★2★
15 października, 1976
Evan od jakiegoś czasu siedział na kanapie w pokoju życzeń i pił jakieś obrzydliwe trunki. Wlewał w siebie ohydne ilości alkoholu, ale jedyne czego teraz chciał to zapomnieć o Barty'm. Zawsze stosunek z kimś innym pomagał mu się uspokoić, więc dlaczego tym razem się nie udało?
Spoglądał na Crouch'a rozmawiającego z wyższym chłopakiem. Brązowowłosy był taki.. Radosny. Poczuł dziwne ukłucie w sercu, znowu. Po chwili prawdopodobnie starszy slizgon gdzieś odszedł, a spojrzenia tej dwójki się spotkały poraz kolejny w trakcie tej imprezy.
—Pierdolić.–warknął pod nosem Evan poczym wstał z kanapy i zaczął przemierzać tłumy pijanych osób.
Podszedł do chłopaka poczym na chwilę się przed nim zatrzymał. Wpatrywał się dłużej głęboko w jego oczy. Te piękne oczy. Chciał już go pociągnąć za sobą, ale ten się nie dał.
—Co jest?–zapytał Barty jednak w odpowiedzi poczuł jedynie jak Rosier delikatnie dotknął jego usta swoimi. Na jego poliki wkradły się spore rumieńce. Serce waliło mu jak szalone. Farbowany blondyn skradł właśnie pierwszy pocałunek Barty'ego Crouch'a. Przynajmniej pierwszy poważny. Który pewnie by nigdy się nie wydarzył, gdyby nie ohydna dawka alkoholu krążąca po organiźmie Rosier'a.
—Chodź.–mruknął cicho Evan ciągnąc go za dłoń, gdy ten jedynie posłusznie podążał za nim. Nie dało się ukryć, że było mu trochę głupio, że wystawił ciemnowłosego, jednak jak zawsze nie umiał odmawiać Rosier'owi.
Weszli do ich dormitorium, a Evan oparł głowę o ramię drugiego ślizgona, który delikatnie przeczesywał dłonią jego włosy. Na polikach Barty'ego były spore rumieńce, a serce biło mu jak szalone. Ale próbował zignorować to jak najbardziej się dało.
—Nie chcę spać sam..–mruknął Rosier przyciągając bliżej chłopaka i przytulając go mocno w talii. Był pijany i potrzebował cholernie bliskości przyjaciela.
—Wszystko w porządku?–apytał nieco zmartwiony blondyn, jednak ślizgon nie odpowiedział poprostu pociągnął go na swoje łóżko, gdzie mógł się w niego mocniej wtulić.
Twarz Barty'ego była cała w rumieńcach, nie dało się ukryć. Dłonią rysował małe kółeczka na plecach przyjaciela. Prawdopodobnie gdyby nie fakt, że on też był całkowicie pijany to, by tego nie zrobił. Ale alkohol dodał mu odwagi do złożenia delikatnego pocałunku na czole Rosier'a. Było przyjemnie w ten sposób, ale Crouch wiedział, że tak miło nigdy nie będzie. Będę tylko jednorazowe nic nieznaczące momenty.
—Dobranoc..–mruknął Barty z łagodnym uśmiechem widząc, że drugi ślizgon już zasnął.
To były te momenty w których Barty zakochiwał się w przyjacielu jeszcze bardziej. W końcu mimo iż Evan uważał, że chłopak zasłużył na kogoś lepszego to nie potrafił go sobie w żadnym stopniu odpuścić. Zaś Crouch w tamtym momencie zupełnie zapomniał o obietnicy, którą sobie złożył.
16 października, 1976
Evan wtulał się przez sen mocno w talię brązowowłosego, nie miał zamiaru go puszczać. Barty zaś spał długo jak na siebie. Była dziesiąta. Dla Rosier'a była to okropnie wczesna godzina, jednak dla niego okropnie późna. Niestety naprawdę cudowny sen chłopaka zakłócił huk.
—Huh?–uchylił delikatnie oczy będąc nieprzytomnym.
—Wybacz..–mruknął Lastrange podnosząc upuszczoną wcześniej przez siebie różdżkę, a blondyn spojrzał na niego pytająco.
—Późno wróciłeś?–zapytał przecierając oczy.
—Godzinę temu.
—A jest?–chciał się podnieść, jednak zorientował się, że Evan wtula się mocno w jego talię. A jak tylko to zauważył na jego twarzy pojawiły się delikatne rumieńce.
—Dziesiąta.–odparł spoglądając na łóżko Black'a.
—Reg za to chyba wogóle nie wrócił..–mruknął po chwili namysłu Rebastan.
—Może w końcu przeleciał jakąś ślicznotkę.–uśmiechnął się pod nosem.
