2

Playlist for this chapter:
• Tag, You're It - Melanie Martinez
• Mad Hatter - Melanie Martinez
• Fairly Local - Twenty One Pilots
• Play with Fire - Sam Tinnesz
• INFERNO - Bella Poarch

————————————————

Moje serce przyspieszyło, a w głowie zaczęły kłębić się setki pytań. Co to za cholerne miejsce? O co chodzi z tymi grami? Czemu to wszystko jest takie realistyczne...?

Mimo niepokoju, coś mówiło mi abym poszła na arenę gdziekolwiek ona mogła się znajdować.
Rozejrzałam się wokół i moje oczy przykuł wysoki budynek niedaleko mnie. Tylko on był cały oświetlony.
Kiedy podeszłam bliżej zauważyłam grupkę ludzi stojących przy wejściu do budynku.

Wszyscy stali blisko swoich jakby bali się, że każdy kogoś zabije. Nagle, kiedy zrobiłam krok, pod moimi nogami na chwilę zabłysły czerwone paseczki.
Spojrzałam na stół stojący przede mną, leżało na nim kilkanaście telefonów, a nad nimi była tabliczka z napisem: „po jednym dla każdego".

Zdziwiona wzięłam do ręki urządzenie, a na ekranie pokazało się: „Rozpoznawanie twarzy. Proszę czekać do końca rejestracji"

Oparłam się o najbliższą ścianę i spojrzałam na mężczyznę obok, był ode mnie niższy. Miał jasne, blond włosy, białą bluzę z kapturem na głowie, czarne dresy i tego samego koloru sportowe buty, zauważyłam, że ma na uszach słuchawki. Jakim cudem udało mu się słuchać tu muzyki?

W pewnym momencie mężczyzna odwrócił się w moją stronę i zdjął jedną słuchawkę.

- Nie widziałem cię tu jeszcze. Jesteś nowa? – spytał, a następnie podał mi dłoń – Witamy w pojebanym świecie. Jestem Chishiya.

Uniosłam brew, a następnie uścisnęłam lekko jego dłoń.

- Kyoko. O co tu chodzi? Czemu akurat tutaj wszystko działa? – spytałam, ale on tylko uśmiechnął się i z powrotem założył słuchawkę – No to fajnie. Dzięki za informację. – przewróciłam oczami i spojrzałam w telefon

Na ekranie nie znajdowało się nic specjalnego, tylko jakaś dziwna tapeta i parę aplikacji takich jak aparat czy jakaś wiza.
Do stołu podeszła dwójka mężczyzn, również w tym samym wieku co ja, jeden z nich wyglądał jakby dopiero co obudził ze swojego największego koszmaru po graniu całą noc w strzelanki, miał rozmierzwione włosy, które lekko opadały mu na twarz, a na sobie zwykłą bluzę, t-shirt i dresy. Obok niego stał odrobinę wyższy blondyn w rozpiętej koszuli, dżinsach i ze srebrnym łańcuszkiem na szyi. Widać, że byli przyjaciółmi.

W momencie gdy do mężczyzn przykleił się jakiś dziwak w czarnym kapeluszu, zewsząd rozległ się wysoki, niemal piskliwy, damski głos.

- Rejestracja zakończona. Poziom gry, piątka pik. Gra pod tytułem: „Berek". Zasady: uciekaj przed berkiem i znajdź azyl przed czasem, po jego upłynięciu wybuchnie bomba znajdująca się w budynku. Czas przewidziany na tą grę to 20 minut.

Moje serce zabiło szybciej.

- Bomba? Czy oni sobie żartują? – powiedziałam jakby sama do siebie

- Wyglądasz na mądrą osobę. Domyśl się. – odezwał się Chishiya po czym ruszył w stronę windy spokojnym krokiem

Pomyślałam, że chyba lepiej będzie trzymać się tutaj razem, zwłaszcza, że z tego co usłyszałam z rozmowy tego dziwaka w kapeluszu i dwójki przyjaciół, ta gra ma być grą fizyczną.
Zanim drzwi windy zdążyły się zamknąć, wślizgnęłam się do środka i stanęłam naprzeciwko blondyna.

- Hej. Będę ci towarzyszyć. – powiedziałam, przez co na jego twarzy zagościł pewny siebie uśmiech

- Nie jestem raczej typem osoby, która pracuje w zespole. Co dopiero z kimś, komu nie ufam.

