13. Dzień gier
Stoję wtulona w Theo, oczy mam zamknięte i nie słyszę nic poza naszymi oddechami i i cichymi uderzeniami w klatce piersiowej chłopaka. Jest mi tak dobrze.
Niczym pocisk w mojej głowie pojawia się myśl, czy on pojechał po naszej kłótni do Ashley? I czy w takim razie z nią zerwał, ale tym razem tak naprawdę?
-Zerwałeś z Ashley?- pytam wprost jednak nie odrywam policzka od jego piersi.
-Nie…- rzuca niepewnie.
Jak rażona prądem odsuwam się i patrzę na Theo z wyraźnie niezadowoloną miną.
-To w takim razie, co ty mi tu za szopkę odpierdalasz?- mimowolnie krzyżuję ręce na piersi i mrużę oczy.- Ja się nie bawię w żadną poligamię- kręce głową.
Na jego twarzy pojawia się maleńki uśmieszek.
-Jutro z nią pogadam- zapewnia mnie.
-Zadzwoń teraz- nakazuję.
-To chyba nie najlepsza forma zerwania- kręci głową. Jakby nagle miało znaczenie czy to, co robi jest taktowne, czy nie i czy zrani tym czyjeś uczucia.
-Niech ci będzie- wzruszam ramionami i udaję, że jest mi to obojętne.- Ale dopóki z nią nie zerwiesz to nie masz nawet co myśleć o dotykaniu mnie- mówię stanowczo unosząc nieco podbródek i ‘grożąc’ mu palcem.
-Taa, jasne- kiwa głową a ten głupi uśmiech nie schodzi mu z twarzy.
-Ja mówię serio- staram się udawać powagę. Theo robi spory krok w moją stronę a ja natychmiast się cofam o mniej więcej taką samą odległość.- Nawet o tym nie myśl- dodaje widząc jego minę, która sugeruje, że ten coś kombinuje. Theo znów rusza w moją stronę. -Theo ja wychodzę- informuje go i odwracam się z zamiarem pójścia w stronę drzwi. Wtedy on łapie mnie w pasie i przyciąga do siebie. Nawet nie próbuje się wyrwać, bo to i tak poszłoby na nic. Czuję jak chłopak napiera na mnie swoim torsem, kładzie brodę na moim ramieniu, tak, że czuję jego oddech przy policzku.
-Dotykam cię, i co teraz?- szepcze mi do ucha.
-Theo…-mówię przeciągle walcząc z chęcią pozostania w jego uścisku.- naprawdę muszę wyjść.
-No dobrze- rzuca i jego ręcę odsuwają się w tył aż w końcu mogę swobodnie obrócić się i znów stanąć w odległości pół metra od niego. Jestem zdziwiona jego ‘uległością’.
-Zrobisz obiad?- pytam słodkim głosem nieznacznie przekrzywiając głowę w prawo. Uśmiecham się niewinnie.
-Jakieś specjalne życzenia?- rzuca bez słowa sprzeciwu.
-Zjadłabym makaron- stwierdzam.
-Dla ciebie wszystko, księżniczko- rzuca mi swój najlepszy uśmiech.
-Aha i to- rzecz jasna muszę się do czegoś przyczepić- nie możesz mnie tak nazywać, póki ja nie będę mogła nazywać cię swoim chłopakiem- oświadczam.
-Możesz nazywać mnie jak tylko chcesz- droczy się ze mną.
-Jak sobie chcesz, Theodorze- śmieje się pod nosem.
-Musiałaś- wzdycha przeciągle krzyżując ręce na piersi.
-Widzimy się później- żegnam się z nim i opuszczam mieszkanie.
Dochodzę do windy i dostrzegam, że ktoś siedzi na korytarzu tuż przy wyjściu na schody przeciwpożarowe. Gdy podchodzę bliżej rozpoznaję blond włosy i wystający zza kołnierzyka koszulki tatuaż na karku.
-Mówiłam ci, że nie wiesz, gdzie iść- odzywam się i wtedy przyjaciel odwraca się w moją stronę. Gwałtownie wstaje chowając do kieszeni telefon.
-Szybko wam poszło- zauważa.- To idziemy do tej kawiarni, tak? Hayden już mi grozi, że jak zaraz nie przyjdę tam z tobą to wracam pieszo do domu- mówi pośpiesznie.
-Tak tak idziemy- kiwam głową.
-I co w końcu?- zapewne ma na myśli sprawę mnie i Theo.
