R 12 - plate 10
Siedzę na kanapie i wpatruję się w pustą ścianę przed sobą. Zayn siedzi w kuchni i z kimś rozmawia przez telefon. Nie wiem z kim, ale nie mam ochoty o to pytać. Jestem jeszcze zbyt przybity po obejrzeniu poprzedniej płyty. Nie mogę dojść do siebie.
Jak możliwe, że nie pamiętam go? Jak to możliwe, że zmusiłem go do tego, drastycznych kroków. Muszę być naprawdę psychicznie chorym. To przeze mnie tak cierpiał.
- Hazz, już pora - patrzę na Zayn'a i nie wiem co powiedzieć. Z jednej strony chcę mu odmówić i tego nie oglądać, ale z drugiej, chcę mieć to już za sobą - Chcę, abyś nie przerywał filmu, ale nie mogę cię o to teraz prosić - wzdycha. Sięga do kartonu po ostatnią płytę. Widzę jak trzęsą się jego dłonie.
Czy ta płyta jest straszniejsza niż ta poprzednia?
Moje wnętrzności ściskając się w środku. Mam ochotę zwymiotować, kiedy Zayn wkłada płytę do szufladki. Po chwili załącza się filmik.
- Witaj Harry... - głos Louis'a jest dość dziwny. Oczy ma zaczerwienione i wygląda gorzej niż na poprzedniej płycie. Jego biała koszulka, która zastąpiła szary sweter jest strasznie pognieciona - Długo się zbierałem do nagrania tej płyty. Robię to na ostatnią chwilę. To wszystko powinno już być zakończone, a ja bezsensownie dalej to ciągnę. Za nim jednak zaczniemy, chcę ci coś powiedzieć. - uśmiecha się, choć uśmiech nie dochodzi do jego oczu - Zostałem zmuszony do nagrania tych płyt przez Zayn'a pod groźbą śmierci, ale teraz już wiem, że nigdy nie będę żałować tego, że to zrobiłem. Mam przynajmniej pewność, że kiedy już odzyskasz pamięć, zrozumiesz mnie. Wiedz, że mino wszystko zawsze będę przy tobie - zaczesuje włosy do tyłu - A teraz zacznamy. Pewnie zastanawiasz się co się działo ze mną i gdzie byłem przez te trzy lata. Można powiedzieć, że nigdzie i wszędzie. - wzdycha - Po tym jak podjąłem decyzję o usunięciu się z twojego życia, próbowałem żyć normalnie i jakoś przez trzy miesiące mi się to udawało. - przeciera dłonią twarz - Niestety dowiedziałem się, że ty i Nick jesteście parą. Załamałem się. Wpadłem do domu jak oszalały, spakowałem się, wyciągnąłem kasę ze swojego konta i tak po prostu wyjechałem. Nikomu nic nie mówiłem, po prostu zniknąłem. Trafiłem do takich miejsc, których nazw nawet nie potrafię wymówić. Piłem na umór. Spałem wszędzie. W schroniskach dla bezdomnych, w motelach, w metrze i w dużo dziwniejszych miejscach. Zawsze jednak byłem pod wpływem alkoholu, więc mi to nie przeszkadzało. Kiedy ja gdzieś tam leżałem pijany, oni wszyscy mnie szukali. Pewnego deszczowego dnia siedziałem w metrze kończąc ostatnią butelkę jakiejś taniej wódki, kiedy znikąd pojawił się Stan. O mało mnie nie pobił, kiedy mnie znalazł. Wrzeszczał na mnie jak oszalały. Zrozumiałem tylko z tego, że wszyscy mnie szukają. Zapakował mnie do auto i zawiózł do domu. - przerywa i przeczesuje włosy dłonią. - Dzięki przyjaciołom i twojej rodzinie wylądowałem na odwyku. Po sześciu miesiącach wyszedłem i stałem się wrogiem numer jeden alkoholu. - jego uśmiech jest delikatny - Dlatego mówię, że mój wygląd nie jest