Rozdział 6
SAM POV
-Sss....moja głowa.-syknęłam z bólu. Chciałam dotknąć swojej skroni jednak coś krępowało mi ruchy. Cholera. Moje ręce były przywiązane teraz lnianym sznurem do krzesła. Mebel niczemu sobie. Staromodny, błyszczący, w kolorze wpadającym w heban. Hmmm...chyba nie powinnam myśleć teraz o wystroju wnętrz, ale muszę przyznać jest tu nawet gustownie. Tylko gdzie ja jestem? Stary dom...zamek...pałac. Gdyby tylko było tu więcej światła. Przez te stare, ciężkie, ażurowe zasłony słońce nie może odwiedzić tego pomieszczenia. Ugh...swędzi mnie kostka. To uczucie jest jak orgazm, im dłużej trwa tym bardziej dokuczliwe. Zaraz tu umrę. Powoli zaczynają boleć mnie plecy. Ile można siedzieć wyprostowanym jak od linijki przywiązanym do krzesła? To idiotyczne. Jest na sali ktoś z pistoletem? Jak tak to poproszę kulę w czoło. Byle szybko...Jak tu nudno. Policzmy ile kwiatów ma dywan pod moimi nogami.
Jeden....Dwa....Trzy....dwadzieścia siedem....Nie dam rady to zbyt wyczerpujące.
Nie mam chyba innego wyjścia niż zacząć krzyczeć. Nabieram powietrza i...I nic mam zaklejoną buzię. Czy mój porywacz musi być tak okrutny....No nie... zaczyna burczeć mi w brzuchu. Postawcie się teraz na moim miejscu.-To niedorzeczne. Zwykle to ja jestem oprawcą.
Kroki. Słysze kroki. Należą najprawdopodobniej do młodego mężczyzny. Hmmmm...postawny, dość wysoki...coś około dwóch metrów, no może troszkę mniej jakieś 185 centymetrów. To będzie dokładniejsze. Pewnie jest dość silny. Nie sprawiło by mu przyczołganie mnie tu nawet za pomocą jednej
Kroki. Stają się coraz głośniejsze. Mogę teraz określić więcej szczegółów. Bidulek, aż mi go szkoda, kuleje na prawą nogę, pewnie coś się stało.
Kroki. Coraz bliżej, jest coraz bliżej. Czai się za framuga drzwi. W sumie to całkiem śmieszne. Taki facet najwyraźniej jest speszony obecnością dziewczynki, którą sam porwał.
Błagam Cię. Pokaż mi się. Ciekawość właśnie zżera mnie od środka. Chce zobaczyć twarz człowieka, który odważył się mnie dotknąć.
Słyszę skrzypienie. Wchodzi do pomieszczenia. Staje na przeciw mnie. Patrzy na mnie kontynuując tą chorą ciszę. Mam teraz czas by się mu przyjrzeć. Jego sylwetka jest dokładnie taka jak zakładałam. Ręce jak koszykarza lub pływaka. Długie, a dłonie nienaturalnie duże. ubrany w szarą bluzę, której kaptur zakrywa jego włosy. Paru kosmykom jednak udało się spod niego wyswobodzić. Cudne brunatne loki. Chciałam spojrzeć w jego oczy jednak utrudniły mi to okulary w stylu steampunk najprawdopodobniej od RayBan'a. Uśmiechnął się teraz unosząc lewy kącik ust do góry.
Gdy zobaczył, że mój wzrok wędruje coraz to niżej, z gracją striptizera podszedł do krzesła, na którym teraz siedziałam i zerwał taśmę zakrywającą moje usta. Łza spłynęła po moim policzku.
-Czy nie mógłbyś być delikatniejsze?-zapytałam z bólem.-Wydepilowałeś mi wąsik!
-Nie narzekaj!-przykucnął.
-Ej przepraszam, że to powiem, ale nie umiem tego zatrzymać dla siebie.-puściłam mu oczko.
-Em...okej.-Widziałam, że nasza rozmowa przebiega nie po jego myśli, ale nie ma serca mi przerywać.
-Ruszasz się jak Magic Mike! Serio. Gdybym była facetem stanął by mi...yyy...znaczy nie. Gdybym była gejem to by mi stanął. Ugh...wiesz o co mi chodzi. Po prostu jesteś podniecający.-wyszeptałam mu do ucha. Chłopak uśmiechnął się i przygryzł wargę, jednak po chwili spojrzał na mnie i najwidoczniej przypomniał sobie o swoich poprzednich zamiarach.
-Czy ty sobie ze mnie żartujesz?!-podniósł głos.-Ja tylko chce cię zabić. Nie utrudniaj
-Nie. Po prostu uważam, że masz seksowny tyłek.-wydukałam pod nosem spuszczając głowę.-Wiesz przykro mi tak umierać, ale z rąk takiego chłopaka to...
-Ja się tu zaraz powieszę!-krzyknął po czym wrócił do swojej poprzedniej pozycji.
-A myślałam, że to ja mam zginąć.-wywróciłam oczami.
-Nie utrudniaj mi tego!-wyciągnął z kieszeni scyzoryk. Wykonując znajomy wszystkim ruch ręki otworzył go.
-Ty lepiej pokaż swój miecz rycerzu.-Kurde. Nie wierzę, że powiedziałam to na głos.
-Wiesz, imponujesz mi swoją odwagą.-zaczął chodzić wokół mnie. Przyglądał mi się uważnie po czym stwierdził.-Nie wyglądasz na taką. Nigdy nie powiedziałbym, że będę musiał cię zabić by pomścić Jaydena.
