Rozdział 2
Obudziłam się wcześnie rano, przez hałasy dobiegające z kuchni. Podejrzewałam, że to John przygotowywał śniadanie. Wstałam z łóżka i zaspana ruszyłam do kuchni. Oczywiście, nie myliłam się. John krzątał się po pomieszczeniu.
– Zwariowałeś? – mruknęłam, ziewając. – Wiesz, która jest godzina?
– Ja w przeciwieństwo do ciebie, nie chce marnować życia, śpiąc cały dzień. Poza tym stwierdziłem, że w ten sposób szybciej wstaniesz. No i proszę, jesteś. – Klasnął w dłonie.
Widząc jego uśmiech, domyśliłam się, o co tak naprawdę chodzi.
– Nie ma mowy! Nie pójdę robić za ciebie całej roboty w biurze. Jest niedziela. – miałam zachrypnięty głos, przez co mówiłam bardzo cicho i niewyraźnie.
Chciałam obrócić się i wrócić do łóżka, ale John złapał mnie za ramię i podprowadził do blatu. Wskazał jedną ręką na jedzenie i sok. Na stole przygotowane czekały naleśniki z dżemem, sok pomarańczowy, a obok tabliczka czekolady. John doskonale zdawał sobie sprawę, jak uwielbiam słodycze. Chciał ewidentnie mnie przekupić i doskonale wiedział, jak to zrobić.
– Zaraz pójdę do mamy i powiem, że się nade mną znęcasz.
John zaśmiał się, słysząc moje słowa.
– Wiedziałem, że pójdzie łatwo – przyznał sobie racje.
Od razu pomyślałam o słowach Arona na temat moich nóg. Może jednak nie powinnam jeść tyle słodkich i kalorycznych rzeczy? Może nie zauważałam, że posiadałam o kilka kilogramów za dużo?
– Co jest? – spytał John, widząc, jak wpatruje się w talerz.
– Uważasz, że jestem za gruba? – wypaliłam bez zastanowienia.
Mężczyzna uniósł jedną brew, opierając się dłonią o blat. Przyglądał mi się z uwagą.
– Myślałem, że nie jesteś jedną z tych dziewczyn, które zawsze widzą nadmiar kilogramów.
Miał racje, bo nigdy taka nie byłam. Jednak słowa Arona zasiały we mnie ziarno wątpliwości.
– Bo nie jestem, ale chciałam się upewnić, że mam rację. – Wzruszyłam ramionami. – Więc co masz do roboty? – zmieniłam temat.
– Szybko się z tym uwiniemy. Maksymalnie godzina – zapewnił.
– Okej, ale jutro podwieziesz mnie do szkoły – zaproponowałam.
– To dobry układ – przyznał.
Lubiłam z nim rozmawiać nie tylko dlatego, że był w stosunku do mnie w porządku, ale dlatego, że bardziej mnie rozumiał niż mama. John był od niej młodszy o siedem lat. Nigdy mi nie przeszkadzało, że mama związała się z młodszym mężczyzną. Byli małżeństwem, więc John miał zostać na stałe w naszym życiu. Cieszyłam się z tego powodu, bo naprawdę go lubiłam, może i nawet kochałam jak ojca, ale chyba nigdy mu tego nie mówiłam. Nasze relacje były dość śmieszne, ale ważne było, że się rozumieliśmy. Zazdrościłam mu cierpliwości, jaką miał w stosunku do mamy. Ona była jednym słowem szalona. Wypadała w swoim mniemaniu na genialne pomysły i próbowała wywrócić nasze życie do góry nogami.
Gdy oboje z Johnem wyszliśmy z domu, widziałam Arona, który również wychodził ze swojego. Wspaniały zbieg okoliczności, który nieszczególnie mnie cieszył. Było mi zimno, więc naciągnęłam na głowę kaptur kurtki i poszłam do samochodu za ojczymem.
***
W biurze podróży, którym właścicielem był John, zajmowaliśmy się prostymi sprawami administracyjnymi. Cały czas myślami byłam w kompletnie innym miejscu, a dokładniej przy Aronie. Nie wiedziałam, dlaczego tak dużo o nim myślałam, ale zastanawiałam się nad różnymi sprawami. Przestałam, dopiero gdy John zaczął mnie wkurzać swoimi głupimi tekstami.
– Zakochałaś się – stwierdził bezradnym tonem.
– Chyba zwariowałeś. Poza tym zajmij się swoimi sprawami, a nie ingeruj w moje.
John wybuchnął śmiechem.