Barty milczał, doskonale zdawał sobie sprawę co tu się będzie dziać jak Regulus wróci. Nie czuł się z tym dobrze, ale akurat interakcje Black'a wraz z Potter'em z zeszłej nocy pamiętał ze szczegółami. Powiedział by nawet, że najlepiej z tamtej nocy pamięta właśnie to. Ciekawiło go to wszystko, choć nie chciał mieszać się w życie romantyczne, bądź seksualne przyjaciela. Zdawał sobie sprawę, iż Reg nigdy nie wykazywał żadnego zainteresowania w stosunku do kobiet, a mimo to nie mógł pojąć jak wylądował w ten sposób z James'em. W końcu go nienawidzi, prawda?
Wtedy także przypomniał sobie, że on miał się odkochać w swoim przyjacielu, a jednak wczoraj ten skradł jego pierwszy pocałunek. Choć domyslał się, że dla chłopaka to nic nie znaczyło. Jak zawsze.
—Evan..–szepnął mu do ucha próbując go delikatnie obudzić.
—Mm.
—Chcę wziąć prysznic..
—Beze mnie?–mruknął cicho nieprzytomny Rosier wtulając się mocniej w Crouch'a.
—Evan.. Nie żartuję.
—Wrocisz tu potem?–zapytał cicho spoglądając na niego.
—Pomyślę nad tym.–uśmiechnął się łagodnie poczym wstał z łóżka, gdy Rosier poluzował uchwyt.
Barty cicho westchnął udając się do łazienki w której pospiesznie się zamknął. Stanął przed lustrem, a jego palce spoczęły na jego ustach. Tak, poprzedniego dnia został mu odebrany jego pierwszy pocałunek, a on poprostu się bał. Czuł, że Dla Evan'a to nic nie znaczyło. Jak zawsze. A on złożył sobie obietnice, że przestanie sobie robić wcześnie nadzieję. A zależało mu, by ją dotrzymać. Evan jest tylko przyjacielem. Tak próbował myśleć, bo co innego miał zrobić, gdy jego uczucia nie były odwzajemnione? Jednak, gdy tylko pomyślał o tych miękkich ustach Rosier'a, które skradły jego pierwszy pocałunek czuł dziwne uczucie w podbrzuszu.
Zsunął z siebie brudne oraz przepocone ubrania. Ciemne blond włosy wpadały mu do oczu. A on sam wszedł do kabiny prysznicowej. Lodowata woda spływała po jego nagiej delikatnej skórze. Wszorowywał w siebie łagodnymi ruchami żel o waniliowym zapachu. Podobnie zrobił w przypadku szamponu do włosów. Jednak oba płyny dość szybko zostały zmyte przez zimną ciecz.
Ślizgon powolnym ruchem wyszedł spod prysznica poczym zawiązał na biodrach zielony ręcznik. Umył twarz specjalnymi płynami oraz zęby. Użył jakiegoś zaklęcia do wysuszenia mokrych włosów. Poczym wyszedł z łazienki po ubrania.
—Co za ciało.–mruknął Rebastan żartobliwie przegryzając to wargę.
Najwidoczniej komentarz Lastrange nie spodobał się Rosier'owi, bo zaczął zabijać go wzrokiem.
—Skup się na swoich "koleżaneczkach".–warknął w jego kierunku z dość nie najmilszym wyrazem twarzy.
Barty jedynie westchnął idąc wolnym krokiem w kierunku swojego kufra. Przykucnął przy nim poczym go otworzył. Wyjął z niego szare luźne dresy, czyste bokserski, szarą koszulkę oraz czarną bluzę.
Tym razem w szybkim tempie wrócił do łazienki w której szybko ubrał na siebie wcześniej wybrane ubrania. Zwykle zakładał bardziej "eleganckie ubrania", ale była sobota. Miał okropnego kaca poraz pierwszy raz w życiu. Czuł się chujowo. Miał mętlik w głowie. Więc co? Dlaczego nie mógł choć raz w życiu ubrać zwykłych dresów? Chciał doznać choć trochę szczęścia tego dnia.
Wyszedł z łazienki poczym usiadł na łóżku obok Evan'a opierając głowę o jego ramię. Rosier delikatnie przeczesał jego włosy.
—Reg długo nie wraca..–mruknął Rebastan.
Jak na zawołanie drzwi pomieszczenia otworzyły się z przytupem, a przez nie wparował szybkim tempem Regulus Black.
Spojrzenia Evan'a Rosier'a, Barty'ego Crouch'a oraz Rebastan'a Lastrange skupiły się na nim. Zaś wzrok czarnowłosego utkwił w podłodze. Przez długi czas nikt się nie odzywal.
—Komu dupę wystawiłeś?–przerwał ciszę śmiechem Rosier, a na jego twarzy pojawił się ten jego typowy chytry uśmieszek.
