Eleven

Levi

    Świdrowałem blondynkę wzrokiem, do momentu w którym Smith nie zatrzymał się tuż przede mną ze swoim firmowym uśmiechem, którym zdobywał serca nie tylko klientów, ale wiele niewinnych kobiet, doskonale przy tym zdając sobie z tego sprawę. Jego złociste włosy były idealnie zaczesane do tyłu, a w oczach krył się niesamowity, nie do opisania spokój, za którym czaiła się niebezpieczna iskierka.

     Był typowym rekinem biznesu, w którego wodach mógł pływać jedynie równie silny osobnik, bowiem zwykła płotka mogła zostać szybko pożarta. Szanowałem takich ludzi, bo z takimi można było robić poważne, dalekosiężne interesy, niosące równie duże korzyści dla obu stron. Mieliśmy dzisiaj oboje zyskać poprzez współpracę, o wiele więcej niżby przez konkurencje. W naszym przypadku mogłaby być ona niestety wyniszczająca.

   Delikatnym ruchem ręki zaprosiłem blondyna do sali, w której bez wahania się rozgościł. Idąca za nim Petra minęła mnie bez żadnego słowa, nic nie robiąc sobie z chłodnego spojrzenia, jakim ją obdarzyłem. W odpowiedzi obdarowała mnie lekko kpiącym, zupełnie nie podobnym do tego z przed miesiąca, całkowicie nie pasującym mi do tamtej roztrzęsionej asystentki, która bez ustanie się wokół mnie kręciła, prosząc o atencję.

    Eren spoglądał na mnie pytająco, na co w odpowiedzi jedynie musnąłem palcami jego dłoń, by się nadto nie zamartwiał. Uśmiechnął się na ten gest ufnie, na co moje serce zaskakująco delikatnie się rozgrzało. Nie chcąc wzbudzić podejrzeń, weszliśmy do środka.

- My się już znamy - powiedziałem w kierunku blondyna - Pozwoli więc pan, że przedstawię swojego nowego asystenta, Erena Jaeger'a. Eren, to Erwin Smith.

- Miło mi poznać - Smith wyciągnął dłoń w kierunku lekko zestresowanego szatyna, który mimo wszystko posłał w jego stronę czarujący uśmiech.

     Po krótkich uprzejmościach, zasiedliśmy na swoich miejscach. Wziąłem w dłonie idealnie sporządzone dokumenty. Smith skierował na mnie spojrzenie swych czujnych oczu z pod filiżanki kawy, którą przygotował wcześniej Eren. Biła od niego ciekawość.

- Czyżby miał już pan gotową umowę? - spytał z lekkim zaskoczeniem Erwin, unosząc przy tym jedną ze swoich - w  moim mniemaniu -  nieco za dużych brwi.

- Tak, zgadza się - na moje usta niemal wpełzł pełen zadowolenia uśmiech - Co prawda, miałem ją panu przedłożyć w środę, ale myślę, że taki obrót spraw będzie bardzo korzystny. W końcu czas to pieniądz, oczywiście bez pośpiechu ją omówimy.

- Jak najbardziej. Już na wstępie widzę, że interesy z panem to będzie czysta przyjemność - blondyn uśmiechnął się szczerze - Ogarnąć tak dużą sprawę przedterminowo... cóż, jestem pod wrażeniem.

- Dziękuję za miłe słowa, jednak słowa pochwały należą się także Eren'owi, który miał duży wkład w tę sprawę.

- Miło mi to słyszeć - na usta Erwina wpłynął szczery uśmiech, a jego bystry wzrok przeniósł się na szatyna, który widocznie nie był gotowy na takie pochwały.

       Rozmowa między nami była przyjemna, zgadaliśmy się ze sobą w każdym punkcie umowy, która była nastawiona na, jak największą maksymalizację zysków naszych firm, które miały rozrosnąć się do rozmiaru światowych gigantów po połączeniu sił. W takim układzie nie było żadnych wątpliwości, więc nawet ukradkowe, złośliwe spojrzenia Petry nie były w stanie popsuć mi humoru.