-Nic- rzucam wymijająco wzruszając ramionami.
-Jak to nic?- oburza się.-No nie mów mi, że mój wywód poszedł na marne.
-Przeprosił i poszliśmy się ruchać- żartuje, mówię to jednak takim tonem, jakbym mówiła poważnie.
-Serio?!
-No przecież, że żartuję- kręce głową.- Ma jutro zerwać z bi alkoholiczką, ale zobaczymy jak to będzie.
-Bi alkoholiczką?- dziwi się.
-Tak sobie powiedziałam. Po prostu zdarza się jej całować dziewczyny po pijaku- tłumaczę.
-Skąd wiesz? Ciebie chciała całować?- Aaron pyta żartobliwie.
-Nie tyle próbowała…
-Nieee!- przyjaciel nie daje mi dokończyć.- Znowu sobie żartujesz?
-Nie tym razem- kręce głową i robię nieco dziwną minę na wspomnienie tamtej sytuacji. I tego, że niedługo po tym całowałam się z Theo. Ale to akurat mi się podobało.
-Jakim cudem dowiaduję się o tym dopiero teraz…
Docieramy do lokalu w kilka minut. Od razu dostrzegam Hay i Justina siedzących przy stoliku na końcu sali. Rozmawiają. Pokonujemy z Aaronem niewielką odległość i zajmujemy miejsca na fotelach. Napój, który zamówiłam przed wyjściem już na mnie czeka, blondyn obok mnie szybko przerzuca kartki w menu po czym zaczepia kelnerkę i składa zamówienie.
Hayden bardzo intensywnie się we mnie wpatruje.
-Zrobiłaś to- odzywa się w końcu. Ton jej głosu znów jest pretensjonalny.
-Niby co?- zastanawiam się.
-Rozmawiałaś z n i m. Wybaczyłaś mu- stwierdza bez najmniejszych wątpliwości.- A to twoja wina jełopie- kieruje karcące spojrzenie na Aarona.
-Niby jak moja?- obrusza się przyjaciel.
-Bo musiałeś się wpieprzać ze swoją emocjonalną gadką.
-Hay, czy ty masz zamontowane kamery w moim mieszkaniu?- rzucam zdziwiona skąd przyjaciółka ma tak dokładny obraz sprawy.
-Nie- kręci głową.- Ja po prostu znam was lepiej niż wy sami siebie. A ciebie w szczególności Em- jej mina nagle łagodnieje.
-Może masz rację- odzywam się.- Może mu wybaczyłam ale... nie ufam mu.
-Dobre i to- Hay wzrusza ramionami.- Gdybym nie wiedziała tego co wiem…-podejmuje jednak szybko zmienia zdanie, co do tego, co chce powiedzieć.- Moim zdaniem powinnaś trochę się nim pobawić, tak jak on cały czas robił z tobą.
-To raczej nie w moim stylu- wzruszam ramionami mimo, że podświadomie chciałabym, żeby Theo wiedział jakie to uczucie.
-A co wiesz?- Aaron wyłapuje słowa przyjaciółki, które mnie początkowo umknęły.
-Nic- Hayden wie dobrze, o czym on mówi ale najwyraźniej nie chce tego wyjawiać.
-Powiedz, powiedz, powiedz…- przyjaciel powtarza w kółko ciągnąc dziewczynę za rękaw bluzki.
-Nie mogę!- podnosi głos.
-Teraz to ty będziesz wracać do NY piechotą- chłopak szantażuje ją.
-Jezus Maria no!- wzdycha głęboko po czym niespodziewanie kieruje spojrzenie na mnie.- Wszyscy pamiętamy ciemny okres w życiu Em- podejmuje. Aaron i ja potakujemy, a Justin nic nie mówi mimo, że nie bardzo wie o co chodzi. Przez ostatnie parę minut naprawdę zgrywa psychologa tylko siedząc i słuchając.- Poprosiłam wtedy twoją matkę żeby przeczytała mi tarota- zwraca się do Aarona.- albo raczej Emily- znów spogląda na mnie z lekkim smutkiem albo poczuciem winy.
-Postradałaś rozum! Wiesz jakie niebezpieczne jest znanie przyszłości, tyle razy cię ostrzegałem, z resztą was obie, żebyście nigdy, przenigdy nie zgodziły się, żeby moja matka wróżyła wam z tych pieprzonych kart!
-To co, teraz wiesz kiedy umrę czy jak?- pytam przyjaciółkę.
