10.

Przekroczyłam próg szkoły zastanawiając się nad tym co się wczoraj wydarzyło. To było głupie, bardzo głupie Emily. Podeszłam i otworzyłam swoją szafkę aby wyjąć podręczniki. Nagle ktoś oparł się o szafkę obok.
-Cześć!-Powiedziała Tracy z udawanym uśmiechem.
-Hej.-Odpowiedziałam dość niepewnie i zamknęłam szafkę. Ruszyłam w stronę drugiej części korytarza a ona za mną.
-Chciałam cię tylko ostrzec.-Zaczęła. Czy ona miała zamiar mi grozić?- Lepiej nie przywiązuj się do tego, że Theo poświęca co uwagę.-Znów sztucznie się uśmiechnęła.-Znam go trochę i wiem, że długo to nie potrwa.
Cóż to chyba jeszcze śmieszniejsze niż gdyby mi groziła. Tę zazdrość dało się wyczuć na kilometr.
-Wiesz z doświadczenia?-Zapytałam.-Przykro mi.-Posłałam jej to smutne, udawane spojrzenie. Denerwowanie zazdrosnej chimery, która w każdej chwili mogła mnie sparaliżować nie było najlepszym pomysłem, ale sama się o to prosiła.
-Wspomnisz moje słowa gdy zobaczysz pierwsze znaki.-Próbowała wybrnąć w sytuacji.
-Znaki? Masz na myśli te od jego ust? Bo jest ich już kilka.-Poczułam cień satysfakcji gdy zobaczyłam wściekłość w jej oczach. Dziewczyna tylko odwróciła się i odeszła. Ale ja potrafię być wredną osobą, pomyślałam.
Chwilę później wpadłam na Theo.
-Dzień dobry księżniczko.-Uśmiechnął się na powitanie.
-Księżniczko?-Zdziwiłam się.
-Myślisz, że mogę dać ci buziaka?
-Myślałam, że przestaniesz się do mnie odzywać po wczorajszym.-Rzuciłam.
-Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.-Puścił mi oczko.-To jak będzie?
-To raczej złe miejsce, i zły czas.
-Nie wiem czy dam radę wytrzymać.-Powiedział a ja zaśmiałam się w odpowiedzi.
-Dasz radę.-Pocieszyłam go.-Biblioteka po lekcjach okej?
-Okej. Do zobaczenia.
Rozeszliśmy się do swoich sal lekcyjnych. Wszystko inne wyparły z mojej głowy rozmyślania na temat Theo.
-Panno Stilinski?-Usłyszałam nagle głos nauczyciela od biologii.
-Tak?
-Zechcesz odpowiedzieć na moje pytanie.
-Mógłby Pan powtórzyć?-Poprosiłam.
-Jak dzielimy zasady azotowe?
-Em... na pirymidyny i puryny.
-Dziękuję, ratujesz te klasę.- Westchnął profesor.
Gdy pod koniec lekcji wychodziłam z klasy profesor zatrzymał mnie na moment. Uświadomił mi, że w następnej klasie ma zamiar przepisać mnie ma rozszerzoną biologie, a gdy zapytałam czy mogę odmówić tylko się zaśmiał. Świetnie.
Resztę lekcji udało mi się zbytnio nie odbiegać myślami.
Przerwę lunchową spędziłam jak zwykle z Hayden i Masonem. Liama nie było tego dnia w szkole, tak jak mojego brata i Scotta. W zasadzie jedyną osobą z ich paczki, która mignęła mi gdzieś w szkole była Malia.
Na następnej przerwie szłam korytarzem i akurat mnie minęła.
-Hej Malia!-Zawołałam za nią.-Zaczekaj.-Zrównałam się z nią.-Wiesz może, gdzie są Scott i reszta?
-Sprawdzają coś, tyle wiem.-Odpowiedziała.
-Dlaczego nie poszłaś z nimi?-Dopytywałam. Stiles miał pecha, gdyż byłam osoba która lubiła wtrącać się w nieswoje sprawy.-Unikasz mojego brata?
-To on mnie unika.-Zabrzmiała trochę ostro ale zauważyłam też smutek na jej twarzy.
-Myślę, że unikacie siebie nawzajem. Słuchaj, nie wiem co między wami zaszło, ale powinniście to wyjaśnić.-Chciała coś powiedzieć ale nie pozwoliłam jej dojść do słowa.-Oboje macie mechanizm zamykania się w sobie i nie umiecie rozmawiać o uczuciach.-Zauważyłam.-Ale wiem, że bardzo mu na tobie zależy, wiec jeśli tobie też, to powinnaś z tym coś zrobić.-Poradziłam jej. Nie wiedziałam czy ją przekonam ale miałam taką nadzieję. Zadzwonił dzwonek.
-Dobra. Na razie.-Rzuciła i poszła w stronę swojej klasy.
-Nie ma za co!-Krzyknęłam jak nie odeszła jeszcze zbyt daleko.

