5

Playlist for this chapter:

• Under The Influence - Chris Brown
• LOOKATME - Jann
• Heartbeat - Childish Gambino
• Stargirl Interlude - The Weeknd

—————————————

- Przekaż szefowi, że mam u niego dług wdzięczności. – szepnęłam mu do ucha kiedy wchodziliśmy do windy razem z jego obstawą

Mężczyzna jeszcze mocniej zacisnął swoją dłoń na mojej ręce. Starałam zignorować fakt, że powoli przestawałam już ją czuć.

- Poczekaj aż tylko skończymy. – syknął kiedy wyszliśmy z windy, a następnie wepchnął mnie wchodząc do sali tak, że ledwo co nie upadłam na ziemię i utrzymałam się na nogach

Rozejrzałam się po pomieszczeniu, obok mnie stał duży, drewniany stół oraz krzesło. Na środku, przede mną, stał szereg osób. Wszyscy mieli na sobie plażowe stroje, coś tutaj musiało być na rzeczy. W ich przywódcy rozpoznałam Kapelusznika, miał na sobie kolorowy, rozpięty szlafrok oraz letnie, krótkie spodnie i okulary przeciwsłoneczne.
Po jego dwóch stronach stali „przydupasy" jak to ujęła Kuina oraz Chishiya, ze swoim triumfalnym uśmieszkiem.

Usiadłam niepewnie na krześle po czym jak zwykle chciałam się przywitać, lecz ubiegł mnie Kapelusznik.

- Witaj w Plaży! Naszej wspaniałej utopii! – rozłożył ręce patrząc na mnie przyjaźnie

- Taa... właśnie widzę jaka wspaniała. – mruknęłam pod nosem po czym zwróciłam się do niego – Hej. Miło poznać, jestem Kyoko.

- Zapewne wiesz, po co cię tu sprowadziliśmy...

- No właśnie w tym problem, że nie mam pojęcia. – mężczyzny chyba nie zadowoliła moja szczera odpowiedź

Przywódca Plaży westchnął tylko, po czym machnął ręką w stronę jednego ze swoich sługusów. Ten natychmiast podszedł do ściany i zaczął przesuwać ją, aż w końcu przede mną ukazała się kolekcja kart namalowanych na ścianie.

- Co to ma być? No jak na mural to takie średnie. – spojrzałam na Chishiyę, jego usta drgnęły w lekkim uśmiechu

- Widzisz... to miejsce powstało by dawać nadzieję tym, którzy ją porzucili. Miało być ostoją dla zagubionych dusz w tym kraju. I co? Udało się. Stworzyłem imperium. – powiedział Kapelusznik chodząc wte i we wte po pokoju

- Okej... do czego to zmierza? Bo nie kumam.

- Do tego, że dzięki zjednoczeniu zebranych przez nas kart, będziemy mogli wreszcie opuścić to miejsce! Rozumiesz? Po wygraniu każdej gry otrzymujesz wizę na taką ilość dni, jaka jest na numerze karty. Oznacza to, że po zebraniu wszystkich. Uzyskamy wizę, aby stad wyjechać. – to wszystko nie miało sensu

- I co? Tak wszyscy sobie po prostu pojedziemy pociągiem i wszystko się skończy, hm? – odparłam sarkastycznie

- Nie rozumiesz. – syknął Kapelusznik

- To mi wytłumacz.

- Na początku tylko jedna osoba będzie mogła opuścić ten kraj. Potem, jak uzbieramy kolejne karty, następna i tak dalej i tak dalej. Aż w końcu wszyscy stąd znikniemy. – brzmiało jak zupełnie z dupy plan obmyślany przez szaleńca i debila

Nie miałam siły się kłócić. Nie zgadzałam się z tym pomysłem, ale moim jedynym priorytetem w tamtym momencie był długi i spokojny sen.