-Widzisz, nie mogę ci powiedzieć co wiem. Ale musisz zrozumieć, że bałam się o ciebie, musiałam wiedzieć, że wyjdziesz z tego- tłumaczy mi się.
-Nie patrz tak na mnie Hay- kręce głową- Aaron się bardziej przejął ta informacją niż ja- śmieje się.
-Ej, ale powiesz mi co wiesz, prawda?- chłopak szepcze do przyjaciółki choć i tak wszyscy go słyszymy.
-Oczywiście, że nie- Hay odpowiada mu szeptem.
Jednogłośnie stwierdzamy, że jesteśmy głodni. Mimo, że towarzystwo nie zareagowało zbyt optymistycznie na wieść, że Theo gotuje, zbieramy się żeby wrócić do mieszkania. Wychodząc kupuje dużą czarną kawę, rzecz jasna dla Theo. Hayden patrzy na to co robię jakby próbując zrozumieć co mi siedzi w głowie, jednak nie odzywa się. Prawda jest taka, że sama nie wiem.
Po drodze ktoś rzuca pomysł, żebyśmy zagrali w jakąś planszówkę gdy wrócimy i o dziwo wszyscy pozostali się zgadzają.
Docieramy do celu gdzie już przed wejściem czuć cudny zapach jedzenia.
Wchodzę pierwsza, nie wiedzieć czemu trójka moich przyjaciół jest bardzo wycofana odkąd weszliśmy do budynku. Pierwsze co robię to kieruje się do kuchni podczas gdy Hayden, Aaron i Justin siadają w salonie.
Theo stoi przy garnkach w skupieniu mieszając zawartość jednego z nich. Kątem oka zauważa, że nie wróciłam z pustymi rękoma. Gdy wyciągam kubek z kawą w jego stronę uśmiecha się po czym szybko, tak żebym nie miała szansy go powstrzymać całuje mnie w policzek i rzuca ciche ‘dziękuję’.
-Co ci mówiłam- rzucam natychmiast pseudo groźnym tonem i kieruje na niego palec wskazujący.
Wzdycha głęboko i wiem co miał zamiar powiedzieć. ‘Tak tak miałem cię nie dotykać, ale nie mogę się powstrzymać’. Zamiast tego opiera się na blacie i patrzy zapewne w kierunku salonu, po czym zatrzymuje wzrok na mnie.
-Czy oni będą się tak gapić cały czas?- pyta ściszonym głosem i kiwnięciem wskazuje za moje plecy.
Odwracam się i widzę przyjaciół, których głowy zwrócone w naszą stronę wystają do połowy zza oparcia kanapy. Gdy orientują się, że patrzę w ich stronę natychmiast odwracają spojrzenia. Znów spoglądam na Theo, który akurat bierze łyk kawy.
-Jest idealna- mówi. Odkłada ją i wraca do mieszania w garnku.
-To tak jak ja- rzucam żartobliwie.
-Emily nie jesteś idealna- chłopak kręci głową i uśmiecha się pod nosem.- Ale lubię cię taką, jaką jesteś. Ze wszystkimi twoimi wadami.
Z początku brzmiało źle i miałam ochotę go za to skarcić, jednak w ułamek sekundy zrobił z tej uwagi jeden z najlepszych komplementów jaki od niego kiedykolwiek usłyszałam. Ale rzecz jasna mu tego nie powiem. Jako reakcję po prostu uśmiecham się pod nosem.
-To było dobre- słyszę głos przyjaciółki dobiegający z salonu. Jestem świadoma tego, że podsłuchuje każde słowo. Gwałtownie się odwracam i piorunuje ją wzrokiem.
-Rzuć w nią łyżką- proponuje Justin i uśmiecha się komunikatywnie. Chichoczę pod nosem.
-Już jest gotowe- Theo szturcha mnie delikatnie.
Kiwam głową, podchodzę do szafki i wyjmuje z niej talerze. Pomagam mu rozłożyć danie na odpowiednią ilość porcji. Oczywiście nie obchodzi się bez ‘przypadkowego’ dotykania, na przykład gdy Theo chce żebym się przesunęła, bądź gdy przechodzi za mną żeby coś sięgnąć.
Po chwili przed nami pojawia się Aaron i wstawia ręce po talerz z makaronem.
-Dziękuję- rzuca.
-Ja też dziękuję- odpowiada mu Theo- za wcześniejszą rozmowę.
Ten człowiek nie przestaje mnie dziś zaskakiwać. Może faktycznie mu zależy.
