3. Tak, jestem wściekła.

Budzę się i spoglądam na telefon, jest jakoś po pierwszej w nocy. Zastanawiam się co mnie obudziło, bo wiem, że coś na pewno. Słyszę pojedynczy dźwięk, coś jakby pukanie. Po chwili znów.
Puk.
Puk.
Puk.
Ten dźwięk zaczyna mnie bardzo denerwować. Zupełnie przypadkiem dochodzi z sąsiedniego pokoju.
Wkurzona zrywam się z łóżka, cicho przechodzę przez salon po czym energicznie otwieram drzwi pokoju, wchodzę do środka i omal nimi nie trzaskam zamykając je.
-Popierdoliło cię?- pytam ostro przeszywając wściekłym spojrzeniem chłopaka leżącego na łóżku. Jedną rękę ma za głową a drugą jak gdyby nigdy nic odbija piłeczkę o ścianę. Dokładnie o tę ścianę za którą jest moja sypialnia.
-Słucham?
-Jest pierwszą w nocy, uważasz, że to idealny czas żeby rzucać sobie piłeczką?-rzucam ze złością.
-I z tego powodu jesteś wkurzona?
-Tak-niemal wrzeszcze- ponieważ próbuje spać a przez to nie mogę.
Theo nic sobie nie robi z moich skarg i kontynuuje swoją zabawę. Zaczynam podejrzewać, że robi mi to na złość, bo nieznacznie uśmiecha się.
-I tylko dlatego jesteś zła?-pyta o to samo co przed chwilą, tyle że innymi słowami jakbym była ułomna i nie zrozumiała pytania. Mierzy mnie wzrokiem z góry na dół przez co przechodzi mnie delikatny dreszcz.
Próbuję rozgryźć do czego on chce dojść w tej rozmowie. Przechodzę kilka kroków i staje na trasie lotu piłki, krzyżuje ręce na piersi. Nie rzuci nią we mnie, tego akurat jestem pewna.
-A niby z jakiego innego powodu miałabym się wkurzać?
Nie rzuca. Zamiast tego zaczyna podrzucać ją nad sobą.
-Ty mi powiedz.
-O masz na myśli, to że po kilku miesiącach związku tak po prostu zerwałeś ze mną kontakt, i nie było od ciebie znaku życia przez następne ponad pół roku, nie no co ty- mówię sarkastycznie- jak mogłabym być o to zła.
-Wiedziałem-podnosi się nagle i uśmiecha się triumfalnie.
-Na serio, nie domyśliłeś się, musiałeś to usłyszeć ode mnie?
Theo w odpowiedzi wzrusza ramionami.
-Rzecz jasna można było tego uniknąć- kontynuuje, jest tyle rzeczy które duszę w sobie i to mnie zżera od środka, czas by ten dupek poznał bolesną prawdę.- Jakbyś po prostu ze mną zerwał, jak normalny człowiek prawdopodobnie do teraz by mi przeszło. Ale nie, postanowiłeś, jak zwykle zresztą, zrobić to co będzie dla ciebie wygodne. Znalazłeś sobie dziewczynę tutaj na miejscu, bo tak było wygodniej, ale nie zerwałeś ze mną bo co? Liczyłeś, że jestem na tyle naiwna, że będę czekać na ciebie i będę twoim planem b, jakby ona z tobą zerwała?-słyszę swój własny głos, przepełniony jest goryczą, żalem, gniewem i być może smutkiem.
-To wcale nie tak- tłumaczy się.- A w ogóle to kto ci powiedział o Ashley?- ah więc to tak ma na imię…- Stiles się wygadał?
-Nie jestem głupia Theo- cedzę i wskazuje na zdjęcie stojące na komodzie tym samym nie wydając ani Justina, ani Stilesa.
Ashley ma kręcone włosy w kolorze ciemnego blondu, piwne oczy, wręcz idealny biały uśmiech, kształtne usta, delikatnie oliwkową karnację, dołeczki. Jest śliczna.
Chłopak natychmiast podnosi się i odwraca ramkę.
