Rozdział 3


-O nie Kochany...Do czasu aż moja rana się zagoi Jaydena ma nie być na tym świecie. Mam nadzieję, że się rozumiemy-lubię narzucać komuś swoje prawa. Bo w końcu to gra, a ja gram tylko na swoich zasadach.
_____________________________________________________________________________________

Jeśli umawiasz się z seryjnym mordercą, ten już na pierwszej randce poinformuje cię - aczkolwiek nie wprost - o swoich zamiarach. A ty, jako osoba szczerze nim zainteresowana, po prostu z uśmiechem kiwniesz głową i natychmiast o wszystkim zapomnisz...
Mordercy są w brew pozorom bardzo prostymi do zrozumienia ludźmi. Jedyną różnicą jest tok myślenia. Ja myślę schematem. Mówisz teraz:

Co ona wygaduje?! Teraz wszyscy myślą wyznaczonym schematem. Uważa się za inną, a jest takim samym szarym człowiekiem jak ja.

Tak więc...nie.

Myślę schematem,ale schematem wymyślonym tylko i wyłącznie przez samą siebie. Ukrytą umiejętnością każdego zabójcy jest właśnie tok myślenia.
Musisz się teraz bardzo skupić, chcę Ci coś pokazać. Wyobraź sobie , że zamknęłam cię w wilgotnej, ciemnej i zagrzybiałej piwnicy, ale zostawiłam otwarte drzwi. Co zrobisz?:

a) wyjdziesz tymi właśnie drzwiami.
b)gdy tylko wejdę do piwnicy złapiesz za młotek i mnie ogłuszysz, a potem uciekniesz drzwiami.
c)znajdziesz inną drogę ucieczki niż drzwi.

A więc jeśli mówimy o mnie...
Jeśli wybrałeś opcję "A" już po tobie za framugą najprawdopodobniej będzie czekała zasadzka.
Opcja "B" to możliwość wiecznego czekania.
Ale "C" to strzał w dziesiątkę. O ile wymyślisz coś kreatywnego, czego bym się nie spodziewała.

Więc to jedna z miliona rzeczy, o których powinieneś pamiętać na wypadek gdybyś stanął twarzą w twarz ze mną.
_______________________________________________________________

Było już cholernie późno, ale ja nie mogłam spać...Myślałam o wydarzeniach z dzisiejszego dnia. Nigdy wcześniej nie miałam takiego uczucia w sobie. Nie wiem co ono by mogło znaczyć.
Czy to podniecenie, może strach lub przerażenie, albo miłość. Przełknęłam ślinę. Błagam tylko nie miłość. Nie teraz. Schowałam głowę w dłoniach. Oddychaj, Sam oddychaj.
Usłyszałam szelest za oknem. Było otwarte więc nie było to specjalnym wyczynem. Po chwili parę stuknięć. Wstałam i ruszyłam w wiadomym kierunku. Na rynnie w połowie wysokości wisiał Hemmings. Uśmiechnęłam się gdyż wyglądało to przekomicznie. Wysoki blondyn wisiał teraz między piętrami opdzleciony wokół metalu jak mis koala.

-Luke! Co ty tu za pokazy odstawiasz.-krzyknęłam, ale po chwili zgasiłam nieco mój głos, gdyż mogłabym kogoś obudzić.

-Nie przyszedł Mahomet do góry, więc góra przyszła do Mahometa.-zaśmiał się.

-Luke, ale to przysłowie było na odwrót z tego co pamiętam.-zamyśliłam się. Luke chciał machnąć ręką by wyrazić swą obojętność, nie było to dobrym pomysłem. Niewiele brakło, a musiałabym zeskrobywać go z podjazdu.

-Nic mi nie jest.-zapewnił mnie.-Masz może jeszcze tą drabinkę, no wiesz ta po której wchodziłem gdy byłem młodszy.

-No tak poczekaj.-powiedziałam po czym spuściłam ją na dół. Chłopak wdrapał się po niej,jednak już nie z taką gracją jak kiedyś.-Tak, a więc czemu zawdzięczam twoją wizytę?-zapytałam.

-Musimy ustalić plan, sam nie dam sobie rady. -popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem.- Nie mam pomysłu,a to nie doprowadzi do niczego dobrego.

-No dobrze...To będzie twoje pierwsze zabójstwo więc ci pomogę...-odpowiedziałam po drobnym przemyśleniu.-Ale pamiętaj nie zrobię wszystkiego za ciebie.

-Tak wiem. Dziękuje ci.-Luke rzucił mi się na szyję.

-O Boże! Serce bije ci jak u kolibra! Spektakularne!-Bardzo mnie to zaskoczyło. Serce prawie dwumetrowego mężczyzny nie powinno pracować w ten sposób.