-Nie dziękuj mu za to- Hayden staje obok blondyna- dla niego to była przyjemność wpieprzyć się w czyjeś życie- stwierdza i przejmuje ode mnie porcję obiadu.- Nie otrujesz nas?- mierzy Theo wzrokiem i unosi jedną brew.
-Co dopiero udało mi się odzyskać zaufanie Emily, raczej nie spieszy mi się żeby znów je tracić- odpowiada jej. Hayden uznaje to za satysfakcjonującą odpowiedź, kiwa głową i ciągnąc za sobą Aarona idzie usiąść przy stole.
-Wiedziałem, że się pogodzicie- wedle oczekiwań w końcu i Justin dociera po swój talerz.- Ale myślałem, że trochę dłużej wam zejdzie.
-Ja zakładałam co najmniej parę dni- odpowiadam.
-Byłem przekonany, że przez te parę dni nie będziesz nawet chciała oddychać tym samym powietrzem co ja- Theo patrzy na mnie ze skupieniem. Justin zostawia nas samych.
-Jakby nie było, to ja rzuciłam w ciebie łyżką, i trochę się czułam przez to winna- wyznaję.
-Pamiętasz, że nawet jakbyś rzuciła we mnie nożem to niewiele by mi się stało?- szczerzy się pod nosem. Zabiera mi talerz z ręki, żeby nałożyć na niego makaron.
-Tak tak, jasne- zbywam go pamiętając, że dwie osoby w tym pokoju nadal nie wiedzą pewnych rzeczy.
-Nie musisz mnie teraz traktować jak laleczki z porcelany- głośno myślę. Z powrotem przejmuje od niego talerz.- I nie musisz mnie wyręczać.
-Nie psuj mi planów, księżniczko- wysuwa szufladę i wyjmuje z niej widelec, po czym mi go podaje.
-A jakie niby są te ‘plany’?- opieram się bokiem o blat i zaczynam mimowolnie wymachiwać tym widelcem.
-Być idealnym chłopakiem, żebyś znów się we mnie zakochała- uśmiecha się cwaniacko, przekonany, że ten cały plan jest wprost genialny.
-Niestety muszę cię rozczarować- podejmuję. - Ostatnim razem zakochałam się w tym fałszywym, manipulatywnym dupku, który twierdził, że nie ma uczuć ale nadal sprawiał, że czułam się jak królowa.- Odpycham się od blatu i wymijam go.-Wysoko postawiona poprzeczka- odwracając się na moment puszczam mu oczko.
-Trochę mnie podnieca, kiedy nazywasz mnie dupkiem. Dość niepokojące.
-Możecie proszę przestać- Hayden odzywa się tak , że słychać ją w całym mieszkaniu.- Niektórzy próbują tu jeść.
Bez słowa siadam przy stole i zaczynam nawijać makaron na widelec. Tak, to dokładnie ten smak, który miałam na myśli mówiąc, że zjadłabym makaron.
-A ty masz zamiar w końcu tu przyjść i zjeść z nami jak normalny człowiek?- przyjaciółka znów woła pod adresem Theo. W zasadzie to trochę zabawne, bo on nie jest człowiekiem, a już na pewno nie jest normalny. Tak czy inaczej, jestem zdziwiona nagłą zmianą zachowanie Hayden.
-A co ty nagle taka milutka?- słyszę głos chłopaka za swoimi plecami. Chwilę później zajmuje miejsce obok mnie.
-Bo nie ma sensu, żebym cię nienawidziła bo po pierwsze, to wprowadzało by złą atmosferę, przez co Em byłaby nieszczęśliwa-Hay na chwilę przestaje jeść i mówiąc wymachuje widelcem i drugą, wolną ręką- a po drugie już raz prawie spieprzyłam to coś między wami, przez moje uprzedzenie i przekonanie, że mam rację co do ciebie. A nie miałam.
-O Hayden, to było naprawdę kochane- wyrywa mi się przez co nie daję szansy Theo, żeby coś jej odpowiedział.- przytuliłabym cię ale jem teraz- dodaję.
-Trzeba znać swój system wartości- odzywa się Aaron.
-Ty zmywasz, kochanie- Theo szepcze zabierając ze stołu puste talerze.
-Kochanie- powtarza Hayden z lekką drwiną i wybucha śmiechem.
-Przecież wiesz, że nienawidzę zmywać naczyń- na mojej twarzy pojawia się grymas.
