30.
Minęło kilka dni odkąd ostatni raz rozmawiałam z Theo, jednak faktycznie dotarło to do mnie w środę po południu, gdy miałam spotkać się z Aaronem, ale z pewnych przyczyn zmieniliśmy plany. Zapytałam siebie, co robiłam w wolnym czasie jeszcze parę dni temu. Mogłoby się to wydawać chamskie, że prawie zapomniałam o Theo. Coś podpowiadało mi że to nawet lepiej, że tak jest dobrze, jednak jak to ja, nie lubiłam słuchać coś-ów w mojej głowie.
Nie miałam pojęcia co się z nim działo. Nie było go w szkole, w domu, nie odbierał telefonów. Miałam wrażenie, że mnie wręcz unika. Zdesperowana poszłam szukać pewnego miejsca. Był to budynek w lesie, z tego co wiedziałam to zazwyczaj spotykał się tam ze swoim stadem. Byłam tam raz. Theo pokazał mi to miejsce żebym w razie jakiejś nagłej sytuacji wiedziała gdzie go szukać. Uznałam, że to właśnie jest ta nagła sytuacja. Przez jakiś czas błąkałam się po lesie próbując znaleźć drogę, aż w końcu mi się to udało. Zobaczyłam budynek w oddali a przed nim zaparkowaną srebrną Toyotę. To musiało być tu. Weszłam do środka próbując nie robić zbyt dużo hałasu. Pamiętałam, że gdzieś tutaj były schody. Nie pomyliłam się. Po cichu zeszłam na dół. Usłyszałam czyjąś rozmowę.
-Dlaczego tak nagle zmieniłeś zdanie? Jeszcze tydzień temu byłbyś gotów zabić dla tej dziewczyny.- Wszędzie rozpoznałabym ten głos, który przyprawiał mnie o ból głowy. Tracy. Na samą myśl o tej dziewczynie natychmiast psuł mi się humor. Podejrzewałam, że rozmawiają o mnie.
-Nic nie trwa wiecznie, słonko.-Rozpoznałam głos Theo. Czy on właśnie powiedział do tej szmaty słonko? Myślałam, że zwymiotuje.-To, co jest urocze, szybko staje się denerwujące.
Pokonałam ostatni stopień o stanęłam jak wryta. To co zobaczyłam… Theo. Jego usta na ustach innej dziewczyny. Tracy. Jego ręce na jej biodrach. Nie mogłam znieść tego widoku. Tak cicho jak weszłam tak opuściłam budynek i mimowolnie zaczęłam biec przed siebie. W końcu zatrzymałam się i oparłam o jedno z drzew. Tak bardzo chciałam, żeby to tylko mi się przewidziało… Osunęłam się na ziemie i zaczęłam płakać. Można powiedzieć nawet, że wpadłam w histerię. Czułam się tak bardzo oszukana. W głowie cały czas przewijał mi się ten obraz. Zadawałam sobie tylko jedno pytanie: dlaczego?
Uderzyłam ręką w ziemię tak mocno, że złamałam sobie mały palec. Jednak nie przejęłam się tym. Moje serce było w znacznie gorszym stanie.
Dopiero po chwili uzmysłowiłam sobie dlaczego tak zareagowałam. Wszystko stało się jasne. Zakochałaś się, idiotko, skarciłam samą siebie. Mogłam to przewidzieć, tyle filmów widziałam, tyle książek… Zawsze tak jest, że zaczyna się od niezobowiązującej zabawy, a kończy na tym, że jedna osoba się zakochuje. Trzeba było posłuchać głosu rozsądku, Hayden, Stilesa…
Bądźmy szczerzy, choć nie zmieniało to faktu, że Theo okazał się oszustem, jak wszyscy mówili, w tym wypadku mogłam winić jedynie siebie.
Kiedy po raz piąty zadzwonił telefon i znów zobaczyłam to głupie zdjęcie, które miałam ustawione przy kontakcie nie wytrzymałam, z całej siły rzuciłam telefonem o ziemię. Usłyszałam cichy trzask i wiedziałam co to oznaczało. Sięgnęłam po telefon, niestety złą ręką i mój mały palec dał o sobie przypomnieć, cała szybka była popękana. Za szóstym razem nie mogłam się powstrzymać odebrałam.
