9.
Gdy weszłam do domu Stiles stał w kuchni i mieszał coś w garnku. Rzuciłam torbę w korytarzu.
-Cześć!-Krzyknął mój brat z kuchni, chociaż nie musiał, i tak bym go usłyszała.-Kto cię przywiózł?
-Kolega.-Rzuciłam przekraczając próg pomieszczenia.-Co robisz?
-Lasagne. Możesz mi pomóc?
-Okay.-Podeszłam bliżej żeby zobaczyć na jakim jest etapie. Umyłam ręce i zabrałam się za szykowanie drugiego sosu.
-Jaki kolega? Tak w ogóle to niby w czym ci przeszkadzałem?-Spojrzał na mnie podejrzliwie przerywając na chwilę swoją pracę.
-Powiedzmy, że byłam na randce.-Spojrzał na mnie ze zdziwieniem.-Chyba mam prawo do życia towarzyskiego no nie?-Zapytałam przewracając oczami. Wzruszył ramionami i wrócił do gotowania. Szykowaliśmy jedzenie w ciszy. Potem wstawiliśmy je do piekarnika i usiedliśmy przy stoliku.
-Coś się stało?-Zapytałam, wyglądał na zmartwionego.
-Nie.-Pokiwał głową.
-Stiles...-Naciskałam.
-Wszystko w porządku, dobra!
-Znam cię całe życie i wiem, kiedy czegoś mi nie mówisz.-Drążyłam temat. Martwiłam się, chciałam wiedzieć o co chodzi i jakoś mu pomóc.
-Tobie ostatnio bardzo często się zdarza czegoś mi nie mówić.-Wygarnął mi.
-Dobra, przepraszam, nie sądziłam, że to będzie dla ciebie aż takie istotne.-Powiedziałam cicho. Zrobiło mi się smutno. Kiedyś tak dobrze się dogadywaliśmy. Co się stało? Stiles zobaczył moją reakcję. Wstał i machnął do mnie ręką, również wstałam. Przytulił mnie.
-Ja też przepraszam.-Podjął.-Po prostu są rzeczy, z którymi muszę sobie sam poradzić.-Szepnął.
Jeszcze chwilę tak staliśmy gdy piekarnik wydał z siebie dźwięk oznajmiający, że nasze jedzenie jest gotowe. Mój brat wyjął naczynie z piekarnika i postawił na stole, ja przyszykowałam talerze.
-A tata?-Zapytałam.
-Miał jakieś nagłe wezwanie, musiał jechać na posterunek.
Przytaknęłam. Zasiedliśmy do stołu i zabraliśmy się za jedzenie kolacji.
-Więc kto jest szczęściarzem?-Zapytała nagle, chyba miał na myśli tę zmyśloną randkę.
-To na razie nic poważnego.-Odpowiedziałam.-Powiem ci w swoim czasie.-Uśmiechnęłam się i on zrobił to samo. Posprzątaliśmy po jedzeniu. Uszykowaliśmy porcję dla taty i jako, że oboje byliśmy bardzo zmęczeni poszliśmy spać.
Zadzwonił budzik. Wstałam i zeszłam na dół, Stiles siedział w salonie, chyba na mnie czekał. Jak zwykle ubrany był w koszulę w kartkę, koszulkę i jeansy. Bynajmniej nie był to odpowiedni strój bo na dworze znowu lało.
-Piękna ta wiosna!-Krzyknęłam schodząc po schodach. Deszcz bębnił o dach głośniej niż ja schodziłam po schodach.
-Dobre wieści!-Również krzyknął.-Nie idziemy do szkoły!
-Dlaczego?- Zdziwiłam się wchodząc do salonu.
-Taka wichura była w nocy, że ten stary dąb się przewrócił, prosto na budynek szkoły, okna poszły.-Powiedział.-A od rana piwnice zalało.-Dodał po chwili.
-Nie sądzisz, że dziwna ostatnio ta pogoda?-Rzuciłam.
-Masz na myśli dziwnie supernaturalna?
-Coś w tym stylu.
-Cóż po tym mieście można się wszystkiego spodziewać.-Westchnął.
-W takim razie co mamy robić cały dzień?
-Ja się przejadę do Scotta, mogę cię zawieźć do Hayden.-Zaproponował. Zastanowiłam się chwile. Siostra Hay zabrała ją pewnie do pracy, a jeśli nie to będzie z Liamem... Tak czy siak nie opłacało się nawet pytać.
-Nie trzeba, zostanę w domu.