- Och zamknij się, przecież i tak nasze drogi zapewne rozejdą się po tej grze, a na razie nie widzę, żebyś miał jakąkolwiek broń, to podobno jest gra siłowa. – spojrzałam mu głęboko w oczy

Skinął głową po czym palcem wskazał na swoje czoło.

- Jestem mądry. To moja broń. Nie potrzebuję niczego innego. – nie zdążyłam odpowiedzieć gdyż drzwi windy się otworzyły, Chishiya przepchnął się obok mnie i spojrzał na mnie z wyczekiwaniem – Idziemy?

Zdziwiona zaczęłam rozglądać się po drzwiach, które mijaliśmy idąc w sam róg budynku, byliśmy teraz na siódmym piętrze.

- Jak zamierzasz znaleźć azyl stojąc w jednym miejscu? Masz jakąś telekinetyczną moc i będziesz otwierać drzwi na odległość? – zakpiłam lecz blondyn nie raczył ruszyć się ze swojego przytulnego miejsca przy balustradzie

On jednak nie odpowiedział, a zamiast tego pomachał z uśmiechem do dwóch podejrzanych mężczyzn przeszukujących nasze piętro. Oni natomiast zignorowali go i po prostu poszli dalej.

- A to co? Nieładnie! – krzyknął do nich, ale żaden nie raczył się odwrócić i odpowiedzieć

- Nie oczekuj, że wszyscy będą cię lubić, Chishiya. Na pierwszy rzut oka wyglądasz jak pojebany i genialny samobójca - socjopata. – odparłam i wychyliłam się przez balkon

Blondyn spojrzał się na mnie z usatysfakcjonowanym uśmiechem.

- No i dobrze, będą się trzymać ode mnie z daleka. – nie rozumiałam o co mu chodzi, jeżeli mamy grać w jakieś dziwne gry to chyba lepiej trzymać się razem, ale może on miał jakiś inny tok myślenia

Spojrzałam na telefon, czas do wyruszenia Berka właśnie miał minąć za parę sekund. Moje serce zabiło mocniej, a żołądek zaczął się zaciskać. Z trudem wciągnęłam powietrze. Odliczanie dobiegło końca.

- Czas do rozpoczęcia minął. Berek wyruszył na łowy. – odezwał się kobiecy głos, a dokładnie sekundę później słychać było odgłos zatrzymującej się windy

Nie nie nie nie nie...
Nagle po całym budynku słychać było tylko kroki, jeden za drugim, jeden za drugim. Nie mogłam tego wytrzymać, nie potrafiłam dłużej wsłuchiwać się w to przeraźliwie tajemnicze echo.
Przed oczami zaczęły tworzyć mi się czarne plamy, a po ciele przeszedł mnie lekki dreszcz, czułam jakby powietrze wypływało ze mnie, powoli zostawiając tylko puste ciało.

Osunęłam się o ścianę, Chishiya odwrócił się zdziwiony i spojrzał na mnie zdziwiony.

- Wszystko okej? – spytał, ale nie potrafiłam nic powiedzieć, miałam wrażenie jakby krtań zacisnęła mi się w supeł

Otworzyłam usta żeby wziąć oddech, ale nie potrafiłam, nie mogłam nic zrobić.

- Pomóż- – wyszeptałam, ale chwilę później jedyne co widziałam to ciemność

Cisza.

- Kyoko!

Słyszałam głos. Nie mogłam się podnieść. Czułam się jakby przygnieciona.

- Kyoko! – nagle głos mężczyzny wydawał mi się wyraźniejszy, otworzyłam oczy i ujrzałam przestraszoną twarz blondyna nade mną

Podniosłam się powoli, bolała mnie głowa. I w sumie tak jak całe ciało.

- Chishiya? Co się stało? – spytałam, ale przerwał mi odgłos strzałów

- Nie ma czasu teraz o tym rozmawiać. Chodź. Chyba mam pomysł jak nas stąd wydostać. Zostało mało czasu więc lepiej się pośpieszmy. – mężczyzna znów miał obojętny wyraz twarzy i nienaturalnie spokojny głos

Podniosłam się i poszłam za nim w stronę schodów.
Gdy zeszliśmy na dół, Chishiya podszedł do drzwi które jako jedyne wydawały się nie na miejscu, wszędzie wokół nich znajdowały się dziury po kulach, lecz tylko na nich nie było ani ryski. Niby mogło wydawać się to przypadkowe, ale wątpię żeby tak było. Nie w tym świecie czy cokolwiek to jest.