—Evan.–warknął na niego Crouch uderzając go łokciem chcąc mu tym pokazać, że tak nie wypada.
—Reg jest gejem?–wtrącił Rebastan unosząc się z pozycji leżącej. Trudno ukryć, zainteresowało go dokąd zmierza ta rozmowa.
—Nie.–warknął Black, ale bardziej w kierunku farbowanego blondyna niż nieco pomieszanego w tej sytuacji przyjaciela.
—Nie przeleciałeś laski, w to w życiu nie uwierzę.–uśmiechnął sie Rosier jeszcze mocniej, a Barty jedynie westchnął.
Regulus tylko mruknął coś pod nosem poczym rzucił się na łóżko na którym się położył. Zamknął oczy, myślał o czymś, widać, że był dość przejęty. Ale mimo to na jego polikach znajdowały się rumieńce.
Evan wstał z łóżka ku niezadowoleniu oraz protestach blondyna.
—Nawet się nie waż.–warknął Crouch, jednak przyjeciel go nie posłuchał i udał się w kierunku łóżka Black'a.
—Reggie..–mruknął Evan nadal ciekawy, jednak brzmiał nieco wyzywająco.
—Nie nazywaj mnie tak.–warknął Regulus, najwidoczniej naprawdę nie był w nastroju na docinki Rosier'a.
—Księżniczka ma humorki widzę..–droczył się dalej farbowany blondyn.
Czarnowłosy zignorował tym razem jego słowa, jedynie wstał, wziął ubrania na zmianę i udał się kulejąc trochę do łazienki.
—No widać, że ktoś go wydymał w końcu.–zaśmiał się Rosier, a po chwili dostał poduszką w tył głowy od Crouch'a.
—No co?–mruknął blondyn, jednak Barty jedynie patrzył z załamaniem w oczach.
—Idziemy na śniadanie?–przerwał im Rebastan.
—Własciwie to lunch, ale uznajmy, że śniadanie.–dodał podnosząc się z łóżka.
—Jestem za.–odparł Rosier.
—Idźcie, ja zaczekam na Reg'a.–powiedział blondyn, ku zdziwieniu pozostałej dwójki.
—Napewno?–upewnił się Evan, jednak widać było, że nie podobał mu się ten pomysł. Chwilę się wpatrywał w przyjaciela, ale w końcu odpuścił.
Blondyn naprawdę w tym momencie współczuł przyjacielowi. Widział wczoraj co widział. I wiedział, że tamta sytuacja nie skończyła się jedynie na pocałunkach. Zdawał sobie sprawę jak bardzo musi być teraz to ciężkie dla Regulus'a. W końcu przespał się po alkoholu z najlepszym przyjacielem swojego brata. Ale to pół biedy. Wisienką na torcie w tej sytuacji jest fakt, że dwójka braci aktualnie ma fatalny kontakt. A raczej nie ma go wogóle, bo Syriusz ma go gdzieś. Dlatego młody Crouch postanowił, że spróbuję go jakoś wesprzeć, nawet jeśli będzie to tylko towarzystwo.
Po dłuższej chwili Black opuścił łazienkę. Spojrzał na Barty'ego pytająco.
—Idziemy?–zapytał łagodnie blondyn.
—Mhm..–Regulus jedynie przytaknął.
Wyszli z dormitorium, a potem z pokoju wspólnego ślizgonów. Korzytrze przemierzali w ciszy. Barty był dość spokojny, co jakiś czas zerkał ukradkiem na Black'a, którego ewidentnie zżerał w tamtym momencie stres.
Weszli do Wielkiej Sali, ku zaskoczeniu Crouch'a zastali tam wszystkich huncwotów. Pettera Pettigrew, Suriusza Black'a, Remus'a oraz James'a Potter'a. Ten ostatni wpatrywał z daleka w młodszego brata swojego najlepszego przyjaciela. Widząc to blondyn jedynie westchnął. Czuł, że to wszystko źle się skończy. Że i Regulus, i James będą bardzo cierpieć przez to.
Poszedł w kierunku stołu przeznaczonego dla šlizgonów, a za nim podreptał czarnowłosy.
—Siema.–mruknął do niego Evan, gdy usiadł obok niego.
—Hej.–odparł Crouch.
Regulus zasiadł obok Pandory, Rebastan siedział z drugiej strony Rosier'a. Przy stole panowała dość nie zbyt przyjemna atmosfera. Black siedział zamyślony, jego spojrzenie co chwilę spoczywało na pewnym gryfonie. Rebastan był wyjątkowo spokojny jak na siebie, rozmawiał o mało wartościowych rzeczach z Evan'em. Zaś Pandora najwidoczniej zauważyła, że Black nie skupia swojej uwagi na tym co się dzieje dookoła niego.