Stiles wyszedł dobre pół godziny temu a ja już nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Standardowo włączyłam muzykę i skakałam sobie między meblami. Po kolejnych trzydziestu minutach otworzyłam laptop jednak ku mojemu nie szczęściu nie było internetu! Znalazłam na nim jakiś stary film, obejrzałam go do połowy po czym zrezygnowałam. Nagle zrobiłam się głodna, poszłam do kuchni i otworzyłam lodówkę. Zero warzyw czy owoców, zero jogurtów, mleko na wyczerpaniu więc płatki tez odpadały. Przydałoby się pójść po zakupy ale okropnie lało, a do sklepu miałam dobre cztery kilometry. Pomyślałam żeby zamówić coś, jednak żadna z trzech pobliskich pizzeri nie odbierała. Wpadłam na inny pomysł, zadzwoniłam do Stilesa i przedstawiłam mu sytuację.
-Czy ty się dobrze czujesz? Jesteś moją siostrą Em, kocham cię, ale nie przywiozę ci jedzenia.-Powiedział po czym nas rozłączyło.
Zaczęłam w akcie desperacji przeglądać kontakty i szukając kogoś, kto przywiózłby mi jedzenie. Gdy mój palec zatrzymał się pod literką 'T' zdziwiłam się widząc numer do Theo. Nie pamiętam żeby mi go podawał albo żebym go zapisywała.Jednak nie był to taki zły pomysł, napisać do niego i go trochę wykorzystać. Nie miałam nic do stracenia. Napisałam 'Jestem głodna i SAMA W DOMU. Jak przywieziesz coś do jedzenia będę wdzięczna' jednak przez godzinę nie otrzymałam odpowiedzi.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam je i moim znudzonym oczom ukazał się Theo. W ręce trzymał pudełko pizzy i papierową torbę z dobrze mi znanej knajpki w mieście. Wpuściłam go do środka.
-Czy to są...-Zaczęłam.
-Tak, zakręcone frytki.
Nie zdążył jeszcze odłożyć opakowań na stół a papierowa torebka już znalazła się w moich rękach.
-Tak wiem, zachowuję się jak zwierzę gdy w grę wchodzi jedzenie.-Powiedziałam wpychając do buzi kilka frytek. Spojrzał na mnie i zaśmiał się po czym zaczął zdejmować przemoczoną kurtkę. Chwilę później usiadł na przeciwko i sięgnął po kawałek pizzy.
Skończyłam jeść i częściowo sprzątnełam w kuchni. Umyłam ręce i gdy się odwróciłam Theo stał niebezpiecznie blisko mnie.
-Chyba mieliśmy rozmowę do dokończenia.-Szepnął.
-Nie dziś!-Rzuciłam wymijając go i udając się do salonu. Jednak on nie miał zamiaru tak łatwo odpuścić.
-Hej, chyba nie przyjechałem tu tylko żeby przywieźć ci coś do jedzenia.
-W takim razie po co?-Zainteresowałam się. Usiadłam sobie wygodnie na kanapie.-Grać w karty?-Zażartowałam.
-Czemu nie.-O nie, znów ten uśmiech, zawsze gdy tak robił miałam ochotę jednocześnie dać mu w twarz i go pocałować.-Poker?
-Niech ci będzie.-Rzuciłam wstając. Podeszłam do komody na korytarzu i z jednej z szuflad wyciągnęłam talię kart.
-Ale rozbierany.-Dodał po chwili.
-Nie ma mowy!
-Masz lepszy pomysł? Granie na nic nie ma sensu.-W sumie nie był to taki zły argument. Przewróciłam tylko oczami i zajęłam miejsce naprzeciwko niego. Posegregowałam karty i potasowałam.
-Ja rozdam.-Wyciągnął mi karty z rąk.
-Masz pecha, bo jestem naprawdę świetna w pokera.-Oznajmiłam z uśmiechem.
Zaczęliśmy grę i pierwszą partię rozegraliśmy na próbę. Oczywiście wygrałam. W następnej miałam parę dziesiątek i trójkę króli więc miałam spore szanse, wręcz byłam przekonana że wygram. Tak też się stało i z łatwością pozbawiłam Theo bluzy. Jednak miał jeszcze na sobie koszulkę. Trzecia partyjka poszła nieco trudniej ale i tak miałam lepsze karty. Nie minęła chwila a jego ciemny T-shirt leżał na podłodze.
-A nie mówiłam!-Powiedziałam próbując nie dać po sobie poznać, że spodobał mi się widok Theo bez koszulki.
Następną znów myślałam, że mam wygraną w kieszeni jednak tym razem się pomyliłam. Theo miał niewiele ale nadal lepsze karty. Miałam pecha bo pod moją bluzką z Anakinem Skywalkerem miałam jedynie czarny stanik. Ale zasady to zasady. Zdjęłam ja powoli i położyłam na kanapie za mną. W międzyczasie jakoś się stało, że usiedliśmy na ziemi i dzielił nas tylko nieduży szklany stolik.
Nie mam pojęcia jak to się stało ale znów przegrałam. Czyżby Theo na początku tylko udawał, że nie umie grać? Cóż nie zdziwiłabym się.