-To kochanie nie naprowadziło cię, że żartuję?- chłopak posyła mi cwaniacki uśmiech i oddala się do kuchni.
-To co gramy w grę?- Aaron entuzjazmuje się uderzając dłońmi w stół.
-Nie wiem czy mamy jakieś- wzruszam ramionami.- Theo!-krzyczę do chłopaka znajdującego się jeszcze na drugim końcu mieszkania.
-Krzyczeć moje imię to będziesz dopiero wieczorem!- na jego słowa opieram twarz na dłoni i z zażenowaniem kręce głową.- No ale co chcesz?- dodaje z uśmiechem widząc moją reakcję.
-Czy mamy jakieś planszówki?- pytam. Czuję na sobie spojrzenia przyjaciół.
-Sprawdź w szafce pod telewizorem.
Nie zdążam nawet oprzeć rąk na stole a Aaron zrywa się z siedzenia, jak te starsze panie w sklepie widzące, że pracownik zmierza do nowej kasy, żeby ją otworzyć. Chłopak przegląda lichą kolekcje kartonów, aż w końcu wyciąga jeden z nich i unosi dłonie w geście zwycięstwa.
-Siadamy w salonie czy tam przy stole?-pyta.
-Salon- Hayden podejmuje decyzję za wszystkich i szybko przemieszcza się ze swojego aktualnego miejsca na kanapę.
Podczas gdy dwójka zajmuje się rozkładaniem gry ja zauważam, że Justina coś dręczy.
-Wszystko w porządku? -odzywam się cicho do przyjaciela.
-Później ci powiem- uśmiecha się do mnie ciepło i wstaje.- Aaron to o co chodzi w tej grze?- rzuca i idzie umościć się na kanapie.
Ja za to podchodzę do Theo, który akurat robi coś w telefonie nadal stojąc w kuchni.
-Chcesz coś do picia?- gdy jestem krok od niego odkłada urządzenie i odwraca się w moją stronę nieco zastawiając mi drogę.
-Dzięki poradzę sobie- rzucam. Komórka chłopak wydaje z siebie cichy dźwięk i mimowolnie spoglądam w jej kierunku. Udaje mi się odczytać nazwę nadawcy wiadomości. Ashley.
Wymijam Theo i sięgam szklankę z szafki po czym napełniam ją wodą. Biorę łyk obserwując czy ma zamiar odpisać jednak telefon tak jak leżał, tak leży.
-Grasz z nami?- proponuje nie chcąc wszczynać dyskusji o jego dziewczynie, albo byłej, bo w sumie nie bardzo wiem na czym stanęło.
-Czemu nie- stwierdza. Obejmuje mnie ramieniem i zostawiając komórkę idzie razem za mną do salonu. Tam zajmuje miejsce i gestem proponuje, żebym usiadła mu na kolanach. Kręce głową i siadam na ziemii po przeciwnej stronie stolika kawowego, obok Aarona.
Gra wybrana przez przyjaciela jest mi znana, polega na odczytywaniu pytań i obstawianiu co odpowie osoba które je wylosowała. Dla mnie pestka, bo w zasadzie jestem czymś co łączy wszystkich pozostałych graczy. Pierwsza runda przebiegła raczej normalnie póki nie doszliśmy do mnie. Bo rzecz jasna ja mam szczęście do dziwnych pytań.
-Ile razy, jak dotąd, zdarzyło ci się zakochać na zabój?- odczytuje pytanie i myślę sobie, że mogłam jednak zostać przy tamtym o polityce, drugi raz już nie mogę wymienić.- Kilka razy, raz lub dwa, to ciągle przede mną- odczytuje warianty odpowiedzi. Patrzę jeszcze przez chwilę na kartę po czym przesuwam odwrócony do góry nogami żeton z numerem odpowiedzi. Wszyscy równie szybko obstawiają moją odpowiedź. Rzecz jasna wybrałam odpowiedź numer dwa, i wszyscy zgadli.
Przychodzi kolej Theo.
-Czy zrobiłeś w swoim życiu rzeczy których naprawdę żałujesz?- słyszę jego niepewny głos. Przez moment jakby zastanawia się po czym kontynuuje.- Co najmniej kilka, jest jedna taka rzecz, niczego nie żałuję.
Hayden jest przekonana o jego odpowiedzi bardziej niż on sam, ponieważ jako pierwsza wysuwa swój żeton.
Gdy już wszyscy obstawiają Theo zdradza swoją odpowiedź.
