Rozdział 9
*pov. Fallacy*
Niedługo powinni być. Ostrzegałem ich przed Eterną, więc raczej będzie dobrze. Mówili, że sobie poradzą. Mam nadzieję, że tak będzie... Tak czy siak trochę martwię się o tą dwójkę.
Encre ma się nie pokazywać dopóki nie powiem o nim naszym gościom. Tak dla jego bezpieczeństwa. Przyzwyczaiłem się, że tu mieszka, nie chcę żeby został przystawką. Ale to tylko ze względu na Jaspera! Mi tam wisi czy żyje czy nie.
^time skip^
Siedziałem w salonie z synem czekając na naszych gości. Mieli być koło godziny temu! Coś się stało. Albo Songe zaspał, co też jest możliwe. Oby to drugie...
Usłyszałem pukanie, albo raczej mocne walenie w główne drzwi. Zerwałem się biegnąc szybko do źródła hałasu. Otworzyłem wrota i na moment zamarłem. Złapałem Mac'a w porę, chroniąc go przed upadkiem i wprowadziłem, albo raczej wciągnąłem go do środka. Jasper spojrzał na nas przerażony i zamknął za nami drzwi.
Położyłem przyjaciela za ziemii oglądając z przerażeniem jego rozległe rany.
Złamana kość promieniowa, piszczel... Pęknięta kość biodrowa i kilka żeber... Nie zapominając o rozdartym w kilku miejscach skrzydle jednym i drugim... I ilości strzał wbitych w jego ciało... J-jakim cudem on... J-jest w tak ciężkim stanie... J-jak Volker w-wtedy...
- D-dorw-ali g-go... N-nie mog-głem nic z-zrobić... - Wycharczał wyczerpany.
Czyli mają Songe?! Jest źle, jest BARDZO ŹLE!!! NIE CHCE ICH STRACIĆ, CO ROBIĆ?!
*pov. Encre*
Widziałem całe zajście, stałem na schodach przyglądając się sytuacji. To wygląda okropnie nawet z daleka. Widać, że jest z nim bardzo, BARDZO źle.
Jak tylko zobaczyłem te rany jak najszybciej pobiegłem po bandaże i jakieś usztywniacze na połamane kości. Po drodze spotkałem Suave i w skrócie powiedziałem mu co się dzieje. Rzucił wszystko co miał w rękach i wziął ode mnie część przedmiotów. Razem ruszyliśmy do rannego wampira.
Fallacy zauważył nas na schodach i cały czas obserwował co robię z niemałym zdziwieniem. Dalej był przerażony, zapewne stanem przyjaciela...
Ja za to razem z Suave podbiegliśmy do rannego wampira i zaczęliśmy go opatrywać, ja zająłem się mniej poważnymi ranami, a lokaj zaczął mu nastawiać połamane kości. Kiedy usłyszałem trzask pierwszej przeszły mnie ciarki wzdłuż kręgosłupa. Krzyk wampira było słychać pewnie w całym zamku. Auć.
Po godzinie wszystkie rany były opatrzone, a nieprzytomnego wampira przenieśliśmy na kanapę do salonu i przykryliśmy ciepłym kocem. Suave wyszedł zostawiając mnie i Fallacego samych.
- Dziękuję Encre. - Uśmiechnąłem się ciepło do Fallacego słysząc podziękowanie.
- Nie masz za co, zrobiłem co mi instynkt podpowiedział--
- Nie byłem w stanie się ruszyć... - Przerwał mi. Spojrzałem na niego. Wbijał wzrok w śpiącego przyjaciela. Był przerażony... - Nie mogłem pomóc własnemu przyjacielowi... Gdyby nie wy umarłby mi w ramionach...
Podszedłem do niego kładąc mu dłoń na ramieniu. Szkoda mi go, bardzo. Po chwili zrobił coś, czego absolutnie bym się po nim nie spodziewał. Znowu.
Wtulił się we mnie... Jak przerażone dziecko w pluszaka...
Stałem jak wryty nie do końca wiedząc co robić. Dopiero gdy poczułem jak moja koszula robi się mokra objąłem go, mocno przytulając.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze... - Szeptałem co chwilę, chcąc dodać mu otuchy. Staliśmy tak przez jakieś 15 minut dopóki się trochę nie uspokoił.
- Mają Songe... - Powiedział cicho nie odrywając się ode mnie. Eterna go dorwała?! Pewnie... - Pewnie już nie żyje... - No właśnie, to miałem na myśli... Cholera... - To moja wina, mogłem im nie pozwalać tu przylecieć, nic by się nikomu nie stało gdybym--
- To nie twoja wina. Poinformowałeś ich, że Eterna jest w mieście, tak? - Kiwnął lekko głową. - Więc zrobiłeś wszystko co sam mogłeś. A jeśli chodzi o Songe, to trzeba być dobrej myśli. Może jednak udało mu się uciec i żyje? Póki co musimy się zająć Macabre, tak?
Odsunął się ode mnie patrząc mi w oczy z nikłym uśmiechem.
- Dz-dziękuję Encre... - Jego policzki przybrały lekko żółtą barwę. Czy on się... RUMIENI? Kurcze, jest słodki... Chwila, co?! Poczułem delikatne ciepło na policzkach. Cholera, teraz ja się rumienię... - Trochę mi lepiej, wybacz za to co zrobiłem, nie wiem co we mnie wstąpiło...
- Nic się nie stało. - Spojrzałem na leżącego wampira. Czeka nas długa noc...
__________________________
655 słów
Hehe, jest następny rozdział, a w zeszycie utknęłam i mam blokadę artystyczną xD KOCHAM ŻYCIE!
KTO MA DOŚĆ E-LEKCJI?! OPRÓCZ MNIE?!
U mnie jest ogarnięcie na poziomie ekspert, zwłaszcza przez nauczycieli, gdzie jeden robi swój własny plan a reszta każe iść normalnym planem. I mamy jutro jednocześnie biologię i angielski, polecam, nie wiem jak to się skończy...
No cóż...
Na razie miśki! ;*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top