-Nie musiałeś tego robić-rzucam obojętnie.- I tak uważam, że jestem od niej ładniejsza- kłamię. W zasadzie nie mam pojęcia dlaczego to mówię.
-Wiesz co- zaczyna- odkąd tu weszłaś starasz się być obojętna i wmawiasz sobie, że jedyne co czujesz to złość... ale chyba zapominasz, że jak i tak wiem kiedy kłamiesz i kiedy próbujesz ukryć jakieś emocje.
-Ta jasne- przewracam oczami.
-Jeżeli się mylę- wstaje i podchodzi do mnie, w kilka sekund jest tak blisko, że czuję że tracę oddech.- To dlaczego nadal to nosisz?- wysuwa rękę ku mojej szyi i chwyta naszyjnik który mam no sobie. Przez chwilę przewraca go między palcami i ogląda. Zawieszka przedstawia wilka, Theo dał mi go na urodziny, nie żeby miał dla mnie jakieś szczególne znaczenie.
-Pasuje mi do stroju- odpowiadam z największym zdecydowanie na jakie mogę się aktualnie zdobyć.
-Do piżamy?-śmieje się i znów mierzy mnie wzrokiem.
-A właśnie tak- mówię i robię duży krok w tył. Nie chce być tak blisko niego.-Skończmy już tę rozmowę- wzdycham I kieruje się ku łazience, są tam drugie drzwi do mojej sypialni, i wydaje mi się, że jest bliżej niż przez salon. Plus nie chce budzić brata który śpi na kanapie. Podchodzę do drzwi i zatrzymuje się jeszcze na moment- i zdecyduj się czy mnie nienawidzisz czy nie-rzucam. Jestem już  w łazience gdy orientuje się, że Theo poszedł za mną.
-Nie nienawidzę cię- stwierdza. Odwracam się w jego stronę.
-Odkąd mnie zobaczyłeś dziś rano tak się właśnie zachowywałeś- mówię i mimowolnie znów krzyżuje ręce.
-Byłem zły na twojego brata- tłumaczy- że nie powiedział mi o twoim przyjedzie. Wybacz, że to się na tobie odbiło- mówi słodkim głosem. Nie poznaje go.- Wolałbym, żeby między nami było okej- dodaje po czym patrzy na mnie wyczekująco.
-Nie mam pojęcia kto wpadł na ten pomysł, żeby dwa pokoje łączyły się łazienką- zmieniam temat.-Idiotyczne- stwierdzam i rozglądam się po wnętrzu.
-Wiesz ile razy Stiles i ja weszliśmy do łazienki w tym samym momencie?- śmieje się.- Niezręczna sytuacja…- dodaję półszeptem.
-Wolałabym, żeby nam się coś takiego nie zdarzyło- mówię pod nosem.
-Ustalmy kod- Theo odzywa się po chwili milczenia.- Uchylone drzwi oznaczają, że można wejść.
-Dobra- odpowiadam niepewnie. Zawsze wydawało mi się logiczne, że jak drzwi nie są zamknięte to znaczy że można wejść.
-A jak będzie zapalone światło i uchylone drzwi to znaczy że masz przyjść.
-Niby po co?-spoglądam na chłopaka ze zdziwieniem.
-Nie sądzisz, że ta łazienka ma jakąś specyficzną aurę? -ignoruje moje pytanie.
Znów rozglądam się po pomieszczeniu.
-Na moje łazienka jak każda inna- odpowiadam.- Może te zielone ściany cię uspokajają.
-Spójrz na to z tej strony, odkąd tu weszliśmy nie jesteś już zła- spogląda na mnie i delikatnie się uśmiecha. W odpowiedzi kręce tylko głową.-No to… dobranoc- rzuca i rusza w kierunku swojego pokoju.
-Mam nadzieję, że w nocy udusisz się poduszką- wołam za nim i wracam do siebie.
Wczołguje się do łóżka i otulam kołdrą. Zamykam oczy nadzieją, że szybko zasnę. Ale nie. Nie mija chwila a mój mózg zaczyna analizować całą moją rozmowę z Theo. Przypominam sobie wszystko co mówiłam, co on mówił, jego reakcje, działania. Nie ma opcji żebym zasnęła…

Jest jakoś około 7 rano i dzwoni mój telefon. Nie śpię, wiec odbieram nie patrząc kto dzwoni.