Zanim jednak zdążyliśmy otworzyć drzwi, podszedł do nas jeden z przyjaciół, których zauważyłam na dole, ten ciemnowłosy i jakby nieobecny.

- Też to zauważyłeś, prawda? – odezwał się do niego blondyn

- Tak. Za nimi coś jest. – odparł mężczyzna, po czym zbliżył rękę do klamki

- Ej... wiecie, że równie dobrze może tam być kolejny Berek? – odezwałam się, ale oni chyba chcieli zaryzykować, ponieważ zignorowali mnie i otworzyli drzwi – No dobra to ja poczekam na zewnątrz w razie jakby ktoś tu przyszedł i chciał nas zabić czy coś. – mruknęłam i odwróciłam się tyłem do pomieszczenia

Nie było to dobrym pomysłem, ale w tamtym momencie nie wzięłam tego pod uwagę.

- Ej chłopaki jak u- – dokończenie zdania uniemożliwiły mi kolejne strzały, tym razem za mną

- Cholera. Serio? – usłyszałam głos Chishiyi, który przepychając mnie wybiegł na korytarz zamykając za sobą drzwi i kucając za ścianą

Uśmiechnęłam się triumfalnie i odparłam.

- Czyżby kolejny Berek za drzwiami? Nie mów mi, że nie miałam racji. – mężczyzna spojrzał na mnie lekceważąco, a gdy strzały ucichły, uchylił drzwi i zajrzał powoli do środka

To nie był dobry pomysł, ale nie miałam zamiaru go zatrzymywać, byłby niezły ubaw widzieć go znowu przerażonego.
W momencie gdy Chishiya zajrzał do środka, rozległy się kolejne strzały, a mężczyzna znów schował się za rogiem.

Uśmiechnęłam się po czym, kiedy strzały ucichły chciałam wejść do środka lecz blondyn mnie powstrzymał zagradzając mi przejście ręką.
Chwilę później w mojej ręce znalazła się dziwna kostka z dwoma drucikami oddalonymi o siebie o parę centymetrów, tuż obok mojego wskazującego palca na kostce, znajdował się przycisk.

- Sam to zrobiłeś? – spytałam, kiwnął głową

„Kurde, ten człowiek jest niezły." Pomyślałam, po czym wychyliłam się jeszcze raz i ujrzałam wysokiego mężczyznę w zielonym płaszczu, wojskowych spodniach i czarnych butach. Co najbardziej przeraziło mnie w Berku, to jego przerażająca głowa konia.
Serce zabiło mi mocniej, mężczyzna stał teraz przy ścianie i przykładał maczetę do gardła tego nieogarniętego chłopaka.
Właśnie w tamtym momencie sparaliżowało mnie, schowałam się za ścianą i osunęłam się na ziemię.
Nie mogłam się ruszyć, a dziwna kostka Chishiyi utkwiła mi w ręku. Nie potrafiłam ruszyć żadnym mięśniem.
W końcu jednak, kiedy udało mi się uspokoić oddech i uniknąć wygórowanego spojrzenia blondyna, wstałam i wyjrzałam jeszcze raz.

„Kyoko, ten mężczyzna potrzebuje twojej pomocy. Jeśli nie zareagujesz to on zginie. Nie chcesz mieć jego życia na sumieniu." Powiedziałam do siebie, z nadzieją, że to zadziała.

- Nie chcę cię stresować, ale mamy mało czasu. – szepnął Chishiya pokazując mi telefon na którym zostało jedynie parę minut do końca gry, potem wszyscy zginiemy jeśli nic nie zrobię

- Zamknij się. – syknęłam po czym stanęłam w drzwiach i krzyknęłam do Berka jednocześnie zaciskając na ręce kostkę – Ej koński łbie!

Mężczyzna odwrócił głowę w moją stronę po czym pchnął chłopaka na podłogę, spojrzałam mu w oczy i dałam znać, że zajmę się przeciwnikiem, ale ciemnowłosy musi wymyślić, jak zakończyć to piekło.