Barty wziął gryza tosta, którego wcześniej sobie nałożył. Przeżuwał jakbym nigdy nic. Do czasu, gdy nie poczuł jak Evan postanowił złączyć ich kolana. Na ten dotyk blondyn spiął się, jednak Rosier nawet ma niego nie spojrzał. Rozmawiał z Rebastan'em jakby nigdy nic. Brązowooki wziął głęboki wdech i wydech, dzięki czemu się uspokoił. Do czasu, gdy poczuł na swoim udzie dłoń przyjaciela. Jego palce kreślące delikatne kułeczka.
—Evan.–chciał coś powiedzieć, ale wtedy zobaczył jak Regulus wstaje od stołu.
—Reg?–zaczęła zmartwiona Pandora.
—Nic nie zjadłeś..–mruknęła ślizgonka do niego.
—Nie jestem głodny.. Wracam do dormitorium.–powiedział wychodząc szybkim krokiem z Wielkiej Sali.
Brązowooki od razu zauważył jak Potter zerwał się za nim. Trudno było zaprzeczyć, Barty się bał o to, że Regulus na tym naprawdę ucierpi. A już miał złą sytuację i z jego zdrowiem psychicznym nie było najlepiej.
—Nie martw się o niego.–mruknął do niego na ucho Evan nadal delikatnie masując jego udo.
—Jak mam niby się nie martwić o swojego przyjaciela..–warknął do niego Crouch tak by tylko oni usłyszeli.
—Boję się o niego.–-powiedziała z troską Pandora.
—Da sobie radę.–powiedział do niej farbowany blondyn.
—No nie wiem..–mruknęła cicho ślizgonka.
Wszyscy siedzieli w milczeniu, nie dało się zaprzeczyć, przyjaciele martwili się o Regulus'a. Nawet bardzo. Nie licząc Rebastan'a i Rosier'a. Lestrange był myślami zupełnie gdzie indziej, zaś Evan zachowywał się jakby go to nie interesowało. Masował udo przyjaciela, tak jakby chciał by ten przestał o tym myśleć.
—Idę do niego..–mruknęła Pandora wstając, Barty cicho westchnął. Przemknęło mu przez myśl, by pójść z nią, ale wiedział, że rozsądniej będzie jeśli blondynka pójdzie sama.
Crouch jedynie przytaknął, zaś brat dziewyczny nie zwrócił uwagi na jej odejście .
Farbowany blondyn wziął dłoń z nogi przyjaciela i poprostu zaczął kontynuować jedzenie swoich tostów.
Barty siedział cicho, martwił się o chłopaka, czuł, że zarazem Regulus i James na tym mocno ucierpią. Że to się nie skończy dobrze. A tego bardzo nie chciał. Dokończył jeść swoje śniadanie poczym wstał od stołu.
—Idziesz już?–zapytał Rosier.
—Chcę się jeszcze pouczyć w bibliotece.–odparł odwracając wzrok od niego poczym zwrócił się w kierunku wyjścia.
—Mamy sobotę.–mruknął farbowany blondyn już bardziej do siebie.
Evan nie rozumial już niczego. Pogubił się we wszystkim. W swoim zachowaniu, uczuciach. W zachowaniu Barty'ego i jego uczuciach. W całej tej popierdolonej sytuacji. Kochał chłopaka, bardziej niż cokolwiek na świecie. Był by w stanie zabić każdego dla niego. Ale się tak cholernie bał. Tak okropnie żałował tamtego pocałunku. Dlaczego musiał to zrobić? Zepsuł tym wszystko. Miał nie robić żadnego kroku naprzód. A zrobił. Co jeśli przez to zepsuł ich relacje? Na ten moment Crouch bardziej przejmował się Regulus'em niż całą tą sytuacją. Z czego się teoretycznie cieszył, bo nie musieli tego roztrąsać. Ale był też nieco zazdrosny o to. Może było to absurdalne. Ale co miał zrobić? On był zazdrosny o wszystko. Tak bardzo potrzebował z kimś porozmawiać, ale jedyną osobą z którą chciał rozmawiać o poważnych sprawach był Crouch. Jednak nie mógł z nim porozmawiać o tym. Nienawidził tego uczucia. Kochał go, ale nie mógł z nim być. Nie mógł go przecież skrzywdzić. Bo czasem sama miłość nie wystarcza. Ale mimo to wszystko, tamten pocałunek był cudowny. Z pewnością tamten moment stał się jednym z ulubionych w jego życiu.
†★†★†★†★†★†★†★†★†★†★†★†★†★†
Hejkaa, mam nadzieję, że się podobało
Jeśli jakieś zdania nie są logiczne to przepraszam, ale większość była pisana, gdy byłem nieprzytomny
Będę wdzięczny za każdy komentarz!!
I spróbuję wstawić za tydzień następny rozdział, ale nie wiem jak mi na to zdrowie psychiczne pozwoli
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top