wszystko działo się tak szybko...
Słowa wypływające z ust Akcermann'a tylko poświadczały o jego wyjątkowości, który najwyraźniej nie myślał tak, jak inni ludzie. Tak naprawdę to mnie nie dziwiło, ponieważ niespotykany sposób myślenia zaprowadził go na sam szczyt kariery.
- Zawsze marzyłem o pracy, która by stawiała przede mną każdego dnia coraz to nowe wyzwania. Potrafię włożyć w to, co robię całe swoje serce i nie mam problemu nadmiarem obowiązków. Jest pan dla mnie autorytetem, chciałbym mieć możliwość uczyć się się od pana. Wystarczy zaryzykować...
Posłałem w jego stronę dla potwierdzenia pełen determinacji uśmiech. Jego dłoń nagle znalazła się na moim ramieniu.
- Obym nie pożałował swojej decyzji...
Nasze spojrzenia spotkały się na krótką chwilę. Moje ciało przeszedł dziwny, rozkoszny dreszcz...
***
Czemu zawsze piszę na zgonie? Nocą ? Nie mogę napisać tego, jak normalny człowiek ...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top