-Że co?- wyrywa się Hayden.- Ty czegoś żałujesz? Dobry żart- prycha. Jak się okazuje Justin myślał tak samo jak ona, natomiast ja z Aaronem zgadliśmy dobrze, że Theo tak naprawdę żałuje jakiejś jednej rzeczy.
-Powiesz nam co to jest? - Aaron wygląda na zaciekawionego.
-Nie- Theo kręci głową po czym nieznacznie spogląda na mnie. Gdybym nie była przewrażliwiona na tym punkcie pewnie bym nawet tego nie zauważyła.
-Jedziemy dalej!- znów słyszę głos przyjaciółki.
-Czy często masz wrażenie, że ludzie Cię nie rozumieją?- czyta Justin.- Zdecydowanie zbyt często, trochę za często, nie bardzo.
Wybrał odpowiedź pierwszą, nikt z nas nie obstawił dobrze. Zastanawiam się czy ma to coś wspólnego z jego dzisiejszym nastrojem.
-Oo nie martw się- Hayden otula chłopaka obok ramieniem- psychologów nikt nigdy nie rozumie- śmieje się co sprawia, że Justin też się uśmiecha.
-Teraz ja!- przyjaciółka klaszcze w dłonie i losuje pytanie.- Czy jesteś uparta? Jak osioł, tak trochę, zdecydowanie nie.- Wszystko dalej przebiega tak jak przedtem i gdy odsłaniamy nasze opinie Hay wygląda na oburzoną. Według niej zdecydowanie nie, według nas wszystkich jak osioł.- Co jest z wami? Tak się nie wygrywa tej gry.
-Hayden jesteś strasznie uparta- mówi Aaron rzeczowym tonem.- Nasze odpowiedzi tylko to potwierdzają- kręci głową.
-Ja w zasadzie po prostu chciałem ci zrobić na złość -Theo rzuca w kierunku Hayden z szelmowskim uśmiechem. Ona tylko przewraca oczami i krzyżuje ręce na piersi tym samym przestając się odzywać.
-Które ciasto wolisz?- kolej przyjaciela po moje prawej.- Szarlotkę, marchewkowe, sernik.
Udziela odpowiedzi w zawrotnym tempie. Zgadujemy ja i Hayden.
-Szarlotka kurwa!- Aaron wygłasza tymi dwoma słowami swoją nieśmiertelną miłość do ciasta z jabłkami.
Znów moja kolej i znów robi się interesująco.
-Czy rozmiar ma znaczenie?- Nienawidzę tej gry. Theo w skupieniu obserwuje mnie gdy czytam dalej.- Oczywiście, nie ma, skąd mogę wiedzieć.
-Ty to masz szczęście do tych kart- Aaron szturcha mnie w ramię i chichocze pod nosem.
-No ty chyba sobie żartujesz?- Hay wraca do życia gdy jej i moja odpowiedź nie są zgodne.
-Zapytałabym o to samo- bronię się- serio myślisz, że jestem taka pusta?- patrzę na jej żeton, który wskazuje odpowiedź numer jeden.
-Em- Justin zwraca się do mnie- czy byś tego chciała czy nie, i tak byś podświadomie twierdziła, że rozmiar ma znaczenie.
-Tak tak, uwarunkowane psychologicznie- uprzedzam go.
-To jest jakaś zmowa!- przyjaciółka nie może odpuścić.- Jakim cudem Theo to zgadł? -wskazuje z oburzeniem na chłopaka po mojej lewej.
-Emily nie może tego wiedzieć, bo nie była z nikim innym poza mną, a ja rzecz jasna mam się czym pochwalić- tłumaczy jej i dumnie się uśmiecha.
-Była z Alexem- Hayden drąży temat.
-Ale nie doszliśmy do t e g o etapu- zdecydowanie odpowiadam.
-Grajmy dalej plis- Aaron się wcina i idziemy za jego prośbą.
-Co cię najbardziej kręci? Oczy, pośladki, nogi.
-Odpowiedź numer cztery: Emily Stilinski. Jedziemy dalej- rzuca Aaron na co wszyscy reagujemy śmiechem.
Wszyscy odgadli, że Theo wybrał odpowiedź drugą, w końcu to typowy facet.
Seria normalnych pytań znów zostaje przerwana przeze mnie.
-Czy wiesz, jakiego koloru bieliznę masz w tej chwili na sobie? Oczywiście, chyba tak, nie mam pojęcia.
Zastanawiam się nad tym przez chwilę a Theo znów posyła mi jakieś dziwne spojrzenie.