– Mówiłam poważnie – zapewniłam.
– Ja też.
– Przestań, to nie jest śmieszne – mruknęłam. – Może podziel się z mamą nowinkami z wczorajszego meczu – odgryzłam się.
Mina Johna od razu zrzedła. Nie taki miałam cel, wypowiadając swoje słowa.
– Ech... Już wie i jest zła. Powiedziała, że jestem taki sam jak jej poprzedni mąż – wyjaśnił, ciężko wzdychając.
– Przecież ci powiedziałam, że przyjechała! – zawołałam.
– No tak, ale przyszedł ten chłopak i myślałem, że to fałszywy alarm. Nie ma o czym gadać – machnął ręką.
Wiedziałam, że wcale nie było mu to obojętne, a te słowa bardzo go zabolały. Zresztą kogo by nie zabolały?
– Nie jesteś taki jak mój ojciec. Nie martw się – zapewniłam go.
Chciałam jeszcze dodać, że jest od niego lepszy, ale darowałam sobie. Nie lubiłam mówić o uczuciach. Chyba bałam się tego, że John będzie się ze mnie śmiał. Nasze relacje były dosyć luźne i chyba nie chciałam tego zmieniać. Tak było dobrze i bezpiecznie.
– Mam dzisiaj randkę – powiedziałam, uśmiechając się szeroko. – Z Chrisem.
– Zaprosiłaś go? Jemu jakoś ciężko to szło.
Chris po prostu mnie nie zauważał. Byłam dla niego tylko koleżanką, ale chyba to się wreszcie zmieniło, a przynajmniej taką miałam nadzieje.
– Zaprosił mnie do kina – pochwaliłam się.
Postanowiłam, że będę teraz myślała tylko o nim i o naszej randce. Trochę się stresowałam, ale w gruncie rzeczy, nie mogłam się już doczekać. Wciąż jednak miałam problem z wyborem ubrania, ale czy to przypadkiem nie problem każdej kobiety?
***
Gdy wyszliśmy z Chrisem z kina, zrobiło się strasznie zimno, dlatego od razu naciągnęłam na głowę kaptur kurtki, a ręce schowałam głęboko do kieszeni. Chris był fantastyczny. Spędzanie z nim czasu było strasznie przyjemne. I pomimo tego, że film, na którym byliśmy, kompletnie mi się nie podobał, to doceniałam czas, który razem spędziliśmy.
– Następnym razem może pójść z nami Nina i Logan – zaproponował.
Właściwie to Logan nie przepadał za Chrisem, ale był chłopakiem mojej przyjaciółki, więc byłam pewna, że by nie odmówili. W końcu, gdyby nie Logan wcale nie poznałabym Chrisa. Oczywiście to Nina namówiła go do tego, żeby nas poznał, ale byłam mu za to strasznie wdzięczna.
– Świetny pomysł – uśmiechnęłam się.
Chłopak odprowadził mnie pod sam dom. Liczyłam na to, że Chris mnie pocałuje zupełnie jak na filmach romantycznych. Blondyn zaczął jednak mówić o projekcie z biologii, co nie było moim wymarzonym zakończeniem randki.
– Cześć! – zawołał znajomy mi głos, przerywając monolog Chrisa.
Zacisnęłam usta i powoli odwróciłam głowę w kierunku uśmiechającego się Arona. Już chciałam mu powiedzieć, żeby spadał, ale ubiegł mnie Christopher.
– Aron. Cześć, stary! – przywitał się blondyn. – To Lanore. – przedstawił mnie.
Szatyn wyciągnął do mnie dłoń, udając, że się nie znamy. Z jego ust nie znikał głupkowaty uśmiech. Zdecydowanie lubił gierki.
– Aron, kuzyn Chrisa.
Te ostatnie dwa słowa mnie zszokowały. Chris nie mógł być z nim spokrewniony. To po prostu nie wchodziło w grę. Nie rozumiałam, dlaczego Aron kłamał. Już się niestety znaliśmy, więc po co była ta szopka? Uścisnęłam jego dłoń i nawet zdobyłam się na wymuszony uśmiech.
– Aron, znalazłeś tę dziewczynę?
Pytanie blondyna było jak cios w policzek, ponieważ od razu domyśliłam się o jaką dziewczynę chodziło.
– Tak – odpowiedział Aron z nieukrywaną dumą.
– I co? – dopytywał Chris.
– Gorąca – zapewnił.