Zastanawiam się tylko jakie uczucie temu towarzyszył? Był zawstydzony, zapeszony, urażony, zamyślony,może przerażony? Nie wiem! Ten chłopak zaczyna mnie przerażać. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Zawsze znam uczucia i zamiary innych! Zawsze!


-Sam...dobrze się czujesz?-zapytał widząc mój niepokój. Otrząsnęłam się i powiedziałam:

-Tak tak ja tylko planuję...-wydukałam,ale przecież mam już gotowy scenariusz.-Zaufaj mi załatwię to, ale w dość dziwny sposób. Jednak nie martw się jutro wszystko ci wyjaśnię.

--------------------(Następnego dnia w szkole)--------------

Ugh...czy ja zawsze muszę być tak zmęczona. Nie chce mi się jeść tego wstrętnego stołówkowego jedzenia.

Siedziałam teraz przy stoliku z Bethanie. Przyjaciółka była ewidentnie w takim nastroju jak ja. Widać moja pochmurna mina udzielała się wszystkim dookoła. W pewnym momencie poczułam jak ktoś łapie mnie za bark. W pierwszej chwili myślałam, że to chłopak Beth, Michael, ale się myliłam. Jayden stał teraz koło mnie uśmiechając się cwaniacko.

-Co tam Ślicznotko?!-zapytał, a ja wręcz się zagotowałam.

-Wiesz Jayden, że nic...-olśniło mnie, Nie znoszę tego chłopaka. Wiem, że podobam mu się od początku szkoły, Normalnie nawet bym na niego nie spojrzała, ale zrobię to dla Luke'a.-Wiesz, że tylko czekałam, aż do mnie zagadasz.

-Serio?!-zapytał ze zdziwieniem w oczach.-Podobasz mi się Sam.

-Ty mi też.-powiedziałam gotując się w środku. Spojrzałam na Beth. Dziewczyna była całkowicie zdezorientowana.

Chłopak mnie pocałował, a ja chciałam go zabić. Myślałam, że zaraz nie wytrzymam i zwyzywam go od najgorszych, ale dałam radę. Odepchnęłam go od siebie i powiedziałam:

-Zwariowałeś!? Nie tutaj bądź u mnie w domu o 12 wtedy pokażę ci co potrafię.-puściłam mu oczko i dałam karteczkę z adresem. Moja gra nie była wiarygodna, ale dobra na tyle by zdobyć zaufanie tego osiłka. Kiedy chłopak odszedł usiadłam z powrotem do stolika.

-Sam?! Zwariowałaś? Od kiedy on ci się podoba?-Seria pytań wyleciała z ust mojej bladej już jak ściana przyjaciółki.

-Nie podoba mi się! Nigdy mi się nie podobał i nigdy nie będzie!-krzyknęłam na nią gdyż byłam już dostatecznie wkurzona całym zajściem.

-Ale ty się z nim wyraźnie umówiłaś na.... sama wiesz na co!-krzyczała na mnie Beth.

-Nie na nic się nie umówiłam...po prostu muszę załatwić parę straw...niedługo ci powiem o co chodziło, ale nie dzisiaj. Zaufaj mi...-uspokoiłam ją.

-No dobrze, ale tylko dlatego, że jesteś moja nieobliczalna przyjaciółką.-puściła do mnie oczko. Zaśmiałam się i wyciągnęłam telefon. Zaczęłam odpisywać na wiadomości, których od rana nazbierało się dość dużo.

-Beth czy mogę na chwile zabrać twoją koleżankę?-usłyszałam znajomy mi głos.

-Hemmings?-odwróciłam się, a Bethanie pokiwała głową.

-We własnej osobie.-powiedział i pokazał, że mam iść za nim. Blondyn zaciągnął mnie do schowka na sprzęt sportowy.-Czy możesz mi wyjaśnić co znaczy to nagranie?-zapytał nadzwyczaj spokojnym głosem jednak jego spojrzenie było przeszywające.

-W sumie to nic. Pomagam ci tylko.-odpowiedziałam.

-Czy ty chcesz mi "pomóc" idąc z moim największym wrogiem do łóżka?-zapytał z przekąsem.

-Chyba sobie jaja ze mnie robisz! Myślałam, że zwymiotuje kiedy mnie pocałował. Jayden całuje jak ślimak. Jak ktoś tak przystojny może być tak okropny?-powiedziałam z bólem w głosie.

-Gdyby był okropny nie zaprosiłabyś go na noc!-krzyknął do mnie.

-Kiedy u mnie będzie zabijesz go.-wyszeptałam mu do ucha, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.

-Nie rób tego.-wyszeptał.

-Czego?-zapytałam z niedowierzaniem.

-Nie kuś mnie, nie teraz.-uśmiechnął się cwaniacko.

-To tak. Dzisiaj o 22 bądź u mnie w domu. moich rodziców nie ma. Wszystko ustalimy.-zmieniłam temat.
Po chwili wyszliśmy z pomieszczenia i odeszliśmy każdy w swoim kierunku.




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top