    Po dokładnym umówieniu i zaprezentowaniu warunków współpracy, Erwin wraz Petrą zagłębili się w dokumentach, by jeszcze raz samemu wszystko przeanalizować. Czas się liczy, jednak zbyt duży pośpiech jest nie wskazany w biznesie. Dlatego na prośbę złotowłosego opuściłem salę mając Erena przy boku, by w żaden sposób nie wywierać na kontrahencie presji. Jedyne, co mnie martwiło to Ral, jej obecność była mi solą w oku, drażniła i wzbudzała co najmniej wstręt. Miałem nadzieję, że w żaden sposób nie będzie próbowała zaszkodzić mojemu interesowi.

     Przysiedliśmy na biurku w gabinecie Erena, pozostawiając uchylone drzwi, by w każdej chwili być do dyspozycji. Wszystko dokładnie wyjaśniliśmy prezentacjami, rzetelnymi wykresami, więc Smith nie powinien długo się zastanawiać.

     Szatyn ponownie spojrzał na mnie z niemym pytaniem w oczach, chcąc wiedzieć, cóż takiego zaprząta moją głowę. Co miałem powiedzieć? Że nowa asystentka Erwina Smitha, próbowała wskoczyć mi do łóżka? O nie, nie... To na pewno by się dobrze nie skończyło.

- Denerwujesz się? - melodyjny głos Erena połaskotał mnie w ucho, gdy ten do niego szepnął.

- No coś ty. Umowa jest bez skazy, Erwin nie jest głupi, więc na pewno nie zrezygnuje na wstępie ze współpracy.

- Tak, wiem. Jednak, coś zaprząta twoją głowę... chodzi o tą Ral?

    "Szlag by to, dobry jest..." - przeszło mi przez głowę.

- Dzieciaku, od kiedy potrafisz czytać ze mnie, jak z otwartej księgi? - spojrzałem na niego zaskoczony.

     Przecież tak dobrze skrywałem swoje emocje, dlaczego więc tak szybko mnie rozszyfrował? Może wobec niego stawałem się bardziej otwarty, zupełnie tego nie kontrolując? Zarazem czułem się lekko zagrożony, lecz z drugiej strony miło, że pojawił się ktoś, wobec kogo instynktownie stawałem się mniej skryty.

- Tak jakoś - wzruszył ramionami - Więc...?

- Masz rację. Po prostu jestem w lekkim szoku, że asystentką Smitha jest Petra, gdyż była moją przed tobą...

- O kurczę - jego szmaragdowe oczy w szoku wydawały się jeszcze większe - Czyli to ona zostawiła po sobie tyle szajsu...

     Kąciki ust drgnęły mi nieznacznie w zapowiedzi uśmiechu, na który nadal nie byłem w stanie się zdobyć. Szczerość i prostolinijność szatyna, była całkowicie rozbrajająca, w mojej ocenie był całkowitym przeciwieństwem reszty otaczających mnie ludzi.

- Myślisz, że odchodząc do Smith'a może ci zagrozić ...? - szatyn dalej drążył temat.

- Nie odeszła, po prostu ją zwolniłem. I nie, nie zagrozi mi, bo równocześnie zaszkodziłaby Smith'owi.

- Hmm ... - Eren widocznie się zamyślił, wręcz widziałem gonitwę myśli w jego głowie.

      Po jego zachowaniu mogłem stwierdzić, iż nie wierzył w moje zapewnienie, że Ral nie posunie się do niczego złego, nie chcąc zagrozić Smith'owi. Ja również miałem wątpliwości... Jednak odrzucałem niechciane myśli i zamiast się zadręczać, spojrzałem w najpiękniejsze, oczarowujące zielenią oczy. Dzięki temu odzyskiwałem spokój ducha, który spływał na mnie z towarzyszącym mu ciepłem.