Moje policzki oblała czerwień. Byłam wściekła na tego kretyna. Chris pokręcił głową i uśmiechnął się do kuzyna. Cieszyło mnie przynajmniej to, że było ciemno, więc istniała jakaś szansa, że Chris nie zobaczył, jak strasznie byłam zła.
– I co zrobisz? – dopytywał chłopak. – Mama mówiła, że jesteś wściekły.
Aron wzruszył ramionami. To było logiczne, że nie chciał przede mną zdradzić tego, co mnie czekało. To była jego słodka tajemnica. Jeszcze bardziej go nienawidziłam.
– Skoro ci się podoba to może się z nią umów? – zaproponował Chris.
– Nie jest w moim typie – obojętnie wzruszył ramionami.
Ten chłopak doprowadzał mnie do szału. Czułam się jak pionek, który popycha się po planszy gry. I wcale nie podobało mi się moje położenie.
– A kto jest w twoim typie? Puste laski, które nie wiedzą, jakim jesteś frajerem? – powiedziałam oschle, dając upust złości.
Nawet nie zdążyłam, zastanowić się nad tym, co powiedziałam. Aron spojrzał na mnie, mrużąc powieki, a Chris ze zdziwieniem zerkał to na mnie to na niego. Tak, zdecydowanie wszystko zepsułam.
– O co ci chodzi? Przecież nawet nie wiesz, jak wygląda tamta dziewczyna – wyraźnie podkreślił ostatnie słowa.
Zacisnęłam usta w cienką linię. Szatyn wyraźnie rzucał mi wyzwanie. Chciał mnie upokorzyć przed Chrisem, a raczej chciał, żebym sama to zrobiła. Prawie mu się udało, ale ja zawsze wychodziłam z twarzą z każdej opresji.
– Masz racje – odpowiedziałam przesłodzonym głosem. – Nie wiem nic o tej dziewczynie.
– Chris, może wpadniesz do nas?
To również zrobił specjalnie. Chciał zniszczyć mi randkę i w dodatku nastraszyć tym, że może mu o wszystkim powiedzieć. Nim zdążyłam sama mu zaproponować, żeby poszedł do mnie, Chris się zgodził.
– W sobotę robię imprezę. Może wpadniecie? – spytał Aron.
– Jasne. Lanore, przyjdziesz?
Blondyn wpatrywał się we mnie swoimi ślicznymi oczami, więc nie mogłam mu odmówić, chociaż wcale nie chciałam tam iść. Gdy spojrzałam na Arona miał on tajemniczy wyraz twarzy i już wiedziałam, że będę musiała na niego uważać. On już na pewno miał przygotowany plan mojej kompromitacji.
– Z miłą chęcią – odpowiedziałam z uśmiechem.
– Świetnie – stwierdził Aron. – To do zobaczenia.
Te słowa nie były przyjacielskim pożegnaniem, wręcz przeciwnie. Aron po prostu chciał, żebym już sobie poszła, chociaż to on podszedł do nas.
– Zobaczymy się jutro – powiedział Chris, ruszając w kierunku domu swojego kuzyna.
Aron spojrzał na mnie z tym swoim głupim uśmieszkiem. W ten sposób chciał mi powiedzieć, że wygrał, chociaż walka była o to z kim zostanie Chris. Tylko tym razem mu się udało. Miał większe pole do popisu niż ja. On niczego nie mógł stracić, a ja wręcz przeciwnie.
– Idziesz? – zawołał blondyn, przebiegając przez ulicę.
– Chyba musimy pogadać, nie sądzisz? – powiedział cicho tak, aby nie słyszał go kuzyn.
– Nie sądzę, żebyśmy mieli o czym rozmawiać – sztucznie się uśmiechnęłam. – I odpieprz się wreszcie ode mnie.
Przeszłam obok niego, uderzając go swoim ramieniem. W odpowiedzi usłyszałam jego śmiech, co trochę mnie zdziwiło. Nie podejrzewałam, że ktoś taki potrafi się w ogóle śmiać.
– To dopiero początek, a ty już uciekasz – stwierdził, kręcąc głową.
– Aron! – zawołał Chris.
Chyba tylko on jeszcze powstrzymywał mnie przed wybuchem. Nie patrząc na Arona, wróciłam do domu. Gdy weszłam do środka, głośno trzasnęłam drzwiami. Ściągnęłam buty i zostawiłam je na środku korytarza, po czym rozpięłam kurtkę i cisnęłam nią na szafkę, z której i tak od razu spadła.
– Co się stało? – usłyszałam zaciekawiony głos Johna.
– Nic – warknęłam.