-Przecież nie musisz...ten idiota zasługiwał na śmierć.-Chłopak przystanął na moment. Ściągnął okulary i rzucił nimi przed siebie. Spojrzałam w jego oczy. Mogłam z nich wyczytać, że kierowała nim furia. Stanął przede mną i wymierzył mi policzek. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę co znaczy mieć silną łapę. Poczułam jakby tysiąc szpilek wbiło się w moją skórę. Poczułam się jak dziwka. Dlaczego oberwałam za to, że odważyłam się powiedzieć prawdę. Spojrzałam mu w oczy. W ich odbiciu zobaczyłam siebie. Zorientowałam się, że moja warga aktualnie jest w opłakanym stanie, ale czy to ma teraz jakieś znaczenie. Poczułam szarpnięcie, które wyrwało mnie z paraliżu wywołanego przez szok. Z trudem obróciłam głowę. Mój oprawca, bo chyba już mogę uznać go za swoją własność, rozcinał sznury oplatające moje nadgarstki. Po chwili zrobił to samo z tymi na kostkach. Popatrzyłam na niego i rozmasowałam bolące miejsca.
-Dlaczego to zrobiłeś?-zapytałam. Naprawdę zdziwiło mnie jego zachowanie.
-Lubię walczyć tylko przy równych szansach. Czy nie sądzisz, że zabicie bezbronnej dziewczynki przywiązanej do krzesła jest nielogiczne?-popatrzył w okno. Nie wiem czy widok z niego był ciekawy, ale widocznie przykuł uwagę chłopaka. Wyobraziłam sobie teraz swojego brata. On zawsze widział więcej niż inni, był inny. Pamiętam, że gdy byliśmy mali chodziliśmy razem na plażę. Patrzył godzinami w mieniące się różnymi odcieniami turkusu morze. Ja widziałam w nim tylko rytmicznie uderzające o brzeg fale, ale nie on. Gdyby tylko był teraz przy mnie. Odkąd wyjechał na studia do Anglii strasznie mi go brakuje.-Zadałem ci pytanie.-upomniał mnie.
-Przepraszam zamyśliłam się. Tak to nielogiczne. Jednak nie rozumiem też jednej rzeczy. Dlaczego zależy ci akurat na mojej śmierci?-spojrzałam na bruneta jednak nie mogłam wyczytać z jego zachowania żadnej emocji.
-Masz mnie za idiotę. Myślisz, że nic nie wiem. Mylisz się Sam. Jayden nie jest jedyny. Brandon, Conor, Megan, Jayson, Ashley, Louis, James...Mam wymieniać dalej?-Zatkało mnie, ale on kontynuował.-To wcale nie ofiary rzekomego "seryjnego mordercy", który grasował w naszym miasteczku. Podszywałaś się pod niego tyle czasu, ale ja wiem więcej niż miejscowa policja. Wiem więcej niż ty i wszystkie twoje ofiary.
-Ale jak to? Skąd?-popełniłam teraz okropny błąd. Podświadomie przyznałam się do wszystkiego.
-Skąd?! Ty mnie pytasz skąd?-zaśmiał się psychopatycznie.-Zabiłem go! Wiesz jak przyjemnie było patrzeć w jego oczy. Błagał mnie o litość, a ja dalej wykonywałem mikro nacięcia na jego szyi. Zaczynałem od delikatnego muskania nożem jego naskórka. W końcu wbiłem nóż głębiej. Na tyle głęboko by natrafić na jego tętnicę. Przez chwilę krztusił się własną krwią. Wiesz jaki ten widok był cudowny?
-Śmierć zawsze jest piękna i zarazem równie podniecająca.-ostatnia część zdania wyszeptałam niemal do jego ucha.
Nasze oczy przecięły się wzrokiem pełnym...Właśnie, pełnym czego? Miłości? Nienawiści? W tym momencie nie mogłam tego stwierdzić. Patrzyliśmy na siebie kilka sekund, może minut, aż wreszcie brunet złapał mnie w talii i przysunął się do mnie niebezpiecznie blisko. Tak blisko, że aż czułam jego ciepły, regularny oddech na swoim policzku. Przyjemny dreszcz przeszył całe moje ciało. Chłopak ostrzegawczo musnął moje usta własnymi wargami. Były słodkie, miłe w dotyku. Niespodziewanie zaczął pogłębiać pocałunek. Oplotłam swoją prawą nogę wokół jego bioder. Sprawiło to, że stracił równowagę. Gdyby nie ściana leżelibyśmy już na ziemi. Przeczesałam ręką jego włosy, wywołało to przyjazne jęknięcie z jego strony.
-Jestem Ashton.-powiedział odrywając się ode mnie, a ja zachichotałam.
-Zawsze przedstawiasz się dziewczyna dopiero gdy masz zamiar je przelecieć?-zapytałam z uśmiechem.
-W sumie to muszę cię zabić, ale należy ci się coś od życia przed śmiercią.
_______________________________________________________________________________________
Hejjj :** na samym wstępie chciałam was bardzo przeprosić
za bardzo długą nieobecność, ale chyba mnie rozumiecie-ferie i te sprawy.
Też czasem muszę zrobić sobie przerwę.
Mam nadzieję, że rozdział to wynagrodzi.
Kocham was i dziękuję za prawie 400 wyświetleń.
Kolejny rozdział pojawi się najprawdopodobniej pod koniec tygodnia.
DO NASTĘPNEGO <3 <3 <3 <3 <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top