-Nie zrobię tego!-Oburzyłam się gdy miałam być zmuszona do ściągnięcia spodni i zostać w samej bieliźnie, dodam, że skarpetek już nie miałam na sobie.
-Takie są zasady.-Upierał się Theo, któremu widocznie bardzo spodobała się powstała sytuacja, gdyż cały czas uśmiechał się w ten dwuznaczny sposób.
-Nie ma mowy!-Upierałam się przy swoim. Aż wstałam z tych emocji.
-W takim razie ja to zrobię.-Stwierdził po czym ruszył na około stolika w moją stronę.
-Słucham?-Już stał przy mnie a jego ręce zabierały się za rozpinanie guzika od moich jeansów.
Wzięłam jego ręce i odepchnęłam delikatnie.
-Nie ma takiej opcji.-Powiedziałam stanowczo. Mój mózg mówił nie, jednak cała reszta zdawała się błagać bym mu na to pozwoliła. Nie wyniknie z tego nic dobrego, powiedziałam sobie sama.
Staliśmy w ciszy wpatrując się w siebie, napięcie między nami rosło, a on dobrze wiedział, że choć zgrywałam niedostępną to chciałam tego.
Postanowił spróbować znowu, tym razem powoli. Podszedł do mnie i ujął moją twarz w dłonie, po czym delikatnie dotknął swoimi ustami moich. Jego palce błądziły po moich plecach, boku i później brzuchu a pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne. Teraz jego obie dłonie znajdowały się w miejscu tylnych kieszeni moich spodni, delikatnie podniósł mnie a ja oplotłam nogi wokół jego bioder. Theo położył mnie na kanapie i znalazł się tuż nade mną. Jego usta już nie spoczywały na moich, tylko powoli z szyi schodziły coraz niższej. Wplotłam swoje palce między jego włosy. Tak bardzo podobało mi się to co robił, że mogłabym mu pozwolić na to w nieskończoność. Po chwili jednak otrząsnęłam się uświadamiając sobie co sie dzieje i w jakim kierunku to zmierza.
-Theo.-Zwróciłam jego uwagę. Przestał mnie całować i spojrzał na mnie.-To nie jest dobry pomysł.-Powiedziałam podnosząc się. Spojrzał na mnie z rozczarowaniem.-Myślę... myślę, że powinieneś już iść.
-Twoja strata.-Wzruszył ramionami. Wstał, zebrał swoje rzeczy z ziemi, ubrał się po czym wyszedł nic nie mówiąc.
To była właściwa decyzja, pochwaliłam sama siebie. Również się ubrałam i zaczęłam sprzątać, mimo, że nie było wielkiego bałaganu.
Siedziałam na kanapie wkładając karty do pudełka gdy mój brat wszedł do domu a razem z nim Scott.
-Hej.-Rzucił Stiles
-Cześć Emily.-Powiedział jego przyjaciel.
-Nie było tu żadnych chłopców, co?-Zażartował mój brat.
-Oczywiście, że nie.-Odpowiedziałam.
-Grałaś w karty?-Spojrzał na mnie podejrzliwie.-Sama?
-Tak wiem, przykre.-Rzuciłam.
Poszłam do siebie żeby im nie przeszkadzać. Sięgnęłam z półki jakąś książkę i zaczęłam czytać. Nagle zadzwonił telefon. Odebrałam.
-Hej Em, wszystko okej?-Usłyszałam w słuchawce głos Hayden, brzmiała na zdenerwowaną.
-Tak, czemu miałoby nie być?-Zdziwiłam się.
-Cóż... to pewnie nic takiego ale Tracy tak jakby się na ciebie wkurzyła po czym wyszła i wystraszyłam się, że może ci coś zrobić.-Powiedziała z zaniepokojeniem.
-Serio? Za co? Nic jej nie zrobiłam.-Oburzyłam się.
-Podobno Theo był dzisiaj u ciebie i zaczęła się czepiać, oczywiście zwróciłam jej uwagę, bo właśnie miała przejść do obrażania cię ale tylko coś mruknęła i wyszła.-Opowiedziała w skrócie Hay.
-Nie wierzę, gdyby nie fakt, że jest pół wilkołakiem i pół kanimą definitywnie dałabym jej w twarz.- Zaśmiałam się a Hayden razem ze mną.
-A to prawda?-Zainteresowała się.-Faktycznie widziałaś się dzisiaj z Theo?
-No, tak. Powiedzmy, że wykorzystałam go do przywiezienia mi jedzenia.
-No tak.-Zaśmiała się.-Typowa Emily.
Rozmawiałyśmy jeszcze przez jakieś pół godziny po czym postanowiłam położyć się spać.
___________________________
Już 9, wow, szybko to leci 😁 Ten nieco dłuższy ale też się trochę dzieje, mam nadzieję, że się podoba 😊💕
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top