związany z alkoholem. - wzdycha - Kiedy wyszedłem, postanowiłem wrócić do normalnego życia. Dzięki Stanowi odbudowałem swoje kontakty i znowu zacząłem pracować. Szło mi bardzo dobrze. Nie musiałem się o nic martwić, bo ludzie traktowali mnie z szacunkiem. Jakoś mi szło do momentu, gdy wracając z pracy, przechodziłem obok kawiarni „U Emilii". Zobaczyłem was. Byleś taki szczęśliwy. Śmiałeś się głośno i przytulałeś do Nick'a. Serce pękło mi na pół. Nick mnie zauważył, poznałem to po jego głupim uśmiechu. Pocałował cię, a ty nie miałeś żadnych oporów, aby ten pocałunek odwzajemnić. Zacisnąłem zęby i przeszedłem obok was. Miałem ochotę wybić zęby temu padalcowi. Kiedy doszedłem do domu, zamknąłem się w nim. Nikomu nie pozwoliłem wchodzić. Znowu zacząłem pić. Nie przejmowałem się tym, że wracam do nałogu. Miałem to w dupie. Pewnego dnia już nie wytrzymałem. Czułem się takie beznadziejny, bo ty potrafiłeś być szczęśliwym przy kimś innym. - spuścili głowę - Nałykałem się jakiś tabletek i popiłem whisky. Ostatnie co pamiętam, to walenie do drzwi. Wiesz, że mamy najwspanialszych przyjaciół na ziemi? - śmieje się.
- Tak macie - słyszę głos Zayn'a - A nawet ich nie doceniasz...
- Doceniam... doceniam, ciebie najszczelniej - wzdycha i patrzy w kamerkę.
Zatrzymuję filmik i patrzę na Zayn'a. Niech on mi coś powie! Lou przecież chciał się zabić!
- Co się stało?! - pytam, kiedy Zayn milczy.
- znalazłem go leżącego na podłodze. Nie mogłem go ocucić - Zayn patrzy ciągle na swoje dłonie - W ostatniej chwili trafił do szpitala. Mało brakowało. Tak mało brakowało, abyśmy go stracili - unosi na mnie wzrok. Płacze. Pierwszy raz widzę go plączącego. Ociera łzy i wstaje. Włącza film i wychodzi z salonu.
- Kiedy się obudziłem, miałem ochotę płakać. - odwracam wzrok od odchodzącego Zayn'a i wlepiam go w ekran laptopa - Byłem tak beznadziejny, że nawet nie potrafiłem się zabić. - zaśmiał się - Ale cieszę się, że przeżyłem. Życie to skarb. - wzdycha - Po tym jak poczułem się lepiej znalazłem się w ośrodku psychiatrycznym. Tak wylądowałem pośród wariatów. Chciałem się przecież zabić i podlegałem pod leczenie. To było już mniej zabawne - drapie się w policzek - Siedziałem tam długo, ale zrozumiałem, że życie jest jedno i należy je szanować. Kiedy wyszedłem zacząłem żyć od nowa. Znowu wdrążyłem się w życie. Wyprowadziłem się z naszego mieszkania i zamieszkałem u Stana. To właśnie jego mieszkanie. - wskazał palcem - Mimo tego, że nie żyliśmy w najlepszych stosunkach przez wiele lat, to teraz jest dla mnie jak brat. Dzięki niemu i reszcie stanąłem jakoś na nogi. I powiem ci, że tak o to spędziłem ponad trzy lata próbując wyleczyć się z ciebie. Próbowałem obojętności, alkoholu i nawet śmierci ale nic nie pomogło - śmieje się i nagle filmik się urywa.
Czy to koniec? Nawet się nie pożegnał, czy coś? To była przecież ostatnia płyta!
Tuż obok mnie pojawił się Zayn, klęka przed laptopem i coś grzebie. Nagle znowu usłyszałem głos Lou.
- Przepraszam cię za to cięcie, ale niektórzy nie rozumieją pytania: Czy baterie są naładowane...