- Mhm. Coś jeszcze? – mruknęłam wyczekująco

- W Plaży obowiązują trzy zasady. Pierwsza: wszyscy noszą stroje kąpielowe, nie da się ukryć w nich broni. Druga: wszystkie karty zebrane przez kogokolwiek, są wspólne, nikt nie przywłaszcza sobie kart. – tutaj urwał tak jakby oczekiwał, że coś odpowiem, ja jednak nie odzywałam się – Oraz ostatnia, trzecia zasada: zdradę karzemy śmiercią.

Kiwnęłam sennie głową po czyn wstałam i zaczęłam kierować się w stronę wyjścia, lecz gdy byłam już przy windzie, zatrzymała mnie czyjaś ręka mocno ściskająca moje ramię. Odwróciłam się i ujrzałam Niragiego, który patrzył na mnie z pożądaniem.

- Mówiłem ci, poczekaj tylko aż skończymy. – warknął uśmiechając się do mnie i jednocześnie przyszpilając mnie do ściany

Po moim całym ciele przeszły przyjemnie ciarki, spojrzałam mu w oczy, a mój oddech przyspieszył jeszcze bardziej. Tak cholernie miałam ochotę wbić się w jego usta, objąć rękoma jego szyję i nie odsuwać się dopóki nie zabraknie nam powietrza.
Nie zdążyłam jednak zareagować gdyż mężczyzna zbliżył się do mnie swoim ciałem, po czym złączył nasze wargi w namiętnym pocałunku. Nie opierałam mu się, po części nie chciałam, a po części nie miałam na to siły.

Mężczyzna jedną złapał mnie w talii, a drugą objął moją szyję, czułam jak serce bije mi jak oszalałe. Gdy zabrakło nam powietrza, odsunęłam od niego twarz o kilka centymetrów i spojrzałam mu w oczy.
Na jego twarzy pojawił się maniakalny uśmiech oraz pewny siebie wzrok.

W pewnym momencie jednak uderzyła mnie fala zmęczenia, która omal nie zwaliła mnie z nóg. Zachwiałam się lekko, po czym starałam wyślizgnąć się z jego uścisku.

- A ty gdzie się wybierasz? Możemy skończyć u mnie jak chcesz... – zlustrował mnie wzrokiem po czym puścił mi oczko

- Jestem w chuj zmęczona, także miło by było jakbyś mnie puścił. – zmusiłam się na sztuczny uśmiech

- Mnie się nie odmawia... – szepnął, po czym przysunął się bliżej mojej twarzy i przejechał językiem po moim policzku

Chciałam się cofnąć, ale za mną była tylko ściana. Zaczęłam panicznie szukać wyjścia, ale nie mogłam ruszyć żadną kończyną.

- Odpierdol się ode mnie. – powiedziałam stanowczo po czym spróbowałam go odepchnąć, ale to nie zdało się na nic, był zbyt silny

Nagle w pobliżu nas usłyszałam znajomy, nienaturalnie spokojny głos.

- Zostaw ją, Niragi. Masz lepsze rzeczy do roboty. – wychyliłam się i zauważyłam Chishiyę podchodzącego bliżej nas

Odetchnęłam z ulgą.

Ciemnowłosy poprawił swoją koszulę, po czym odszedł rzucając mi jeszcze na koniec mordercze spojrzenie.

- Dziękuję, Chishiya. Jestem ci winna. – szepnęłam, byłam tak wykończona, że nie miałam już na nic siły

Mężczyzna uśmiechnął się słabo, po czym wszedł ze mną do windy.

- Możesz spać w pokoju obok mnie i Kuiny. Jeśli ci to odpowiada. – odparł

Kiwnęłam głową, a kiedy tylko dotarłam do mojego nowego miejsca zamieszkania, rzuciłam się na łóżko i momentalnie zasnęłam rzucając jeszcze krótkie „dobranoc" do blondyna stojącego jeszcze przez chwilę w drzwiach.

- Dobranoc, Kyoko. – to były ostatnie słowa, jakie usłyszałam od niego, zanim wyszedł

————————————
Dobra macie tutaj taki rozdzialik jeszcze jeden hope u liked it

Bye❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top