-Halo?- odzywam się.
-Czeeeść- odzywają się dwa głosy naraz, od razu je rozpoznaję.
-Czeeeść-odpowiadam przeciągając wyraz w ten sam sposób.-Zapominacie chyba, że u mnie jest 3 godziny wcześniej- mówię, jednak nie jest to żadna pretensja.
-Obudziliśmy cię?-pyta Aaron.
-Nie nie i tak nie spałam.
-Ciężka noc?-słyszę głos Hayden.
-Nie macie pojęcia-rzucam.-A tak w ogóle, wy razem? Rozumiem, studiujecie w tym samym mieście ale Nowy Jork jest wielki.
-Tak się złożyło, że pracujemy w tej samej kawiarni- tłumaczy przyjaciel.- Jak tam u ciebie?
-Nie uwierzycie jak wam powiem- wzdycham.
-Spotkałaś Theo- zgaduje Hayden.
-Gorzej-stwierdzam- mieszkam z nim.
-Co ty gadasz?
-Jak się okazało, on i Stiles zostali najlepszymi siskami więc…
-O cholera- rzuca Aaron.
-Współczuję ci kochana- dodaje Hay- tylko błagam cię nie wracaj do niego.
Już chce powiedzieć, że może być o to spokojna ale Aaron się wtrąca.
-To tylko kwestia czasu zanim wylądujecie razem w łóżku.
-Niby skąd takie podejrzenie?-pyta go Hayden.
-To się zawsze tak kończy.
-Aaron, no weź mnie nie denerwuj-odzywam się- juz wystarczy mi, że taki jeden psycholog mi to przepowiedział.
-Emily nie da się uwieść tej kłamliwej kurwie po raz kolejny!- oznajmia Hayden niemal krzycząc. Dosadnie powiedziane.
-A chcesz się założyć?- chłopak szepcze do niej.
-Dobra, o stówke.
-Hayden jak juz wygrasz to odpal mi chociaż z dwadzieścia procent.
-Jasne, nie ma sprawy.
-Dobra musimy już kończyć, przerwa nam się kończy, do usłyszenia.
-Cześć kochana.
-Czeeeść wam!-odpowiadam przyjaciołom i rozłączam się.

Ubieram się w jeansy i biały, gładki t-shirt, rozczesuje włosy które po chwili puszą się więc związuje je w wysokoosadzoną kitkę. Jeszcze tylko maluje rzęsy po czym wychodzę z pokoju.
Spoglądam na kanapę na której nie ma śladu który wskazywałby, że ktoś spał na niej tej nocy. Rozglądam się po pokoju i nie widzę nigdzie mojego brata. Za to zauważam Connora który jeździ po salonie na mojej deskorolce i jak mi się wydaje śpiewa coś pod nosem.
Kieruje się do kuchni. Otwieram lodówkę i kilka szafek sprawdzając asortyment. Biednie. Decyduje się na klasyczną pozycję: płatki z mlekiem.
-Emily, słońce zrobisz mi też płatków, proszę- odzywa się chłopak podjeżdżając do kuchni. Nie zdąża wyhamować u wpada na blat. Wybucham śmiechem i po chwili Connor też się śmieje.
Stawiam na blacie dwie miski i wsypuję płatki.
-Jakie?-pytam wyjmując z szafki trzy różne pudełka.
-Wszytkich po trochu- odpowiada.
Uśmiecham się pod nosem i tworzę mieszankę w obu miskach.
-Zimne mleko- dopowiada. Robi jeszcze jedno kółko po pokoju po czym odstawia deskorolkę. Otwiera szufladę i wyjmuje dwie łyżki, jedną podaje mnie i uśmiecha się ciepło.
Podsuwam mu miskę.
-Coś czuje, że się dogadamy-mówi siadając przy blacie- jak dotąd jesteś jedną osobą która je płatki w ten sam sposób co ja.