     Eren widząc mój przeszywający na wskroś wzrok, przybliżył lekko rozchylone usta do mych własnych, spragnionych pocałunku. Po chwili poczułem smak czekolady, którą tak często ostatnio pijał zamiast kawy. Kiedy myślałem, że nie mogę go jeszcze mieć dla siebie całego, czułem słodką udrękę, która oplatała mnie ciasno swymi objęciami.

       Napięcie między nami było wręcz namacalne, kiedy kradliśmy kolejne pocałunki. Coraz bardziej przekonywałem się, że zakazany owoc smakuje najlepiej, kusi swym słodkim smakiem i odurzającym zapachem, iż powoli traciłem zdrowe zmysły. Wystawiałem przy nim swoją silną samokontrolę na ciężką próbę, gdyż on, jako pierwszy powodował, że tak bardzo musiałem się pilnować.

    Każde słodkie sapnięcie wydobywające się z ust szatyna, było iście elektryzujące. Wpiłem się mocniej w jego wargi, by móc słyszeć więcej tych rozczulających, cichych pojękiwań. Moja dłoń zawędrowała w gęste, cudownie puszyste włosy, które były lekko przydługie, ale dzięki temu mogłem delikatnie zacisnąć na nich pięść, wywołując tym samym dreszcz za skórze Erena.

    Gdybym mógł, przedłużyłbym tę chwilę w nieskończoność i parę chwil dłużej, aby dalej czuć te niesamowite, wręcz dawno zapomniane przeze mnie ciepło. Walcząc z nieznaną mi dotąd chytrością, oderwałem się od niego i wysunąłem na bezpieczną odległość.

- Okeej ... zaraz tamci skończą obgadywać umowę, więc musimy być grzeczni - powiedziałem z typową dla siebie powagą.

- Tak jest!

      Eren pół żartem, pół serio zasalutował, jak w wojsku, a ja po raz kolejny miałem ochotę się uśmiechnąć. Wierzyłem, że przy nim wkrótce się na to zdobędę i nie tylko na to, ale i również na odrzucenie smutku i wszechobecnego żalu, który ciągnie się za mną, niczym cień nieznikający nawet na sekundę. Przy nim coś takiego, jak samotność nie miało miejsca bytu, ulatywało w nicość, zastępowane ciepłem i czułością, która przedzierała się przez najgrubsze mury wokół mnie.

      Szliśmy powoli w kierunku sali, kiedy wyszła nam naprzeciw Ral roztaczająca wokół siebie nieprzyjemną aurę. Miałem ochotę strzepać z siebie niewidzialne macki, jakie wyciągała w moją stronę. Czy w ciągu miesiąca można przejść tak radykalną przemianę...? Istniało również prawdopodobieństwo, iż co dopiero ukazywała swoje prawdziwe oblicze. Wychodziłoby na to, że jest świetną aktorką.

    Pełen niezdrowych obaw wszedłem do sali konferencyjnej, gdzie spotkałem się z odwrotnym nastawieniem, niż tym bijącym od Petry. Erwin uśmiechał się do mnie przyjaźnie, więc już bardziej spokojny ponownie zasiadłem przy stole, czekając na werdykt.

   Eren

      Petra Ral od pierwszej chwili wzbudzała mój niepokój do tego stopnia, że zacząłem dokładnie śledzić wszystkie jej gesty, obserwowałem, jak zmienia się mimika twarzy przede wszystkim w momencie, gdy jej wzrok padał na Levi'a. Nie podobały mi się te natarczywe spojrzenia, przez które czułem się dziwnie zagrożony przez piękną blondynkę. Otóż przy niej stawałem strasznie mały, jakby mogła w każdej chwili zamienić się ze mną miejscami, a ja nie miałbym nic do gadania.

     Spojrzałem ukradkiem na obiekt moich dalej rozwijających się uczuć, który znowu przyjął swoją zimną, profesjonalną pozę. Nie było w nim chociażby cienia pożądania, które jeszcze minutę temu przebijało się przez czysty kobalt oczu.