-Cześć księżniczko, gdzie jesteś?
-Witaj słonko.-Powiedziałam oschle podkreślając przy tym słowo słonko.
-Wiem, że nie odzywałem się kilka dni, ale nie bądź zła, miałem sprawy do załatwienia.
Myślałam, że wybuchnę śmiechem. Mówiąc sprawy chyba miał na myśli Tracy.
-Możemy się zobaczyć?-Odezwał się gdy nic nie odpowiedziałam.
Znów zachciało mi się płakać.
-Nie chcę cię widzieć.-Oznajmiłam stanowczo jednak przy ostatnim słowie nieco załamał mi się głos. Rozłączyłam się.
W końcu nieco zebrałam się do kupy i zdecydowałam, że siedzenie w środku lasu, na kupie liści nic mi nie da, i w zasadzie tylko marnuje cenny czas, którego już tyle mi ubyło, chociażby przez spotykanie się z n i m.
Wstałam i ruszyłam przed siebie.
W kilkanaście minut dotarłam do domu przyjaciółki. W momencie kiedy otworzyła mi drzwi i mnie zobaczyła, wiedziała, że coś nie gra. Natychmiast wpuściła mnie do środka i wysłuchała. Gdy tylko skończyłam mocno mnie uściskała.
-Frajer nie wie co stracił.-Powiedziała próbując podnieść mnie na duchu.-Wiem, że nie lubisz takiej gadki ale będzie lepiej. Najpierw będzie cholernie ciężko, będziesz cierpieć za każdym razem gdy go zobaczysz, będzie jeszcze gorzej gdy będzie próbował cię odzyskać. Złamane serce nie mija szybko, ale gdzieś tam jest szczęście i ono czeka na ciebie.
-Hay, jesteś najlepsza.-Uśmiechnęłam się mimo łez na moich policzkach.
-Mam propozycję. Co powiesz na mały wypad do Sinema?
-Zawsze wiesz jak poprawić mi humor.-Znów ją uściskałam.
-Weźmiemy że sobą Aarona, co ty na to? Ktoś musi kupić nam alkohol.
-Jasne.-Zaśmiałam się.
-Co wam podać?-Usłyszałam głos barmana.
-Wódka.-Rzuciłam.
-Dowód?
Zaświeciłam oczami przed Aaronem.
-Wódka z colą. Dwie.-Powiedział do barmana, ten tylko westchnął i zaczął przygotowywać zamówienie.-Gdzie Hayden?
-Była tu ze mną półtorej godziny zanim przyszedłeś, potem już siostra kazała jej wracać.
-Okej. Co dziś świętujemy?
-Raczej zapijamy smutki.-Sięgnęłam po szklankę ze swoim drinkiem i wypiłam całość niemal od razu.-Jeszcze jednego.-Wręczyłam Aaronowi szklankę.
-Myślę, że powinnaś przystopować.
-Albo to, albo musisz iść ze mną tańczyć.-Zażądałam. Chłopak wyciągnął rękę w moim kierunku delikatnie się pochylając.
-Miałam nadzieję, że wybierzesz pierwszą opcję. -Zaśmiałam się.-Ale ta też mi pasuje.
-Hej Em.-Aaron zwrócił moją uwagę po jakiejś godzinie spędzonej na parkiecie.-Czy to nie jest przypadkiem twój chłopak?-Zapytał wskazując w stronę wejścia do klubu. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam Theo. Poczułam się jakby ktoś właśnie mnie postrzelił.
-Były chłopak.-Uśmiechnęłam się sztucznie co Aaron od razu zauważył.
-Wybacz.
-W porządku. Tańczmy dalej, może nas nie zauważy.-Rzuciłam.
-Na to już chyba za późno.-Przyjaciel spojrzał na mnie z troską.
Odwróciłam się i zobaczyłam Theo zmierzającego w moim kierunku.
-Cholera.-Szepnęłam do siebie.