-Po co decydować się na jedne, skoro można spróbować wszytkich- mówię oczywistym tonem.
-Właśnie tak!
-Tylko nie mów do mnie słońce- mówię- Nie lubię jak ludzie mnie jakoś nazywają.
-Jasne, wybacz.
W ciszy jemy śniadanie, słychać jedynie chrupanie gdy z pokoju wychodzi Theo i jakby odechciewa mi się jeść. Mimo naszej jakże sympatycznej rozmowy, nadal nie chcę widzieć go więcej niż to konieczne. Fakt, że tu mieszka tylko bardziej motywuje mnie do szukania sobie mieszkania.
I na tym właśnie spędzam cały poranek aż do południa. Siedzę na kanapie z laptopem na kolanach i przeglądam różne oferty, chce mieć blisko do uczelni i do Venice Beach, bardzo mi się tam podoba. Wolałabym tez nie mieszkać za blisko tego miejsca, nie mam najmniejszej ochoty widywać samego Theo a co dopiero jego i tek całej Ashley razem.
Connor tak długo jak ja juz szukam siedzi obok mnie i gra na konsoli. To co robi Theo nie obchodzi mnie ani trochę.
Postanawiam zrobić sobie przerwę, zamykam laptop i odkładam na stolik.
-Mogę zagrać?- pytam Connora. Spogląda na mnie lekko zaskoczony.
-Pewnie, czemu nie. A umiesz?-dopytuje.
-Proszę cię- wzdycham i sięgam po drugiego pada.
Gramy już od jakiś dwudziestu minut i słyszę jak Theo wychodzi od siebie. Musi przechodzić dość blisko bo poczułam intensywny zapach męskich perfum.
-Emily gra w fifę i niczym nie rzuca?-komentuje.- Niewiarygodne.
Ignoruje go. Connor też nic nie mówi, odnoszę ogólne wrażenie, że nie lubią się zbytnio.
-A tak w ogóle czemu jesteś tu od rana?-zgaduje chłopaka.
-Nie mam nic ciekawszego do roboty- wzrusza ramionami.
-Nie masz nic do załatwienia w związku z uczelnią jak pozostali?-interesuję się.
-Ja nie studiuję.
-Pracujesz?
-Też nie- kręci głową.-To znaczy teoretycznie mam sklep z butami ale tylko czasem sprawdzam co tam się dzieje.
-Masz sklep?
-Moich rodziców… ale mój. Skomplikowane- wzdycha.
-Zostaniemy przy tym, że nie masz co robić, okej?- Śmieje się.
-Okej- odpowiada i również się uśmiecha.
Po niedługiej chwili Theo wychodzi z mieszkania, bez słowa.
-Idzie do tej swojej Ashley- Connor odzywa się drwiąco pod nosem. Ton jego głosu potwierdza moje przypuszczenie.
-Czy mi się wydaje, czy nie darzysz go zbyt wielką sympatią?-zagaduje.
-Taa- wzdycha.- Zapewne chcesz wiedzieć dlaczego?
-Nie zaprzeczę.
-Powiem ci jeżeli ty mi powiesz- negocjuje ze mną. W tym momencie granie zeszło na drugi plan.
-Dobra- zgadzam się.- W skrócie przestał się odzywać, nie dawał znaku życia przez miesiące i zaczął być z Ashley nie zrywając ze mną. Mówię to już chyba trzeci raz w ciągu dwóch dni-dodaję.
-Właśnie-zaczyna- Ashley, poznałem ją pierwszy i mi się spodobała. Potem zaczęliśmy się ścigać który pierwszy ją w sobie rozkocha, i chyba nie muszę co mówić kto wygrał. Głupota- wzdycha.- Ale szkoda mi jej.
-Dlaczego? -dziwie się. Mam wrażenie, że on  c o ś  wie.
-Bo on ją zdradza- mówi głosem pełnym powagi. To jest poważna sprawa. I co to w ogóle oznacza? Czy on tak na prawdę jej nie kocha? Czy mnie też zdradzał jak byliśmy razem?
-To poważne oskarżenie Connor, jesteś pewien?