- Panie Ackermann, dokładnie przejrzałem jeszcze raz wszystkie dokumenty i nie dopatrzyłem się żadnych nieścisłości, można wręcz powiedzieć, że umowa jest bez skazy, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że mam do czynienia z poważnym biznesmenem.

- Dziękuję - Levi delikatnie skinął głową w kierunku Smitha.

     Przygryzłem lekko wargę, czekając na dalsze rozwinięcie. Smith widocznie miał kontynuować swoją wypowiedz, gdyż odchrząknął.

- Nie ma zatem też żadnych przeciwwskazań do podpisania umowy i rozpoczęcia prężnej współpracy - blondyn na potwierdzenie swych słów zaczął podpisywać szeroko rozbudowaną umowę, a w każdym pociągnięciu stalówką pióra po papierze tkwiła pewność z podjętej właśnie decyzji - Proszę bardzo.

     W ręce Levi'a trafił podpisany egzemplarz, który miał teraz wartość przeliczaną na miliony, ja sam ugiąłbym się pod jego ciężarem, jednak dla bruneta to był chleb powszedni. Po raz kolejny spojrzałem na niego z podziwem, pragnąc podążać jego śladami. Wymieniliśmy triumfalne spojrzenia, w końcu też miałem swój udział w sukcesie, co brunet nie omieszkał zaznaczyć. Myślałem, że spłonę żywcem, kiedy chwalił mnie przed tak ważną osobistością, poczułem się dla niego ważny.  

- Pozwoli teraz pan, że opuszczę tak sympatyczne grono, jednakże mam zaplanowane spotkanie. Panna Ral przedstawi za mnie harmonogram planowanych przedsięwzięć, a pan odpowie mi, czy nie kolidują z pańskimi planami  - blondyn posłał w naszą stronę kolejny ze swoich firmowych uśmiechów, a następnie zwrócił się do Ral - Widzimy się na wieczornym bankiecie, tak?

- Tak, szefie - blondynka posłała dziwnie nieprzyzwoite spojrzenie do Erwina, jakby nic nie robiła sobie z naszej obecności.

 - Eren, mógłbyś odprowadzić pana Smitha? - spytał się Levi, nim blondyn zdążył opuścić salę konferencyjną. Jakże mógłbym mu odmówić?

- Oczywiście - obdarowałem go delikatnym uśmiechem i skierowałem nagle dziwnie ciężkie kroki ku windzie, którą miałem zjechać kilkadziesiąt pięter w dół w towarzystwie Smitha.

    To nie przez obecność blondyna moje nogi zrobiły się niczym z betonu, a do serca wprosił się lekki niepokój. Nie chciałem zostawiać Levi'a sam na sam z zabójczo piękną blondynką, tak bardzo wpasowującej się do grona jego byłych. Miałem wrażenie, że stanie się coś nieprzyjemnego, gdyż Ral nie wzbudzała zaufania. Jednakże musiałem zaufać kiełkującemu między nami uczuciu i nie zgrywać zazdrośnika.

- Jeszcze raz gratuluję udziału w tak dużym kontrakcie - przerwał ciszę Smith.

     Jego głos przebił się przez denerwującą muzyczkę w windzie, a ja uśmiechnąłem się słabo, chcąc już wrócić do sali konferencynej i dalej wiernie trwać przy boku Ackermann'a. Spojrzałem na czubki swoich butów, jakbym miał tam znaleźć odrobinę więcej odwagi i pewności siebie. Na co dzień raczej mi tego nie brakowało, jednak ostatnie dwie godziny przyprawiały mnie o zawroty głowy. 

- Rozumiem, co pan czuję, też tak miałem po swojej pierwszej, poważnej sprawie ... Niedowierzanie, oszołomienie.