Po lekcjach poszłam do biblioteki, kończyłam godzinę wcześniej niż Theo, więc zabrałam się za czytanie jakiejś książki. W końcu zjawił się. Pierwsze co zrobił to mnie pocałował. Nie mam pojęcia jak, ale każdy nasz pocałunek zdawał się być zupełnie inny od przedniego.
-I co warto było czekać?-Zapytałam gdy chwilowo zostawił moje usta w spokoju.
-Mhm.-Przytaknął.
Siedziałam na stole a on stał tuż przede mną.
-Więc... -Zaczęłam.
-Znów chcesz o czymś rozmawiać?
-No tak.-Westchnął w odpowiedzi ale dał mi też znak, że mnie słucha.-Chciałabym wiedzieć dokładnie, co jest między nami.-Wyznałam.-Bo nie wiem, czy jestem twoją tymczasową zabawką czy może kimś więcej?
-A kim byś chciała?
-Cholera!-Uniosłam się.-Czy choć raz nie możesz mi szczerze powiedzieć o co ci chodzi?
Zastanowił się chwilę.
-Podobasz mi się, a ja podobam się tobie, nie próbuj zaprzeczać. Za to nie podoba się to twojemu bratu, więc co ty na to, żebyśmy... -Znów zrobił krótką przerwę. Bardzo chciałam wiedzieć co ma na myśli.-Spędzali że sobą trochę czasu, tak wiesz, dla zabawy?-Na jego twarzy znów pojawił się cwaniacki uśmieszek i już wiedziałam, że mówiąc 'zabawa' nie miał na myśli gry w kręgle.
-W sensie jako chłopak i dziewczyna?
-Na to trochę za wcześnie.
-A na propowanie mi seksu nie jest za wcześnie?-Zmrużyłam oczy.
-Oh proszę cię.-Znów ten uśmiech.-Nie zgrywaj cnotki, księżniczko. Wiem o czym myślisz w tej swojej główce.-Zawsze jak używał takiego protekcjonalnego tonu miałam ochotę udusić go wilczym zielem.
-Nie mam pojęcia o czym mówisz.-Wzruszyłam ramionami.-Zechcesz mnie oświecić?-Prowokowanie go sprawiało mi niezłą frajdę.
-Bardzo chętnie bym ci pokazał, niestety w bibliotece należy być cicho.
-W takim razie...-Nieświadomie przygryzłam wargę.-Proponuję pójść... gdzieś indziej?
-Gdzie?- Dostrzegłam w jego oczach iskierki. Szkoda, że lada chwila miały zniknąć.
-Ja, pójdę do domu, przemyśleć twoją propozycję.-Uśmiechnęłam się niewinnie jednak z odrobiną triumfu.-Ty możesz robić co chcesz.

Wróciłam do domu. Weszłam i w kuchni zastałam śmiejących się Malię i Stilesa. Można powiedzieć, że zaprezentowałam na korytarzu swego rodzaju taniec szczęścia.
-Nie ma za co.-Powiedziałam do obojga wchodząc do kuchni. Gotowali coś, uroczo.-Też się załapie na kolację?
-Zastanowię się.-Zażartował Stiles.-Jak tam Twój chłopak?
-Jaki chłopak?
-Nie mam super węchu ale nadal czuje od ciebie zapach męskich perfum.-Zauważył.
-Też to czuje.-Dodała Malia.
-No... Okazał się być idiotą.-Palnęłam.
-Szkoda, miałem nadzieję, że częściej cię nie będzie.-Westchnął Stiles.
-Dzięki!-Rzuciłam sarkastycznie.

Po kolacji postanowiłam, że nie będę im przeszkadzać i poszłam do siebie. Im dłużej myślałam nad propozycją Theo tym bardziej miałam ochotę się zgodzić. Postanowiłam przejść się z tym. Okazało się, że Stiles gdzieś wybył więc zostawiłam karteczkę, że poszłam na spacer.

Szłam już dłuższą chwilę dobrze mi znaną dróżką w lesie. To prawda, że nastoletnia dziewczyna sama w lesie o tej godzinie, to nie zbyt mądry pomysł ale znałam te lasy lepiej, niż niejeden pracownik biura szeryfa, więc czułam się jako tako bezpiecznie. Nagle usłyszałam, że ktoś idzie za mną. Odwróciłam się gwałtownie. Theo. On bardzo lubił tak nagle pojawiać się za moimi plecami. Zatrzymałam się i zawiesiłam na nim wzrok. Ku mojemu zdziwieniu nie zatrzymał się, tylko minął mnie i poszedł dalej.
-Hej!-Krzyknęłam.
-Widzę, że zdążyłaś przywyknąć do mojej uwagi.-Rzucił i wyszczerzył zęby w tym dwuznacznym uśmiechu.
-Przyjmuje twoją ofertę.-Powiedziałam stanowczo.
-Nie sądziłem, że tak szybko się zgodzisz.
-Zamknij się, zanim zmienię zdanie.-Założyłam ręce na piersi i przewróciłam oczami, chociaż pewnie tego nie zobaczył bo było ciemno.
-Spraw żebym się zamknął.-Sprowokował mnie. Dokładne wiedziałam o co mu chodziło. Podeszłam do niego, wspięłam się na palce i pocałowałam. Odwzajemnił pocałunek.
____________________________
Oto i kolejny rozdział, już dziesiąty, wow 😀 Dziękuję wszystkim, którzy czytają i wspierają moje wypociny 💖😂 Następny już niebawem

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top