-Kilkakrotnie widziałem różne dziewczyny które rano wyorowadzał z mieszkania. Dość jednoznaczne.
-Kto jeszcze wie? Dlaczego nikt jej tego nie powie?-dziwie się.
Z nienawiści do tej dziewczyny przeszłam do tego, że zrobiło mi się jej żal.
-Wszyscy. W sensie, ja, Simon i Stiles. Justin chyba nie wie. Ale to jest takie porąbane, jakbyśmy byli zobowiązani przestrzegać jakiegoś popieprzonego kodeksu. Nie masz pojęcia ile razy miałem ochotę jej powiedzieć.
Myślę nad odpowiedzią, w końcu decyduję że milczenie będzie najepsze. Co mam mu powiedzieć? Nie mogę powiedzieć żeby nic jej nie mówił, bo sama, na jej miejscu wolałabym jednak znać prawdę. Z drugiej strony jeżeli doradzę mu żeby jednak jej powiedział wysoce prawdopodobne, że zostanę posądzona o rozwalenie ‘idealnego’ związku z zazdrości. Na moje szczęście to Connor przerywa milczenie.
-To co nie będziemy tu tak siedzieć sami, co nie?- podejmuje.- Zanudzimy się na śmierć. To twoja deska prawda?- kiwam głową w odpowiedzi.- możemy podejść do mojego mieszkania po moją i pójść pojedzic co ty na to?- chłopak posyła mi szczery uśmiech i jego dołeczki uwidaczniają się.
-Bardzo chętnie- odpowiadam z uśmiechem.

Dzień z Connorem minął mi bardzo przyjemnie. Chłopak próbował nauczyć mnie kilku trików ale nie przyniosło to nic poza siniakami, dziwie się, że się nie połamałam bo zaliczyłam kilka upadków. Chociaż i tak on mnie przebił, oglądał się za jakąś dziewczyną przez co wjechał w ławkę i przeleciał przez nią.
Wchodzimy po klatce schodowej i docieramy do mieszkania. Dosłownie na wejściu słyszę jak Connor zaczyna mówić pod nosem ‘drama, drama, drama’. Dopiero po chwili orientuje się, że poza stałym składem w salonie siedzi jakaś blondynka. Po tym, że siedzi Theo na kolanach wnioskuję, że to Ashley. Widzę Justina siedzącego w kuchni, macha żebym do niego podeszła. Postanawiam zrobić coś, czego prawdopodobnie nikt się po mnie nie spodziewa, nawet ja sama.
-Hej, jestem Emily, siostra Stilesa- przedstawiam się i podaję blondynce dłoń. Wymuszam uśmiech jednak z jej perspektywy zapewne wygląda naturalnie. Przez lata nabyłam umiejętność udawania uprzejmości i sympatii tak by wyglądała szczerze. Przydaje się.
-O hej- odpowiada i też się uśmiecha. Cholera na żywo jest jeszcze ładniejsza.- Ashley, milo cię poznać- delikatnie ściska moją dłoń.
-Ojej ale masz cudowne paznokcie!- mówię i nie kłamię, faktycznie tak uważam. Są białe w złote geometryczne wzorki.
-Dziękuję- odpowiada ciepłym tonem i mam wrażenie, że lekko przeciągnęła wyraz.-Wiesz co, mogę ci później podać numer do dziewczyny która je robiła. Myślę, że pasowałyby ci miętowe ze srebrnym zdobieniem.
-O byłoby super, dzięki- znów się uśmiecham, zaczyna boleć mnie twarz.
Nie mam nic więcej do powiedzenia więc odchodzę i udaje się do kuchni gdzie siadam obok Justina.
-Co się właśnie stało?- pyta mnie i spogląda na mnie z niedowierzaniem.
Wzruszam ramionami i patrzę na swoją dłoń. Faktycznie miętowe byłyby ładne.
________________________
Halla!
Jak się podoba rozdział? Jak myślicie kto wygra zakład, Aaron czy Hayden? 😂
Dziękuję za wszytkie kochane komentarze, na prawdę to bardzo motywuje ❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top