-Chodź.-Aaron chwycił mnie za rękę i zaczął prowadzić ku tylnemu wyjściu. Byliśmy dosłownie kilka metrów od drzwi gdy Theo wszedł nam w drogę.
-Emily, muszę z tobą porozmawiać.-Próbował przekrzyczeć głośną muzykę.
-Ona jest po dobrych sześciu drinkach, nie wydaje mi się, że to dobry czas na rozmowę.-Wstawił się za mną Aaron.
-Tylko kilka minut.-Zdawał się ignorować chłopaka i cały czas patrzył na mnie.-Proszę, pozwól mi wytłumaczyć to, o co jesteś zła, cokolwiek to jest, na pewno źle to odebrałaś
-Wybacz, nie jestem w nastroju na słuchanie bajek.-Wydusiłam z siebie próbując zachować spokój.
-Theo, daj jej trochę czasu.-Przekonywał go Aaron.-Nie mam pojęcia co zaszło między wami ale jestem pewny, że Emily cię wysłucha, po prostu nie w tej chwili.
Theo zdawał się być poirytowany jego zachowaniem. Nie minęła chwila a zaczęli się kłócić, nawet nie wiem o co. Zaczęła boleć mnie głowa i miałam dość tej całej sytuacji.
-Zamknąć się!-Wrzasnęłam.-Oboje!-Posłuchali i skierowali na mnie swoją uwagę.-Ty zabierasz mnie do domu. -Wskazałam na Theo.-A ty idź do diabła.-Rzuciłam do Aarona. Dopiero po chwili uzmysłowiłam sobie moją ogromną pomyłkę.-Cholera. Aaron, zabierasz mnie do domu. Theo, idź do diabła.-Poprawiłam się.
Przyjaciel wziął mnie pod ramię i wyprowadził z lokalu. Nie mógł prowadzić więc postanowił odprowadzić mnie do domu, tak dla pewności. Niemal od razu gdy znaleźliśmy się na leśnej drodze wyciągnął z kieszeni e-papierosa.
-Palenie jest złe.-Powiedziałam częściowo z troski a częściowo żeby po prostu się czegoś uczepić.
-Lepszy taki niż normalne.-Rzucił obojętnie.
-Tak czy siak złe.-Stwierdziłam. Zaczęłam wyczuwać owocowy aromat.
-Tak czy siak, moje zdrowie, moje decyzje księżniczko.-Ostatnie słowo wywołało u mnie dreszcze.
-Nie nazywaj mnie tak.-Powiedziałam ostro.
-Przepraszam, nie będę.-Wypuścił ostatnio parę dymu z ust, schował urządzenie do kieszeni i objął mnie ramieniem.-Sam ostatnio przechodziłem przez to co ty.-Podjął.-Może i nie jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi ale musisz wiedzieć, że zawsze będę tu żeby cię wspierać.
Uśmiechnęłam się pod nosem i położyłam głowę na jego ramieniu.
-Doceniam. Tylko, że…-Zebrało mi się na żarty o drugiej na ranem.-Tu mogłoby być ci trochę zimno, czasem mokro no i tę część lasu upodobały sobie kojoty. Bywają nieznośnymi sąsiadami.
-W takim razie będziesz musiała przygarnąć mnie do siebie.-Zaśmiał się.
-Czemu nie. Pod moim łóżkiem jest bardzo wygodnie.
Kontynuowaliśmy tę ambitną rozmowę całą drogę i potem jeszcze u mnie w domu. Mój przyjaciel uznał, że nie chce mu się wracać do domu i zasnął na stercie poduszek, na podłodze w moim pokoju.
________________________
Hej kochani!
Wiem, znów kupa czasu od ostatniego rozdziału minęła 😐
Niestety! To opwiadanko powoli dobiega końca 💔
Ale! Nie zamierzam spocząć na laurach, i mam w zanadrzu kilka pomysłów na nowe twory!
Na dniach dodam osobną część z kilkoma propozycjami, i byłabym wdzięczna, gdybyście dali znać co was zainteresuje 😊
Tymczasem życzę wam miłego wieczoru/ dnia 😉💞
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top