      Posłałem w stronę blondyna ciche podziękowanie, wierzyłem, że jego słowa są szczere, a nie tylko wypowiedziane w ramach pocieszenia. Sam w sobie Smith wydawał się przyjazny, będąc całkowitym przeciwieństwem Petry Ral, która pasowała do niego, jak wół do karety.

- Dziękuję, właśnie to czuję ... oszołomienie.

     Cóż, to była prawda. Dopiero zaczęło do mnie dochodzić w jak szybkim czasie zacząłem coś znaczyć w tak potężnej korporacji, czułem dumę rosnącą w piersi, niczym dorodny owoc swych starań.

       Drzwi windy otworzyły się z charakterystycznym dźwiękiem, poprowadziłem Smitha przez rozległy hol, który za każdym razem był tak samo zachwycający w swojej prostocie. Dotarliśmy do obrotowych drzwi, gdzie mieliśmy się pożegnać.

- Jeszcze raz gratuluję swoistego debiutu - uśmiech blondyna był momentami oślepiający, iż miało się wrażenie, że od wybielonych zębów odbija się światło - Mam nadzieję, że się spotkamy w najbliższej przyszłości. Prawdę mówiąc z chęcią zaprosiłbym pana na bankiet świąteczny, gdzie mógłby pan wyrobić znajomości, bardziej zaznajomić się ze światem biznesu...

- Cóż, to bardzo miłe z pana strony, ale czy mógłbym się namyślić?

- Oczywiście - Erwin sięgnął do wewnętrznej kieszonki marynarki wyciągając zapewne wizytówkę - Proszę zadzwonić, gdy się pan namyśli. Do widzenia, mam nadzieję.

- Do widzenia.

       W momencie, gdy zniknął moje myśli znowu były skupione wokół Levi'a i naszym wspólnym osiągniętym sukcesie. Miałem w głowie plany uczczenia tego, ale czy będę na tyle śmiały by wyjść z propozycją? Należało się o tym przekonać, nie powinno to wypaść najgorzej, jednak postanowiłem wpaść do Starbucks'a po przeciwnej stronie ulicy, po małą kartę przetargową w postaci przepysznej, gorącej czekolady. Żołądek Ackermann'a pewnie już miał dosyć litrów wypitej, czarnej kawy i taka odmiana na pewno mu się spodoba.

       Pełen zapału ruszyłem po małe co nieco, by nie tylko przekupić tym bruneta a umilić mu dzień. Czułem dziką radość, że mogę coś dla niego zrobić, nawet z pozoru tak banalnego. Mając w dłoniach ciepłe kubki z których unosił się aromatyczny zapach, ruszyłem dziarskim krokiem z powrotem do firmy. Miałem wrażenie, że winda tym razem dziwnie się wlecze, dlatego w momencie, gdy się otworzyła odetchnąłem z ulgą.

       Będąc zaledwie metr od drzwi konferencyjnych, te dosyć gwałtownie się otworzyły ukazując Ral, której koszula dziwnie wystawała ze spódnicy, zdradzając mi niechciane sekrety, idealnie ułożony włosy poszły w zapomnienie, a soczyście czerwona szminka rozmazała się wokół ust, od których nie mogłem oderwać przesiąkniętego żalem spojrzenia. Jednak dopiero beznamiętny wyraz twarzy Levi'a za jej plecami do końca wbił sztylet w moje serce, zabijając delikatną, rodzącą się w jego wnętrzu miłość.


****

dum, dum, dum... no to się porobiło, c'nie?

2290 słów, proszę bardzo, a co? A kto zabroni? Promotor, który mnie olał i nie przyszedł, jak mu przyniosłam wydrukowany rozdział pracy? Już to widzę...

Proszę mnie nie zabijać, moi mili, mam zaczepisty humor :> Chcę pożyć sobie z takim jeszcze troszkę, tyci tyci?

Wszelkie żale proszę słać pocztą gołębią, nie inaczej!

Kocham i dziękuję za wszelkie komentarze i gwiazdeczki, buźka :*


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top