Nie mam pojęcia. Dwie osoby obstawiają dobrze.
-Później się przekonamy- blondyn po mojej lewej puszcza mi oczko i bierze kartę z kupki.
-Czy jesteś dobry w wyrażaniu uczuć? Tak myślę, do pewnego stopnia, nieszczególnie.
-Zdecydowanie nie- kręcę głową. Mam rację obstawiając numer trzeci, tak samo Aaron, Hayden i Justin. Tym samym kończymy rozgrywkę, którą wygrywa Aaron.
Gdy składamy zawartość do pudełka akurat ktoś puka do drzwi. Theo wstaje pierwszy i idzie otworzyć. Gdy uchyla drzwi miga mi w progu biała miniówka i blond włosy. Od razu wiem kto to. Chłopak wychodzi na korytarz i zamyka za sobą drzwi. Jak poparzona wstaję i biegnę do Hayden, która w kuchni nalewa sobie picie.
-Widziałam, to ta cała Ashley?- odzywa się gdy zatrzymuję się przed nią.
-Tak- rzucam- posłuchaj o czym gadają.
-Wiesz, że nie lubię używać moich…
-Hayden, proszę, zrób to ta dla mnie.
Dziewczyna odstawia szklankę, zamyka oczy i słucha.
-Co ty tu robisz? Pisałem ci, że masz nie przyjeżdżać. Ona: Ostatnio dziwnie się zachowujesz, dlaczego nie mogę wejść? On: Emily ma gości, raczej nie jesteś mile widziana. Ona: Dlaczego nastawiasz swoją przyjaciółkę przeciwko mnie. Ha dobre- Hayden dodaje od siebie.- On: Ash, proszę możemy porozmawiać jutro. Ona: Skoro Em ma gości, to czemu nie możemy pojechać do mnie? On: Naprawdę, porozmawiamy jutro. Idź już.
Gdy Hayden kończy drzwi znów się otwierają i Theo wraca do środka, słyszę dźwięk obcasów rozchodzący się po korytarzu. Spogląda na mnie i brunetkę jakby czując, że coś kombinujemy. Żeby zbić go z tropu uśmiecham się niewinnie.
-Gramy w chińczyka!- wygląda na to, że Aaron wyszukał kolejną planszówkę.
-Jełopie, to jest na cztery osoby- przyjaciółka rusza do salonu.
-No ja akurat już muszę iść- Justin wstaje i rusza do drzwi. Zatrzymuję go gdy zakłada buty.
-Mieliśmy porozmawiać- kładę dłoń na jego ramieniu i patrzę przyjacielowi w oczy.
-Przepraszam, może jutro- przytula mnie na pożegnanie i znika. Postanawiam uszanować jego wolę. Wracam do reszty, do salonu i uwagę skupiam na kwadratowej planszy i jak najszybszym dotarciu moimi zielonymi pionkami do domku.
Przyjaciele wychodzą chwilę po siódmej, jako że muszą zdążyć na samolot. Theo wykazuje się na tyle uprzejmością, że odwozi ich na lotnisko. Przez jakiś czas siedzę sama jednak on szybko wraca, zaledwie w przeciągu jednego odcinka serialu paradokumentalnego. Nie dziwi mnie, gdy na wejściu pyta czy ma zrobić kolację. Odpowiadam, że nie jestem głodna i informuje, że pójdę wziąć kąpiel.
Mijamy się gdy ja wychodzę z łazienki do swojego pokoju a Theo wchodzi do niej.
Rozczesuję mokre włosy i staram się myśleć racjonalnie. Co teraz będzie? On zerwie z Ashley i będziemy żyć długo i szczęśliwie? Raczej w to wątpię.
Czy powinnam powiedzieć bratu co zaszło? A może tylko po części, a może wcale… nie mam zamiaru psuć sobie humoru i zastanawiać się nad czymś czego nie potrafię przewidzieć. Po prostu postaram się cieszyć tym co mam teraz.
Odkładam szczotkę i zwijam swoją kołdrę w mniejszy rulon. Umieszczam poduszkę na jego szczycie i podnoszę całość. Z konstrukcją zasłaniającą mi pole widzenia przedostaje się ze swojego pokoju do sypialni Theo. Tam rzucam swoją pościel na jego łóżko i wskakuje pod kołdrę. Poprawiam poduszkę i otulam się kocem po czym czekam aż on wyjdzie z łazienki. Mija ledwie parę minut a w progu staje Theo w mokrych włosach, bez koszulki, w nisko założonych szarych spodniach dresowych i z zainteresowaniem patrzy na mnie.