Weszłam do kuchni, gdzie mój ojczym właśnie robił kolacje. Mama siedziała na krześle barowym i wpatrywała się, jak John krząta się po kuchni. Jej wzrok od razu przeniósł się na mnie, gdy zauważyła, że weszłam do pomieszczenia. Uniosła brew, czekając, aż się odezwę i wytłumaczę, co się wydarzyło, ale ja nie miałam zamiaru o tym rozmawiać. Podeszłam do blatu i zajrzałam Johnowi przez ramię.
– Jestem głodna – westchnęłam. – Co gotujesz?
– Spaghetti – wyjaśnił. – Więc mówiłaś, że co się stało?
– Długo jeszcze? – skinęłam głową w kierunku garnka, ale sama nie wiedziałam, czy chodziło mi o jedzenie, czy o to, że zadawali tyle pytań, na które nie miałam ochoty udzielać im odpowiedzi.
Wcale nie byłam aż tak głodna, ale to na pewno odwróciłoby moją uwagę od myśli. Wiedziałam, że to dopiero początek.
– Lanore, przyjdź do mnie jutro po lekcjach – poprosiła mama.
– Muszę?
W odpowiedzi tylko skinęła głową i delikatnie się uśmiechnęła. Podziwiałam ją za swoją cierpliwość do mojej osoby. Gdy ja byłam jak aktywny wulkan, ona emanowała spokojem niczym oaza.
– Okej – mruknęłam i z powrotem spojrzałam na ojczyma. – W sobotę idę na imprezę, więc na pewno nie będę mogła pójść z tobą do biura.
– Z tego co wiem, to na imprezy chodzi się wieczorem – próbował zażartować, ale nie słysząc żadnej odpowiedzi, kontynuował swój monolog – Ktoś ma naprawdę podły nastrój. Dokąd idziesz? Mam was zawieść?
– Jeśli naprawdę musisz – zaśmiałam się. – Tylko jest jeden zasadniczy problem.
John spojrzał na mnie pytająco, ale zauważyłam, że się uśmiecha. Chyba cieszył się, że w końcu poprawił mi humor.
– Impreza jest w domu naprzeciwko – skinęłam w kierunku okna.
– U Baileyów?
– Jeśli masz na myśli tego kretyna Arona to owszem – odpowiedziałam z uśmiechem.
Zdecydowanie obrażanie Arona było jednym z lepszych zajęć, a w dodatku poprawiało samopoczucie.
– Wiedziałam, że się zaprzyjaźnicie – zawołała wesoło mama.
– Naprawdę sądzisz, że chciałabym mieć coś wspólnego z kimś takim? – prychnęłam.
– Więc czemu tam idziesz? – zdziwił się John.
Przewróciłam oczami, bo kompletnie nie miałam ochoty im tego tłumaczyć. Poza tym to była sprawa pomiędzy mną a Aronem. Nie chciałam, żeby rodzice się w to mieszali. Chyba po prostu nie chciałam wyjść na dzieciaka, który od razu poskarżył się dorosłym. Potrafiłam przecież radzić sobie sama. Tym bardziej że Aron nie był dla mnie żadnym zagrożeniem. Nie bałam się go.
– To skomplikowane. Co z tym jedzeniem?
– Nigdy nie zrozumiem twojej córki – skwitował John, odwracając się do mamy.
– To proste – stwierdziła, jakby rozmawiali o obsłudze urządzenia. – Wystarczy zajrzeć do jej serca.
– Najwyraźniej jestem ślepy – zażartował.
– Miło słyszeć, że czegoś nie potrafisz, przemądrzały człowieku – przewróciłam oczami i usiadłam obok mamy na krześle.
– Uważasz, że jestem przemądrzały? – spytał, jakbym właśnie go uraziła.
Mama posłała mi rozbawione spojrzenie. Cieszyłam się, że już nie jest na niego zła. Nie lubiłam, gdy się kłócili. Ciężko było wtedy z nimi żyć.
– Przemądrzały i w dodatku podlizujesz się, gdy czegoś chcesz – kontynuowałam.
– Emily, ucisz ją – poprosił, śmiejąc się.
– I łatwo cię urazić – dodałam.
John pokręcił głową i wrócił do gotowania. Już nie mogłam się doczekać jutrzejszego dnia. Znowu będę musiała spotkać Arona, a to była ostatnia rzecz, jakiej chciałam. Czasami miałam wrażenie, że posiadam wiecznego pecha. Zawsze musiałam się w coś wplątać.
***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top