8

Nie pamiętam nic, co stało się potem. Kiedy otworzyłam oczy, byłam z powrotem w swoim pokoju.

- Dobrze, że się obudziłaś. Opatrzyłem twoje rany. Na szczęście nie wdarła się żadna infekcja. Te ostrza musiały być bardzo czyste. – usłyszałam głos Chishiyii

- Chishiya? – wyszeptałam, otwierając oczy

Ujrzałam blondyna siedzącego obok mnie na łóżku, jego ręka spoczywała na moim udzie, a para czarnych oczu patrzyła na mnie ciepło. Przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz.

- Postaraj się na razie nie wstawać. Nic się nie dzieje. – jego głos był tak uspokajający...

- Chishiya... gdzie jest reszta? – spytałam

- Jesteśmy sami. – jego ton zmienił się znów na oschły, i ostry

Mężczyzna powoli zbliżył się do mnie, po czym wyszeptał.

- To co mówiła Kuina, jest częściowo prawdą, nie wiem jak to robisz, ale przy tobie czuję się inaczej. Ludzko. Podoba mi się to. – zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, Chishiya wbił się w moje usta

Zdziwiona, odwzajemniłam pocałunek, po czym powoli rozpięłam jego bluzę, na twarzy blondyna pojawił się lekki uśmieszek. Moje ręce spoczęły na jego torsie, natomiast on kontynuował swoje pocałunki, tym razem na mojej szyi. Był delikatny i obchodził się ze mną powoli, tak jakby chciał się mną nacieszyć.

- Chishiya- – nie zdążyłam się odezwać, ponieważ jego usta mi to uniemożliwiły

- Spokojnie. – powiedział – Nic się nie dzieje. Jesteś bezpieczna. – jego ręka przez chwilę spoczęła na mojej szyi, po czym powoli zaczęła zsuwać się w dół mojego ciała,

Blondyn powoli i delikatnie podniósł moją głowę i rozwiązał górę od mojego stroju. Objęłam go rękoma i podczas gdy on zajmował się zdejmowaniem ze mnie ubrań, ja składałam pocałunki na jego ustach.

- Uratowałeś mnie. Dziękuję. – szepnęłam, a po chwili wszystkie nasze ubrania leżały na podłodze

- I gdybym mógł, zrobiłbym to jeszcze raz. – na jego słowa uśmiechnęłam się

Nie powiem, Chishiya był chyba najlepszym mężczyzną, z którym spędziłam noc. Gdy to robił, był subtelny, ale jednocześnie zimny i bezwzględny i sprawiał mi poczucie bezpieczeństwa. Gdy byliśmy sami, nie było pośpiechu, nie było krzyków. Wszystko znikało, chwilę po tym gdy jego ręka dotykała mojej. Gdy jego usta zbliżały się i delikatnie składały pocałunki na moim ciele.

- Kyoko. Pamiętaj, zabiję dla ciebie każdego, kto cię skrzywdzi. Rozumiesz? Ale jeśli spróbujesz mnie przechytrzyć... – jego oczy znów stały się zimne i bezemocyjne

Spojrzałam na niego z lekkim uśmieszkiem. Po czym lekko go pocałowałam.

- Spokojnie. Wątpię, żeby taka sytuacja miała miejsce. Natomiast... pamiętaj, jedna sztuczka i pokażę ci co umiem. – Chishiya odwzajemnił mój uśmiech, po czym podniósł się z łóżka i szybko założył ubrania

- Kapelusznik nie żyje. Nikt nie wie, kto go zabił. – moje serce zabiło szybciej

- Co? Jak to? Zginął podczas gry? – spytałam, a blondyn skinął głową

- Wojskowi stali się bezkarni. Niedługo wybuchnie wojna. Wszyscy to wiedzą. – Chishiya przerwał, kiedy zobaczył, że próboję wstać

Położył jedną rękę na moim udzie, a drugą na moim ramieniu.

- Postaraj się nie ruszac za bardzo przez parę dni. Rana musi się zagoić. Twoja wiza wygasa za trzy dni więc mamy czas. – mówiąc to cały czas składał pocałunki na moim czole i lekko masował moje włosy

- Kocham cię. – szepnęłam, a oczy blondyna rozszerzyły się ze zdziwienia

- Nie masz tego na myśli. – odparł sucho

- Uwierz mi, mam. – na moje słowa, mężczyzna wstał i bez słowa wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi

Następne trzy dni minęły mi dosyć szybko. Całe dnie spędziłam siedząc w łóżku, Chishiya rzadko mnie odwiedział od czasu naszej ostatniej rozmowy, a jeśli już to robił to tylko żeby przynieść mi jedzenie. Próbowałam z nim rozmawiać, ale nic z tego nie wychodziło.

Trzeciego dnia, moja wiza miała wygasnąć. Postanowiłam wstać wreszcie z łóżka, rana w nodze wciąż o sobie przypominała, ale nie uniemożliwiała mi chodzenia. Założyłam strój oraz klapki i już miałam wyjść z pokoju, gdy nagle wysoki, kobiecy głos wydobył się z mojego telewizora.

- Prosimy zebrać się na arenie, gra zaraz się rozpocznie.

Po chwili do mojego pokoju wbiegła Kuina oraz Usagi.

- Kyoko! Plaża jest areną gry! To dziesiątka kier! – powiedziała Usagi

- Skąd wiecie? – spytałam, kier to najgorsze, wymagające manipulacji gry, specjalność Chishiyii

- Chodź do lobby i sama się przekonaj. – Kuina zaprowadziła mnie na dół, przy jednym z filarów zauważyłam Chishiyę, jego wzrok, zimny, jak zawsze

- W skrócie, ktoś zabił Momokę, ta osoba jest Wiedźmą, naszym zadaniem jest ją znaleźć i spalić na stosie. – Usagi wskazała na gigantyczny, palący się stos stojący na zewnątrz, dziewczyna podała mi telefon

- Gdzie jest Arisu? – spytałam, nigdzie nie widziałam ciemnowłosego, a zazwyczaj trzymał się ze swoją towarzyszką

Usagi spojrzała na mnie zmartwiona.

- Niragi go uwięził. Nie wiem dlaczego. – spojrzała na Chishiyę – Idę go szukać. To wszystko przez ciebie – syknęła i pobiegła na górę

- O czym ona mówi? – spytałam, kiedy ja i Chishiya zostaliśmy sami

- Powiedzmy, że Arisu pomógł mi w przekonaniu się czegoś. Dzięki niemu utwierdziłem swoją teorię. – powiedział oschle

- Posłużyłeś się nim. – spojrzałam na niego – Skąd mam wiedzieć, że ze mną też tak nie zrobisz?

Chishiya uśmiechnął się pogardliwie.

- Nigdy nie jesteśmy niczego pewni na 100%. A teraz chodź, musimy znaleźć Wiedźmę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top