-Co tu robisz?- pyta opierając się o framugę. Uśmiecha się dwuznacznie.
-Masz wygodniejsze łóżko- wzruszam ramionami.
-Taa, jasne- kiwa głową. Śmiejąc się pod nosem powoli idzie w moją stronę.- To chcesz się zamienić tak? Mam iść spać do ciebie? -droczy się ze mną.
-Nie-kręce głową.
-To mam spać z tobą?
-Mhm- mruczę i uśmiecham się delikatnie.
-A co się stało z zasadą niedotykania?- udaje, że się zastanawia.
-Tu jest moja połowa- kreślę dłonią linie przez środek łóżka- a tu twoja.
-Jak sobie chcesz- wzrusza ramionami i idzie zgasić światło. Po chwili czuję i słyszę jak kładzie się na łóżku obok mnie. Ja również się kładę, na boku i twarzą do ściany. Nagle Theo wsuwa rękę pod mój bok, opiera ją na moim biodrze i zdecydowanym ruchem przyciąga do siebie naruszając zasadę niedotykania i przekraczając swoją połowę łóżka. Jednak nie zwracam mu uwagi, dobrze leży mi się w jego objęciu.
-Theo- szepczę.
-Hm?
-Przyniósłbyś mi masło orzechowe?- pytam szeptem na co chłopak podnosi się i patrzy na mnie z góry gdy obracam się na plecy.
-Nie wiem czy mamy masło orzechowe- myśli.
-Mamy, kupiłam- nie wiedzieć czemu cały czas mówimy szeptem.
-Jak jesteś głodna to mogę ci coś zrobić na szybko.
-Nie, chcę masło orzechowe.
-Dobrze- wspiera się na rękach i wstaje z łóżka. W cichym mieszkaniu słyszę jak pokonuje trasę do kuchni, wyciąga z szafki słoik i łyżeczkę z szuflady po czym wraca.
Przechodzę do pozycji siedzącej i zapalam lampkę nocną. Wyciągam ręce gdy Theo podaje mi to o co prosiłam. Uważnie obserwuje jak odkręcam słoik i zatapiam w nim łyżeczkę po czym zaczynam zlizywać z niej krem.
-To jest jednocześnie dziwne i seksowne- uśmiecha się uroczo.
Zadowala mnie półtorej łyżeczki, zakręcam słoik i wraz ze sztućcem odkładam go na szafkę nocną. Gaszę światło. Theo czeka aż ja się położę i gdy to robię znów przyciąga mnie do swojej klatki piersiowej krzyżując ręce na moim brzuchu. Zaraz jednak bierze je i łapie moją dłoń, splata ze sobą nasze palce i wraca rękoma do przedniej pozycji. Czuję wydychane przez niego powietrze na szyi i ani trochę mi to nie przeszkadza.
-Theo- znowu odzywam się szeptem.
-Tak?
-Jakiej jednej rzeczy naprawdę żałujesz?- pytam ale nie oczekuję, że uzyskam odpowiedź.
-Tego, że z ciebie zrezygnowałem- mruczy.
Mimowolnie uśmiecham się pod nosem.
Po paru minutach zasypiam.
Specjalna dedykacja dla Yankecandle za cudny komentarz pod rozdziałem 11. 😚
I dla kochanej rzonatheo 💕
________________________
Sprawa numer jeden: te dedykacje miały być jeszcze pod poprzednim ale nic tam nie napisałam od siebie bo dodawała na szybko i juz nie opłacało się edytować także są tu i no nieistotne XD
Sprawa numer dwa: Ostatnio to ff było #95 w fanfiction także DZIĘKUJĘ WAM BARDZO ZA TO, ŻE CZYTACIE, GWIAZDKUJECIE KOMENTUJECIE, TO WSZYSTKO DZIĘKI WAM KOCHANI I NAPRAWDĘ TO WIELE DLA MNIE ZNACZY, WIĘC NAPRAWDĘ SZCZERZE WAM WSYTKIM I KAŻDEMU Z OSOBNA DZIĘKUJĘ DZIĘKUJĘ DZIĘKUJĘ 💖😭
Iiiiii ktoś kojarzy może grę, która była wspomniana? 🤔
Specjalnie otworzyłam pudełko i przeglądałam pytania, żeby znaleźć takie idealne 😂
To by było na tyle 🙂 zachęcam do komentowania misie i do następnego 😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top