- Bywa -mruczy Zayn
Słyszę nagle śmiech Niall'a
- Ty się buraku nie śmiej, bo oblałeś mnie colą! - wystawia środkowego palca - To nie do ciebie. No dobra. To już koniec. Nie umiem się żegnać i nawet nie wiem jak to zrobić. To jest trudne. Długo się zastanawiałem co mam powiedzieć na sam koniec, więc tylko powiem. Dokładnie trzy lata, trzy miesiące, trzy tygodnie i trzy dni temu, ty zapomniałeś o mnie, więc czas i na mnie. Czas abym spróbował zapomnieć i zaczął życie od nowa. Za kilka dni wylatuję do Nowego Jorku. Dostałem tam zlecenie i prawdopodobnie już nie wrócę. Tak więc Harry. Bądź zdrów i pamiętaj masz przyjaciół i rodzinę, a ja zawsze będę cię kochał. - dotyka ust, a później wskazuje na mnie. Filmik się urywa, a ja siedzę. W osłupieniu. Nie mam ochoty płakać, a krzyczeć. Mam ochotę wrzeszczeć.
Najgorsze jest to, że nie wiem co mam zrobić. Nie wiem co mam myślę. Nie czuję nic. Jestem pusty.
- Hazz... - unoszę wzrok na Zayn'a, który teraz stoi przede mną z białą kopertą wyciągniętą w moją stronę.
- Co to ma być?
- Czytaj...
- Nie mógł... - wskazuję na laptopa.
- Nie mógł - syczy
Odbieram kopertę i otwieram ją byle jak. Nie przejmuję się tym, że mogę uszkodzić to co jest w środku.
„Hazz
Nie byłbym sobą jakbym nie zapomniał o czymś powiedzieć. Tak jak mówiłem, mieszkaliśmy razem. W naszym wspólnym mieszkaniu dalej znajdują się twoje rzeczy. Zayn ma klucze, wiec możesz zabrać z mieszkania co chcesz. Nie musisz się spieszyć. Zayn wie co zrobić, wiec masz tyle czasu ile potrzebujesz.
Kiedyś powiedziałeś, że gwiazdy świecące zawsze mocniej wszędzie niż u nas w domu. Trzymam cię za słowo. Mam nadzieję, że tam gdzie wyląduję będą świecić na tyle, aby przypominały mi ciebie.
Żegnaj... prawdopodobnie najszybciej spotkamy się tam... po drugiej stronie...
Na zawsze Twój
Lou."
Ogarnia mnie złość. Zgniatam kartkę i rzucam nią przed siebie. Zayn patrzy na mnie zdezorientowany. Kiedy się otrząsa z szoku kładzie jakieś klucze na stoliku obok laptopa. Bierze wszystkie płyty i wrzuca je z powrotem do kartonu.
Podnosi wszystko i idzie w stronę drzwi. Wstaję i łapie go za rękaw.
- Co ty robisz? - wskazuję na pudło.
- Nie chcę, aby Nick to widział. - rzuca - Jak będziesz chciał to jeszcze kiedyś obejrzeć. Przyjdź do mnie, wiesz gdzie mieszkam...
- Ale...
- Hazz, powiem ci jedno. Nick zrobi potwora z Lou, jak zobaczy te płyty...
- Przecież... - sam nie wiem co chcę powiedzieć. Prawdopodobnie ma rację. To nie Louis jest wrogiem, a Nick.
- I jeszcze jedno. Chciałbym aby ktoś kiedyś pokochał mnie tak jak Lou kocha ciebie, a ty kochałeś jego.
Z tymi słowami wychodzi, a ja stoję i wpatruję się w drzwi wejściowe.
Z determinacją odwracam się od nich i idę do sypialni.
Pakuję wszystkie swoje rzeczy. Nie mogę mieszkać z takim kłamcą.
Nie mogę mieszkać z człowiekiem, który traktuje mnie jak jakieś trofeum. Bo nim tak naprawdę jestem. dla Nick'a jak trofeum, które wygrał walkowerem, bo jeden z zawodników odpuścił. Ten najważniejszy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top