Berek ruszył na mnie z maczetą w ręku, nie wiem jak to zrobiłam, ale w jednym momencie uchyliłam się przed jego atakiem, kopnęłam go po czym przyłożyłam mu kostkę do nogi i wcisnęłam przycisk. Pomiędzy dwoma pręcikami pojawiła się iskra elektryczna.

Mężczyzna upadł na podłogę, szybkim ruchem wyrwałam mu maczetę z dłoni po czym dźgnęłam go w brzuch z całej siły. Ostrze bez problemu wbiło się w jego ciało, a z rany trysnęła krew, która potem zaczęła spływać po jego zielonym płaszczu.

Moje nogi stały się jak z waty, ostrze wypadło mi z ręki, a ja sama usiadłam na ziemi naprzeciwko Berka.
Znów usłyszałam piszczenie w uszach, gdzieś w oddali doszły jakieś krzyki, a potem ten dźwięk.

- Gra ukończona. Gratulacje. – nie miałam na nic siły, spojrzałam na Berka pustym wzrokiem, udało mi się jeszcze doczołgać do niego i zdjąć mu maskę

Przeżyłam szok, to była kobieta, miała przerażony wyraz twarzy, a na jej szyi znajdowała się czarna obroża. Utkwiłam wzrok w jej telefonie, który wypadł z kieszeni. Widniał na nim napis „koniec gry".
Dobrze wiedziałam co to oznaczało i do czego służyła obroża. Łatwo było to wydedukować.
Chwilę później rozległo się pikanie. Podniosłam się i jak oparzona wybiegłam z pokoju.

3... 2... 1. Bum. Wybuchowi towarzyszył również dźwięk rozrywanej skóry. Zrobiło mi się niedobrze, spojrzałam na Chishiye, który jak gdyby nigdy nic patrzył na mnie spokojnym wzrokiem.

- A tobie co? Masz jakąś apatię? – spytałam, a na jego twarzy pojawił się uśmieszek

- Możliwe. Albo po prostu jestem szalony. – odparł i wszedł do pokoju

Zanim poszłam za nim, minął mnie ciemnowłosy i jakaś dziewczyna.
Oboje spojrzeli na mnie, po czym chłopak odezwał się cichym głosem.

- Dobrze się spisałaś, eee... nie wiem jak się nazywasz...

- Kyoko. A wy? – spytałam, próbując wyglądać przyjaźnie, nie jakbym przed sekundą dźgnęła i sparaliżowała kobietę z głową konia

- Arisu. – odpowiedział mężczyzna

- Usagi. – uśmiechnęła się do mnie dziewczyna

- Miło was poznać. – szepnęłam i weszłam do pokoju, w którym Chishiya przeszukiwał zwłoki Berka

Kucnęłam obok niego, starając ignorować się odurzający zapach świeżej krwi.
W rękach trzymał pomiętą karteczkę z dziwnymi bohomazami. Wyglądało to conajmniej jakby jakiś dzieciak nudził się na lekcji i robił cokolwiek by zabić czas po czym uznał za stosowne zgniecenie tego i rzucenie komuś w głowę.

- Zanim zapytasz. Nie mam pojęcia co to jest. – powiedział blondyn zamyślonym tonem, o mój Boże, czy tylko dla mnie jego głos był taki uzależniający i tajemniczy?

- Ja także. Chodźmy stąd, wali tu krwią. – mruknęłam stając na nogach

- My? Od kiedy trzymasz się ze mną? – spojrzał na mnie zdziwiony, ale miałam wrażenie, że nie do końca mu to przeszkadza

- Od dzisiaj, teoretycznie. Widziałeś te gry, nie są zbyt łatwe. Lepiej trzymać się razem. – uśmiechnęłam się po czym wyszłam z pokoju – No chodź, Chishiya. Opowiesz mi coś o sobie.

- Nawet na to nie licz kobieto. Nie mam ciekawej przeszłości ani charakteru.

Odwróciłam się w jego stronę i roześmiałam nerwowym tonem.

- Tym bardziej mam ochotę cię poznać. Chcę wiedzieć kto ukrywa się za tym cwanym uśmieszkiem. Masz w sobie coś interesującego. – odpowiedziałam po czym weszłam za nim do windy

—————————
No dobra taki troszkę dłuższy rozdział
Mam nadzieję, że wam się podobał, zachęcam do komentowania 🫶

Miłego dnia/wieczoru/nocy

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top